wtorek, 28 marca 2023

 

Nikt Ciebie nie zastąpi.

Był niedzielny poranek, kiedy Jerozolima budziła się po dopiero co przeżywanym święcie wyznawców Judaizmu, kiedy do świeżego grobu ukrzyżowanego w piątkowe popołudnie Nauczyciela z Nazaretu przybyły niewiasty, by dokończyć obrzędu namaszczenia jego ciała grobowymi wonnościami.

Tam doznały szoku i niedowierzania, bo nie znalazły jego ciała, a tajemnicza postać poinformowała je, że On żyje.

Po chwili wybiegły, aby zanieść tę niesamowitą nowinę pogrążonym dotąd w smutku jego uczniom.

Radość jednych pomieszała się jednak z trwogą tych, którzy dopiero co doprowadzili do śmierci tego znienawidzonego za życia Proroka, w którym widzieli zagrożenie dla ich starego porządku, dlatego skwapliwie przystąpili do kampanii kłamstw, jakoby to uczniowie wykradli ciało skazanego, by szerzyć nieprawdę o jego cudownym powrocie do żywych.

Był tylko jeden kłopot, bo grób był pod strażą rzymskich legionistów i trzeba było sypnąć groszem, aby namiestnik Piłat przymknął oko na to, że straże pogrążone w błogim śnie nie dopilnowały sprawy.

Taka, szyta grubą nicią intryga, była aż nadto mało prawdopodobna, ale i tak znaleźli się naiwni, a może trzeba by powiedzieć owładnięci nienawiścią, że przyjęli to za dobrą monetę, i tak jak to zauważa Ewangelista, to przekonanie utrwaliło się pośród wielu żydów.

Dawne to czasy i odległa zdaje się być nam Jerozolima z tamtego niedzielnego poranka, ale pomimo upływu prawie dwóch tysięcy lat nadal żyje w Kościele tradycja Wielkanocnego poranka, bo od tego dnia nic już nie pozostało takie jak było od zarania dziejów.

Żyjemy tu i teraz i pomimo tego, że historia Zmartwychwstania przez stulecia stała się najważniejszym zdarzeniem dla ponad miliarda wyznawców Bożego planu dla ich przyszłości, to trudno nie zauważyć, że Chrystus jest permanentnie problemem dla tych, którym z Nim nie po drodze.

Duch konsumpcjonizmu, uzurpujący sobie prawo do kształtowania nowego człowieka, nieustannie próbuje ześwietczyć wszystko, co do tej pory zdawało się być nienaruszalne.

Z jednej strony media karmią nas informacjami o wszechobecnej drożyźnie, a na drugim biegunie zabiegania o rząd dusz kłuje nas świątecznymi zajączkami i innymi gadżetami wypełniającymi marketowe wystawy.

Próżno tam szukać istotnych dla sacrum oznak przeżywania w wierze tego czasu.

Nic i nikt Ciebie nie zastąpi, warto stanowczo powiedzieć wszystkim tym, którzy idąc w nurcie „nowoczesności” próbują organizować nam nowy świecki zwyczaj przeżywania tego najważniejszego dla wierzących czasu.

Chrystus był problemem dla jemu współczesnych, którym burzył stary porządek i nadal jest zadrą dla tych, którzy z własnego wyboru organizują sobie rzeczywistość bez wiary.

Trzeba otwarcie powiedzieć, że każdy ma prawo do swojego zdania i nikomu nic do tego, ale?

Osobiście przeszkadza mi to, że w imię swobody manifestowania swoich poglądów, w naszej obecnej przestrzeni powraca tak wiele nienawiści, która nie cofa się przed szarganiem tego, co ważne i święte dla strony przeciwnej.

Ostatnio pompowana kampania kłamstw i pomówień na temat Jana Pawła II, musi budzić w wierzących niesmak i zastanowienie, dlaczego?

Patrząc jednak na to z perspektywy tajemnicy Zmartwychwstania, powraca nadzieja, że nie on pierwszy musi mierzyć się z tym hejtem.

Ten, któremu zawierzył całe swoje życie, także doświadczył podobnego języka nienawiści, zakończonego na drzewie krzyża, ale po tragedii wielkiego piątku doświadczył triumfu wielkanocnego poranka.

Tak na koniec:

Głęboko wierzę w to, że mają rację ci, którzy ostanio manifestowali w obronie jego dobrego imienia z hasłem: Nikt Ciebie nie zastąpi.

Kryspin

wtorek, 21 marca 2023

 

Czy istnieje niebo?

„….Od jakiegoś czasu nurtuje mnie myśl, czy istnieje Niebo?

Pytanie rodzi się z obserwacji i nie ma w tym nic filozoficznego.

Wykształcony ksiądz z pewnością zdaje sobie sprawę jakie są konsekwencje łamania praw bożych i o co toczy się ta ziemska gra.

Dlaczego zatem część z nich gromadzi ogromne majątki, dopuszcza się przestępstw, przymyka oczy na występki kolegów po fachu?

Dlaczego nasi biskupi jawnie wykazują nieposłuszeństwo stolicy apostolskiej, bywają zaprzeczeniem skromności, pobożności, zasłaniają się w wielu sprawach prawem kościelnym i nie potrafią wspólnie podjąć żadnych realnych działań naprawczych, aby ratować Kościół przed upadkiem?

Nie przekonuje mnie tłumaczenie, że te "brzydkie" lub "niewyjaśnione" sprawy, to tylko promil przestępstw na tle innych grup zawodowych.

Mnie to nie interesuje!

Księża powinni świecić przykładem i najlepiej wiedzą, że startują w tym samym biegu po Usprawiedliwienie co zwykli zjadacze chleba. A skoro ich własna wiedza, sumienie, pewna odpowiedzialność za dusze wiernych i świadomość kary nie jest wystarczającym bodźcem do życia w świętości, to czy wiedzą coś więcej o fundamentach naszej wiary i tym się nie dzielą?

Czy Niebo istnieje?”

Kiedy rozpoczynałem swoją seminaryjną drogę, jeden z alumnów II roku pakował swoje rzeczy, by powrócić do świeckiej drogi swojego życia, i wtedy rozglądając się wokoło powiedział krótko: „Dziękuję Bogu, że odchodzę stąd jako jeszcze wierzący człowiek...”

Nie do końca rozumiałem wtedy jego słowa, ale przez kolejne lata łapałem się na tym, że sam sobie często zadawałem pytanie, czy jestem wierzącym człowiekiem.

Teraz patrząc wstecz mogę potwierdzić, że wiara we mnie była czymś oczywistym w czasie, kiedy realizowałem się w służbie ołtarza i była istotnym elementem mojej decyzji o odejściu z kapłańskich szeregów, bo nie mogłem uznać kompromisu podwójnej moralności, jaką zafundowałbym sobie i wszystkim tym, których zwyczajnie bym oszukiwał.

Wracając do listu czytelnika, który zadał pytanie o to, czy istnieje niebo, trzeba dodać kolejne: czy księża nauczając maluczkich o wieczności, wierzą w ten przekaz?

Zagubiony w pewności wiary ten zwyczajny „zjadacz chleba”, jak sam siebie określa, wylicza szereg ułomności, delikatnie rzecz ujmując, które stają się swoistym zaprzeczeniem wiary tych, którzy winni ją nieść niczym kaganek rozświetlający trasę biegu, w którym dane jest uczestniczyć nam wszystkim.

Kościół systematycznie poleca modlitwę o świętych kapłanów i daje im narzędzie do pielęgnowania powołania w oparciu o codzienną lekturę brewiarzową, ale to tylko zbiór formułek zapisanych w modlitewnych sloganach i nic ponad to.

„-Czy księża wiedzą coś więcej o fundamentach naszej wiary i tym się nie dzielą?”, stawia pytanie skołowany w swej niepewności czytelnik.

Nie wiedzą nic ponad to, co zostało im dane, aby przekazywali to innym, ale zwyczajnie brak im wiary, i tu rodzi się problem.

Może więc winniśmy wszyscy modlić się o wierzących kapłanów, biskupów i innych osób odpowiedzialnych za depozyt wiary?

Jeden z moich starszych kolegów odnosząc się do postawy Jana Pawła II stwierdził, że on z pewnością rozmawia z Bogiem tak zwyczajnie, bezpośrednio, dlatego na co dzień emanuje wiarą.

Świętość to ostatni szczebel zawierzenia, który osiąga się po codziennej rozmowie z Bogiem.

On nie wymaga doskonałości wolnej od ludzkich ułomności, bo to jest proces dorastania zaczynający się u człowieka wierzącego od szczerej rozmowy z Nim.

Niebo istnieje i tego możemy być pewni i daj Boże, abyśmy na swojej drodze biegu po Usprawiedliwienie znajdowali wierzących kapłanów, którzy w codziennej rozmowie ze swoim Szefem zdawaliby sprawę ze swojego powołania.

I tak na koniec warto, aby słudzy ołtarza i nie tylko oni, niekiedy wracali pamięcią do fragmentu z Ewangelii św. Łukasza, w której Chrystus w przypowieści o Bogaczu i Łazarzu obrazowo ukazał przykład braku wiary u tego pierwszego, czym zapracował sobie na swój los po śmierci.

Ten człowiek żył tak, jakby liczył się tylko z tym co tu i teraz, czym zapracował sobie na wieczną karę.

Kryspin

wtorek, 14 marca 2023

 

Dom mam przywraca nadzieję

Decyzja kobiety o aborcji prawie zawsze poprzedzona jest poczuciem samotności i beznadzieją, z którą musi się mierzyć w tym etapie swojego życia.

Strach przed niezrozumieniem, obawa o to, jak zareaguje otoczenie, czy zwyczajny lęk o przyszłość, to główne powody tych tragicznych w swoim wymiarze wyborów.

Dom mam powstał, aby przywracać nadzieję, że jutro wcale nie musi rysować się w czarnych barwach:

_”...Ten dom był pełen życia...Jakby na potwierdzenie moich myśli, w tym samym momencie z jednego z pokoi wyszedł dyskretnie chłopak- młody, ale już dorosły mężczyzna.

Odwiedzał swoją ukochaną, która urodziła niedawno córeczkę.

-Witku, możemy ci zająć minutkę?

Mama mam zagadnęła go delikatnie, a ja mogłam mu się dokładnie przyjrzeć i zauważyłam, że jego oczy były zabawnie rozbiegane, jakby przed chwilą powrócił z innego wymiaru i nic już nie miało znaczenia poza tym, czego doświadczył za tymi drzwiami.

Do tego jego pełen szczęścia uśmiech pomieszany z troską, co będzie dalej, krótki , podniecony oddech i ręce, które rozpoczęły rozmowę, zanim na ustach zawitały jakiekolwiek słowa.

Dopiero po chwili powiedział:

-Viola nakarmiła małą i teraz będą odpoczywały, a ja biegnę do pracy na drugą zmianą i wrócę wieczorem.

-Jakie one śliczne, to znaczy Vila i nasza mała!

Witek i Viola poznali się kilka miesięcy temu, to znaczy stali się sobie bliscy, bo w tak małym grajdole jak tu znają się prawie wszyscy.

Ona mieszkała z rodzicami przy Piaskowej.

Dziewczyna jakich wiele u nas, to znaczy, ukończyła szkołę podstawową, niepowodzenie w zawodówce, którą przerwała przez ciążę i teraz mając niecałe siedemnaście lat została matką.

Jej rodzice mają małe mieszkanko, a do tego dochodzi jeszcze trójka rodzeństwa, i Bóg jeden raczy wiedzieć, jaka ich czeka przyszłość.

W domu pracowała tylko matka, kobieta przed czterdziestką o postawie i wyglądzie staruszki.

Ojciec Violi nigdy się nie sprawdził jako mąż i ojciec, bo jego od wieczną pasją była tylko butelka, a marne grosze, które niekiedy zarobił, przepuszczał na alkohol. Do tego nie skąpił swojej „Magdusi, mamie Violi, burd i ciosów, które nawet w lecie próbowała maskować nakładając na głowę chusteczkę, naiwnie wierząc, że w ten sposób zdoła ukryć przed ludźmi jego „dowody miłości”.

No ale ta dziewczyna już nie jest sama, bo ma Witka, który do tej pory mieszkał w Wiślicy, gdzie kiedyś był PGR, każdy miał pracę, a ludzie z okolicy uważali, że tylko tam jest nadzieja i pewność jutra.

Teraz po dawnym „raju” pozostały już tylko walące się budynki, a mieszkańcy żyją w beznadziei zagłuszanej tanim winem, którym zapijają każdy kolejny dzień.

Rodzice Witka oboje pracowali na miejscu i teraz przypominają ruinę, tak jak wszystko dookoła.

Witek jako jeden z nielicznych pozostał w Wiślicy i może ta choroba i jego dopadła, bo nie skończył szkoły, do pracy się nie garnął, całymi dniami pałętał się po okolicy z nadzieją na łatwy zarobek z kradzieży.

Wszystko do czasu, kiedy zaliczył wpadkę, gdy obrabiał piwnice w Janowicach. Dostał trzy lata ”bezpłatnego wiktu” i wyszedł na wolność po dwóch.

Nie wrócił do domu, ale zadzwonił do drzwi plebani i poprosił księdza Piotra o pomoc.

Nie chciał jałmużny a pracy, by mógł odmienić swój los.

Na prośbę proboszcza zatrudnił go u siebie nasz parafianin, pan Majewski i u niego chłopak pracuje już drugi rok.

-Każdy ma szansę na nowy początek, trzeba tylko dwóch rzeczy: on sam musi tego chcieć, a do tego musi być drugi człowiek, który mu zawierzy i poda rękę.

Tak...każdy ma prawo do drugiej szansy.

Za tydzień ostatnia część historii Domu mam

Kryspin

wtorek, 7 marca 2023

 

Dom mam

W jednym z programów komercyjnej stacji telewizyjnej swoimi przemyśleniami podzieliła się przedstawicielka opozycji, która na pytanie o referendum w sprawie aborcji wyraziła opinię, że to Kościół nie odrobił zadania, które przed nim stawiano i dlatego odżyła sprawa prawa kobiet w tej kwestii.

Trudno się nie zgodzić z takim zdaniem, bo rzeczywiście brakuje nie tylko zdecydowanego głosu hierarchów w tej sprawie, ale co jest o wiele większym grzechem tychże, zdecydowanego działania.

Pozwolę sobie teraz powrócić do „Zatroskanej koloratki” i posłużyć się jej fragmentem o tytule: „Dom mam”:

-”Mamy tu „Dom mam”

Teraz jego oczy nabrały blasku, który maluje się na obliczach rodziców przeżywających chwile zachwytu nad swoim dzieckiem, najpiękniejszym owocem ich miłości...

Po chwili zatrzymaliśmy się przed domkiem w kształcie wiejskiego dworku, ale widać było, że jest to nowy budynek.

Miał kremową elewację, małe, białe okna z pastelowymi firankami, które wręcz prowokowały, aby zajrzeć do środka.

Całości dopełniała zieleń kwiatów, które były dosłownie wszędzie...

To jest pani Elżbieta, nasza Mama młodych mam!

Ksiądz Piotr przedstawił mi starszą panią, która pojawiła się w drzwiach wejściowych, gdy ja nadal z zachwytem wpatrywałam się w okienka.

Dopiero po chwili powróciłam do rzeczywistości i zobaczyłam przed sobą kobietę w wieku, który zaznaczył swe piękno na siwych włosach ułożonych w nienaganny kok. Upływający czas nie pozbawił jej jednak ciepła i młodości spojrzenia. Jej oczy były przyjazne i szczerze uśmiechały się przy przywitaniu.

Po krótkiej prezentacji i zdawkowym wyjaśnieniu powodu mojej wizyty weszliśmy do środka.

Do wnętrza domu prowadził krużganek i rodzaj holu. Po jego prawej stronie, nieopodal wejścia stał

mały stolik nakryty białą serwetą dumnie eksponującą pękaty wazon pełen świeżych kwiatów.

Obok umieszczono małe foteliki wręcz zapraszające do tego, aby przysiąść na nich choć na chwilę.

Cały hol emanował dziwnym spokojem i sprawiał, że wchodzący do środka instynktownie ściszali głos i starali się stawiać kroki ostrożnie, by zbędnym hałasem nie zakłócić spokoju tego miejsca.

Przez chwilę miałam wrażenie, że znalazłam się w świątyni, gdzie człowiek instynktownie czuje, że takie miejsce szczególnie wymaga ciszy i szacunku...

Z holu prowadziły drzwi w podobnym pastelowym kolorze, by przejść w w długi korytarz, u którego końca majaczyło okna z firankami podobnymi do tych, które urzekły mnie jeszcze przed wejściem.

Półmrok wnętrza rozświetlały małe kinkieciki umieszczone po obu stronach tej radosnej przestrzeni, i nie chodziło tylko o jasną wykładzinę na posadzce, bo choć i ona emanowała przyjaznym ciepłem, to pierwsze, co chwytało za serce, mieściło się na obu ścianach korytarza. Wisiały tam zdjęcia małych, uśmiechniętych buziek, i człowiek odnosił wrażenie, że to one są prawdziwym źródłem światła w tym pomieszczeniu...

Były to zwyczajne, naturalne, ale i zabawne zarazem sytuacje uchwycone obiektywem aparatu, jakby ktoś chciał uwiecznić pierwszą radość nowego życia...

Poczułam się przez chwilę jak widz, któremu dane było po raz pierwszy znaleźć się na planie filmowym i tylko niekiedy dociera do niego, że to co widzi, nie przystaje w żaden sposób do rzeczywistego świata, z którego tu przybył...

-Zostawię panią pod opieką naszej „Mamy mam” Ona o wiele lepiej zapozna panią z naszym domem; tym po co powstał i jak żyje...”

Za tydzień dowiemy się więcej, dlaczego powstał „Dom mam” i jak w nim realizowane jest działanie dla życia, tego dopiero co zaczynającego się.

Kryspin