poniedziałek, 22 grudnia 2014

"Sanatorium" w Starych Kiejkutach!

    W Starych Kiejkutach Amerykanie urządzili sobie kiedyś [ za zgodą polskich włodarzy z Olkiem Kwaśniewskim i Leszkiem Milerem na czele]" sanatorium" przywracające pamięć gorączkowym beduinom, którzy naukę Allaha zamierzali szerzyć przy pomocy sentexu i innych zabawek, które to chcieli tworzyć, aby niszczyć wiarę niewiernych i nic to, że zamierzali robić to w krajach, gdzie Boga czci się w innych sposób [głosząc miłość i przebaczenie]!
    Przeraża mnie jednak ekspansja  nienawiści, którą najbardziej uwiera pokojowy język głoszony przez Nauczyciela z Nazaretu!
   Do tej pory myślałem, że może dobrze, iż trochę odstajemy od najbogatszych krajów Europy, czy Ameryki, bo dzięki temu póki co, wszelkiego rodzaju Allahowców u nas ci jak na lekarstwo; a i ci, którzy się u nas zadomowili, są raczej pokojowo nastawieni i jedynie biedne bydlątka pragną zarzynać bez znieczulenia[ ponoć tak im nakazuje ich wiara ]!
Nie podoba mi się takie podejście do zwierzątek, ale dopóty mnie nie nie biorą na ostrza swoich rytualnych noży, jakoś przeboleję!
    No ale tak już jest, że zawsze znajdzie się ktoś szalony wokół nas i dlatego musimy się jednak bać!
   W czasie II Wojny światowej, a nawet jeszcze przed jej wybuchem, na terenach które niemieccy naziści zamierzali podbić, rozmieszczali grupy dywersantów: tzw.V kolumnę!
   Takie ścierwa[bo inaczej nie można było określić ludzi, którzy na co dzień żyli wśród znajomych, przyjaciół, by w odpowiednim czasie ich zdradzić ; donosić władzom okupacyjnym, szerzyć dywersję!] swoim działaniem wyrządzały nieraz  więcej zła, aniżeli wojska okupacyjne!
   Wczoraj przeczytałem fragment bloga pani Senyszyn, w którym to coś [nie chcę kolejny raz używać określenia z fragmentu o V kolumnie] porównuje kazamaty stworzone przez Amerykanów  w Starych Kiejkutach do działań Kościoła Katolickiego, nazywając je miejscami tortur ["miejsca tortur tworzone przez Watykan na ziemiach polskich"!!!]
   A może temu skrzeczącemu czemuś [znowu ciśnie mi się na usta określenie z V kolumny] przeszkadza język miłości głoszony w świątyniach, gdzie wierni spotykają się z nauką Chrystusa?
   Może pani Senyszyn powróciłby spokój w duszy [ o ile ona ją ma?], gdyby tak zamienić krzyży na naszych kościołach były półksiężyce?
Tak sobie myślę, że może dobrze, iż Amerykanie kiedyś zagospodarowali Stare Kiejkuty!
Nie minęło wiele lat od czasu, gdy tam "prostowali"  poglądy szaleńców w turbanach, może przydałby się c reaktywować ten" ośrodek."?
Sądzę, że w interesie nas wszystkich byłoby dobrze, by w tym "sanatorium" znalazło się kilka osób z panią Senyszyn i panem Iwińskim na czele!
Miłego dnia!
 Kryspin !

sobota, 20 grudnia 2014

Krzyczący Judasze!

      No i nowy preteks do polskiego piekiełka!
     16 milionów na Muzeum Jana Pawła !!, którego nieszczęściem jest to, że zlokalizowane zostało przy Świątyni Opaczności Bożej w Wilanowie!
      Przypomina mi się teraz ewangeliczna scena, gdy do Chrystusa podeszła kobieta i umyła mu nogi drogocennym pachnidłem, a swymi włosami wtarła ten olejek w jego stopy!
-"Jaka rozrzutność, przecież można by sprzedać to za 300 denarów i rozdać potrzebującym"- powiedział "zgorszony " Judasz, jeden z jego uczniów!/300 denarów, to roczna pensja najemnego pracownika!/
A Ewangelista dodał ciekawy komentarz do tej sceny:-"a powiedział to[Judasz] nie z troski o biednych, a dlatego, że był złodziejem!"
     Żenujące dyskusje, marsze niezadowolenia organizowane przez zajadłych przeciwników Kościoła, to kolejny przejaw polskiego piekiełka!
16 milionów złotych dotacji wdzięczności za życie i dokonania Największego Syna polskiej ziemi, takiego który zdarzył się nam raz na tysiąc lat i może kolejne tysiąc przyjdzie nam czekać na równie wielką Osobę, to chyba nie jest chyba wysoka cena!
No tak, ale łatwiej niektórym "zatroskanym" zaakceptować dotację do koncertu Madonny -ponad 5 milionów zł na Stadionie Narodowym [który nota bene kosztował 2 300 000 000 zł], aniżeli uszanować prawdziwą Wielkość i to jest przykre!
      Pan Iwiński'[profesor?] z partii pogrobowców komuny[SLD] wczoraj w wieczornym programie TVP nie posiadał się z oburzenia w kwestii tych 16 mi8lionów dotacji i manifestował to w sposób bardzo niemiły!
     A może: panowie Iwińscy, czy jak tam się jeszcze zwiecie; żal wam tego minionego czasu, gdy nie musieliście tłumaczyć się z milionów wyrzucanych na budowle socrealistycznych świątyń, mauzoleów, monumentów upamiętniających waszych "świętych", po których jednak pozostał tylko stek absurdów i smród gnijących szczątek!
Kryspin

piątek, 19 grudnia 2014

Kompromis z prawdą, to smutna rzeczywistość bez przyszłości!

    Od kilku tygodni zastanawiam się nad niezwykłością "Zakochanej koloratki" i przyznam, że i mnie samego ona zadziwia!
Nie myślę tu o treści książki, którą przecież znam, bo jestem jej autorem, ale zastanawia mnie wśród ilu ludzi rodzi ona pragnienie jej posiadania ?
    Wielu nabywców w korespondencji, którą umieszczają przy zamówieniu; podkreśla, że będzie ona prezentem dla bliskiej osoby: niekiedy matki, żony czy dorosłego dziecka zakładającego swoją nową rodzinę....
Część czytelników po zapoznaniu się z historią zapisaną na kartach tej książki, pisze do mnie, lub dzwoni, aby podziękować za to, że mogli poznać piękno autentycznego uczucia, które rozkwitło niczym cudowny kwiat.
A mnie się wydaje, że "Zakochana koloratka"  daje im jeszcze coś...
W świecie, gdzie otaczamy się rzeczywistością pozorów, dwulicowości; istnieje jednak zapotrzebowanie na prawdę...
Bohaterowie "Zakochanej koloratki" mogli przecież ułożyć sobie przyszłość tak, aby "świat" się ich  nie czepiał.
>On pozostałby tam, gdzie głosiłby frazesy o moralności i w zaciszu, po "pracy" tworzyłby swój drugi świat.
>Ona byłaby tylko"przyjaciółką" kapłana i nic to, że bardzo blisko z nim związaną.....
A  ludzie wokół może tylko gdzieś szeptem podawaliby sobie sensacyjki, a wścibska pani Zosia z sąsiedztwa plebanijnego domu , w osiedlowym sklepiku informowałaby przyjaciółki z koła różańcowego o swojej "czujności".
 No a później niedzielna msza i cichy kompromis po obu stronach ołtarza.
Obie strony nie mówiąc nic oficjalnie,stają się stronami układu, swoistego porozumienia.
Kapłan i wierni "dogadują" się bez słów...
A poza tym wszystkim jest On, w którego domu ten "układ" zostaje zawarty!
Po niedzielnym świętowaniu te obie strony "umowy" wracają do swojej rzeczywistości i powielają w codzienności kolejne kompromisy z Prawdą!
To przeraża, jak wiele razy godzimy się na kompromisy z prawdą
w naszym codziennym życiu i najgorsze jest to, że nie uważamy to za nic zdrożnego!!!
Kompromis z prawdą postępowania rodzi bylejakość i właśnie z tą bylejakością stykamy się na co dzień i może tylko niekiedy nas ona uwiera, gdy dotyka nas bezpośrednio: w urzędach, punktach usługowych, w działaniach polityków i......
A kompromis w uczuciu?
Tego byśmy nie znieśli, prawda?
Czasem trzeba poświęcić wiele, aby dostać wszystko!
"Zakochana koloratka" ukazuje nam, że warto odrzucić "kompromis", opowiedzieć się za prawdą i miłością!
Prawda jest siłą miłości i jednocześnie gwarancją autentycznego życia!
Nie potrzeba[a nawet nie wolno] godzić się na "kompromisy"w naszym życiu, aby ono stało się piękne!
Kryspin

piątek, 12 grudnia 2014

Grudniowa "gorączka"

     Połowa grudnia dotyka nas gorączką przedświątecznych przygotowań!
Przyznam, że gdy nadchodzi czas Bożonarodzeniowej bieganiny, to czuję się trochę jak na orientalnym bazarze, gdzie natarczywi kramarze donośnymi okrzykami zmuszają naiwnych turystów do zrobienia sobie przyjemności zakupów kiczowatych pamiątek z przeszłości lub wyrobów miejscowych cepeliarzy [cepelia- to pomysł na promowanie folklorystycznych pamiątek, który ma swoje odpowiedniki także w innych częściach świata!]
Póki co mamy jeszcze Czas Adwentu, co w prostym tłumaczeniu znaczy: Czas oczekiwania!
No właśnie; oczekujemy...
Ale na co czekamy, albo może na kogo czekamy...?
Wyobraźmy sobie, że w odwiedziny wybiera się bogaty krewny, który chce nas zaszczycić swoją obecnością....
Na to dopiero byłby powód do gorączkowych zabiegań:
Trzeba posprzątać mieszkanie, wyprać brudy, uszykować sobie odświętne odzienie, naszykować specjałów na odświętny stół i....
I to już wszystko, no może jeszcze dzieciakom raz po raz przypomnimy, jak ważne będą te odwiedziny dla całej naszej rodziny[przecież to wyjątkowy gość, bogaty krewny, który właśnie nam obiecuje, że podzieli się z nami swoim dostatkiem!]
      Przed nami Boże Narodzenie!
A mnie teraz przypomniał się Franciszek- ten z Asyżu.
    Może wspominam go dlatego, że to jemu właśnie zawdzięczamy tradycję urządzania bożonarodzeniowych szopek.
Ten młodzieniec, który żył już bardzo dawno temu, nie od początku był biedakiem odzianym w łachmany.
Pochodził z majętnej rodziny kupieckiej, miał przed  sobą cieplutką przyszłość, bo tatuś miał kasę i dobrze prosperujący interes i nic, tylko używać świata!
Ale ten "wariat" dostał chyba na głowę?
Piękne ciuchy oddał żebrakowi, kasę skwapliwie podzielił pomiędzy biedaków, a sam zamieszkał w pustelni, która nawet dla bydlątek byłaby obciachowa!
No i ta mania klecenia dziwacznych scenek z figurkami, aby upamiętniać historię z Betlejem!
Taka dziwna historia "Bożego wariata", jak go określali jego znajomi pukając się z politowaniem w czoło!
Święty Franciszek z Asyżu nie był szaleńcem i to doceniła historia i nagrodził On- ten Najważniejszy Gość, na którego czekamy także i my!
     On, choć mały jak nowo narodzone dzieciątko, jest ważniejszy od tych wszystkich zwałów skupowanych przez nas prezentów: słodkich figurek Mikołajów, wymarzonych zabawek,często wyprodukowanych daleko przez pracowite małe rączki człowieka, który nawet nie potrafi tego pojąć, że z okazji jakiś narodzin dziecka w stajni, ludzi ogarnia szał zakupów!
Idą święta i zaczniemy ucztować w rodzinnym gronie.
Karp zaskwierczy na masełku, stół będzie się uginał pod obfitością jadła, pod choinką spiętrzą się paczuszki
 z niespodziankami i....
I może teraz życzmy sobie tego, aby mały Jezus nie musiał tego czasu spędzić w......oddalonej stajni!
Kryspin

środa, 10 grudnia 2014

Rekolekcje dla "wykluczonych"!

    Prawie każdy z nas spotkał się z praktyką kościelnych "ćwiczeń", jak to się niekiedy określa; z parafialnymi rekolekcjami.
Wielu z nas w nich uczestniczyło choćby raz w życiu, a inni może tylko o nich słyszeli!
    Urządzało się i nadal praktykuje się to we wspólnotach- Rekolekcje: Adwentowe, Wielkopostne i okazjonalnie jako przygotowanie do parafialnych uroczystości, jubileuszy itp .
Schemat tych zajęć poza mszą jest bardzo podobny.
W wyznaczone dni, o określonych godzinach odbywają się nauki, po których parafialne owieczki mają stać się lepsze, bliższe Panu Bogu!
    Co kilka lat szefowie wspólnot zapraszają "prelegentów" z zewnątrz i organizuje się coś, co utarło się nazywać Misjami Świętymi!
Zaproszony kapłan[najlepiej jakiś egzotyczny, lub choćby z zakonów, czy zgromadzeń specjalizujących się w takich "usługach"] na początku informuje gremium o planie nauk: dla młodzieży, dla dzieci,  dla matek, ojców i seniorów oczywiście!
Do każdej widowni taki mówca ma pouczenia okraszane historiami, w stylu:
-Jaś pożałował, że Marysi zrobił kuku i postanowił, że będzie grzeczny następnym razem, a wszystko to dla Pana Jezusa!
-Mąż pijaczyna omyłkowo zahaczył o świątynię i tam nagle postanowił, że nie będzie więcej chlał i gnębił dzieciaków i żony
I Tak dalej chciałoby się powiedzieć, aby nie mnożyć mniej lub bardziej udanych  przykładów....
W całym wachlarzu adresatów tych misyjnych nauk brakuje mi jeszcze jednak kilku grup!
A co z ludźmi wykluczonymi przez Kościół, lub takimi, którzy sami stali się dalekimi wierze?
-A może tak powinno się głosić nauki ludziom, którym życie się pokopało i rozwiedli się?
-A może warto by docierać do tych żyjących bez ślubu[na kocią łapę]?
-A czyż nauki nie potrzebują ci, których ścieżka do kościoła zarosła chwastami, bo z niej już dawno nie korzystali..?
No toś teraz przesadził, odezwie się grono "sprawiedliwych", jak niby miałoby się to stać, gdy oni sami tego nie chcą i nie pragną?-dopowiedzą zapewne!
A Chrystus swoim uczniom powiedział: "Nie przyszedłem powoływać sprawiedliwych, a zostałem posłany do tych, co się źle mają..."
   W drugiej części "Zakochanej koloratki", która nosi tytuł:naje"Zatroskana koloratka" i podtytuł:" Pasterze i najemnicy" dzielę się moimi spostrzeżeniami i dochodzę do wniosku, że każdy człowiek ze swej natury jest :homo fidelis-istotą otwartą na wiarę, łaknący bliskości z Absolutem, bo tylko wtedy życie nabiera prawdziwego sensu!
     Lubicie niedzielne kazania w kościele, bo ja często dostaję wewnętrznego ataku szału!
Mój dawny mistrz od słowa mówionego, często niezadowolony z homilii, którą wygłaszał kandydat do kapłaństwa,[ dla wewnętrznego uspokojenia] cytował wierszyk klasyka:"Kochajcie dzieci wróbelka, to przyjaciel nasz jest szczery!Kochajcie dzieci wróbelka, kochajcie do jasnej........."
To tacy zaklinacze bezsilnie przekonywujący bez wiary w to co mówią!
Inni kapłani lecząc swoje zawiedzione ambicje polityczne czynią niekiedy z ambony rodzaj wiecowej mównicy i wtedy dopiero dają sobie upust!
Jeszcze inni niczym Ksiądz Skarga,rzucają gromy, jakby w świątyni byli sami grzesznicy, spiskowcy i zdrajcy!
  Generalnie po niedzielnych mszach recenzje znużonych, ziewających parafian ograniczają się do stwierdzenia: "Dzisiaj było ok, bo mówił krótko", a o czym można by zapytać?
A to już niestosowne pytanie....mówił o Panu Bogu....chyba!"
    Nienawidzę czuć się wykluczonym i pewnie wielu z Was odczuwa to samo?
Zauważam to choćby przy okazji rozmów z osobami, które telefonicznie lub w kontakcie bezpośrednim, gdy zamawiają "Zakochaną Koloratkę", bardzo często mówią!
"Znajoma, która przeczytała Pana książkę, powiedziała, że tak pięknie w niej mówi Pan o miłości i o Panu Bogu, który nikogo nie potępia, a wręcz przeciwnie:Kocha nas wszystkich!"
     A może tak więcej mówić o miłości, może także w kościele, drodzy duszpasterze?
Może zamiast srogich pouczeń i napomnień, pustosłowia i demagogii, trochę więcej Chrystusa i jego nauki?
Może wtedy i ci co czują się "wykluczeni", poczują ciepło i powróci w nich radość bycia blisko z Nim?
Kryspin





niedziela, 7 grudnia 2014

Drzewa nadziei przyszłości !

    Prawie trzydzieści lat temu w gronie młodych kapłanów, można rzec, wchodzących w  swoją posługę, odbyła się rozmowa o zdarzeniu nieco sensacyjnym.
Kilka dni wstecz w ich środowisku gruchnęła sensacyjna nowina- ich kolega z roku został ojcem!
W innym środowisku taka informacja byłaby powodem radości i w kierunku młodego tatusia posypałyby się słowa gratulacji; ale w tym gremium byłoby to niestosowne i może dlatego niektórzy z jego "współbraci" powtarzali tę nowinę jako gorszącą sensację!
    Tylko jeden z nich i to ten, który zawsze uchodził za luzaka kursowego, powiedział:
-"Panowie, tak sobie myślę, że to jest piękne! Ja mu trochę zazdroszczę, bo ktoś po nim zostanie, a po nas..?"
Zawiesił głos, a pozostali uczestnicy  rozmowy jakoś nie oburzyli się jego wnioskiem i tylko zmienili temat dalszej dyskusji.....
    Minęło ponad trzydzieści lat od tej rozmowy i wielu z nich stało się szacownymi proboszczami, kanonikami na parafialnych włościach i pewnie za kilka, kilkanaście lat i po nich pozostanie wspomnienie.....
Może po niektórych pozostaną dokonania nieco trwalsze aniżeli ludzka pamięć, bo podjęli się zadań budowy nowych świątyń na coraz bardziej zlaicyzowanych osiedlach miast, w których wypadła ich posługa duszpasterska i .....
Może ktoś po ich odejściu umieści przy wejściu małą tabliczkę z informacją, że kiedyś był taki ksiądz, który tam pracował i przyczynił się do powstania kościelnego domu.
     Znakomita większość zakończy swoją historię na parafialnym cmentarzu,[ może w kwaterze księży], którą odwiedzać będzie coraz mniej starych parafian, aż i oni odejdą i wtedy pozostanie pustka wspomnienia....
     Czwartego grudnia narodził się mój wnuczek, mały Aleksander!
     Przeżywam teraz cudowną radość trwania, nadzieję mojej przyszłości...
Gdy wiele lat temu rodził się mój syn, odczułem dumę ojca, teraz gdy na świat przyszedł mój wnuk poczułem radość nadziei przyszłości!
Człowiek jest niczym olbrzymie drzewo z głębokimi korzeniami, które osadzają go w przeszłości.
Drzewo pragnie jednak nieustannie  wzrastać i cieszyć się zielenią  wiosen, które uwalniają nowe życie kolejnych, najpierw delikatnych odnóżek, które będą już nieustannie wzrastać i tworzyć piękno korony przyszłości!
Ktoś teraz zapyta, a co z córką, wnuczką, które przecież kochasz tak samo...?
Córka i wnuczka rodzą inny rodzaj radości dla ojca, dziadka....
One są jak owoce, dorodne nasiona, których przeznaczeniem jest wzrastanie w innych drzewach i to także jest piękne....
Mam jedno pragnienie: gdy przyjdzie dla nich czas nowych "drzew", by zaszczepiły w tych związkach soki wartości drzewa przeszłości i dzięki temu przeniosą [także dla mnie]nadzieję przyszłości.
Tak pragnę, aby przyszłość moich dzieci i wnuków rosła w  piękne, dumne drzewa .....
Kryspin

piątek, 5 grudnia 2014

Czym jest i czym nie jest "Zakochana koloratka"!!!

    
Na początku powiem, czym nie jest Zakochana koloratka! 
Zapewniam wszystkich "Przerażonych, porządnych katolików", że ta książka nie jest :
-prowokacją!
-publikacją antykościelną!
-nie ma w niej nuty koniunkturalizmu obliczonego na zainteresowanie tych, którzy karmią się sensacyjkami, plotkami, skandalami!!!!
Po co więc powstała "Zakochana koloratka"?
    W pierwszej chwili odpowiedziałbym, że był to rodzaj mojej terapii po stracie ukochanej osoby i pewnie w tym jest wiele prawdy?
    Po zastanowieniu dodałbym i pewnie to jest głównym powodem jej napisania:
"Zakochana koloratka" jest głosem sprzeciwu wobec obecnej rzeczywistości, wielkiego kryzysu!!!
Nie, nie chodzi mi o kryzys ekonomiczny, a o coś o wiele poważniejszego!!!!
    Bohaterka książki w jednym z listów wypowiada ważne słowa, które niestety po trzydziestu latach stają się jeszcze bardziej smutne:
-"Ludziom dzisiaj brakuje: masła i mięsa, a nie zauważają, że w ich życiu najbardziej brakuje miłości!!!"
"Zakochana koloratka" jest sprzeciwem i głosem troski, że młodzi ludzie, nasze dzieci wchodzą w dorosłe życie okaleczone brakiem edukacji do życia w Miłości!
    Kieruję gorącą prośbę do każdego z tych, którzy zdecydują się na przeczytanie "Zakochanej koloratki";
 Wracajcie do nie kolejny raz, bo w każdym kolejnym spotkaniu z bohaterami tej książki będziecie odnajdywać kolejne, dobre sugestie na temat wagi Miłości w naszym życiu!
    I na koniec moja prośba, która może Was zdziwi: Pozwólcie młodym, nawet bardzo młodym ludziom na kontakt z bohaterami tej książki!!!
    Żywię nadzieję, że "Zakochana koloratka" stanie się kiedyś lekturą dla młodzieży szkolnej i nie jest to wcale megalomania za mojej strony, ale pragnę, aby zapadło w ich sercu przekonanie, że Miłość, to nie tylko romantyczny poryw bohaterów literackich sprzed lat!
Pragnę, by "Zakochana koloratka" otwierała ich serca na pragnienie osobistego przeżycia CUDU MIŁOŚCI!
Przeczytaj tę książkę i podziel się ze mną swoimi uwagami:
tel:536 425 831
lub:kryspinkrystek@onet.eu
Kryspin

środa, 3 grudnia 2014

Ciepło życzliwości!

    Wczoraj większość wieczoru spędziłem w cieple kominka, w którym radośnie podskakiwały ogniki palącego się drewna.
   Gdy jest się blisko paleniska, odczuwa się przyjemne ciepło ognia, który nieustannie złocistymi językami dotyka suchych drewnianych szczap.
Siedziałem w blasku tańczących ogników i myślałem o drzewach.
Jeszcze tak niedawno stroiły swoje korony w zielone, wiosenne liście;  rosły pośród innych strzelistych:świerków, dumnych dębów, refleksyjnych jesionów, a teraz trafiły do mnie, aby mi służyć, aby ocieplać mój dzień!
    Lubię patrzeć w zadumie w ogień kominka i myślę wtedy o nieco zapomnianym określeniu: "domowe ognisko".
   Wielokrotnie, przy mniej lub bardziej podniosłych okazjach słyszeliśmy, jak ważne jest "domowe ognisko"!
Chyba każdy pragnie ogrzewać się w cieple domowego ognia, bo wtedy odczuwa spokój i bezpieczeństwo!
   Wczoraj, gdy patrzyłem na ogień kominka , pomyślałem o tych wszystkich, którym brakuje takiego ciepła:
 samotnych wśród tłumu, bogatych biedakach zabieganych w pogoni za.....
No właśnie, za czym?
   Późnym wieczorem odwiedził mnie człowiek, który przywiózł mi paletę drewna kominkowego.
Poprzednia dostawa już została spalona i teraz potrzebowałem kolejnej porcji paliwa, aby moje palenisko nadal mogło żyć ciepłem!
Bardzo ucieszyły mnie odwiedziny tego człowieka i pewnie on sam nawet nie był świadomy, jak bardzo potrzebowałem tej dostawy właśnie wczoraj.
Dla niego byłem kolejnym klientem, który zamówił pachnący towar[ poukładane na palecie suche szczapy drewna ] i nic więcej...
    Gdy odjechał do kolejnego odbiorcy, pomyślałem sobie, że często tak właśnie się zachowujemy;
niezależnie od naszej profesji, od twego czym się zajmujemy, jesteśmy takimi dostawcami.
A przecież nikt z nas nie żyje tylko dla siebie.
Niezależnie od wieku, profesji, czy nawet intencji swoich działań, żyjemy wśród ludzi i dla ludzi!
   Drzewa kończące swój żywot w kominkowym palenisku składają ofiarę z siebie, aby dawać nam ciepło.
Jesteśmy szczęściarzami, bo póki co, świat nie wymaga od nas aż takiego heroizmu: ofiary z naszego życia, by było łatwiej żyć wszystkim; no i dobrze!
   Tak sobie myślę, że tak niewiele potrzeba, abyśmy żyjąc obok innych, stawali się jednocześnie ciepłem dla nich i wtedy byłoby cudownie .
Trochę rezygnacji z siebie rodzi ciepło w stosunku do drugiego człowieka.Wtedy jest nam łatwiej o poranny uśmiech do pani w sklepie, gdzie robimy zakupy, o wyrozumiałość szefa dla pracownika, który może ma gorszy dzień, o dobre spojrzenie żony na męża i jego na nią.
Świat staje piękniejszy, gdy dajemy mu nasze ciepło!
Życzmy sobie zatem nieustannego ciepła wzajemnej życzliwości!
Kryspin     


.


Powracaj do "Zakochanej koloratki"

      Aby ułatwić  informację na temat warunków nabycia "Zakochanej koloratki", podam jeszcze raz telefon kontaktowy:
00 48 536 425 831
mail:kryspinkrystek@onet.eu
Książkę można nabyć poprzez dokonanie przelewu:
36.90 zł [kwota całkowita z kosztami kuriera!]
Julia Krystek
60-802 Poznań
Wojskowa 21/7
Nr konta: 06 1910 1048 2944 3926 0942 0001
W tytule przelewu:Książka
Odbiorca przesyłki: Imię, nazwisko ,dokładny adres i nr tel[konieczne do wysyłki kurierem]
      Gdy odbiorca życzy sobie dedykację autora- także zaznacza to w koresp. przelewu!
Wysyłka książki zaraz po dokonanej wpłacie! 
 "Zakochana koloratka", to książka, do której będziecie powracać i w trakcie kolejnego czytania będziecie odkrywać ją na nowo 
    Sam, choć byłem uczestnikiem tych zdarzeń, wielokrotnie powracam do stronic "Zakochanej koloratki" ,a ona kolejny raz przemawia do mnie nadzieją!
Miłych spotkań z "Zakochaną koloratką"
Kryspin


niedziela, 30 listopada 2014

"Pytanie na śniadanie"_TVP i "Zakochana koloratka"

     Z przyjemnością zapraszam wszystkich w dniu jutrzejszym[. 01.grudnia] do TVP:"Pytanie na śniadanie".
O godzinie 09.40 będę miał przyjemność podzielić się informacjami o okolicznościach powstania "Zakochanej koloratki".
Bardzo się cieszę , że na tak szerokim forum będę mógł polecić książkę, w której starałem się opowiedzieć historię narodzin miłości, która nie miała prawa  się zdarzyć. a gdy pomimo wszystko zakiełkowała; świat skazał ją na niepowodzenie.....
A Oni kochali się coraz bardziej, każdego dnia budząc zdziwienie tych wszystkich, którzy nie potrafili uwierzyć w siłę prawdziwego uczucia, w jego moc  cudu, którego każdy przecież może doświadczyć!
 Zapraszam jutro! : 9.40, Program II TVP:"Pytanie na śniadanie"!!!
Kolejny raz zachęcam także do lektury "Zakochanej koloratki"!!!! 
P.S. W związku z licznymi zapytaniami o możliwość zakupu książki, podaję jeszcze raz mojego maila i nr tel:
mail: kryspinkrystek@onet.eu
tel:    0048 536 425 831
      W jednym z postów :Jak kupić :"Zakochaną koloratkę" także znajdziecie wszelkie info. o sposobie pozyskania książki![20.07.2014 rok]
Pozdrawiam wszystkich, Kryspin.

wtorek, 25 listopada 2014

Bez tytułu

Gdy przyszedł czas, kiedy moja ukochana Romeczka była już bardzo chora, nie dopuszczałem do siebie, że kiedyś nadejdzie ten dzień, że śmierć mi ją zabierze.
Naiwnie sądziłem, że skoro kocham ją i ona darzy mnie równie wielkim uczuciem, to wbrew wszystkiemu, będziemy nieśmiertelni dla siebie....
Los jednak zdecydował inaczej....
A ja byłem jak ślepy i bezmyślnie łudziłem się jutrem, a ono nie było nam już dane!
Nie pamiętam naszych ostatnich wspólnych uniesień, kąpieli przy świecach, ostatniej lampki koniaku, wieczoru , gdy tliła się w nas nadzieja, gdy następnego poranka przebudziliśmy się niby tak samo, ale już nigdy nie było nam dane dostąpić naszych chwil ostatnich....
Teraz kocham bardziej świadomie i....?
Boję się tego, że jestem słaby, że nie potrafię uratować piękna, którego doświadczam...?
Boję się tego, że nie potrafię ....
Podli ludzie, którzy nawet mnie nigdy nie widzieli rozpowiadają, że Ona umarła przeze mnie, bo: "Nie potrafiłem zapewnić jej należytej opieki i  leków, po których choroba uwolniłaby ją ze śmiertelnej pętli..."
To bardzo boli, gdy ktoś do rany dosypuje soli nienawiści....
Teraz kocham świadomie i boję się, że nie potrafię zapewnić należytej opieki mojej miłości i.....
Najbardziej boję się poranka samotności.....
Kryspin





poniedziałek, 24 listopada 2014

Siła marketingu szeptanego!

     Mój wydawca przy pierwszym naszym spotkaniu w związku z "Zakochaną koloratką" powiedział:
-"Nie jest sztuką wydać książkę, ale najtrudniejsze jest ją sprzedać"
Inaczej mówiąc dotrzeć z nią do jak największej liczby odbiorców!
Szlag mnie trafił, gdy w kilku hurtowniach, sieciach księgarni; poinformowano mnie, że dla siebie rezerwują od 55 do 60% ceny, jako prowizję dystrybucyjną!
Prosty rachunek: ze 100 książek zabiorą 2500 zł, a z 1000- 25000 zł i to praktycznie za nic!
Zarabiają za podanie egzemplarza z półki.....
No tak, pomyślałem:
Gdyby ktoś sprzedawał 3 książki dziennie- na 1000 sztuk potrzebowałby cały rok!
No i do tego musiałby być urodzonym sprzedawcą.
I to jest trudne, bo według badań, tylko około 5% ludzi lubi trudnić się sprzedażą[ czyli co dwudziesty z nas!]
Nie lubię sprzedawać czegokolwiek i jeszcze kolejne 94 osoby na sto, także mają awersję do takiej formy aktywności....
     A gdybym miał otrzymać wynagrodzenie za to, że 1000 osób zakupi dla siebie po jednej książce!- [5zł od każdej zakupionej książki]
Zarobiłbym 5000 zł!
To byłoby super, prawda?
Ale zaraz: miałbym 1000 ludzi namówić na to, aby zakupiły po jednej książce?
To przecież przekracza moje możliwości, bo nawet tylu osób nie znam!
A jeśli poleciłbym książkę 100 osobom?-ciągle dużo!
A jeśli powodzenie mojego planu zarobienia swoich 5000 zł ograniczyłbym do 10 osób?
No, to jest już bardziej realne!
     Polecam zakup 10 osobom i co dalej?
Gdybyśmy zabawili się w proste mnożenie,to:
10 osób robi to samo co ja i mamy już 100 !
A teraz wystarczy, że te 100 zrobi to samo, co my: czyli polecą zakup swoim 10 znajomym!
Bingo- mamy 1000 sprzedanych książek i swoje 5000 zł!!!
     Ktoś teraz powie: to zwykły łańcuszek, piramida itd; a na koniec setki argumentów w stylu:  to tak nie działa i wyliczenia papierowe zawsze rozmijają się z rzeczywistością!
I wiecie co, oni mają wiele racji w swoim powątpiewaniu co do naszych wyliczeń.
No więc klapa?
     Wcale nie!!  
     Powyższy schemat ukazuje nam tylko zasadę rozwoju tzw:MLM, czyli marketingu wielopoziomowego, a inaczej mówiąc: marketingu szeptanego, który powoduje sprzedaż opartą o rekomendację [ podobnie jak w  przypadku Goździkowej i pastylek na ból głowy: jej pomogło, poleciła innym i sprzedaż rosła!]
MLM jest jednak bardziej sprawiedliwy od sposobu Goździkowej, bo nagradza każdego polecającego!
      Powróćmy do naszego systemu, dzięki któremu firma zapłaci nam za 1000 kupionych książek!
-poleciliśmy zakup 10 osobom i one zakupiły książkę dla siebie!
-tylko trzech  z tych 10 zrobiło to samo, co my- polecili 10 swoim znajomym i oni kupili po jednej książce dla siebie! Mamy więc już 30 osób!
-Z tej trzydziestki znowu tylko 30% poleciło 10 swoim znajomym: czyli 9 x 10= mamy 90 zakupionych książek w naszym zespole!
-Znowu to  samo złożenie z 90 osób pozostaje 21, które poleciły swoim 10 znajomym i mamy 210 zakupów!
-Kolejny raz ponawia się zasada: 63 osoby polecają swoim 10 bliskim, a  oni kupują po jednej książce:
Nasza organizacja zakupowa nabyła kolejne 630 książek!
Podsumujmy: 10+30+90+210+630= 970 książek- mamy prawie zrealizowany nasz plan!
970 x 5 zł= 4850 zł!!!
Każdy kupił tylko jedną książkę dla siebie i tylko co trzeci polecał swoim znajomym jej zakup !!!
To jest siła MLM, a tak nawiasem mówiąc, to jest wspaniały sposób na podreperowanie swojego budżetu rodzinnego....
Trzeba tylko choć trochę chcieć!
     I tak na koniec: MLM nie ogranicza poziomu zarabiania i ten przykład, który rozpisałem nie jest granicznym poziomem, a trzeba powiedzieć, że ukazuje tylko początek tego, co możesz zarobić w systemie polecania!
     Do spotkania z tymi, których wyobraźnia sięga dalej, aniżeli pensja na poziomie najniższej krajowej!
Kryspin

-

niedziela, 23 listopada 2014

Polska to dziwny kraj!

     Minął tydzień od poprzedniej niedzieli, gdy urządzono nam spektakl wyborczy!
     I nic to, że okazał się czymś na kształt farsy, albo jak niektórzy nazywają: cudu przy urnach!
Aktorzy tego spektaklu, z członkami Państwowej Komisji Wyborczej na czele, każdego dnia serwowali nam  emocje podając coraz to nowe terminy ostatecznego wyniku głosowania narodu.
     I nic to, że niekiedy zwycięzcami ogłaszani byli ludzie, którzy nawet nie startowali do zajęcia lukratywnych foteli [prezydentem Szczecina miał zostać człowiek, który nie był nawet na liście  !!!]
    I nic to, że PSL: partia przystawkowa [ zawsze z tym, kto zwycięża] osiągnęła wynik budzący zdziwienie ich samych.
    I nic to, że partie osiągające gorsze poparcie otrzymały większą część mandatów w radach gmin, powiatów i sejmików wojewódzkich, to przecież nie jest istotne!
    Najważniejsze, że pozwolono nam mieć iluzję współdecydowania o sprawach, które nas niby dotyczą.
Wszystko to przecież jest niczym innym, jak tylko spektaklem dla gawiedzi, tanią [no może nie tak dosłownie tanią zważywszy na koszty] rozrywką!
Polska to taki dziwny kraj, gdzie:
     -buduje się najdroższy stadion w Europie [Narodowy z zasuwanym dachem!] i zwalnia się dyscyplinarnie faceta, który nie dopilnował trwonienia społecznego grosza, ale na odchodne nieudacznikowi wypłaca się  ponad 500 000 zł[ tak na otarcie łez po kopie, na który zasłużył]
    -oddaje się najdroższe odcinki[drożej niż w jakimkolwiek raju europejskim] czegoś, co dumnie określa się autostradami. I nic to, że po kilku tygodniach wchodzą na te same drogi ekipy remontowe, ale cóż to przeszkadza w pobieraniu opłat za ślimaczą jazdę pośród maszyn drogowych!
    -utrzymuje się ministra zdrowia, który kolejnymi swymi decyzjami skazuje tysiące chorych na wyroki śmierci, bo najważniejsze są procedury [często graniczące z koszmarem absurdu!]
    -gdzie  kolejne koalicje rządzących partii, jako pierwsze decyzje, którym poświęcają całą swoją energię, stawiają podział lukratywnych stanowisk w radach nadzorczych tworów określanych jako Spółki Skarbu Państwa [Tylko niekiedy dawkuje się motłochowi info na temat pensji partyjnych "fachowców" od wszystkiego]
 I co to kogo obchodzi, że członkowie tzw. rad nadzorczych, prezesi zarządów i szarzy członkowie tych tworów otrzymują po kilkadziesiąt tysięcy pensji co miesiąc [ niektórych pobory zaczynają się nawet od sześciocyfrowej kwoty!!!]
A nam raz po raz daje się farsę wyborów- a niech tam, narodowi coś też się należy!
Kryspin 
-

sobota, 22 listopada 2014

Ciepło "ogniska" sukcesu!

     Koniec listopada wita nas przedsmakiem zimy, pory roku, którą nie bardzo lubimy.
Jest jednak jeden pozytyw z nadchodzącego chłodu: to emocje sportowych kibiców, którzy z wypiekami na twarzach będą zasiadali przed ekranami telewizorów, aby przeżywać chwile dumy, że Polacy też potrafią pokazać światu, iż potrafią skakać i biegać.
     Co bardziej zasobni[ i zwariowani po trochu], będą przemierzać Europę wzdłuż i wszerz, by na skoczniach i trasach biegowych dopingować naszych narodowych idoli i to jest piękne !
     Każdy z nas potrzebuje poczucia dumy i sukcesu i jeśli nie możemy sami takowego triumfu święcić, bo Bozia poskąpiła nam talentu, to potrafimy przecież ogrzewać nasze pragnienia przy "ognisku" rozpalonym sukcesem Stocha, czy Justyny Kowalczyk
Po emocjach zawodów sportowych powracamy do swoich zajęć i może tylko raz po raz w rozmowach wśród znajomych zauważamy z dumą: "No i jest pięknie! Odnieśliśmy sukces, jesteśmy potęgą i nikt nam nie podskoczy...."
     Tak sobie myślę, że bardzo lubimy przyklejać się do sukcesu innych, zasiadać przy "ogniskach" tych, którzy ciężką pracą pomnożyli talenty, które otrzymali....
     No tak, ale co ja mały człowieczek ogarnięty przeciętnością mogę za to, że nie mam swojego "ogniska" sukcesu?
     Każdy człowiek, niezależnie od profesji i wieku, jest zdolny do rozpalenia swojego poczucia dumy z tego, czym się zajmuje, co robi, co osiągnął i co jeszcze osiągnie! 
Aby jednak mogło się to stać, potrzebujemy odrobinę chęci i wytrwałości w pokonywaniu swojego lenistwa i niewiary w to, że też potrafimy!
Nasze życie jest bardzo podobne do tego, co oglądamy na  arenach zmagań sportowców.
      Może nie dane nam będzie nigdy rozkoszować się rekordami, sukcesami zarezerwowanymi dla tych nielicznych dotkniętych geniuszem, lub nad wyraz uzdolnionymi, ale zawsze możemy przekraczać nasze ograniczenia, przeciętność!
Może warto do naszych rachunków sumienia dołożyć jeszcze jedno pytanie o samodoskonalenie:   Czy dzisiaj zrobiłem coś lepiej aniżeli wczoraj i czy jutro postaram się zrobić to lepiej niż dziś?
    Jeśli naszą aktywność w tym co robimy, potraktujemy jak zmaganie w czasie zawodów sportowych; osiągniemy sukces i poczujemy się lepiej.
Każdy może rozpalać swoje "ognisko" , by odczuć ciepło sukcesu!
Kryspin

czwartek, 20 listopada 2014

"Perły z szuflady"

     Gdy do naczynia wpada jedna kropla, nikt jej nie zauważy, nie ugasi ona pragnienia.
Tak samo jest z każdą inicjatywą, aktywnością, choćby najbardziej szczytną!
Jeśli ktoś ze swoim przesłaniem, apelem pozostaje osamotniony; wtedy taka "kropla", choćby była ze szczerego złota, zaginie w błocie codzienności.
     W kilku minionych postach wspomniałem, że przygotowujemy projekt, który pozwoli zaistnieć nowym twórcom w naszej rodzimej literaturze i co najistotniejsze; pozwoli nam, czytelnikom, na:
>pozyskanie ciekawych, ambitnych książek z przesłaniem!
>Stanie się Mecenasami literatury współczesnej!
     Projekt ten umożliwi także dostęp do wartościowych pozycji literackich osobom mniej zamożnym, które z powodów szczupłości swoich portfeli, ograniczali dotąd  pasję czytania do kioskowej prasy o niskich lotach[ ale za to taniej]
W projekcie: "Perły z szuflady", każdy z nas będzie miał możliwość spełnienia swoich pragnień i to nie tylko związanych z promowaniem nowych twórców literackich!
    Gdy naczynie["Perły z szuflady"] wypełnimy tysiącami kropel, to wszyscy będziemy się cieszyć z tego, że mamy naszą osobistą cegiełkę w tworzeniu nieśmiertelności dla perełek naszej literatury współczesnej
Już wkrótce więcej szczegółów projektu:"Perły z szuflady" w kolejnych postach!
Pozdrawiam wszystkich!
Kryspin

środa, 19 listopada 2014

Znajomi Królika?

      Choćby człowiek nie chciał, znowu nóż otwiera się w kieszeni!
Polski porządek, albo brak logiki pokazał nam się w czasie po wyborach.
PKW- Państwowa Komisja Wyborcza- inaczej określana jako Komisja Leśnych Dziadków[ i niesłusznie, bo przecież i babcia też tam nam się ukazuje] bezradnie rozkłada ręce i mówi w kolejnych info:"Padł system, ruszył system, ale jest niesprawny i trzeba czekać"
     Najbardziej rozbawiła mnie leśna babcia, gdy.oznajmiła, że za ten "burdel" winę ponosi ktoś tam, bo pieniążków poskąpiono na informatyków, a takowi każą sobie płacić duże pieniądze, których nasi spece od komputerów nie mają.
     Leśna banda kosztuje nas rocznie[ bez armii asystentów i setek pomniejszych pracowników] 2 160 000 zł rocznie[ 20000 zł- średnia pensja członka PKW x 9 osób zasiadających w tym gremium x 12 miesięcy!!!]
Koszt poniesiony na  system komputerowy- 450 000 zł
Ten system miał być uniwersalny [na wszystkie głosowania w najbliższych wyborach, na kilka lat!]
     A może zmniejszyć pensje Leśnej bandy o 50%- byłoby ponad 1 000 000 rocznie!!!
Już za jeden okres rocznych wydatków można zgłosić się do fachowców od informatyki i sprawa załatwiona!
A tak nawiasem mówiąc: Po co ich jest dziewięciu?
     A może zamiast, powiedzmy sześciu osób PKW, oddelegowywać do pracy w tym gremium ekspertów z poszczególnych ugrupowań politycznych[np.na miesięczne zlecenie]?
Policzy teraz wszystko:
Pensje 3 stałych członków PKW 3 x 10000zł x12= 360 000 zł , dodajmy do tego wynagrodzenie za pracę zleconą ekspertów[a co niech też sobie dorobią] 6 x 2[ średnio 2 x wybory w roku] x 10000 zł=120000  zł.
Suma na PKW rocznie[tylko te kluczowe pensje zarządu PKW]= 480 000 zł Pozostaje- 1 680 000 zł rocznie!!!
A może ci wszyscy członkowie są potrzebni, bo są znajomymi Królika?
Pozdrawiam wszystkich cierpliwie czekających na wyniki wyborów!
Kryspin
.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Mecenasi kultury!

     W poprzednim poście sygnalizowałem powstanie projektu, który będzie wychodził naprzeciw oczekiwaniom osób, które pomimo wszędobylskiej elektronicznej rewolucji, zachowały wrażliwość miłośników słowa czytanego i nadal nie jest im obca fascynacja książką, która przenosi ich w zaczarowany świat bohaterów tychże perełek!
    Rynek książek jest jednak bardzo zamknięty, zmonopolizowany i brutalny w swych ograniczeniach, których doświadczają zwłaszcza młodzi twórcy [i nie chodzi mi tylko o wiek autora!]
Gdy zrobimy sobie wycieczkę po księgarniach, najczęściej sieciowych [ inne znikają z powodu..... ?]
spotykamy tam te same tytuły: hity literatury światowej, książki kilku naszych twórców- tych modnych[ nie będę przytaczał nazwisk] no i nazwiska całej bandy celebrytów, którzy zaśmiecają sztukę swoimi wypocinami w myśl zasady: jeśli jestem znany, to warto unieśmiertelnić swoje "ekscesy" na kartach książki.
No i mamy zalew tandety, która mieni się bestsellerami, bo wydano ileś nakładu i sprzedało się!!!!
Zgroza- rynek księgarski zszedł do poziomu gazecianych szmatławców, które drukowane są w setkach tysięcy egzemplarzy, by karmić nasze pragnienie plotkarskiej sensacji.
Całe szczęście, że później takie czasopisma [najczęściej za grosze] trafiają do kominków i tam są najbardziej pożyteczne, jako rozpałka!
Boli mnie, komercyjny rynek staje się grabarzem kultury!
Myślę w tej chwili o rynku słowa pisanego, o ambitnej prozie i poezji!
Mogę się założyć, że wiele perełek literackiego geniuszu nigdy nie ujrzy światła dziennego z przyczyn jakże prozaicznych- kasy i układów!
"Napisać książkę każdy może, jeśli ma kasę"-ciągle brzmią mi w uszach słowa mojego wydawcy.
I te kolejne, które dopowiedział na koniec:
"Ale największą sztuką jest trafić do odbiorcy, czytelnika"
      Tak sobie myślę, że autorzy dzieł pisanych są w najgorszej sytuacji spośród wszystkich, których można określić mianem: twórców kultury!
     Nie każdy zabiera się za malowanie obrazów, nie chwyta za dłuto rzeźbiarza, nawet nie próbuje się mierzyć z muzyką, śpiewem; bo potrafi być samokrytyczny wobec siebie i wie, że z braku talentu nigdy nie będzie: solistą, wziętym malarzem, czy rzeźbiarzem.
Pomijam w tej chwili pewne, snobistyczne skłonności niektórych celebrytów: malowanie bombek choinkowych  i ich niby charytatywna sprzedaż, no bo to można jeszcze jakoś wytłumaczyć!
Ale ostatnio napatoczyłem się w jednym z topowych sklepów na małe koszmarki: zawieszki na  rękę wykonanie pewnie gdzieś na maszynie do haftu- były okropne; w kolorach i w wyglądzie.
Bardziej przypominały poszarpany kawałek firany, aniżeli drobiazg , który zakłada się do ozdoby!
Prawdziwy jednak szok przeżyłem, gdy usłyszałem cenę za to coś.
Widząc moje zdziwienie, pani sprzedawczyni poinformowała mnie, że to są bibeloty pani.............[tu podała imię i nazwisko znanej aktoreczki, celebrytki]
-To ona zajmuje się wytwarzaniem tego?-spytałem zdziwiony.
-"Nie...ona tylko jest twarzą tego produktu"-odpowiedziała z lekkim zdziwieniem nad moją indolencją, sprzedawczyni.
No tak, znowu kasa, którą można zarobić tylko dlatego, że jest się znanym- pomyślałem nic już nie mówiąc, aby nie okazać się profanem i gburem!
      Jaka szkoda, że nie ma już wokół nas ludzi, którzy kiedyś oprócz dostatku mieli jeszcze wrażliwość na piękno!
A może jednak jeszcze są wśród nas tacy?
     W poprzednim poście napisałem, że podzielę się z Wami moim pomysłem na to, aby odświeżyć[przypomnieć] ideę mecenatu sztuki!
     Mam cichą nadzieję, że na początku przyszłego roku uruchomimy projekt, dzięki któremu ocalimy od niebytu[ inaczej mówiąc będziemy pomagali w debiutach literackich] wiele perełek naszej rodzimej literatury!
Ale o tym już w kolejnym poście!
Kryspin 

sobota, 15 listopada 2014

Bestseller!!!

    Gdy ponad pół roku temu zdecydowałem się na wydanie mojej pierwszej książki "Zakochana koloratka", właściciel wydawnictwa, które mi polecono, poinformował mnie uczciwie:
-"Może pan wydać książkę, każdy dzisiaj może, ale aby ona stała się głośna, czymś na kształt bestselleru, to musiała by być skandalem, lub sensacją..."
No i obaj doszliśmy do wniosku, że "Zakochana koloratka" zasługuje na narodziny i powinna stać się literackim wydarzeniem...
A później pierwsi czytelnicy zrecenzowali ją po przeczytaniu i stwierdzili, że dawno nie czytali książki, która pochłonęła ich na tyle, że pochłonęli ją jednym tchem!
Co bardziej literacko wyrobieni twierdzili, że czuje się w niej"lekkie pióro', co jest rzadkością wśród współczesnych autorów....
Moja wiara w to, że potrafię tworzyć coś wartościowego dla innych więc urosła i....
No właśnie!
Zaczęły się schody!
Jako początkujący na tym rynku [ literackim] zderzyłem się z prozą tego świata:
-"Owszem, możemy przyjąć do dystrybucji pana książkę,ale:
Minimum 500 sztuk, do tego zapłaci pan 28000 zł za  reklamę w naszej sieci[ 3 dni książki będą na stojaku z napisem nowość i plakat mówiący, że w sprzedaży w sieci X jest taka pozycja ]
Na koniec drobny szczegół- pobieramy 55% prowizji od sprzedaży i płacimy po 9 miesiącach!!!
[oczywiście tylko za sprzedane książki]
"Piękna" perspektywa, prawda?
      Powróciłem do rzeczywistości trochę podłamany i trudno mi było zrozumieć jak to jest?
Pani Y pisząca książki w stylu, który u czytelników powoduje zmęczenie i poczucie zagubienia; wydała już swoje dzieła w nakładzie 4 000 000!!!
Czyli można, pomyślałem!
No tak, ale ona cyklicznie zapraszana jest do TV i jest po prostu modna....
Wśród czytelników zapanowała moda na jej wypociny i jeszcze przed wydaniem kolejnej powieści o .......?, one stają się bestsellerami!
Ktoś teraz powie: zazdrościsz i dlatego jesteś nad wyraz krytyczny!
Może i tak, ale uważam, że w realiach obecnego rynku, wiele perełek literatury nigdy nie przebije się w tym świecie: układów, szczęśliwych trafów.Rodzi się zatem obawa, że  twórcy obdarzeni nutą geniuszu, nigdy nie rozwiną skrzydeł literackiej weny, nigdy nie uwierzą w to, że otrzymali szczególny Talent pisarski - Boży dar!
Jestem jednak upartym człowiekiem i czuję, że powinienem coś zrobić!
Dla siebie i dla nich[znajdujących się w sytuacji podobnej do mojej] oraz tych wszystkich, którym chcę przekazać cząstkę siebie w pisanym słowie.
Niebawem podzielę się z wami nowym projektem, dzięki któremu może uda nam się łowić perły, prawdziwe skarby naszej rodzimej literatury współczesnej, by obdarzać nimi jak największe grono odbiorców.
Kryspin

czwartek, 13 listopada 2014

Polska to bogaty kraj!

Polska to bogaty kraj!
     No może trudno byłoby to zrozumieć całej rzeszy ludzi chorych, którzy raz po raz przełamując barierę godności są zmuszani do wyciągnięcia żebraczo rękę po pomoc, bo Narodowy Fundusz Zdrowia cyklicznie wydaje wyroki śmierci dla tysięcy chorych, dla których zabrakło na skuteczną terapię[choć świat już dawno, wykorzystując siłę nauki, wprowadził skuteczne leki na ich nieszczęście].
I zawsze jest to samo wytłumaczenie: "Nie ma pieniędzy!"
    Nie jestem ekonomistą, ba nawet na polityce może się nie znam, ale w szkole podstawowej uchodziłem za matematycznie uzdolnionego i może ośmielę się pobawić w odchudzanie budżetowych wydatków, czyli poszukać paru złotych[no może nie tak paru]
     Polska to wcale nie taki biedny kraj:
Mamy 460 Posłów dumnie zasiadających w ławach sejmowych.
Szacowna izba wybrańców narodu[ no może nie całego- 45% głosuje w wyborach do sejmu] kosztuje w trakcie kadencji minimum 3 000 000 000 zł[ miliard dolarów!]
Do tego kolejny twór nijak do wytłumaczenia- Senat [100 podstarzałych tetryków], który powołano do kontroli "radosnej twórczości" izby niższej, jak określa się członków sejmowej zbieraniny;to kolejne        500 000 000 zł.
Suma równa 3 500 000 000 zł- nie tak mało, choć są to szacunki zaniżone!
Ale to jeszcze nie wszystko i teraz dopiero pobawimy się liczbami!
     Koszty utrzymania samorządów lokalnych [radni  licząc od Stolicy, po Pcim Dolny]-ponad 20 000 osób z dietami i wydatkami innymi[ kolacyjki, rauty, wyjazdy "służbowe" itd] Prawie 7 000 000 000 zł!!!!
    Ktoś powie: no tak, ale przecież muszą być wydatki na to, aby kontrolować, uchwalać, kierować tym, co nazywamy Polską!
Owszem- Ciało ustawodawcze jakim jest Sejm, jest niezbędne, kontrola władzy w terenie[głos ludu, jakim winni być radni]- owszem!
Ale na miły Bóg.....
W USA-kraj 30 razy większy od Polski ma 100 senatorów, no to zachowując proporcje, w naszym senacie powinno siedzieć trzech!!!
    A teraz pobawmy się w dzielenie przez: 10!!!
Czy 46 posłów nie podołają zadaniom?
Przecież 90% ich kolegów w ławach sejmowych zasiada tylko po to, aby wduszać klawisz głosowania zgodnie z decyzją malej grupki liderów[ sądzę, że 46 to i tak zawyżona liczba, ale niech tam!]
Idąc tym tokiem myślenia 2000 mężów zaufania, doradców Prezydentów, Burmistrzów, Wójtów i Sołtysów[przepraszam w gronie doradców wiejskich włodarzy chyba nikt diet nie ustanowił.No chyba, że pan Miecio na wiejskie spotkanie przyniesie pęto kiełbasy ze świniobicia, a pan Zenio flaszeczkę udeptanego samogonu; ale to nie naraża naszego budżetu ] to chyba wystarczająca liczba, aby patrzyli sobie na ręce i pilnowali się wzajemnie, niczym  banda szulerów przy karcianym stole.
No i mamy proste dzielenie:10 000 000 000: 10= 1 000 000 000 zł!!!!-tyle wydatków z budżetu, czyli z naszych kieszeni!!!!
Ponad 9 000 000 000 zł [3 000 000 000 dolarów!!!] ilu ludziom można by podarować kolejne lata życia, ilu nieuleczalnie chorym [nieuleczalnie w naszym systemie braku troski o zdrowie obywatela] można by przywrócić nadzieję na uśmiech szczęścia???
A może .....?
I to mnie zmroziło....!
A może tej bandzie wcale nie zależy na tych najsłabszych???
Może te zapewnienia wykrzykiwane na przedwyborczych wiecach, plastikowe uśmiechy z plakatow, to tylko ściema???
A może Polska to wcale nie taki bogaty kraj i dla wszystkich nie wystarczy ???
Kryspin


Nie pójdę do" cyrku" w najbliższą niedzielę!!!

     No i mamy znowu cyrk tej jesieni!
Gdy byłem jeszcze małym szkrabem, mieszkałem w miasteczku powiatowym, czekałem każdego roku na jesień, bo wtedy przyjeżdżał do miasta cyrk.
Na targowym placu błyskawicznie rozkładano olbrzymi namiot z areną wysypaną trocinami i po kilkunastu godzinach wszystko było gotowe!
Pokazy odbywały się przez trzy dni, dwa razy: pierwszy spektakl,[ popołudniowy ]dla mniej wymagających widzów, często dla szkolnej gawiedzi i wtedy program był trochę mniej ambitny, nieco krótszy; ale za to wieczorem[ zawsze wybierałem te pokazy], cyrk ukazywał wszystkie atrakcje.
Po arenie przewijały się dzikie zwierzęta i nic to, że lwy i tygrysy były nieco znużone, a linoskoczkowie wykonywali swoje numery jakoś mało ekscytująco, jakby odrabiali pańszczyznę i tytko prowadzący [najczęściej właściciel trupy] niezmiennie tryskał uśmiechem i zagrzewał do owacji dla artystów.
Gwoździem wieczornego pokazu[ dla mnie] były popisy magików, którzy pokazywali sztuczki przeczące zdrowej logice, no ale to był cyrk, widowisko ułudy i każdy z wypiekami zdziwienia i po trochu zazdrości, że takie rzeczy nie są możliwe w normalnym życiu, wracał do szarzyzny kolejnych dni.
Ale nic to, myślał;em wtedy, minie kilka miesięcy i cyrk znowu[ na krótko ] rozbije na targowisku namiot ułudy i będziemy choć przez chwilę przeżywali kolejny raz czas zachwytu!
Teraz odszedł gdzieś w zapomnienie ten czas, gdy byłem małym szkrabem i dawno już nie byłem w cyrku i tylko nieraz, gdy przejeżdżam przez małe miasteczka spotykam przypadkowo na ich obrzeżach kolorowy namiot z magiczną areną.
Inne czasy i inni magicy, myślę z niesmakiem wspominając tamten czas.
Dzisiaj plakaty dawnych cyrkowych artystów zastąpili nowi "magicy" , kandydaci  do władz samorządowych.
Tak sobie myślę, że jednak nie pójdę do tego obecnego cyrku, bo jakoś mi nie do śmiechu, gdy widzę skład osobowy tej "trupy"!
Nie byłem na wyborach do sejmu[ nomen omen, okrągłej izby] bo wiedziałem, że "magicy" tego cyrku są już bardzo podstarzali, a przez kolejne minione sezony swoich występów nie pokazali nic ekscytującego, a raczej prowadzili nudny spektakl niczym mało uzdolnieni klauni i jakoś nie potrafili mnie rozśmieszyć prymitywnymi skeczami....
Teraz odtrąbiono, że mamy wybrać władze samorządowe, ludzi spośród nas: tych najbardziej ambitnych, -prospołecznych, którzy w naszym imieniu będą troszczyć się o rozkwit  małych Ojczyzn: naszych miast, miasteczek i wsi!
Bardzo szczytne zamierzenie, ale jednego nie rozumiem....
Dlaczego w tych wyborach nie liczy się człowiek- kandydat: jego kompetencje, historia, dokonania, czym się dał poznać do tej pory...?
Zamiast tego mamy listy partyjnych pajacyków, dla których najważniejsze jest to, kto go popiera, jaka frakcja polityczna go namaszcza !
I  przypomina mi się teraz Anioł-cieć z "Alternatywy 4 ":"Pod kogo się tu podpiąć, kto mnie wywinduje..."
Panowie liderzy partii politycznych[i jedna pani także], obsadziliście z kluczy politycznych w radach nadzorczych swoich "emerytów", kolesiów  i tam co miesiąc odbierają [za nic] pensje, które zwykłemu śmiertelnikowi starczyłyby na połowę życia.
Miejcie choć trochę wstydu i powiem dosadnie: Odpieprzcie się od samorządowych decyzji, to może choć w terenie będzie mniej przekrętów i zwykli uczciwi ludzie uratują choć kilka groszy dla tych, którym prócz cyrku, nic nie oferujecie.
Tak na koniec: Szanowni kandydaci!
Miejcie też choćby minimum uczciwości, jeśli już nie do waszych sąsiadów, to choć dla siebie samych!
Zdjęcie z partyjnym kacykiem nie zakryje przeszłości.
Odpowiedzcie sobie samym, czy wasze "wczoraj" wystawia wam legitymację do tego, aby innym obiecywać świetlane jutro!
Kryspin

środa, 12 listopada 2014

Tylko człowiek ma w sobie jad agresora!

     Kiedyś starzy ludzie mówili: "Człowiekowi potrzeba raz po raz wojny, ona oczyszcza krew"
A my żyjemy już dzięki Bogu tyle lat bez koszmaru, który poprzednie pokolenia dotykał cyklicznie.
Dwudziesty wiek, który mamy już za sobą, zafundował światu dwa koszmary, które rozlały się niczym lawa z potężnego wulkanu pozostawiając popiół i zgliszcza[I i II Wojna Światowa]
No i rodzi się pytanie:jesteśmy teraz bardziej szczęśliwi?
Mamy dzisiaj "substytuty", którymi zmyślny człowiek próbuje sobie tworzyć choćby namiastki stanu, który usprawiedliwiałby agresję, która w nim drzemie niczym zadra z czasów, gdy zlazł z drzewa i musiał maczugą wyrąbywać sobie bezpieczeństwo przed innymi troglodytami, których intencje dalekie były od życzliwości.
Tak,[ i to trzeba z przykrością sobie powiedzieć]: człowiek jest istotą dotkniętą znamieniem agresji i to takiej niewytłumaczalnej.
Nasi bracia na niższym stopniu drabiny ewolucji niekiedy także są agresywni, niebezpieczni, ale nigdy nie krzywdzą,nie zabiją innych istot tylko dlatego, że są drapieżnikami.
Ich agresja jest usprawiedliwiona- zabijają, dla pokarmu, aby żyć!
Człowiek jest zwierzęciem ze stygmatem agresji bez usprawiedliwienia!
     No to może teraz  porozmawiamy o tych substytutach, o których już wspomniałem!
Pełno jest ich wokół nas, choć może nawet o tym tak nie myślimy.
     Jest tak gdy sięgamy po grę komputerową w której stajemy się bezkarnym agresorem mordującym przeciwników na różnych, wymyślonych przez informatyka, polach konfliktu zbrojnego!
     Dorośli chłopcy, mężczyźni[niekiedy i panie także] w ramach wyjazdów integracyjnych[ niekiedy i przy innych okazjach: imieniny, wieczór kawalerski] ganiają po rumowiskach pustostanów, zdewastowanych halach nieczynnych zakładów pracy, aby zaliczyć przygodę pond boola.
Ile później jest dyskusji, kto kogo zabił, a kto tylko został poobijany[niekiedy dosłownie, gdy kolorowy pocisk trafi w nieosłonięte miejsce na ciele przeciwnika]
    Bardziej spragnieni fizycznych odczuć rozładowywania agresji zwołują się na ustawki["kibice", albo jak określają inni-"kibole", potrafią znosić własny ból od kastetu, czy innego" narzędzia obrony" użytych przez tego z przeciwnej strony "ustawki", gdy sam może upuścić krwi przeciwnikowi!
    Moglibyśmy mnożyć kolejne przykłady takich "substytutów" rozładowywania agresji, ale może wystarczy!
    Wczorajszy dzień 11 listopada , Święto Niepodległości, kolejny raz stało się okazją dla spragnionych wrażeń wyrostków i nie tylko, którzy zapragnęli przeżyć choćby namiastkę walki!
Służby porządkowe jak zwykle miały kłopot, by zapewnić bezpieczne świętowanie pozostałym .
Teraz magistrat Stolicy liczy straty, a stróże porządku wyłapują osoby poplamione kolorową wodą z policyjnych sikawek i....
No właśnie: kilka mandatów, pogrożenie palcem , no może[choć wątpię] kilka dni aresztu dla wybranych i ...do kolejnej okazji....
    A mnie się marzy taki teren, może gdzieś w mało zaludnionym rejonie naszego kraju- [głosuję za Bieszczadami], gdzie wolnej,niezamieszkałej przestrzeni jest bez liku.
Kilkadziesiąt km2 odgrodzonych od reszty kraju i tam teren całkowitej swobodnej, bezkarnej przemocy!
Aby zachować realizm agresji, przekazałbym z policyjnych depozytów wszelkiego rodzaju przybory: maczety, kastety, noże, toporki i co tam jeszcze jest; mieszkańcom-[ osobom z wyrokami za burdy] tej krainy.
Aha; na tym terenie nie byłoby oddziałów prewencji, policji, czy jakichkolwiek innych "intruzów" przeszkadzających w "zabawie" tym wszystkim spragnionym agresji!
Naturalną rzeczą byłoby dostarczanie cyklicznie  nowych uczestników "zabawy", aż do wyczerpania zapasów....
     Może po latach, gdy nasze pokolenie się już dostatecznie zestarzeje, mogłoby naszym następcom powiedzieć: "Był taki teren w naszej ojczyźnie, na którym dokonywało się oczyszczanie krwi i dzięki temu pozbyliśmy się jadu agresji....."

 Kryspin

wtorek, 11 listopada 2014

"Wolna młodzież" manifestuje 11 listopada!

No i mamy 11 listopada!
Dzień Niepodległości, święto kiedyś wstydliwie pomijane, bo....
Po 123 latach wymazanych z historii dużego narodu środkowej Europy, nasi dziadkowie odetchnęli powietrzem wolności i byli szczęśliwi.
Trochę mi smutno, że wnuki które narodziły się w Polsce wolnej[po 1989 roku] nie potrafią uszanować tego, co się stało 94 lata temu.
Z niekłamaną zazdrością patrzę dzisiaj na inny kraj, który corocznie celebruje swój Dzień Niepodległości: Stany Zjednoczone.
To taki dziwny kraj, kontynent ze stanami wielkości niejednego europejskiego kraju, zlepek masy ludzkiej mającej korzenie gdzieś daleko i fascynujące poczucie przynależności do jednego narodu, do ojczyzny, którą się kocha i z której jest się dumnym!
I wszystko zaczęło się tak niedawno, bo cóż to jest dwieście kilkadziesiąt lat historii USA w stosunku do naszej ponad tysiącletniej epopei?
Kraj zbudowany przez wyrzutków, awanturników i desperatów decydujących się na ryzyko podróży za Wielką Wodę, stał się fenomenem  świadomości, że Ojczyzna zasługuje na szacunek i miłość i tak się należy!
     Kiedyś jeden z  przywódców togo narodu zza Wielkiej Wody wypowiedział mądre słowa:"Nie myśl o tym, co Ameryka ma dać tobie, ale pomyśl, co ty możesz dać Ameryce!"
A może naszą wolną młodzież z zasłoniętymi twarzami powinno się zebrać gdzieś w jednym miejscu i zadać im to samo pytanie: "Co ty możesz dać Polsce?"
Z postawy roszczeniowej:"Mnie się należy!" i z manifestacji swojej  frustracji w formie wyrywanego chodnika i demolki wszystkiego co popadnie, nie osiągnie się nic!
Szkoda, że kolejny raz mamy 11 listopada z powtórką z przeszłości.
A może odwołajmy to święto, może okryjmy się wstydem w oczach świata !
Kiedyś władze nie zakazały celebrować pamięć wolnej Polski, tłumacząc swoim aktywistom, że nie takiej Ojczyzny czekali i nie będą przykładać ręki do obchodów takiego święta !
Może teraz władze powinny odwołać ten dzień, bo nie umiemy uszanować tego daru minionych pokoleń.
Może potrzeba najpierw wyedukować godnych depozytariuszy tego daru...?
Może za kilkadziesiąt lat......
Kryspin


poniedziałek, 10 listopada 2014

Faryzeusz...kto to taki?

     Gdy Bóg stworzył człowieka, uczynił go na obraz i podobieństwo swoje!
Tyle Biblia podaje nam informacji i chyba jest to ku pokrzepieniu naszego ego.
Bóg- Twórca podzielił się z człowiekiem swoją doskonałością i to mi pasuje!
Stworzył nas na obraz i podobieństwo swoje!
     Gdy to człowiek uzurpuje sobie boskie prawo i próbuje ingerować w życie innych, aby kreować ich postawy, zachowanie, postępowanie na swoją wizję tego co słuszne i odpowiednie, kreuje się na bożka -uzurpatora!
Ktoś teraz zauważy, że rodzice przecież często stawiają się w pozycji takich "Twórców" kształtując dorastające postawy swoich dzieci?
I to jest dobre i słuszne!
Gorzej jest, gdy ktoś wpada na pomysł, że ma  monopol na wiedzę o tym, co wypada, a czego należy się wystrzegać.
Już kiedyś pisałem o biblijnym źdźbłu i belce w oku domorosłych moralizatorów, ale problem powraca jak przysłowiowy bumerang.
      Byłem kiedyś na imieninach, w czasie, gdy prawie całe towarzystwo do zakrapianej kolacji dokładało dymka z papierosków i czyniło to tak systematycznie, że pokój zasnuwała mgiełka dymu niczym mgielny opar  nad leśnym rozlewiskiem o poranku.
Po kilku latach z dawnych palaczy pozostała tylko jedna wytrwała w swojej słabości i wtedy się zaczęło: 
-"Jak możesz palić to świństwo, trujesz siebie i nas dookoła"- dogryzali jej dawni kompani od papieroska.
I tak zastanawiam się, że tylko dawni palacze podnieśli głos oburzenia, a ci, którzy milczeli przed laty[gdy także nie byli palaczami], teraz też nie zabierali głosu, a nawet próbowali tonować wojowniczych neofitów[nowo nawróconych]
Oczywiście palenie szkodzi i nie należy go promować, ale sposób piętnowania innych przez dawnych towarzyszy nałogu uważam za mało elegancki!
Podobnie jest ze strażnikami moralności.
Znamienne jest to, że najbardziej "świętymi" stają się osoby, które poznały zakamarki życia od najbardziej mrocznych stron[biblijne jawnogrzesznice].
     Ktoś teraz powie:  Przecież to jest naturalna kolej rzeczy: ktoś kiedyś broił, grzeszył, ale się nawrócił i teraz chce dzielić się swoim nowym życiem z innymi. Tak przecież robiło wielu świętych. Choćby św.Augustyn: za młodu hulaka i miłośnik kobiecych wdzięków, a później został Doktorem Kościoła!
I zgoda, taki czynili święci, nawróceni, ale oni nigdy nie posługiwali się obłudą!
Bo czyż nie jest obłudą kreowanie się na doskonałość, przy jednoczesnym zapomnieniu o przeszłych, nie zawsze chlubnych dokonaniach?
Tylko pamiętając swoje upadki można silić się na mentorskie pouczenie, w przeciwnym razie w swej pysze stawiamy siebie w pozycji Boga Stwórczy, a to już bardzo śliska sprawa.
     Takich ludzi On określił mianem Faryzeuszy, a nawet dosadnie porównał ich do pobielanych grobów.
Jeśli więc chcemy być do Niego choćby odrobinę podobni, to zważmy, że Bóg jest Miłością i Przebaczeniem.
Tak więc jemu pozostawmy osąd i przebaczenie[ może i nam się to opłaci?]
Kryspin!

niedziela, 9 listopada 2014

Piramidy polityczne!

     Chyba polubię PIS i wcale teraz nie żartuję!
No i wielu zwolennikom innych opcji politycznych pewnie się teraz narażę, ale zaryzykuję...
     Od kilku ładnych lat ta partia dostaje lanie w kolejnych wyborach, ale z uporem wartym wielkiej sprawy tkwi w swoim przekonaniu o słuszności  poglądów i to mnie zastanawia i uczy po trochu.
PO, partia nieustannego sukcesu: uśmiechniętych, zadowolonych ludzi jakoś nie przemawia do mnie.
Dlaczego?
     No może dlatego, że gdy patrzę na kolejne konwencje, spędy aktywistów, szeregowych członków gromadzących się wokół liderów sukcesu, to żywo przypomina mi się historia sprzed lat, gdy znajomy zaprosił mnie na spotkanie, w trakcie którego na scenie jednego z poznańskich kin brylowało kilkanaście osób sukcesu finansowego. Z plastikowymi uśmiechami na twarzach opowiadali gawiedzi, w jaki sposób los się do nich uśmiechnął i teraz już mają poza sobą czas smutku i niedostatku!
    W trakcie spotkania wodzirej tego spędu raz po raz zachęcał zgromadzonych do powstania, aby gromkimi brawami nagradzali tych liderów, którzy pokazują wszystkim kierunek, w którym powinni podążać, aby po jakimś czasie, także dochrapać się swego miejsca na scenie sukcesu!
I bardzo ciekawiło mnie wtedy, jak łatwo człowiek potrafi wyłączyć rozum i myślenie, gdy poddaje się żądzy sukcesu.
I nic to, że wtedy warunkiem awansu w hierarchii struktur było znalezienie dwóch "jeleni", którzy wysupłają swoje oszczędności, aby wykupić sobie iluzję dobrobytu....
     Tak, byłem kiedyś na spotkaniu organizacji, którą później określano piramidą finansową i dzięki Bogu, że jest to już czas przeszły.  Organa ścigania, prokuratura i inne służy aktywnie monitorują teraz naszą rzeczywistość, aby kolejni cwaniacy nie nabijali już sobie kabz oszukując naiwnych i dobrze, ze tak jest!
No i teraz pytanie:
Dlaczego nie lubię PO ?
Może dlatego, że bardzo często odnoszę wrażenie powrotu do przeszłości.....
Dyzma zostaje Prezydentem Europy, a osoba, która "widziała na własne oczy" przekopywanie smoleńskiego "kartofliska"[lotniska] na metr wgłąb, staje na czele naszego rządu.....
     Kiedyś słyszałem wywiad z jednym  ze stróżów prawa, który mówił: że życie nie znosi próżni, tak jest i w kreatywności  grup przestępczych.
To z czym potrafimy walczyć, zdusić doskonalonym prawem, znajduje ujście w niedoskonałościach już ustanowionych zasad i trzeba nieustannie doskonalić aparat ścigania, także poprzez uściślanie przepisów!
     Tak sobie myślę,[ może z naiwną z nadzieją ], że jeśli instytucje ścigania przestępstw potrafiły zwalczyć piramidy finansowe, to może potrafią zrobić także porządek z piramidami politycznymi!
     Dlaczego więc napisałem, że lubię PIS, to przecież też kolejna polityczna piramida, a przynajmniej wielu członków z topu tej partii za taką ją przecież uważa[ im wyżej jesteś, tym więcej możesz zakombinować dla siebie-Hoffmann i Kamiński]
     I znowu narażę się wielu: Lubię Kaczyńskiego! Jakoś mi nie pasuje do obrazu karierowicza- politycznego celebryty i wbrew sondażom, które stawiają go na czele nielubianych polityków, ja lubię go, uważając za jednego z nielicznych uczciwych na tej scenie naszego politycznego " kina"!!!!

czwartek, 6 listopada 2014

Tylko karzeł z kompleksami poniża innych [do swego poziomu!]

     Czy doświadczyliście kiedykolwiek niemiłej sytuacji, gdy ktoś was próbował poniżyć?
 Zdarzyło się to wiele lat temu w miasteczku powiatowym w czasach, gdy ulice były sprzątane przez pracowników z miotłami. Ze swojej winy, czy ze zrządzenia losu[ braki w wykształceniu] nie znajdowali bardziej ambitnego zajęcia i pracowali jako czyściciele ulic.
Często zaniepokojeni o przyszłość swoich pociech rodzice mówili im: "Jeśli nie będziesz się uczył, to będziesz mógł tylko ulice zamiatać!"
    Był słoneczny poranek, gdy do starszego mężczyzny pracującego na ulicy z miotłą podszedł milicjant[ tak kiedyś, za komuny określano stróżów prawa w popielatych mundurach]
-Jakie trzeba skończyć szkoły, aby zdobyć taką ciekawą pracę dobry człowieku- zagadał z ironicznym uśmiechem!
Starszy człowiek zatrzymał się na chwilę.
Odstawił wózek, do którego ładował zamiatane z ulicy brudy, podparł się na długim kiju swojej miotły i lekko mrużąc oczy, odpowiedział:
-To nie jest takie proste, aby dostać taką pracę.
-Musiałem przejść kurs miesięczny i później zdać egzamin.
-Nooo- podjął dialog milicjant.
-A co jeśli ktoś obleje taki egzamin- zagadał dalej coraz bardziej rozbawiony stróż prawa.
-No jeśli obleje się egzamin, to kolejny miesiąc trzeba się uczyć i znowu ;podejść do poprawki- odpowiedział poważnie stary pracownik z miotłą.
-No a co wtedy, gdy i poprawkę obleje?- zapytał rechocząc milicjant.
-No wtedy już nie ma wyjścia.....i takich ludzi kieruje się do pracy w milicji- odpowiedział nadal spokojnym głosem sprzątacz z miotłą!
      Człowiek, który poniża drugiego wcale nie pokazuje swojej wyższości, a wręcz przeciwnie; ukazuje swoją małość.
     Najbardziej głupim jest szef, właściciel, który poniża personel, pracowników, a niestety w naszym otoczeniu na przysłowiowe pęczki można by mnożyć przykłady głupich, karłowatych właścicieli, którzy swoje frustracje i strach, wyładowują na pracownikach, poniżając ich i obarczając odpowiedzialnością za niepowodzenia własnego biznesu!
A może warto drodzy szefowie, abyście rano, przed spotkaniem z pracownikami, po porannym paciorku[to dla tych wierzących], powtarzali w swoich łepetynach:
Szanuj pracownika dobrego, bo możesz mieć w przyszłości tylko gorszego!!!!
Kryspin

środa, 5 listopada 2014

Igrzyska bez chlebka!

      Chleba i igrzysk- oto prosty sposób na spokój gawiedzi, który wymyślili już starożytni i jakoś się ten świat kulał!
Obywatele starożytnego Rzymu mieli jednak fajnie, bo na ich dobrobyt i obfite stoły pracowali w mozole niewolnicy i poddani z podbitych prowincji.
Igrzyska zabijały więc nudę, gdy raz po raz w cyrkowej arenie mogli [obywatele] podnieść  sobie adrenalinę delektując się krwawymi zapasami pięknych gladiatorów o ciałach budzących szczególny zachwyt leciwych matron i spragnionych rozkoszy żon dostojników zajętych nieustannymi intrygami w senacie oraz armii legionistów cesarstwa, którzy z rzadka bywali w małżeńskich łożach, nieustannie koczując w wojennych namiotach na kresach imperium.
Mamy igrzyska: można by dzisiaj zawyć na widok oplakatowanych naszych miast, miasteczek i wiejskich przysiółków!
Nie da się nie zauważyć: idą wybory! 
To dopiero wydarzenie, które zasługuje na godną oprawę i miejsce!
     Nie macie wrażenia, że najbardziej odpowiednim terenem walki wyborczej byłby cyrk?
 Ba, ogromy Circus Maximus, by pomieścił  współczesnych " gladiatorów"- kandydatów do krzesełek i ciepłych posadek!
Szkoda jednak, że kandydaci na wójtów, burmistrzów, prezydentów nie przypominają w niczym antycznych herosów gotowych przelewać krew w walce o sławę!
Mamy igrzyska i obietnice chlebka z masełkiem, pod jednym warunkiem:" gdy wybierzecie mnie!!!!"
Zdają się krzyczeć uśmiechnięci foto szopami kandydaci.
Co bardziej aktywni próbują głosić swoje pomysły, programy naprawy tego, co do tej pory było źle zarządzane, bo nie było na stołku dotąd ich!
No, ale może odejdźmy na chwilę od pastwienia się nad tymi nieborakami, bo co oni są winni, że w przytłaczającej większości pchają się do władzy dla kasy?
Dają?- to czemu nie brać, prawda?
     Wyobraźmy sobie może coś takiego:
W szpitalu potrzeba lekarza ginekologa.....
     Dyrekcja rozpisuje wybory i może zgłaszać każdy, kto otrzyma 100 głosów poparcia.
Pan Henio, który znany jest w środowisku jako znawca urody licznych kobiet w miasteczku i pan Grzesiu, który prowadzi solarium przy ryneczku[ przez nieszczelne drzwi naoglądał się szczegółów anatomicznych pań spragnionych opalenizny w zimowych, chłodnych dniach.
    Którego z kandydatów powinni wybrać obywatele[ obywatelki i potencjalne klientki oddziału ginekologii?]
No, ale dosyć idiotycznego przykładu, bo nie wyobrażamy sobie, aby którykolwiek z tych dwóch oszołomów mógł zostać zatrudniony w szpitalu bez kwalifikacji, skończonych studiów medycznych i specjalizacji .
Ale i pan Henio i Grześ mogą zostać wójtem, burmistrzem, prezydentem, a w najgorszym wariancie radnym[ też parę groszy do kieszeni ich wpadnie!!!
     Coś mi się wydaje, że chlebka z takich naszych igrzysk wystarczy tylko dla swoich[ obywateli], a my? Cały naród stojący z dala.....
     No cóż starożytny Rzym ucztował kosztem niewolników[wielkiej rzeszy ludzi pozbawionych praw i godności]
Ale starożytny hegemon już dawno pokrył się kurzem zapomnienia i nikt już nie ekscytuje się gladiatorami, zapomniano o nich, czego i wam życzę współcześni "herosi" naszego życia politycznego!!!!
Kryspin
 
.

.

niedziela, 2 listopada 2014

Holy wins-pochód świętych!

    No i mamy już drugi dzień listopada, godziny zadumy i wspomnień związanych z naszymi bliskimi, którzy już nigdy do nas nie powiedzą miłego słowa na powitanie i ich uśmiech dobra możemy tylko zobaczyć w naszej pamięci.
    Dzień zaduszny jest jakby dopowiedzeniem do wczorajszego uroczystego przeżywania święta wszystkich szczęśliwców, którzy zmartwienia ziemskiego życia mają już poza sobą i doświadczają spokoju wiecznego szczęścia.
    A nam pozostaje tylko zazdrościć im tego błogostanu,  zwłaszcza, że oni mają gwarancję, że będzie trwał już wiecznie....
A my....?
To był męczący czas, korki na ulicach, tłumy w okolicach cmentarzy i ubytki w naszym budżecie po zakupach przeznaczonych na grobowe kompozycje....
     Cieszę się, że minęły te święta i nie chodzi o to, że jestem przeciwny tradycji i wdzięcznej pamięci wobec tych, którym przecież zawdzięczamy wiele, by nie rzec: wszystko!
Cieszę się na dziewięć dni spokoju na ulicach i w naszych mediach!
     Do 11 listopada będzie normalnie!
    Ale już co bardziej zapobiegliwi w zaciszu swoich domostw obmyślają strategię zadymy, bo co jak co, ale nadchodzący dzień niepodległości, jakim okrzyknięto 11 listopada to idealny czas na nową wojnę tych co są za i tych co są przeciw!
Jestem pewien, ze gdyby zapytać jednych i drugich o powód aprobaty, czy sprzeciwu; mało który z nich umiałby uzasadnić swoje działanie.
Ale to dopiero przed nami, choć już dziś, nie mając zdolności jasnowidza, czy proroka, możemy przewidzieć kolejne: burdy, petardy i kamienie wzmagające stanowiska antagonistów powołujących się na to samo święto!
     Czy wiecie, co to jest Holy  wins ?
     No właśnie, powinniśmy wiedzieć czym jest pochód świętych[ z ang.Holy wins], bo to przyszła siła będąca przeciwwagą dla "koszmarków" halloween.
I tu znowu trzeba z przykrością powiedzieć, że Kościół dał się wkręcić w idiotyczne udowadnianie, co jest słuszne, a co obraża świętowanie w dniu 1 listopada !
     I znowu wyszło śmiesznie i groteskowo, jak groteskowa była dyskusja pana Terlikowskiego i pani Szczuki, gdy on widział miejsce dyni na talerzu, a ona z agresją afrykańskiej lwicy broniła idei wyprowadzenia tego owocu na ulice naszych miast powołując się na odwieczną tradycję czci pamięci zmarłych daleko starszej, aniżeli katolickie bajanie[ np.zwyczaj mickiewiczowskich dziadów]
    Drodzy włodarze, decydenci Kościoła w naszej ojczyźnie!
Mam gorącą prośbę: zabrońcie panu Terlikowskiemu pokazywać się w telewizji, unikniecie wtedy koszmaru łączenia jego pseudo teologicznych wywodów ze stanowiskiem tej szacownej instytucji.
I jeśli was to nie obchodzi szanowni hierarchowie, to zróbcie to dla nas, szeregowych katolików, bo jest nam zwyczajnie wstyd z oszołomów z takimi poglądami.
     Nie będę teraz rozwodził się nad holy wins, bo cóż mówić na temat żenującej scenerii pochodów dzieciaków, które fanatyczni rodzice przystroili w papierowe dekoracje imitujące szaty świętych i jeszcze im przykazały, że taki pochód ulicami miasta jest o wiele bardziej miły Pany Bogu, aniżeli krzykliwe bieganiny ich rówieśników przebranych za potworki i wyłudzających od naiwnych dorosłych słodycze: "jednym słowem ohyda i zgorszenie!!!"...
     A na koniec te biedne maluchy z minami mówiącymi wszystko[ ślinka leciała im na samą myśl, że Jakub i Kaśka mają ucieszną zabawę i garście łakoci, a im pozostaje powaga i słowa z cierpkim uśmiechem dorosłych- "Panu Bogu wasz pochód jest miły, gdy tamte wygłupy są wymysłem szatana"!]
 I po takim korowodzie świętych w tych małych, poprawnych katolikach może zrodzić się tylko jeden wniosek: Bycie świętym  jest nudne i nie wiem, czy nie lepiej ......?
     Kiedyś usłyszałem dowcip i pytanie:
Dokąd idą grzeczne dziewczynki?
-Do nieba!
A dokąd idą niegrzeczne?
-Tam, gdzie chcą! 
Kryspin

sobota, 1 listopada 2014

Zazdrość i nadzieja!

    Z czego rodzi się zazdrość - sądzę, że z głupoty i chciwości!
Kiedyś słyszałem mądre stwierdzenie, że zazdrość jest najgłupszym grzechem głównym
    Osobie dotkniętej tą słabością nie przynosi ona żadnego pożytku, a jedyne czego może się taki nabawić, to wrzody na żołądku...i  żałosną śmieszność!
    Wyobraźmy sobie zazdrosnego i chciwego proboszcza, który godzinami, zagryzając bezsilnie wargi stara się poszerzyć ceremonię ślubną sprzed ołtarza, o wesele młodych...
No przecież przy plebani są salki katechetyczne, teraz stoją puste- myśli gorączkowo szukając sposobu na dodatkowe profity.
Wystarczy kilka balonów, trochę konfetti, a gosposia z plebani namiesza w garach bigosu, albo i innych bardziej ambitnych potraw[ umie przecież gotować, co już wielokrotnie goście odpustowi docenili], a do zabawy może  pogrywać organista, który i tak nie ma co robić w sobotnie wieczory- stwierdził zadowolony z jasności swojego umysłu
Największą zaletą takiego wesela byłaby pełna kontrola bawiących się, a i korkowe mogłoby dodatkowo zasilić kościelną kasę-pomyślał wielebny i dlatego próbował kolejnych kandydatów do założenia rodziny, pozyskać do swojej wizji.
No i tu klops....
-My już  od roku mamy zamówioną salę i tak jakoś nie wyobrażamy sobie wesela przy ołtarzu.
-Wie ksiądz, nie wszyscy na takich uroczystościach zachowują umiar, a wujek Heniek, którego musimy zaprosić, to niekiedy jest bardzo swobodny w zabawie i jakoś by to było krępujące- tłumaczyli kolejni , nieco speszeni propozycją proboszcza młodzi.
A księdzu wtedy gasł uśmiech zadowolenia na różowej twarzy, a w oczach pojawiały się chmury niezadowolenia, że kolejna jego duszpasterska  inicjatywa  nie znalazła zrozumienia.
I pewnie młodzi parafianie na długi czas utraciliby jego przychylność, gdyby nie rozsądek kandydatów do ceremonii ślubnej:
-Bardzo przepraszamy, że nie możemy skorzystać z przedstawionej nam szczerze propozycji, ale może moglibyśmy złożyć dodatkową ofiarę na kwiaty dla Najświętszej Panienki- powiedział chłopak kładąc jednocześnie kopertę na kancelaryjnym biurku.
-No skoro już macie wszystko pozałatwiane, to trudno- odpowiedział duszpasterz już nieco mniej zdenerwowany chowając datek do szuflady.
Wiem!- prawie krzyknął sam do siebie po ich wyjściu.
-Hania z zajazdu i Mietek z zespołu muzycznego przecież też mogą składać ofiary dla Najświętszej Panienki, a ślubów, na których oni zarabiają jest przecież dużo i kasę, którą powinni się podzielić czerpią dzięki mnie!-dokończył swoje przemyślenia i już poczuł się lepiej w swej zazdrości !
Ale dosyć tej historii!
Dzisiaj przeżywamy święto szczególne: Dzień Wszystkich Świętych i chcemy, czy nie: on trochę prowokuje u nas zazdrość.
Ja dzisiaj także przeżywam zazdrość, ale wcale nie uważam jej za głupią wadę, a to dlatego, że łączę ją z nadzieją.
Zazdroszczę tym, którzy już cieszą się zbawieniem- wiecznym szczęściem!
A nadzieję mam w tym, że dobry Bóg dla mnie też przygotował mały pokoik blisko siebie i kiedyś i mi dane będzie świętować w dniu 1 listopada!
Czego wam wszystkim i sobie życzę!
Kryspin

piątek, 31 października 2014

Halloween

    No i zaczęło się!
To kolejna "tradycja"- dyskusja nad teologiczną niepoprawnością importowanego do nas  święta: halloween!
Od czasu otwarcia się nas na świat po transformacji 1989 roku, nieustannie powraca dyskusja nad tym amerykańskim dziwolągiem, który [ w mniemaniu wielu domorosłych "teologów"] jest wymysłem samego diabła!
A tak nam było dobrze, gdy żyliśmy zaściankową pobożnością i nawet celowe mylenie w mediach minionego reżimu święta Wszystkich Świętych z dniem zmarłych, który Kościół celebruje dopiero 2 listopada, jakoś tolerowaliśmy.
Ale zwyczaj radosnego przeżywania dnia 1 listopada, a raczej wigilii święta Wszystkich Świętych, bo halloween przypisany jest dzisiejszemu dniu[31 października], to istna zgroza!
    Księża już w minioną niedzielę i w kolejnych dniach, gdy spotykali się z dzieciakami na szkolnych katechezach, wielokrotnie ze srogą miną informowali maluczkich: że nadchodzące święto to czas wzmożonego działania złego[ diabła], który odrywa nasze myśli od spraw najważniejszych, ostatecznych.
"My, katolicy winniśmy nadchodzące dni przeżywać refleksyjnie, może nawet w zadumie nad prawdą oczywistą, że na tej ziemi jesteśmy tylko pielgrzymami i każdego człowieczka czeka ten moment, gdy Pan  powołuje go do wieczności! 
Czyli po ludzku- funduje nam śmierć![przepraszam za to dopowiedzenie, ale tak jakoś samo mi się cisnęło na usta]
Zadziwia mnie jednak logika, choć może lepsze byłoby określenie: brak logiki w Kościele w sprawach związanych z dniem 1 listopada i tym, jak godzi się obchodzić to święto!
      Wielokrotnie obserwowałem na naszych cmentarzach Cyganów, którzy w dziwny dla ogółu sposób obchodzą ten dzień przy mogiłach swoich bliskich.
Stawiają stoły, na których pojawiają się potrawy i alkohol, a wszyscy obecni zachowują się jak na biesiadzie i trudno wśród zgromadzonych doszukać się smutku, a często wręcz przeciwnie- ucztują z radością!
No ale "pobożny " katolik przechodzi obok i ze zgorszeniem pomyśli tylko: "Te brudasy to nawet takiego miejsca nie potrafią uszanować; zgroza!"
     No to może inny przykład:
W zakonach kontemplacyjnych, gdzie pobożni bracia[ i siostry także], prowadzą życie polegające na  umartwieniu i modlitwie, gdy umiera jeden z nich, ogłaszają dzień świąteczny i autentycznie się radują!
Jak to więc jest?
     A może te "brudasy" i pobożni braciszkowie mają rację??
Wróćmy do otoczki święta 1 listopada.
     Dziwi mnie, że nasi "nauczyciele" od tego, co wypada i jak powinniśmy przeżywać święto Wszystkich Świętych, jakoś nie piętnują niekończących się szpalerów straganów handlarzy, którzy w tych dniach mają swoje żniwa.
Miliony kwiatów, tysiące ton zniczy i wszelkiego rodzaju kiczowatych ozdób[ często produkowanych daleko od nas, gdzie wykonują je małe rączki chińskich pracowników], jakoś nie sprowadzają gromów oburzenia kościelnych "nadzorców" !
Jeśli ten jarmark jest cacy, to dlaczego wydrążona dynia powoduje tyle emocji?
     Kochani apologeci [obrońcy] tradycyjnych, "naszych" zwyczajów związanych z  1 listopada; tak sobie myślę, że za tym wszystkim stoi prawda zupełnie nie mająca związku z "teologicznymi" aspektami tych dni!
Aby wszystko było jasne, to może wróćmy na chwilę do czasów, gdy po Palestynie chodził Nauczyciel i do jednego zgrzytu, którego był sprawcą, do grandy na dziedzińcu świątynnym!
Powywracał stoły handlarzy i przepędził kupczyków kręcących swoje interesiki przy okazji licznych świąt!
Ale musiał wtedy wkurzyć kapłanów, którzy nie brudząc sobie łapek, kasowali swoją działkę od każdego przedmiotu sprzedawanego w cieniu ołtarza!
No i chyba mam sposób, który zakończy wojnę z haloween!
Może załatwcie "czcigodni" dla.... Kościoła..???, podatek od drążonych dyń i kolorowych szmatek, w które przebierają się rozbawione maluchy w trakcie halloweenowych zabaw i wtedy będzie to bardziej teologicznie poprawne!
Kryspin     



czwartek, 30 października 2014

Po obu stronach życia!

     Wracałem dzisiaj z Poznania drogą obok największej nekropolii tego miasta.
W innym czasie przejazd trasą z niezależnymi pasami ruchu nie sprawiał problemu i pewnie mało kto uświadamiał sobie wtedy, że tuż obok, za kępami drzew i torami kolejowymi, znajduje się miasto umarłych; ale dzisiaj już tak nie było.
     Choć do Wszystkich świętych pozostały jeszcze dwa dni, trudno byłoby nie zauważyć wzmożonego ruchu, zapchanych, prowizorycznych parkingów na  pasach rozdzielających obie  nitki trasy.
Zbliża się ten szczególny czas odwiedzin,spotkań żywych z tymi, którzy, jak to się często określa: "Poprzedzili nas w drodze do wieczności"!
No właśnie, jadąc zastanawiałem się: Ile w tych przygotowaniach jest w nas wiary, a ile tylko poczucia przyzwoitości, że trzeba pielęgnować pamięć przeszłości i może i nam trochę lżej na sercu, gdy karmimy się nadzieją, że kiedyś i na naszym miejscu spoczynku ktoś zapali znicz pamięci i wspomni naszą osobę.
Ktoś kiedyś powiedział: że:" Człowiek istnieje tak długo, jak długo trwa o nim pamięć następnych pokoleń"
Może to i piękna idea, ale mnie jednak bardziej odpowiada  nadzieja spotkania z tymi, których kochałem, i nic to, że już nie ma ich tu obok nas.
Bardziej cieszę się na perspektywę ostatecznego spotkania, aniżeli zwyczajowych odwiedzin miejsc, w których pielęgnuje się pamięć smutnego pożegnania ukochanych.
Nie lubię atmosfery cmentarzy w dniu 1 listopada.
Przypominają one wtedy targowisko, rodzaj giełdy z tłumami upoconych ludków dopieszczających grobowe kwatery stosami kolorowych ozdób, aby nikt broń Boże nie zarzucił im, że zapomnieli o......
No właśnie o kim, a może o czym?
      Lubię cmentarze  powszednich dni, gdy mało się na nich kręci  ludzi, a jeśli są, to przychodzą, aby się spotkać ze swoimi żywymi po tamtej stronie.
      Gdy odwiedzam moją małżonkę na małym cmentarzu na Nowinie, to przychodzę z nią porozmawiać, opowiedzieć jej o tym, czym żyję:
Mówię jej o swoich rozterkach i kłopotach, ale i o radości, której doświadcza moje serce otwarte na miłość!
I powracam potem spokojny do gwaru ulicy wielkiego miasta, bo wiem, że ona nieustannie mnie wspiera i cieszy się moim szczęściem  po tej stronie.
Kryspin



wtorek, 28 października 2014

Chory z nienawiści!

Wczoraj przypadkowo na Facebooku przeczytałem wypowiedź pana Jakuba Wojewódzkiego, który zapałał zaznaczyć swoją chorobę nienawiści.
Najbardziej przykre jest to, że uczynił to strojąc się w piórka współczucia wobec ludzi dotkniętych osobistą tragedią, gdy żegnali swoją mamę i żonę: Anię Przybylską.
Jak dalece musi być podłym człowiek, który w takim traumatycznym dla nich przeżyciu dolewa im jeszcze goryczy?
Nie będę przytaczał tu jego żałosnych wypocin, w których opluwał ich wolę, aby Anię pochować w asyście Kościoła.
Dlaczego tak uczynił...?
Uchodzi przecież za człowieka inteligentnego, nawet błyskotliwego....I taki język ziejący jadem....?
     Kubo, a może w swej zajadłości powinien pan[piszę pan z małej litery, bo jesteś na tyle karłowatym osobnikiem, że nie potrudzę się, aby przestrzegać zasad dobrego smaku] otwarcie tym dzieciom, już na tyle dużym, że mogły świadomie przeżywać ból po stracie mamy; powiedzieć, że powinny ten dzień zapamiętać jeszcze z jednego powodu.
 "Kim jest ten wasz Bóg, który zabrał wam ukochaną?"- takich słów użyłeś etyczny karle!
A czemu wprost im nie powiedziałeś: Skończyło się, zakopali waszą nadzieję i już nie pozostało wam nic!!!!
A może w tobie, marny człowieczku, sumienie krzyczy: Zniszczyłeś w sobie nadzieję i bronisz się nienawiścią do tego, który tak denerwuje twoje wybujałe "ja".
     Żal mi ciebie panie Kubo, bo nawet gdybyś otoczył się przepychem, liftingiem chirurgicznego skalpela, nie zatrzymasz czasu i kiedyś staniesz na miejscu Ani,[ jak zresztą my wszyscy] i pewnie się zdziwisz, albo choćby będziesz udawał zdziwienie, że On jednak jest i wtedy poczujesz się głupio???
Nie to byłoby za mało.....
Kryspin

niedziela, 26 października 2014

Imieninowy stół!

     Pierwsze moje imieniny na wsi!
Od rana oboje z moją Beatką, czyniliśmy przygotowania do popołudniowego spotkania, na które zaprosiłem najbliższych: moje dzieci oraz Hanię, przyjaciółkę naszej rodziny od lat.
Aby uczynić za dość miejscowemu zwyczajowi, nie pominąłem wśród zaproszonych gości sąsiadów, od których często kupuję jajka i drób[nie ma  porównania , gdy ugotuje się rosół z takiego kuraka] .
Poza tym postanowiłem ich zaprosić , bo  to są przemili ludzie i lubię z nimi porozmawiać, gdy spotykam ich niekiedy wracając ze spaceru z Etną.
Ostatnio dodatkowo pokusiłem się o zakup od Romana [sąsiada] świniaka, którego w pobliskiej masarni przerobiono na pyszne specjały, których nie uświadczysz w miejskim sklepie, gdzie kupujemy kiełbasy z "niby świń" [ piszę" niby świń", bo trudno nazwać wiejskim tucznikiem produkt z fermy hodowlanej, w którym więcej jest chemii i innych genetycznych ulepszaczy, aniżeli mięsa z naturalnej paszy i ziemniaków, na których rósł kaban przerobiony teraz  na pyszne kiełbasy roztaczające po całym naszym domu aromat wędzarni ]
     Wyroby ze świniobicia , to był hit wieczornego stołu w trakcie moich imienin, choć, i to trzeba podkreślić: kolację poprzedziła kawa z niemniej pysznym domowym ciastem przygotowanym przez moją ukochaną Beatkę[np: tort z naturalnym ananasem- pychota i niebo w ustach!!!] .
     Przybyłych gości powitaliśmy w dużym salonie, gdzie w narożniku wesoło połyskiwał ogień kominka, a całości nastroju dopełniało masę zapalonych świeczek rozmieszczonych na kandelabrach spowitych kolorowymi kwiatami.
Bardzo zależało mi na tym, aby wszystkim w trakcie tego wieczoru udzieliła się atmosfera ciepła!
Ale nie chodziło mi tylko o to, by poczuli żar z kominka, lecz by odczuli miłe przyjęcie od nas, ucieszonych ich przybyciem.
     Nie będę opisywał potraw suto zastawionego imieninowego stołu, bo zrobiłby się może z tego typowy kulinarny bedeker, a chciałbym przez chwilę zatrzymać się nad tą niezwykłą atmosferą: gdy w naszym domu spotkali się i to pierwszy raz przypadkowi goście[ pomijam tu moje pociechy], do tego w różnym wieku i o odmiennych profesjach; a od samego początku rozmawiali ze sobą przyjaźnie niczym starzy znajomi i nikt nie czuł się niezręcznie i sztywno, co w takim "zestawie" jest nader częstym zjawiskiem, gdy imieninowy wieczór  przeradza się w normalną nasiadówę.
    Odczuwałem i chyba nie tylko ja, że nikt tu nie odprawiał "pańszczyzny" bycia, bo wypada!
Śmiem twierdzić, że wszyscy czuli się przyjemnie i może dlatego nie spoglądali ukradkiem na zegarki, by znaleźć pretekst do szybszego  opuszczenia pozostałych.
Aby była jasność: atmosfery nie podkręcaliśmy nadmierną ilością alkoholu, który niekiedy jest używany jako swoiste spoiwo dla biesiadników!
 Nie w tym przypadku!
Owszem, były toasty zakrapiane dobrymi trunkami, ale z zachowaniem rozsądku i umiaru.
    Po odjeździe naszych gości siedliśmy z Beatką przy  kominku.
Trzymaliśmy szklaneczki whiskacza w rękach i cieszyliśmy się wspomnieniem miłego wieczóru w gronie życzliwych nam osób.
A ja zamarzyłem sobie wtedy, by na kolejnych takich imieninach [ Jej lub moich] to grono powiększyło się o kolejne osoby! [drogie naszym sercom.]
Na koniec pomyślałem sobie, że może kiedyś przy takim stole zasiądą wszyscy ci, których oboje kochamy....?
Tego najbardziej pragniemy i to byłby najmilszy prezent dla nas obojga!
Kryspin

sobota, 25 października 2014

Imieniny!!!

Dzisiaj miałem imieniny!
Jutro napiszę więcej.
Teraz mogę powiedzieć tylko tyle, że mam cudowne dzieci i wspaniałych przyjaciół.
Jutro napiszę więcej!

piątek, 24 października 2014

Świeżość oceanicznej bryzy!

     Nie chciałem pisać dzisiaj niczego przykrego, ale jestem smutny i muszęsię podzielić tym, co mi nie daje spokoju!
    Wczoraj bliska memu sercu osoba otrzymała smsa, w którym osoba niby jej życzliwa stwierdziła:
" Miłość przemija szybko, jak sraczka, a później nie pozostaje już nic!"
Przepraszam w tej chwili wszystkich, których dobry smak obraziło to porównanie, ale pozwoliłem sobie na dosłowne przytoczenie tego wulgaryzmu.
Nie, nie zamierzam polemizować z autorką tego językowego "kwiatka", bo jest mi jej autentycznie żal.
Tak określić najpiękniejsze doznanie, jakim Bóg nas obdarzył, może tylko ktoś, kto nigdy nie doznał tego daru i powtarza określenie, którego pierwszym autorem był niestety jej rodzic przesiąknięty nienawiścią do wszystkiego, co mogłoby choćby o miłość zahaczać!
Dlaczego w niektórych ludziach tyle zła?
Odpowiedź nasuwa się sama...
Może to zwykłe wyrzuty sumienia, które nie pozwalają na spokój tym, którzy kiedyś zdeptali ten dar i teraz  boli ich to, że ktoś może być szczęśliwy kochając?
    Żal mi takich ludzi, którzy w łańcuch nienawiści wplatają kolejne rodzinne ogniwa: Rodzice dzieciom, a one swoim pociechom i  tak dalej powielają zło....
     Miłość jest jak świeża wiosenna bryza nad oceanem, ludzie zgorzkniali, którzy nigdy nie doświadczyli, tego pięknego aromatu , nie zdołają zakrzyczeć prawdy i nigdy nie znajdą zwolenników smrodu kloaki w której siedzą.
A ja, mogę tylko prosić i może wszyscy prośmy tych nieszczęśników, niewolników kloaki nienawiści:
Wyjdźcie na świeże powietrze przesiąknięte miłością!
Ona nie znajduje się na zamkniętej plaży, jest dostępna każdemu, który jej pragnie 
Kryspin    

 

czwartek, 23 października 2014

Czwartkowy poranek może być piękny!

     Czwartek wydaje się nam najgorszym dniem tygodnia.
Gdy do tego dołożymy październikowy ciemny poranek, który wcale nie podrywa nas z ciepłego łóżeczka, to mamy gotowy przepis na nieudany początek dnia.
Dzisiaj jest czwarty dzień tygodnia i odczuwamy już zmęczenie monotonią naszego kieratu codziennej pracy i to dotyka znakomitej większości z nas.
    Pomyślcie: jakże inaczej wstajemy do naszych zajęć w piątek, prawda?
Wtedy budzimy się z myślą pełną radości:
-Jeszcze tylko kilka godzin i dwa dni laby, no i może odeśpimy zaległości minionych rannych przebudzeń[Ilu z nas składa samemu sobie takie przyrzeczenie, prawda?].
Tak sobie przynajmniej obiecujemy i to wystarczy, aby chciało się nam podjąć trud piątkowej  rannej mobilizacji!
Inna sprawa, że w dniach bez obowiązków i tak budzimy się za wcześnie, choć nie musimy....
Zganiamy to na nasz zegar biologiczny, który nastawiony jest w naszej głowie niczym budzik w telefonie.
Gdy go nie wyłączymy go [a często się to zdarza, prawda?] ponawia swoje hałaśliwe przypomnienie co kilka minut .
Mało kto potrafi taki wewnętrzny budzik wyłączyć na wolne od pracy dni i dlatego on działa także w sobotni, czy niedzielny poranek!
     Najgorzej jednak jest się zmobilizować do rannego wstawania, gdy skazani jesteśmy na samotne przebudzenie, gdy otwieramy oczy ze świadomością, że inni jeszcze smacznie sobie mogą pospać.
Trudno nam wtedy o poranny uśmiech i zadowolenie.
Jaka jest więc na to rada i czy jest na to sposób, aby powitać poranne czwartkowe przebudzenie z uśmiechem?
    A może potrzeba by  usłyszeć nam choćby jedno słowo od kogoś nam bliskiego?
Jedno słowo nawet przez telefon, i dotyka nas przyjemna świadomość, że jest ktoś[może nawet daleko,] kto pragnie pocałunkiem powiedzieć :
-Kochanie otwórz oczka, bo dzisiaj jest piękny dzień, kolejny nasz dzień!
I wtedy sercem poczujesz dotyk, muśnięcie ust ukochanego na swoich ustach.
I tak się dzieje, bo dla naszej duszy przestrzeń nie istnieje, to tylko wymysł naszych ciał, które same nie są wstanie przeżyć piękna spotkania z oddali, gdy serce śpi w otchłani niekochania!
     Gdy się kocha i jest się kochanym, każdy poranek, nawet czwartkowy, nawet zabiegany pracą- jest piękny, bo wtedy nie odczuwa się uczucia samotności przebudzenia!
Kryspin