środa, 21 maja 2014

Ostatni dar !

         "Siedzę w fotelu i przeżywam kolejny raz ostatnie chwile, które dane nam było przeżywać wspólnie ostatni raz.
Przesuwają się przed moimi oczami obrazy naszych ostatnich wspólnych minut i doświadczam dziwnego ukojenia.
          Nie odczuwam bólu, a ogarnia mnie dziwny spokój; rodzaj wyciszenia, gdy przecież powinienem wyć z rozpaczy!
Zamiast krzyku śmiertelnie zranionej duszy, doświadczam stanu spokoju wdzięczności Tobie.
Tak, trwam w stanie wdzięczności Tobie za to, że obdarzyłaś mnie darem współuczestniczenia w Twoim misterium przejścia.
Myślę  o dwóch największych doświadczeniach każdego człowieka:
Narodziny i umieranie!
         Tak różne i tak podobne i tak ważne, najważniejsze doświadczenia każdego człowieka!
         Początek naszej drogi życia zaczyna się najczęściej w szpitalnej  sali i wtedy zaleca się rodzicom, aby był to w miarę możliwości poród rodzinny.
Lekarze mówią, że takie narodziny są najlepszą formą, gdy oboje rodzice razem współuczestniczą w tym radosnym cudzie i to jest piękne.
         Te same szpitale, świadkowie narodzin, wspólnego przeżywania początku życia; są świadkami smutnych odejść, często samotnych śmierci.
         Ci sami lekarze, którzy niekiedy w sali obok zachęcają do wspólnego przeżywania porodów, niby w humanitarnym odruchu poddają nam możliwość wyboru, którego i ja doświadczam, gdy lekarka oznajmia:
-Pan niech zadecyduje, czy żona na te ostatnie dni ma wrócić do szpitala, czy ma odejść w domu...
I żadnej sugestii, co należy zrobić....?
Jakby się bała powiedzieć, że w tej najważniejszej chwili, jedynym właściwym miejscem dla każdego człowieka jest jego dom, miejsce wśród najbliższych!
         Może warto uświadomić sobie, jak wielką wartością, także dla najbliższych jest zaszczyt bycia razem i współprzeżywania tego smutnego cudu przejścia..."
        Dzisiejszy fragment "Zakochanej koloratki" umieściłem na początku tekstu, bez wprowadzenia, przygotowania się na trudny dla każdego temat śmierci osoby bliskiej.
        Może tak musi być, bo rzeczywiście trudnym, a może nawet niemożliwym jest przygotować się na przeżywanie, albo raczej współprzeżywanie tajemnicy odejścia osoby bliskiej.
        Nikt nie lubi tematu śmierci, ja także; ale ona jest i dotyka każdego i dotknie każdego z nas.
       Gdy w kwietniu 2005 roku odchodził Jan Paweł II, świat wstrzymał oddech i każdy, kto mógł kierował się w kierunku Placu Św.Piotra, aby choć z oddali uczestniczyć w misterium odchodzenia człowieka niezwykłego, kochanego przez wszystkich.
Byli tam, aby czerpać z daru świętego męża, tak to odczuwali.
On w czasie swojego odchodzenia kolejny raz przekazywał im dar miłości, którą przepojone było jego życie.
        Szkoda, że boimy się śmierci, unikamy możliwości otrzymania ostatniego daru od osoby, z którą nas w ciągu minionych chwil łączyło tak wiele.
        Nie lubimy śmierci, umierania i może dlatego oddaliśmy te ostatnie chwile szpitalom, ośrodkom paliatywnym, hospicjom, które odwiedzamy na chwilę i wychodzimy z pytaniem: Kiedy?
Potrafimy nawet usprawiedliwić taki stan rzeczy: zabieganiem, pracą, a niekiedy po prostu szukamy usprawiedliwienia naszej decyzji i mówimy:
-Nie potrafię patrzeć na cierpienie, zwłaszcza, gdy chodzi o osobę kochaną!
-Tam są fachowcy, potrafią uśmierzyć ból choroby, a co ja miałbym zrobić?
        Może pomyślmy przez chwilę z pozycji hospicyjnego łóżka, wejdżmy w sytuację tego, kto godzinami wpatruje się w sufit obcego pokoju i zwyczajnie odczuwa strach!  
Leży sam wśród innych, tak samo samotnych "podróżnych" oczekujących na swój ostatni pociąg!
Leży, czeka i tylko niekiedy przenosi się  myślami do osób, które tak niedawno były małymi dziećmi, a on trzymał je na kolanach i świat był wtedy dla nich rajem, bo czuli ciepło miłości.
-Ale on, ona już nie ma świadomości, nie poznaje nawet najbliższych więc chyba jest mu wszystko jedno, gdzie spędzi ostatnie chwile?-  próbujemy kupić sobie spokój, ukojenie.
        Nie chcę moi drodzy, abyście uznali mnie za radykała, który przekreśla sens szpitali, hospicjów i innych inicjatyw wrażliwych ludzi, którzy często z potrzeby wielkiego serca potrafią służyć swoją miłością w takich miejscach.
        Nic z tych rzeczy i chylę czoła przed ich poświęceniem! 
Chciałbym jednak, abyśmy wszyscy i każdy z nas z osobna pomyśleli , gdy staniemy przed koniecznością decyzji: jak ma wyglądać ostatni czas naszej  ukochanej osoby ?
Zróbmy wtedy wszystko, aby to misterium przejścia było dla niej najlepsze!
        Parafrazując słynne powiedzenie księdza Twardowskiego, ośmielę się zaapelować:
Kochajmy ludzi przed ich odejściem, ze świadomością, że nasze wzajemne pożegnanie dokonuje się w czasie, gdy oni jeszcze żyją, a pogrzeb na który taszczymy olbrzymie wieńce z  napisem:"ostatnie pożegnanie" to tylko wspomnienie czasu, który już minął!
       Nie bójmy się chwil odchodzenia naszych najbliższych i odbierzmy je jako czas szansy: na słowa, gesty, decyzje, którymi możemy ostatni raz powiedzieć:Kocham Cię!

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz