W miejscowości mojego
dzieciństwa, już prawie za miastem, stoi na małym wzgórzu
drewniany kościółek, przy którym corocznie w drugim dniu
Wielkanocy gromadzą się wierni z okolicznych parafii, aby
przeżywać, opisane na kartach Ewangelii spotkanie Zmartwychwstałego
Mistrza z Apostołami, kiedy ci przepełnieni smutkiem ( po tragedii
Wielkiego Piątku) wracali w niedzielny poranek do rodzinnego Emaus.
Święta Wielkanocne obok
najważniejszych prawd naszej wiary, które Kościół przypomina
wiernym w kolejnych dniach (Triduum Paschalne) poprzedzających
niedzielny poranek Zmartwychwstania, akceptuje tradycję, która nie
zawsze zdaje się być spójna z misją głoszenia Wiary, Nadziei i
Miłości, do której powołał go Chrystus.
Część z ludowych
zwyczajów(inspirowanych bezsprzecznie milczącym przyzwoleniem
Kościoła) nie za bardzo przystają do przeżywania radości, którą
zafundował nam Zbawiciel, kiedy zamiast nas, odcierpiał za winy
całego świata.
Owszem, uczestnicząc w nabożeństwach
poprzedzających rezurekcyjne Alleluja, zdawaliśmy się rozumieć,
iż każdy z nas ma na sumieniu coś, za co należałoby się
szczere: Przepraszam.....
Ale już dzień po niektórzy z nas
gromadzą się przed kukłą Żyda-Judasza, by dokonać symbolicznego
kamienowania tego, który na wieli stał się synonimem zdrajcy.
Ktoś powie: że to przecież
tylko ludowy zwyczaj, rodzaj tradycji, dawnej, prymitywnej
religijności, więc nie ma o co kruszyć kopii.
Inni są jednak odmiennego zdania
i próbują „robić sprawę” z tego ludowego zwyczaju, i podnoszą
ją do rangi skandalu, uznając te praktyki, za sianie nienawiści i
swoisty antysemityzm.
Przy małym kościółku,
z doroczną uroczystością Emaus, znajduje się, obłożona
kamiennymi kręgami studnia, w której jak legenda tradycja, od
niepamiętnych czasów biło, mające uzdrawiającą moc, źródełko.
Okoliczni mieszkańcy wielokrotnie
doznawali jego leczącej siły, kiedy na swoim ciele obmywali chore
miejsca i dolegliwości ustępowały.
Tak było do czasu, gdy o
cudownych właściwościach tegoż źródełka dowiedział się
handlarz starzyzną, mający ślepego konia, który każdego dnia
ciągnął wózek wyładowany garnkami i tandetnym suknem.
Przebiegły kupiec postanowił poszerzyć asortyment swoich towarów
o baniaki z cudowną wodą i w tym celu pojawił się przy studni.
Przy sposobności zamierzał także uzdrowić swojego konia i obmył
jego ślepe dotąd oczy. Zwierze doznawszy uzdrowienia przeraziło
się blaskiem słońca i machając kopytami strąciło swojego
właściciela do studni, gdzie ten, w tak tragicznych
okolicznościach, dokonał żywota.
Od tego wypadku źródełko straciło
swoją moc.....
A, i jeszcze jedno.
Tym chciwym handlarzem był oczywiście
żyd!
Tyle ludowe podanie.
Ile w nim prawdy, to po latach nie wie
nikt.
W pamięci tradycji pozostał jednak
przekaz z informacją, kto ponosił za to wszystko winę i tak przez
wieki utrwalał się obraz tych, którzy ponosili i ponoszą winę za
wszystko, co nas dotknęło, co nam się nie udało:
„To oni są winni, bez nich ominęłoby
nas wszelkie zło”-zdajemy się powtarzać i dlatego szukamy
pretekstu usprawiedliwienia dla samych siebie.
To tylko słowa, niewinne gesty
(Jak chociażby spalona kukła) - zdają się mówić ci, którzy tak
łatwo akceptują niechęć do drugiego człowieka i nie rozumieją,
że takie słowa torują drogę do czegoś o wiele bardziej
strasznego.
Można to określić jako
spiralę nakręcającej się niechęci nieuchronnie przechodzącej w
nienawiść, a stąd już tylko krok do pragnienia rewanżu,
niekiedy bez jakichkolwiek hamulców.....
A wtedy na końcu tego wszystkiego
zostają już tylko łzy i tragedia zdarzeń, od których nie ma
odwrotu.
Kryspin,