środa, 31 maja 2023

 

Boże Ciało-kotwica nadziei.

Kiedy Nauczyciel z Nazaretu przemierzał pustynne równiny Palestyny, zawsze towarzyszyły mu rzesze tych, którzy byli spragnieni nadziei, a On ją im dawał swoją nauką i niezwykłymi dokonaniami odbieranymi w kategorii cudów będących ich udziałem.

Nie wszystkim było to w smak i oprócz zwolenników na jego drodze pojawiali się także ci, którzy obserwując go nieco z oddali, szukali argumentów przeciwko temu fenomenowi porywającemu tłumy gawiedzi.

To że Jezus budził skrajne emocje nie ulegało dyskusji, bo przecież niedługo trzeba było czekać, aż przelała się czara nienawiści jego przeciwników, którzy ostatecznie załatwili mu krzyż mający ostatecznie położyć kres jego dobrej passie.

Jesteśmy obecnie w przededniu jednego z najbardziej barwnych świąt z roku liturgicznego, kiedy na ulice naszych miast i wiejskich przysiółków także, zawita ten sam Chrystus pod postacią konsekrowanego chleba, czyli swojego Boskiego Ciała.

Dla wierzących z pewnością będzie to powód do radości, że oto sam Bóg w uroczystej procesji dokona swoistego przeglądu nie tylko naszych ulic, ale i serc przeżywających radość z tego spotkania.

Polska jako jeden z nielicznych krajów chrześcijańskiego świata celebruje od wieków ten zwyczaj goszczenia Boga w naszej rzeczywistości łącząc tę uroczystość z dniem wolnym od pracy, abyśmy mogli jak najgodniej przeżyć te coroczne święto.

Lubimy ten odświętny blichtr: drogę umajoną kwiatami, które przed celebransem niosącym monstrancję rozsypują dziewczynki w białych sukienkach, dźwięki orkiestry akcentujące najbardziej istotne momenty celebry, odświętne stroje uczestników tego religijnego wydarzenia.

Boże Ciało to jednak nie jedyny dzień w roku, kiedy możemy spotkać Chrystusa tak blisko, zdawać by się mogło, na wyciągnięcie ręki.

On o wiele częściej daje nam okazje do takich osobistych spotkań, i nie chodzi tu tylko o liturgię mszy świętej, w czasie której obecni dostępują osobistego spotkania z Bogiem Eucharystycznym, kiedy celebrans ukazuje zebranym konsekrowane Ciało Zbawiciela w chwili Podniesienia.

Wiele spotkań zdaje się być przez nas niezauważonymi, choć On przechodzi często obok naszego życia, jak chociażby wtedy, kiedy mijamy na chodniku kapłana niosącego Konsekrowany Chleb dla chorych nie mogących uczestniczyć w coniedzielnej liturgii.

I tu trzeba wrzucić swoisty kamyczek do naszego zachowania.

Sam pamiętam niezręczność sytuacji, kiedy także sprawowałem tę posługę i wtedy często spotykałem się z kłopotem zachowania przypadkowo spotkanych parafian.

Owszem część starała się wykonać jakiś gest szacunku wobec spotkanego na swoje drodze Chrystusa i delikatnie przyklękała, bądź chociaż skinieniem głowy wyrażała szacunek wobec takiej niezwykłej chwili.

Było jednak wielu, którzy celowo odwracali się udając, że nie zauważyli przechodzącego z komunią kapłana i wykonywali nerwowe ruchy mające usprawiedliwić ich zmieszanie.

Jeden z kapelanów szpitalnych, który dokonywał codziennego obchodu oddziałów chorych, opowiedział mi kiedyś historię pewnego pacjenta szpitalnego oddziału, któremu stanowczo nie pasowały odwiedziny kapłana w pokoju chorych i nie omieszkał wyrazić swojego sprzeciwu takowym praktykom, żądając od ordynatora oddziału stanowczego zakazu tych praktyk, kiedy on się tam leczył.

Lekarz spokojnie wysłuchał jego zdania i zalecił mu opuszczanie pokoju w czasie odwiedzin kapłana, co wydawało się logicznym, gdyż chory był pacjentem chodzącym.

Czyli nic nowego.

Chrystus i dziś budzi skrajne emocje i z tym musimy się zgodzić, bo każdy ma prawo do swojego stanowiska, ale czy aż do tego stopnia?

Historia przez ostatnie dwa tysiące lat opowiedziała się po Jego stronie, a nam nie pozostaje nic ponad to, aby tak zwyczajnie na co dzień dawać świadectwo, że On nadal jest dla nas istotnym ogniwem naszej nadziei.

Kryspin

wtorek, 23 maja 2023

 

Dlaczego w Polsce rodzi się mało dzieci?

W Polsce rodzi się coraz mniej dzieci i jednocześnie wzrasta ilość tych naszych rodaków, którzy kończą swoje ziemskie bytowanie, czyli umierają.

Jesteśmy w gorącym czasie kampanii przed jesiennymi wyborami i z tego powodu potęgują się głosy z lewa i prawa, w których ten demograficzny problem staje się jednym z wiodących tematów.

Opozycyjni aktywiści trąbią na alarm odpowiedzialnością obarczając rządzących, którym nawet zwiększenie pomocy finansowej dla rodzin ni jak nie wpłynęło na zwiększenie dzietności, ale próżno w tym wzajemnym obrzucaniu się odpowiedzialnością za zaistniałą sytuację doszukać się pogłębionej refleksji wszystkich uczestników rzeczonego sporu.

Jakoś nikomu nie przychodzi na myśl fakt, że oto mamy do czynienia z niżem demograficznym potencjalnych rodzicieli i siłą rzeczy musimy się liczyć z tym, że jeszcze długo będziemy się mierzyć z niedostadiem maluchów w naszych rodzinach.

Problem spadku dzietności w naszym społeczeństwie, to także pokłosie „nowoczesności” jaką od lat promują niektóre środowiska systematycznie krytykujące tradycyjny model rodziny oparty o małżeński związek dwojga ludzi, którzy naturalnym porządkiem rzeczy decydowali by się na wspólną drogę, a zamiast tego promuje się ideę wolnych związków, bo przecież papierek z Urzędu Stanu Cywilnego, czy kościelnych ksiąg zapisujących sakramentalny związek małżeński, to nikomu niepotrzebny przeżytek.

Według oficjalnych statystyk w tychże związkach rodzi się tylko około 15% dzieci przychodzących corocznie na świat , bo one dodatkowo przeszkadzają w samorealizacji młodych, więc traktowane są li tylko jako produkt uboczny wolnej miłości.

Po okresie socjalizmu, który przez ponad czterdzieści lat fundowały nam narzucone przez obcych władze, pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku zapragnęliśmy zakosztować dobrobytu będącego udziałem wolnych narodów i zaczęliśmy przyśpieszony kurs nadrabiania zaległości, aby żyć lepiej, i dobrze, że tak się stało, ale?

Nie wszystko złoto, co się świeci i oprócz poprawy statusu materialnego zaczęliśmy chłonąć i to, co można określić śmieciami wolności.

Dla uważnego obserwatora musi budzić niepokój to, że Europa w pogoni za wolnością coraz bardziej odcina się od korzeni, którymi żyła przez wieki i próbuje stworzyć nowego człowieka wolnego od tradycji chrześcijańskiej, nie dając nic w zamian.

Laicyzacja codzienności tworzy rodzaj pustki, która otwiera pole do działania tych nacji, które pielęgnując swoje tradycje z ochotą wypełniają tę lukę, i to musi budzić niepokój.

W Polsce także mierzymy się z tym trendem, choć póki co zdajemy się być wolnymi od zagrożeń multikulturowością w europejskim wydaniu, ale i u nas dokonuje się erozja trawiąca społeczeństwo.

Polityczna kampania dzieli nas na tych, którzy są światli i tych zapyziałych katoli, którzy trzymając się kościelnych sutann stanowią rodzaj hamulca przed nowoczesnością.

Najbardziej zagorzali przeciwnicy wpływu Kościoła na naszą rzeczywistość żądają nawet referendów mających obnażyć negatywne odziaływanie tej instytucji na umysły Polaków chociażby w kwestii aborcyjnej.

Przyznam, że trochę to dziwnie brzmi, kiedy liderzy niektórych nacji rozdzierają szaty nad obniżającym się wskaźnikiem dzietności w naszych rodzinach, kiedy jednocześnie promują pomysł powszechnej możliwości aborcji do dwunastego tygodnia ciąży, jednocześnie wyrażając swoje oburzenie, że Kościół jest temu przeciwny.

Kościół zawsze będzie po stronie życia, także tych najsłabszych i trudno z tym dyskutować, a politycy mający na względzie przyszłość naszego narodu może by zadbali o to, aby przyszłym matkom tworzyć jak najlepsze warunki dla ich powołania.

Jest u nas wiele do zrobienia w tym względzie i może warto by było chociażby w tym gorącym okresie przedwyborczym obiecać im lepsze szpitale, żłobki dla maluchów i rzeczywistą politykę prorodzinną, tylko tyle i aż tyle.

Kryspin

środa, 17 maja 2023

 

6 szpitali i 1300 kościołów.

Kiedy Jezus przebywał w Betanii, podeszła do niego kobieta i wylała na jego głowę flakon drogiego olejku, co nie pozostało bez reakcji obecnych.

Uczniowie stanowczo zareagowali na ten gest uważając go za dalece niestosowny, gdyż można by inaczej spożytkować te kilkaset denarów, będących ceną za ten drogi eliksir i uzyskaną kwotę przeznaczyć na dobro potrzebujących.

Z pewnością zaskoczył ich i jednocześnie zawstydził sam Nauczyciel, kiedy oznajmił:

-«Czemu sprawiacie przykrość tej kobiecie? Dobry uczynek spełniła względem Mnie. Albowiem zawsze ubogich macie u siebie, lecz Mnie nie zawsze macie. Wylewając ten olejek na moje ciało, na mój pogrzeb to uczyniła. "Zaprawdę, powiadam wam: Gdziekolwiek po całym świecie głosić będą tę Ewangelię, będą również opowiadać na jej pamiątkę to, co uczyniła».(Mt 26,6-13)

Jeszcze bardziej stanowczo tę historię opisał Ewangelista Jan, który skonkretyzował osobę Apostoła głośno protestującego w tej sprawie.

Najbardziej oburzonym okazał się Judasz, jeden z dwunastu światków gestu pobożnej kobiety, który nie omieszkał wyrazić swojego sprzeciwu, ale powiedział to nie ze względu na troskę o ubogich, a dlatego, że sam był złodziejem i podkradał z trzosu pieniądze mające służyć dobrej sprawie.

Na jednym, z portali społecznościowych pojawiło się ostatnio zestawienie ilości inwestycji w Polsce po 1989 roku.

Nie kryjący oburzenia internauta zauważył, że w tym okresie pobudowano u nas zaledwie 6 szpitali, kiedy nowych świątyń powstało ponad 1300!

Pewnie można by znaleźć jeszcze wiele innych przykładów braku inwestycji potrzebnych, które winny być traktowane z należytą troską, i jeszcze długo można by wyliczać ich braki, ale trudno nie zauważyć, że nieskrywane oburzenie ilością stawianych świątyń nie powinno być ilustracją ekonomicznych niedostatków, gdyż te budowle powstają z pieniędzy wiernych, którzy swoje prywatne środki ofiarowali na ten cel.

Podejrzewam także, że osoby krytykujące takowe inwestycje, nigdy nie partycypowały w kosztach ich powstania.

Pewnie teraz antagoniści kościelnych obiektów nie omieszkają powołać się na coroczny fundusz kościelny, który zasilany jest z budżetu państwa, czyli z naszych podatków.

I znowu będzie to nietrafiony zarzut, bo znakomita większość osób płacących daninę na rzecz wspólną stanowią ludzie wierzący i chociażby z tego powodu mają prawo oczekiwać choćby części ze wspólnej, państwowej kasy.

Brnąc w krytyczny osąd dotyczący wspólnych pieniędzy nie sposób pominąć faktu, że Kościół nie jest jedynym uprzywilejowanym w tym podziale, bo gdybyśmy chociażby przyjrzeli się budżetom jednostek terytorialnych, to zauważylibyśmy, że w ich wydatkach pojawiają się niekiedy znaczne kwoty dotacji do wszelakich inicjatyw, których często nie sposób racjonalnie wytłumaczyć, i jakoś nie słychać głosów sprzeciwu.

Ktoś poważył się dokonać podsumowania wydatków na dalece kontrowersyjne projekty organizacji pozarządowych pozyskujących dotacje z największych miast w Polsce i wyliczył, że zamykają się one w kwotach dalece przekraczających miliard złotych rocznie. Nie trudno wyobrazić sobie, że z tych pieniędzy można by wybudować kilka szpitali rocznie, co w okresie od 1989 roku dałoby bagatela-ponad 100 nowych placówek opieki medycznej.

To nie jedyne kontrowersyjne wydatki, które pojawiają się w budżetach ośrodków lokalnej władzy, czego przykłady można by mnożyć.

W mojej gminie, wcale nie najbogatszej, w promieniu kilku kilometrów pobudowano ostatnio kilka obiektów do przyjęć okolicznościowych. Okazałe budynki przez większość roku świecą pustkami, bo nowożeńcy wolą lokale gastronomiczne, ale cóż, pobudowano te przybytki i jakoś nikomu to nie przeszkadza.

Nowe kościoły budowane są dla bieżących potrzeb parafialnych wspólnot, na co dzień służąc wiernym i nie powinny być przedmiotem krytyki tych, którym wydają się być zbędnym elementem naszej rzeczywistości.

-Czemu sprawiacie przykrość tym ludziom, którzy decydując się budować dom dla mojej pamięci, realizują swoją potrzebę wiary.

Pewnie w taki sposób sam Chrystus zwróciłby się do tych wszystkich, którzy chcieliby stworzyć nową historię, w której dla niego nie byłoby już miejsca.

Już kiedyś, całkiem niedawno byli u nas „wizjonerzy”, którzy postawili sobie za cel wymazanie Boga z ludzkiej pamięci i stworzenie raju wolnego od „opium” dla ciemnego motłochu.

Minęło niewiele lat i na szczęście dla wszystkich, ich marzenie przeszło do wstydliwej przeszłości.

Kryspin

wtorek, 9 maja 2023

 

Czy Kościół reglamentuje drogę do Boga?

Trudno poważnie potraktować pretensje faceta, któremu los poskąpił wzrostu, a pomimo tego „defektu” chciałby robić karierę w kompanii reprezentacyjnej wojska. Pewnie, że w przypływie frustracji pożaliłby się na dyskryminacyjne, jego zdaniem, wymogi rekrutacyjne, ale i tak nic by nie wskórał.

Inny delikwent chciałby realizować się w ochotniczej straży pożarnej, ale poza zamiarem nie uczyniłby nawet kroku w tym kierunku, i tak w tym płonnym zamiarze doczekałby do śmierci, a po tym ostatecznym zakończeniu ziemskiego bytowania jego bliscy udaliby się do szefostwa OSP, aby ci urządzili mu ostanie pożegnanie z użyciem wozu strażackiego, jako karawanu..

No i konflikt gotowy, bo spotkaliby się z odmową.

Te dwa hipotetyczne przykłady jak ulał pasują do sytuacji z kościelnej łączki.

Pierwszym z nich można by zilustrować przypadek byłego duchownego, który ostatnio zaistniał na portalu internetowym, w którym zarzucił Kościołowi, że ten reglamentuje dostęp do Chrystusa, dyskryminując myślących inaczej.

Dopiero nieco później w trakcie obszernego elaboratu przybliżył czytelnikom kulisy swojego odejścia ze stanu kapłańskiego.

Szczerze deklarując swoją homoseksualną orientację właściwie wyczerpał powody, dla których nie powinien od samego początku obierać drogi ku kapłańskiej karierze, ale postanowił inaczej.

Pewnie, że teraz odezwą się głosy w rodzaju, że przecież znaczny odsetek sług ołtarza takowe skłonności także przejawia, a i tak co niedziela przewodniczą eucharystii, i jakby tego było mało, o ich preferencjach często wiedzą szeregowe owieczki Bożej owczarni.

Aby uciąć wszelkie spekulacje, trzeba stanowczo rozgraniczyć bycie w Kościele ze wszystkimi sprawami, które o nas stanowią, także z naszymi preferencjami seksualnymi, i nikomu nie wolno nas oceniać, czy dzielić w tej kwestii, bo tylko Bóg zna całą prawdę o naszym życiu;

natomiast w sprawie oceny, czy dany kandydat wypełnia kryteria powołania Kościół ma jasne stanowisko i należy jedynie ubolewać, że z winy tych, którzy są odpowiedzialni za proces rekrutacyjny do służby ołtarza, to sito „selekcji” jest często dziurawe, bądź w ogóle pomijane, co w efekcie przynosi najwięcej szkody samej instytucji.

Drugi przypadek (niedoszłego strażaka) to kolejny „kwiatek” zgrzytu w kościelnych relacjach pomiędzy wiernymi, a dysponentami kościelnych posług.

Do takiego spięcia dochodzi często w przypadku posługi pochowania zmarłego.

Jeden z proboszczów naraził się krewkim krewnym nieboraka, który zakończył swoją doczesną pielgrzymkę, a za ziemskiego czasu był otwarcie antykościelnym, co wielokrotnie manifestował swoim zachowaniem i wszem i wobec deklarował swoją niechęć do kościelnych praktyk.

Duszpasterz otwarcie odmówił kościelnej posługi odsyłając żałobników do zakładu pogrzebowego, jako najbardziej właściwej, w tym przypadku, instancji ostatniego pożegnania.

To jednak nie wyczerpało konfliktu, bo bliscy poskarżyli się na duchownego u jego biskupiego przełożonego i koniec końców załatwili kościelny pochówek, a co.

I znowu odezwą się głosy tych, którzy wiedzą lepiej i znajdą remedium na upór kościelnego radykała, bo przecież zawsze znajdzie się inny ksiądz, który za odpowiednią opłatę załatwi problem.

Pewnie, że można i tak, i jeżeli do tego wszystkiego swoje trzy grosze dołożą jeszcze kościelni przełożeni w imię złagodzenia konfliktu, to prosty sposób tworzenia obrazu Kościoła, jako takiego chłopca do bicia, albo tworu do szpiku kości przesiąkniętego kultem mamony.

Kościół nie powstał, by reglamentować dostęp do Boga, ale został powołany do tego, aby dbał o należytą godność temu, który go powołał.

Chrystus ukazujący nam drogę do Bożej Miłości bardzo poważnie traktował swoją misję i tego samego wymaga od naszej wiary.

Zawsze jednak szanuje wolę każdego i dlatego stawia przed nami prawo wyboru: ”Jeśli chcesz”.

Kryspin

środa, 3 maja 2023

 

Święci patroni Polski

Biskup Pragi Czeskiej Wojciech dopiero pod koniec swojego życia (urodził się około 956 roku) zawitał na ziemie polskie, gdzie prowadził działalność misyjną na północnych rubieżach młodego państwa i w jej trakcie, 23 kwietnia 997 roku poniósł męczeńską śmierć z rąk pogańskich Prusów.

Według najstarszych przekazów jego ciało od barbażynców wykupił książę polski Bolesław Chrobry, płacąc za doczesne szczątki misjonarza złotem, którego ilość była równa wadze zmarłego.

W niespełna dwa lata po śmierci czeskiego biskupa Papież ogłosił go w 999 roku świętym męczennikiem Kościoła i nadając mu przymiot patrona ziem polskich, otworzył drogę do powołania samodzielnego arcybiskupstwa w Gnieźnie.

Po niespełna wieku od tamtych wydarzeń w Krakowie swoje życie w równie drastyczny sposób zakończył tamtejszy biskup Stanisław ze Szczepanowa, który będąc zwierzchnikiem południowej diecezji naszej piastowskiej ojczyzny popadł w konflikt z królem Bolesławem Szczodrym, później noszącym przydomek Śmiały.

Według najstarszych zapisów kronikarskich, śmierć dosięgła hierarchę w kościele na Krakowskiej Skałce w trakcie sprawowanej przez niego liturgii.

W jego przypadku lokalny kult dalece wyprzedził decyzje papieskiej władzy, która dopiero po prawie dwóch wiekach zaliczyła go do grona świętych męczenników Kościoła i dozwoliła na jego wspomnienie w dniu 8 maja każdego roku.

Obu tych męczenników głównymi patronami Polski (Obok NMP) ustanowił dopiero papież Jan XXIII w roku 1963.

Gdyby prześledzić naszą historię w kontekście bohaterów, którzy swoim wyjątkowym życiem zapracowali sobie na miano świętych, to przez te minione tysiąc lat nazbierałaby się ich całkiem pokaźna liczba.

Wczytując się w poszczególne przypadki tych kanonizowanych osób niestety odnosi się wrażenie, że im dalej cofalibyśmy się w naszych dociekaniach, tym więcej byłoby niejasności ich dotyczących, a powód jest oczywisty, gdyż niekiedy hagiografowie nie dołożyli należytych starań o rzetelne przekazanie historii ich życia.

Zgoła inaczej jest z ostatnim z naszych świętych, papieżem Janem Pawłem II. Jego życie prześwietlono niczym rentgenem i udokumentowano praktycznie minuta po minucie, co winno rozwiać jakiekolwiek wątpliwości co do jego osoby, a jednak?

No i mamy od kilku miesięcy spektakl pod nazwą:

-Czy aby nasz ostatni święty jest nim rzeczywiście?

I zaraz po tym lawina kreowanych przez media domysłów:

-”Wiedział, czy nie wiedział, a jeżeli wiedział, to dlaczego schował głowę w piasek, a nawet starał się tuszować bezeceństwa swoich podwładnych?”

Pewnie jeszcze przez długie lata nie dojdziemy do konsensusu w sprawie Jena Pawła II, i jeszcze przez długi czas będą trwali w swoich okopach zarówno zwolennicy jego niezwykłości, jak i ci chcący za wszelką cenę „odjaniepawlić” naszą rzeczywistość.

Świętość człowieka to efekt procesu dorastania do doskonałości i w takim kontekście należy odbierać decyzje Kościoła o tym, kto swoim życiem w szczególny sposób wyróżnił się osobistym zaangażowaniem w doskonalenie swojej drogi, a Karol Wojtyła jak mało kto w trakcie swojego dość długiego życia krok po kroku starał się przybliżać do ideału, jakim był dla niego Chrystus.

Czy w tym swoim dorastaniu był wolnym od niedoskonałości?

Z pewnością nie; bo nikt nie rodzi się świętym i nie przeżywa życia bez potknięć.

Czy trzeba więc bronić dobrej pamięci Jana Pawła II?

Tak sobie myślę, że z upływającym czasem zbledną w swojej nienawiści wszyscy ci, którym tak bardzo przeszkadza dobra pamięć o jego życiu i jednocześnie wyciszą się w swoich oburzeniu obrońcy jego dobrej pamięci, bo on swoim życiem zasłużył sobie na miano Patrona Polski, a w przyszłości być może Kościół do jego imienia dołoży określenie: Wielki!

Kryspin