wtorek, 25 kwietnia 2023

 

Pierwsza Komunia to święto całej rodziny.

No i mamy już najpiękniejszy miesiąc w roku, jakim bezsprzecznie jest maj. Przyroda już obudziła się na dobre z zimowego snu i rozsiewa wśród nas swoje kolorowe dary, ciesząc nasze serca kwiatami i pąkami wszelakich drzew, które już na dobre rozpoczęły przygotowania do zrodzenia swoich owoców.

Pewnie Kościół miał to także na względzie zalecając, by w tym pogodnym czasie w parafiach organizowano jedne z piękniejszych uroczystości, kiedy to wchodzący w wiek świadomej wiary nasi milusińscy przystąpią pierwszy raz do sakramentu eucharystii.

Przełom kwietnia i maja, to w lokalnych wspólnotach gorący czas przygotowań do tych uroczystych wydarzeń. Panie z rady parafialnej wspomagają miejscowych duszpasterzy, którzy już zakończywszy czas merytorycznego przygotowania małych bohaterów tego jedynego w swoim rodzaju spotkania z Chrystusem eucharystycznym i teraz zadbają o odświętny wystrój świątyń, aby ten dzień na długo pozostał w pamięci wszystkich uczestników.

Gorączka przygotowań nie omija także rodziców pociech, bo logistyka przygotowań wymaga od nich dobrej organizacji, kiedy trzeba zadbać dosłownie o wiele spraw.

W pokojach milusińskich już wiszą odświętne kreacje przewidziane na ten dzień, a trzeba także zadbać o stosowne miejsce, w którym po kościelnej uroczystości należałoby godnie podjąć zaproszonych gości, a przecież to nie wszystko.

Co bardziej zapobiegliwi pomyślą i o profesjonalnym fotografie, który nie bacząc na to, że mógłby zwyczajnie przeszkadzać w modlitewnym skupieniu, narobi zdjęć mających wypełnić komunijny album.

I nic to, że te wszystkie zabiegi kosztują niekiedy małą fortunę, i ci mniej zamożni jeszcze długo będą spłacać raty kredytu, który byli zmuszeni zaciągnąć z tej okazji.

-”Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Kościół przesadza w swoich żądaniach.

Nasz proboszcz wymyślił sobie to, aby rodzice w okresie przygotowań razem z dzieciakami chodzili na niedzielne msze, aby po nich urządzać obowiązkowe pogadanki dla rodzin, kiedy przecież to uroczystość naszych pociech; to gruba przesada.

Dzieciakom także nakłada jakieś bzdurne, obowiązkowe pobyty w kościele w tak zwanym białym tygodniu, kiedy nasz syn ma aż nadto obowiązków związanych z nauką i zajęciami pozalekcyjnymi.

Na koniec jeszcze coś, co dowodzi pazerności księdza.

Wymyślił sobie, że dzieciaki komunijne winny złożyć na rzecz kościoła prezent, na który musieliśmy dodatkowo przeznaczyć jakąś kwotę, to zdzierstwo.”

To jeden z głosów rodzica, który chyba nie do końca zrozumiał, że Pierwsza Komunia dziecka, to uroczystość rodziny i może dobry moment refleksji dla wszystkich pozostałych.

Może być ona jednorazowym epizodem, po którym po czasie nie pozostanie nic więcej poza utrwalonym na kliszy aparatu fotograficznego obrazkiem, ale może być także czymś więcej.

Nasze pociechy w tym dniu otrzymują prezenty od bliskich, niekiedy symboliczne jak pamiątkowa książka, ale i te bardziej wyszukane i kosztowne zarazem, ale najpiękniejszym i najcenniejszym jest świadomość, że w tym dniu dostąpili zaszczytu przyjęcia do swego serca Chrystusa, i to stara się w ich świadomości obudzić Kościół.

Kiedyś, gdy pracowałem w jednej z parafii, zapytałem dzieciaki na lekcji religii o prezenty, z których najbardziej się ucieszyli z dopiero co przeżytej Pierwszej Komunii, i wtedy zaskoczył mnie mały Grześ, który zdecydowanie odpalił:

-”Otrzymałem wiele prezentów od moich bliskich, ale najbardziej ucieszył mnie ten, który podarował mi mój tata. Od tego dnia, kiedy przyjąłem Chrystusa, obiecał mi, że już zawsze razem będziemy uczestniczyć w coniedzielnej mszy świętej, co do tej pory się nie zdarzało prawie nigdy.

Moja mama powiedziała wtedy, że nareszcie jesteśmy prawdziwą rodziną i często się uśmiecha, a ja jestem szczęśliwym.”

Kryspin

wtorek, 18 kwietnia 2023

 

Jerozolimska wspólnota rodzin”- przejaw pobożności, czy rodzaj religijnej sekty?

-”Chciałbym prosić o opinię na temat tzw.” rodzin jerozolimskich”.

Moja synowa Ewa od lat należąca do „rodzin” wprowadziła do swojej rodziny zasady, które – jak twierdzi – są zasadami tam obowiązującymi.

Delikatnie mówiąc, mnie i moją żonę one przerażają:

1.w święta religijne małoletnie dzieci zmuszane są (pod groźbą kar) do wielogodzinnego czuwania w kościele lub w wybranych kaplicach

2.w normalnym tygodniu, kilka razy muszą chodzić do kościoła w msze

3. za najmniejsze wykroczenie dzieci są karane klęczeniem i wielokrotnym odmawianiem różańca

4.ostatnio 14 letnia córka miała wysoką gorączkę, przejawiającą się już majaczeniem; prawdopodobnie był to Covid. Matka nie pozwoliła pójść do lekarza, ani podać żadnych leków, bo Bóg jej pomoże. Na szczęście babcia (moja żona) zobaczyła to i po kryjomu podała rozpuszczone lekarstwa i to ją prawdopodobnie uratowało od poważnych następstw.

Wyjście z choroby dało zresztą synowej asumpt do twierdzenia: a nie mówiłam !

Synowa nie dopuszcza najmniejszej krytyki swojego postępowania i zresztą na tym tle

w domu często wybuchają awantury, bo dzieci zaczynają się buntować.

Uważamy z żoną, że synowa weszła w problemy psychiczne na tle religijnym, ale syn już się poddał jej reżimowi.

My jesteśmy bezradni, patrząc na te działania. Nie wiemy co robić ?”

Te praktyki religijne oparte na monastycznym programie są stosunkowo nowym zjawiskiem, bo takie wspólnoty rodzin zostały zainicjowane dopiero 1975 roku, we Francji przez byłego duszpasterza akademickiego Sorbony, Pierra Marię Delfieuxa, a w Polsce wspólnoty modlitewne są aktywne od roku 2006, kiedy to kardynał Glemp przekazał na ich miejsce spotkań kościół przy ul. Łazienkowskiej, a w 2010 roku, aprobując decyzję swojego poprzednika, obecny Metropolita Warszawski kardynał Nycz, konsekrował dla nich tenże przybytek.

Obecnie z tym rodzajem pobożności identyfikuje się zaledwie kilkanaście rodzin w naszej ojczyźnie, choć w przyszłości może ich liczba wzrosnąć zważywszy na to, że członkowie odznaczają się silną aktywnością w propagowaniu tego stylu duchowości.

Pewnie, że nie wolno ograniczać ludziom rodzaju pobożności, czy drogi, jaką chcą realizować w swoim duchowym postępowaniu, ale?

Jeżeli osobista pobożność zaczyna przybierać postać religijnego fanatyzmu narzucającego innym nasz punkt widzenia, a z czymś takim mamy do czynienia w opisanym przez zaniepokojonego czytelnika, to już musi budzić niepokój.

Wspólnota rodzin jerozolimskich nie jest pierwszym tak pryncypialnym przejawem pobożności praktykowanym w naszej ojczyźnie, bo trzeba tutaj wspomnieć chociażby oazową wspólnotę rodzin, ruch zainicjowany przez Ojca Blachnickiego, to jednak tamten rodzaj osobistego doskonalenia swoich relacji z Bogiem wydawał się być o wiele mniej radykalnym i nie budzącym tak skrajnych emocji.

Narzucanie innym(a w przypadku przytoczonej w mailu rodziny mówimy o dzieciach) swojego religijnego kredo, zawsze prowadzi do buntu i w efekcie zaowocuje postawą negacji ze strony tych, którzy póki co czują się przymuszeni do tego rodzaju pobożności, i to winni mieć na względzie „dorośli” członkowie tego ruchu.

Tak już na koniec uważam, że ten obecny trend bardziej przypominający rodzaj religijnej sekty, jako taki winien być bacznie obserwowany przez kościelne władze, które niejako legitymują jego działanie.

Kryspin

wtorek, 11 kwietnia 2023

 

Kościelny WOT, a czemu nie?

Od dobrych kilku lat w Polsce jest wdrażany program rozbudowy naszych sił zbrojnych, co w obecnej rzeczywistości zagrożenia militarnego ze wschodu, wydaje się nad wyraz koniecznym.

Wielu, nie tylko młodych ludzi, zdecydowało się na szlifowanie swoich umiejętności posługiwania się bronią przystępując do programu realizowanego w formacjach Wojsk Obrony Terytorialnej, gdzie przez krótki czas zdecydowali się na zamianę cywilnych ciuchów na wojskowe kamasze.

Pytani o przyczynę takiej decyzji najczęściej odpowiadają, że zdecydowali się na ten krok w poczuciu odpowiedzialności za nasze najważniejsze dobro , jakim jest bezpieczeństwo naszego wspólnego domu noszącego nazwę - Polska.

Już od kilkunastu lat do historii przeszedł czas, kiedy młodzi Polacy byli zobligowani do zaliczania obowiązkowej służby wojskowej; choć wielu z nas jeszcze pamięta tamten czas, kiedy z życiorysu młodych chłopaków państwo rezerwowało dla siebie dwa lata, kiedy musieli w koszarach realizować powszechny, patriotyczny obowiązek, i trzeba zauważyć, że wielu z tych dawnych „obrońców' naszych granic z nostalgią wspomina tamten okres jako szkołę życia i coś dobrego dla kształtowania charakterów młodych ludzi.

Teraz po latach tego eksperymentu z patriotyzmu można powiedzieć, że WOT się sprawdził, pomimo tego, że wielu wieszczyło jego niepowodzenie, bo w człowieku drzemie poczucie, że w życiu warto niekiedy dać coś od siebie, aby zwyczajnie poczuć się bardziej spełnionym.

Ostatnio na łamach znanego portalu internetowego zamieszczono relację młodej Brytyjki, która po odbyciu stażu w renomowanej kancelarii prawnej zdecydowała się na roczny pobyt w klasztorze.

Jak sama siebie określiła, nie powodowały nią pobudki związane z wiarą, z którą dotąd miała niewiele wspólnego, a chciała po prostu zatrzymać się na chwilę w pędzie życia.

Po miesiącach spędzonych w klasztornych realiach stwierdziła, że pobyt w tamtym miejscu odmienił jej spojrzenie na wszystko, co do tej pory zdawało jej się być sensem życia.

Okres wyciszenia, wspólnota przeżywana w milczeniu, dały jej impuls do zrewidowania dotychczasowego postepowania i uczyniło ją osobą szczęśliwą.

Człowiek potrzebuje niekiedy zatrzymania się w pędzie, które narzuca mu świat, co po wielokroć podkreślają ci, którzy świadomie podejmują decyzję o takich „wakacjach” od życia w świecie i wybierają niekiedy dłuższy czas bycia poza tym wszystkim, co do tej pory wyznaczało ich codzienną walkę o przetrwanie w tym gąszczu, który funduje świat.

Często przejeżdżam obok budynku seminarium duchownego w Gnieźnie i za każdym razem wspominam czas, kiedy w jego murach dane mi było przeżyć sześć lat.

W połowie lat osiemdziesiątych kościelne władze zdecydowały się pobudować nowy, gigantyczny gmach, który stał się niewypałem w kontekście spadku powołań i teraz świeci pustakami.

Takich budynków w skali kraju jest z pewnością wiele i większość jest już tylko wspomnieniem dawnego seminaryjnego życia.

A dlaczego w tych murach nie stworzyć czegoś na kształt WOT-ów.

Sądzę, że byłoby wielu chętnych do okresowego przeżycia namiastki z tego, co dawało seminarium.

Nie postuluję, aby w tych miejscach tworzyć po cichu przedsionki powołaniowe, ale miejsca, w których pod okiem kościelnych animatorów, młodzi ludzie mogliby przeżywać czas zatrzymania się w ludzkim pędzie i ładowania akumulatorów do dobrego przeżywania codzienności w świecie.

To nie miałby być rodzaj rekolekcji, a zwyczajny okres wyciszenia bez podtekstów, aby mogli tam trafiać ludzie nie koniecznie identyfikujący się z kościelną awangardą.

W każdym człowieku drzemie potrzeba zatrzymania się, aby dokonywać resetu swoich zamierzeń i takie miejsca mogłyby być dla wielu atrakcyjną formą szukania swojego miejsca.

Kryspin

wtorek, 4 kwietnia 2023

 

Czy modlitwa ma sens?

Czy modlitwa do Boga ma sens?

To pytanie wcale nie jest takie bezzasadne, kiedy wierzymy, że On dał człowiekowi wolną wolę i autonomię wyboru naszego postępowania.

Napisał do mnie w tej sprawie czytelnik dzieląc się swoimi przemyśleniami.

 -”Dzisiaj mam 70 lat ale pamiętam dokładnie zdarzenie kiedy miałem 14 lat.

A było to po kolędzie.

Proboszczowi zadałem pytanie : jeżeli istnieje Bóg, gdzie On był kiedy miliony ludzi mordowano.

W Oświęcimiu (wtedy uczono nas w szkołach, że zginęło ok. 5 mln. ludzi).

Na tak postawione pytanie proboszcz odpowiedział następująco:

-Adaś czy chciałbyś jak piesek żyć w obroży? Pan Bóg dał człowiekowi wolną wolę.

Wtedy odpowiedziałem, że chcę żyć postępując wg własnej woli.

Ale dzisiaj stawiam pytanie: po co zatem modlimy się do Boga, do Chrystusa, do Matki Boskiej, do Wszystkich Świętych itp. itd. Modlimy się o wszystko: o zdrowie, o pogodę, o dobre plony i o setki innych rzeczy.

Proszę zatem oświecić mnie bo moje rozumowanie jest proste i logiczne. Bez sensu są te modły (często żarliwe) bo one nie są przez nikogo w niebiosach wysłuchiwane, a ewentualni Słuchacze nie mają mocy sprawczej by te modły i prośby spełnić

Dlaczego: bo Pan Bóg dał nam wolną wolę.

Teraz pytanie: czy proboszcz ponad 50 lat temu mówił prawdę (m.in. wykładał w poznańskim seminarium), czy w tej kwestii Bóg zmienił zdanie i teraz warto się modlić licząc na synekury z niebios.”

Warto wrócić do nauki Chrystusa, który po wielokroć mówił o miłości Boga do człowieka, który czeka na nasz odzew wyrażany słowami modlitwy.

Przypowieść o Synu marnotrawnym jest tego obrazem.

Młodzieniec postanowił żyć na własny rachunek i zostawił ojca zajmując się sobą. Jak podaje Ewangelia, żył według swojego uznania, często podejmując niewłaściwe wybory, ale na koniec zreflektował się i postanowił powrócić do rodzica uznając, że roztrwonił kapitał jego zaufania.

Ojciec czekał na jego powrót i z radością go przyjął do siebie.

Potrzeba było tylko tej jednej decyzji ze strony pławiącego się do tej pory w pozornej wolności syna.

Podobnie jest z każdym z nas.

Bóg dając nam wolną wolę, nie ogranicza naszych wyborów, choćby były najgorszymi z możliwych, dlatego człowiek zdolny jest nie tylko do heroicznych czynów, ale i do najgorszych świństw, a Bóg stawia się nieco z boku naszego życia i czeka jak ten Ojciec marnotrawnego syna.

Modlitwa jest rodzajem decyzji na tak z naszej strony, to ważny element naszego zawierzenia i jak naucza sam Chrystus, otwiera serce samego Boga na nasze pragnienia.

Dlaczego więc On nie zawsze spełnia nasze oczekiwania i nie sprawia cudów na zawołanie?

Dla Boga nie ma następstwa czasu i jest nieustannie tu i teraz i On wie, co jest dla nas najlepszym.

Gdy byłem dzieckiem moja mama opowiedziała mi historię kobiety, która żarliwie modliła się o powrót do zdrowia chorego synka, ale on zmarł, z czym nie mogła się pogodzić.

Bóg ukazał jej przyszłość, kiedy jej dorosły już syn stał się zbrodniarzem i pozbawił ją życia.

To pewnie tylko legenda, ale jakże wiele mówiąca nam o tym, że Bóg wie, co dla nas jest najlepszym.

Modlitwa nie jest panaceum na odwrócenie nieprzychylnego losu, a aktem naszego zawierzenia, decyzją o powrocie do Bożej miłości.

Kryspin