wtorek, 22 lipca 2014

Loteria budżetowa!

Duży może więcej!
Znamy wszyscy tę zasadę:
      Silniejszy dopcha się do korytka z delicjami, gdy chuderlak z boku będzie mógł tylko przełykać ślinę.
Pobawmy się dzisiaj trochę w mikro i makro ekonomię załatwiania sobie kasy!
Co pewien czas z mównicy sejmowej wybrańcy ludu zastanawiają się jak łatać dziurę budżetową i rzucają coraz to nowe pomysły, komu tu by zabrać, bo otrzymuje niesprawiedliwie, bo tak nie powinno być!
Nie będę teraz robił wyliczeń kosztów utrzymania tych mężów zatroskanych o los maluczkich[ zrobimy to innym razem]
      Jaśnie oświeceni przedstawiciele z lewej strony budynku przy Wiejskiej systematycznie powracają do pieniędzy z budżetu, które przepadają w czeluściach Kościoła!
      Ponad 100 000 000 milionów złotych państwo przeznacza na wspieranie działalności tej instytucji.
O zgrozo, krzyczą wolnomyśliciele, którzy otwarcie manifestują, że tak dalej być nie może:"Nie należę do tej instytucji, nawet publicznie ogłosiłem swój akt apostazji[ ceremoniał publicznie ogłoszony] i nie życzę sobie, aby moje pieniądze przepadały"- otwarcie domagają się tego- no i mają rację!
Problem jednak w tym, że ponad 90% społeczeństwa należy do Kościoła i mogą życzyć sobie, aby ich pieniądze[ także te z podatków],  zasilały ich organizację!
Tu musimy podać kwotę- 3,5 zł na rok!!!!
Może teraz przyjrzyjmy się innym "dotacjom" hojnie rozdawanym z naszych pieniędzy i posłużmy się tym 3,5 zł jako przelicznikiem!
Platforma Obywatelska- 40 000 członków x 3,5 zł= 140000  zł dajmy z budżetu[ a niech mają!]
Ta partia przyznała sobie zgodnie z kluczem sejmowym-  120 000 000 zł .Prosty wniosek 119 840 000 zł.
zabrali z moich podatków, a ja sobie tego nie życzę, bo do tej partii nie należę!!!!!
Ktoś powie, czepiasz się PO, bo nie lubisz tej partii!
Nic z tych rzeczy, nie lubię, gdy ktoś dorabia się moim kosztem i bez mojej zgody.
Ktoś powie, to są ustalenia, które chronią państwo przed szarą strefą finansowania lobbystycznego[ daję  coś, ale przysługa za przysługę.....]
Ok!
Szanowni mężowie opatrznościowi, zapomnijmy o tym, że głos maluczkiego jest nieważny i cichy do granic nieusłyszenia.
Proszę, wprowadźcie ustawę loteryjną:
Niech z budżetu[ z naszych pieniędzy] raz do roku wylosujecie 100 osób, którym ustanowicie budżet wypłacany na utrzymanie rodziny.
Przeznaczcie na jednego szczęśliwca 0,01 zł[ jeden grosz od każdego obywatela Polski], to chyba nie jest dużo, prawda?
Co roku uszczęśliwicie 100 rodzin, które mając łut szczęścia, będą otrzymywały przez 12 miesięcy dodatkowo 3000zl na utrzymanie![ proszę tylko o to, aby ZUS nie wyciągał łapy po te pieniądze, tak jak nie są ozusowane dotacje partyjne!]
Nie chcę, abyście uszczęśliwiali wszystkich, bo to byłaby utopia.
Może wtedy wszyscy potrafiliby próbować zrozumieć, dlaczego garstka przy korytku zasługuje na delicje, gdy im pozostaje codzienna polewka i pomyje!
Kryspin

niedziela, 20 lipca 2014

"Zakochana Koloratka" - jak kupić książkę?

       W związku z licznymi zapytaniami o możliwość nabycia "Zakochanej koloratki" przekazujemy informacje o sposobie zakupu:
Książkę możesz zamówić bezpośrednio u autora:
Adres mailowy: kryspinkrystek@onet.eu
Tel: 536 425 831
Zamówienie może być dedykowane[ z osobistym wpisem autora]
Zamówienie będzie zrealizowane po potwierdzeniu wpłaty na konto:
Julia Krystek
60-802 Poznań
Wojskowa 21/7
Nr. konta: 06 1910 1048 2944 3926 0942 0001
Tytułem: książka
Kwota:
1 egz- 36.90 zł
1+5 egz-160 zł
1+10 egz-280 zł
W zamówieniu prosimy o podanie adresu dostarczenia i ew. imion wpisów dedykacyjnych[nr tel, osoby zamawiającej]
Zamówienia na terenie kraju realizujemy bez dodatkowej opłaty wysyłkowej.
Do wysyłki zagranicznej należy doliczyć 10 zł opłaty wysyłkowej.
        Z każdej zakupionej książki przekazujemy symboliczną złotówkę na rzecz  "Uśmiechu nadziei"  -Fundacji im.Romany Krystek[ pomoc chorym z oddziałów onkologicznych]
       Przekazujcie swoim znajomym informacje o "Zakochanej Koloratce", gdyż książka  nie będzie dostępna [w najbliższym czasie] w sieci tradycyjnej sprzedaży!
Pozdrawiam wszystkich,
Kryspin Krystek

Płomień serca!

       Byłem wczoraj w moim rodzinnym mieście.
Zostałem zaproszony na kawę do bliskich mieszkających na osiedlu domków jednorodzinnych przy ulicy Ciszaka.
      Gdy zajechałem przed ich dom, przez chwilę zatrzymałem się na tej niepozornej uliczce i pomyślałem sobie:
Ciekawe ile osób zamieszkujących ten zaułek wie cokolwiek o patronie tego miejsca?
      Kim był Ciszak?
 Co takiego stało się powodem upamiętnienia tego człowieka, by kolejne pokolenia wspominały jego nazwisko?
Przez chwilę miałem nawet ochotę zapytać przechodzących, kim on był?
Nie zadałem tego pytania, bo znałem tego człowieka.
No może określenie: znałem jest trochę nad wyraz, ale zapamiętałem jego postać z dzieciństwa, gdy klasową wycieczką odwiedzaliśmy miejscowe muzeum: klasę, w której w 1901 roku dzieci miejscowej szkoły zastrajkowały przeciwko germanizacji, a ich bunt stał się głośny jako:Strajk dzieci wrzesińskich!
Pan Ciszak, staruszek o dobrym spojrzeniu opowiadał nam o tych zdarzeniach i wtedy dowiedzieliśmy się, jak bardzo zależało mu na zachowaniu pamięci o małych bohaterach.
Pan Ciszak był znaną postacią z mojego dzieciństwa i dobrze się stało, ze mieszkańcy miasteczka w ten sposób postanowili zachować pamięć o nim.
Dobrzy ludzie zasługują na pamięć!
       W sercach  nosimy pamięć naszych bliskich, pamiętamy ich twarze, uśmiech, niekiedy słowa, które zapadły nam w sercu na lata.
Pamięć o niezwykłych ludziach zasługuje na szczególne potraktowanie i to nie tylko ze względu na
nasz może subiektywny obraz, który nosimy w naszym sercu.
Bohaterka "Zakochanej koloratki " była  osobą, którą zachowuję w mojej pamięci, jako cudowną żonę i matkę, ale takich osób pewnie jest wiele we wspomnieniach ich najbliższych więc po co powstała ta książka?
Odpowiem na to pytanie.
Nie zapala się światła i nie stawia pod korcem; a unosi się je wysoko, by swym blaskiem dawało ciepło i rozświetlało mrok!
Romeczka była takim zapalonym światłem dla bardzo wielu ludzi, którzy ją znali:
W książce jest takie zdanie, które wyjaśnia moją potrzebę zachowania jej "światła" dla tych, którzy jej nie mieli okazji poznać:... 
"Nie jesteś posągową świętą, a jednak masz w sobie coś, co sprawia, że przemieniasz ludzkie serca"....
Zwyczajna kobieta, żona i matka, która roztaczała wokół uśmiech i nadzieję!

Fundacja imieniem Romeczki "Uśmiech nadziei" ;powstała także po to!
Ma ona w swoim "Credo"być nieustannym przenoszeniem jej "światła" tym wszystkim, którzy najbardziej potrzebują uśmiechu i nadziei!
       W czasie kolejnego pobytu Romeczki w szpitalu, w którym toczyła walkę ze złośliwością swojej choroby, w jednej z sal spotkała dawną koleżankę, której nie widziała od lat.
Kobieta ze smutnym wzrokiem beznadziei i strachu prze chwilę powitała ją lekkim uśmiechem, a później zalała się łzami.
A ona usiadła na brzegu jej łózka i rozmawiały przez chwilę.
Stałem wtedy nieco w oddali, w cieniu szpitalnego korytarza i nie słyszałem ich rozmowy, ale byłem na tyle blisko, bym mógł dostrzec jak zmieniają się oczy nieznajomej, jak powraca w nich nadzieja, jak powraca uśmiech na jej twarzy.
       To było ich jedyne i ostatnie spotkanie.
Romeczka odeszła po kilku dniach, a koleżanka powróciła do swego domu, do bliskich.
Ktoś, kto zna dalsze losy tej chorej, pewnie doda teraz:
"No i co dało to spotkanie, przecież ta kobieta zmarła kilka miesięcy później!"
Tak, to prawda, ale ona sama dawała odpowiedź: co dało jej to spotkanie:
Nie spotkałam nigdy takiej osoby, choć znałam ją latami, to w tej szpitalnej sali dostałam od niej coś, co pozwoliło mi żyć nadzieją!"
       Lubimy karmić się wspomnieniami "bohaterów" różnych bajek.
Zwołujemy się przez portale społecznościowe  na wspólne celebrowanie wspomnienia np. jakiegoś muzyka, zespołu rockowego[i nic to, że był to ćpun i alkoholik], doceniając geniusz muzycznych dokonań, i dobrze, bo coś ponadprzeciętnego zasługuje na pamięć.
      Mnie[ może dlatego, że nie jestem muzycznym fanatykiem] marzy się taki czas, byśmy potrafili zachwycić się ponadprzeciętnością takich "zwyczajnych"osób jak Romeczka!
 Ona żyła wśród nas i teraz, gdy po ludzku zgasło jej światło, może warto zwoływać się po to, by na nowo dostrzegać płomień jej serca.
On nie zgasł, pali się nieustannie, dla nas!
Kryspin


niedziela, 13 lipca 2014

Policzek Korwina!

      Korwin-Mikke spoliczkował Boniego!
Afera[ jak to okrzyknięto] barbarzyńskiego zachowania polityka, nad którą zjednoczyli się wszyscy od lewa do prawa!
Zdziczenie politycznych obyczajów, czyn godny potępienia itd....
Nie popieram  przemocy wobec kogokolwiek, ale niekiedy człowiekowi puszczają nerwy i tak do końca nie jestem pewien, czy wszyscy niezadowoleni w naszym społeczeństwie będą zawsze tak powściągliwi i pokojowo nastawieni wobec naszych"elit" politycznych, jak ja?
      Są pewne granice, swoisty "rubikon", którego przekroczenie [celowe, czy bezmyślne] musi spowodować reakcję trudną do opanowania nawet przez najlepiej dozbrojonych strażników "demokracji dla swoich"!
Jestem pokojowo nastawionym człowiekiem, ale także tracę cierpliwość patrząc na bezczelną butę naszych elit, które śmieją się z podstawowych reguł sprawiedliwości: honoru, poczucia służby, do której zostali powołani.
We wczorajszym poście opisywałem, jak sam doświadczyłem  spoliczkowania jako młody chłopak i napisałem, że jestem wdzięczny po dziś dzień za tamtą lekcję!
Każdy, nawet najbardziej "radykalny" przejaw dezaprobaty wobec buty władzy powinien być czymś w rodzaju lekcji!!!
Nie wszyscy potępiają Korwina za ten spektakularny odruch "dotrzymania " słowa.
Spoliczkował człowieka, który kiedyś podpisał deklarację pracy dla służb bezprawia[ TW: tajny współpracownik SB, inaczej- donosiciel!]
Zapytajcie tych wszystkich, którzy doświadczyli "dobra" tych służb[ represjonowani, bici, mordowani], czy oni potępiają Korwina?
Sądzę, że nie, i gdy uświadamiają sobie, że ci sami oprawcy dożywają swych dni z dobrymi emeryturkami, lub kręcą"lody" jako biznesmeni i nikt im złego słowa nie powie; potrafię ich zrozumieć!
Tak sądzę, że nie byłoby wielkim trudem sporządzenie listy osób ze "świecznika władzy", którym należałby się policzek!
Jeden przykład:
Pan Arłukowicz: człowiek odpowiedzialny za nasze zdrowie, lekarz!
Gdyby każda ofiara jego bufonady i niekompetencji lekko  go spoliczkowała, to i tak jego twarz przybrałaby kształt siekanego kotleta i wtedy dopiero byłaby draka!
Tak można by krok po kroku, osoba po osobie wybierać kolejnych kandydatów do...,
 No właśnie, chyba nie tylko do policzkowania, a raczej do potężnej chłosty !
Panie Korwinie, źle Pan zrobił, bo taki gest[ kiedyś stosowany  w czymś, co nazywano "kodeksem honorowym"] jest dalece niezrozumiały dla niektórych ludzi z układu!
Już nie ma ludzi z honorem, przynajmniej w elitach naszej władzy!
     Ostatni" policzkowano" pana Sienkiewicza na oczach telewidzów całego kraju i co?
Przyjął to wszystko z kamienną twarzą, w której nie zauważyliśmy cienia honoru!
     Zdeprawowanych ludzi bez honoru to nie ruszy i trzeba by pejcza, potężnego bata, aby może przy średniowiecznym pręgierzu hańby przywracać im potrzebę powrotu do minimalnej choćby przyzwoitości!
Panowie i panie z lewa do prawa:
     Podziękujcie Korwinowi za taki "delikatny" gest, rodzaj politycznego klapsa i wyciągnijcie z niego lekcję!
     Naciąganie strun bezprawia, granie na  frustracji niezadowolonych mas, buta władzy; to igranie z ogniem.
Nawet najspokojniejsi, słabi  pojedynczo ludzie, gdy żyją z poczuciem krzywdy; stają się po pewnym czasie groźnym w swej sile niezadowolonym tłumem.
Kryspin



sobota, 12 lipca 2014

Spoliczkowany!

      Miałem wtedy trzynaście lat.
Było ciepłe popołudnie początku lata.
Mama rozwieszała pranie na zielonym placyku przed blokiem, w którym mieszkaliśmy.
Wróciłem właśnie ze szkoły i zobaczyłem ją z daleka.
Każdego innego dnia podbiegłbym aby się przywitać, może pomóc w babskim zajęciu, ale tego dnia wolałbym czmychnąć do domu, zaszyć się w pokoju i przeczekać kilka godzin w samotności.
Pewnie zrobiłbym to, gdyby nie jej głos, którym zawróciła mnie prawie z klatki schodowej:
"Pozwól na chwilę, chciałam cię o coś zapytać"
      Nie było innej możliwości więc podszedłem zbierając w sobie wszystkie siły, aby nie okazać grymasu bólu porządnie rozwalonego uda, pamiątki wczorajszego wygłupu, gdy wpadłem pod motocykl faceta przejeżdżającego osiedlową drogą.
Była to moja oczywista wina, gdyż wbiegłem mu prosto pod koła.
Na szczęście skończyło się to tylko moim potłuczeniem, a ja przezornie ulotniłem się, zanim on pozbierał się po salcie zakończonym na  przyblokowym asfalcie.
Koledzy opowiadali mi tylko, że nic mu się wielkiego nie stało poza rozdartą marynarką.
Uciekłem, aby broń boże nie ponieść konsekwencji mojego głupiego zachowania.
Póżniej, wieczorem tłumaczyłem sam sobie, że przecież to też była jego wina, bo może jechał za szybko itd.
Ale tak do końca nie umiałem sobie dać "rozgrzeszenia" i w gruncie rzeczy wiedziałem, że to była moja wina!
"Masz mi coś do powiedzenia"- zapytała patrząc mi prosto w oczy.
"Nie mamo; w szkole wszystko dobrze, a ja  teraz chciałbym pójść do domu"-dodałem starając się ukryć łzy, które napływały mi do oczu wraz z narastającym bólem zranionego uda.
Nagle dostałem w twarz![to był pierwszy i ostatni zarazem policzek od niej!]
Moja kochana mama uderzyła mnie i zobaczyłem, że to ją zabolało chyba bardziej niż mnie; bo w jej spojrzeniu ujrzałem smutek i łzy.
"Masz mi coś do powiedzenia o wczorajszym zdarzeniu przed blokiem"- zapytała kolejny raz ze smutkiem.
"Mamo ty wiesz co się stało"-odpowiedziałem na jej pytanie, ale wcale nie myślałem w tej chwili o tym moim wybryku, a patrzyłem w jej smutne oczy i odczułem cholerny ból.
Nie chodziło w tej chwili o moją zranioną nogę; poczułem ból tego,że zawiodłem ją moim kłamstwem!!!
Minęło kilkadziesiąt lat, a ja nadal widzę jej smutne oczy i nadal mi jest wstyd.
Dziękuję Ci mamo za tamten policzek i za Twoją mądrą, kochającą miłość!
Kryspin

.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Dwie premiery: Fundacja i książka!

Drodzy przyjaciele!
       Z wielką radością możemy przekazać Wam tę informację!
       Dzisiaj premiera "Zakochanej koloratki", książki bardzo ważnej dla mnie, bo nie rozpoczyna ona nowego rozdziału mojego życia po życiu, jak mogłoby wywnioskować!
       Ta książka nie otwiera mojego nowego życia, a tworzy dalszy etap miłości, która kiedyś dotknęła dwoje młodych ludzi i pomimo okrutnego zrządzenia losu, nie została pokonana przez śmierć!
Bohaterka tej historii w jednym z listów napisała:"Kocham cię i będę kochała do końca mych dni, a jednocześnie głęboko wierzę w to, że i później też będę mogła Cię kochać..."
Ta niezwykła osoba, której jedyną błogosławioną winą było to, że przez całe życie pragnęła  wielkiej miłości i nią żyła każdego dnia; dała tego świadectwo pod koniec pobytu wśród nas.
Lekarka z oddziału onkologicznego powiedziała o niej:" Jeszcze nie mieliśmy na oddziale takiej chorej, która okrutnie świadoma  swego stanu , sama doznając nieustannego cierpienia fizycznego; potrafiła dobrym słowem i ciepłym uśmiechem  przywracać nadzieję innym towarzyszkom niedoli, gdy te przeżywały czas załamania."
Drodzy Przyjaciele!
A teraz najważniejsza nowina! 
Od dzisiaj rozpoczyna swoją działalność:  
              "Uśmiech nadziei"  Fundacja im. Romany Krystek!
      Z każdej książki sprzedanej będziemy przeznaczali symboliczną złotówkę na pomoc osobom dotkniętym chorobą nowotworową [ pomoc w zakupie leków, turnusy rehabilitacyjne, organizacja grup wsparcia, współpraca z innymi organizacjami tego typu]
      To taki kolejny uśmiech Romy dla tych wszystkich, którzy szczególnie potrzebują miłości i nadziei!
Drodzy Przyjaciele!
Proszę was o wsparcie i pomoc, aby jej historia trafiła do serc jak największej liczby osób.
Książka będzie docierała do czytelników poza siecią oficjalnych księgarni, ale możecie ją mieć dla siebie i swoich bliskich, poprzez zakup bezpośredni:
Zasady dystrybucji:
Książkę możecie zamówić poprzez  błoga, facebooka, lub bezpośrednio mailem.
1- egzemplarz -35 zł
1+ 5 egzemplarzy- 160 zł
1+10 egzemplarzy- 280 zł
Książki będą zawierały osobistą dedykację od autora[ jeśli taką wolę wyrazi osoba zamawiająca]
Wysyłka jest bezpłatna na terenie kraju[ Koszt wysyłki poza granice Polski + 20zł]
Dane do przelewu:
Julia Krystek
60-802 Poznań
Wojskowa 21/7
Nr konta 06 1910 10 48 2944 3926 0001
Tytułem :Książka
Dane odbiorcy: adres dostarczenia, tel kom lub mail
Dane kontaktowe do autora: Tel: 048 507 877 445, mail: kryspinkrystek@onet.eu
Na koniec:
Prośba do Was wszystkich:
Poinformujcie waszych znajomych, bliskich [kręgi przyjaciół facebookowych, mailowych  i innych]
Bądźmy wszyscy pomocnikami: Uśmiechu nadziei tym wszystkim, którzy jej potrzebują szczególnie, a  zapewniam Was, że odczujecie ciepło uśmiechu Romeczki, tak ja odczuwam każdego dnia!
Kryspin.


niedziela, 6 lipca 2014

"Demokracja"- mniejszości[ krzykaczy]!

       Demokracja!
Piękne słowo, a może zwyczajny slogan, który używamy po to, aby szczycić się zdobyczami....
No właśnie? Jakimi?
       Dziecko, które przestaje brudzić pieluchy, dostaje tel. komórkowy, aby czuło się bardziej dorosłe. A kolega z grupy starszaków jest jeszcze bardziej niezależny, demokratyczny bo posiada numer alarmowy do takiej pani, która czeka non stop na info. o prześladowaniu malca przez rodziców.
Starszak poucza smutnego średniaka, gdy mama tamtego postawiła szlaban na komputer, który zajmował go wiele godzin po dobranocce:
"Zadzwonisz tam, a oni załatwią tobie zdjęcie blokady!"
Takie przedszkolne doświadczenie później bywa bardzo" przydatne" w szkole, gdy nauczyciel "wymyśla" i prześladuje" pokornego" tumana!
A co tam: naśle mu się Kuratorium, niech belfer się tłumaczy!
Z Jasia wyrasta Jan i wtedy już zaprawiony w walce o swoje, zawsze znajdzie "haka", aby "udupić" pracodawcę.
       Ktoś teraz powie, że generalizuję, że nie ma wcale tak wielu kombinatorów, krzykaczy, ciągłych niezadowolonych!
I macie rację: To jest margines, mały odsetek, ale tak sobie myślę, że takie grupy roszczeniowe mają wielką moc!
No właśnie- margines dzierżący władzę, domagający się praw i ustaw pisanych pod ich widzimisię.
Przykład?
Gdyby zapytać Polaków o przynależność wyznaniową- ponad 80% bez wahania odpowie: Katolik!
Jak to się więc dzieje, że taka większość staje się ludźmi ze "skazą"?
W państwie o takiej przewadze ludzi wierzących Parlament [ nasz sejm, w ławach którego zasiadają przedstawiciele narodu] uchwala ustawy sprzeczne z zasadami moralnymi większości?
Aby było śmieszniej [może to niewłaściwe słowo?] słyszymy ostatnio głosy krzykaczy[ w kampanii przeciwko prof. Chazanowi]:"Jeśli ktoś nie zgadza się na to, że lekarz musi zabijać, niech nie idzie na medycynę!"
Chciałoby się zawołać: Katolicy obudźcie się, bo margines w naszej ojczyźnie ustawi was w drugim rzędzie!
No tak!
 Ale to jeszcze wcale nie jest najgorsze!
Bo ci sami zdeklarowani Katolicy w rzeczonej sprawie zdają się przyjmować stanowisko tych "wyzwolonych wolnomyślicieli" mówiąc:"No właściwie, to tak do końca trudno powiedzieć, po której stronie jest racja, bo życie jest takie skomplikowane itd"
Ponad 80% ludzi wierzących...Ilu z nas Pana Boga postawiło "demokratycznym" wyborem w swoistym "konkordacie".
Rozdział wiary od życia:" Jestem człowiekiem wierzącym w niedzielę, w tygodniu no idę na kompromis demokratycznego myślenia"
       A dorośli krzykacze z mniejszości puszą się w sobie i z dumą obnoszą się kolejnymi "zwycięstwami"! I znowu przychodzi mi na myśl  starszak z przedszkola, ale on załatwił tylko pogrożenie palcem urzędniczki z biura do przeciwdziałania przemocy w rodzinie.
Oni załatwiają przemoc w imię demokracji i załatwiają krzywdę o wiele większą i aby było"śmieszniej" ubierają ją w prawo!

czwartek, 3 lipca 2014

Samochód bez hamulców!

Lubicie zakazy, nakazy i wszelkie inne ramy, w których się poruszacie?
Właściwie od wczesnego dzieciństwa nasze życie przebiega po "drodze"  z nakazami i zakazami.
Żyjemy w świecie naszpilkowanym przepisami, które w swym założeniu mają nam pomagać w naszym postępowaniu i chronić przed  zderzeniami z innymi uczestnikami życia wokół nas.
       Chciałbym, abyśmy zastanowili się nad dwoma przykładami zakazów!
Od niepamiętnych czasów człowiek poruszał się po drogach.
Najpierw były to ścieżki wydeptywane przez pieszych podróżnych, którzy zwyczajowo wyznaczonym traktem tuptali sobie z tłumoczkami na plecach przemieszczając się do obranego celu.
Później trakty stawały się bardziej szerokie od końskich kopyt, aż, dla wygody pojazdów wyposażonych w naturalny napęd, drogi stawały się wygodniejsze, szersze, nawet "sztucznie" ulepszone kamiennymi podwalinami.
Tak idąc w czasie dochodzimy do dnia dzisiejszego i stajemy  z dumą przed widokiem ślicznych autostrad i wszelkiego rodzaju dróg, po których coraz szybciej możemy realizować swoje zamierzenia dotarcia do obranego celu.
Wszystko świetnie, gdyby nie te ograniczenia, znaki nakazujące zwolnienie prędkości, przepisy regulujące nasze poruszanie się po drogach.
Ale to dobrze, tak musi być i nic to, że niekiedy odczuwamy pokusę nadepnięcia mocniej pedału gazu, przepisy mają chronić nas przed nami samymi i innych uczestników jazdy przed naszymi złymi zapędami i dobrze!
Niekiedy jednak spotykamy na drodze absurdy.
Kierowcy wyliczają takie miejsca, w których ktoś postawił znak ograniczający prędkość bez sensu i ni jak nie mogą zrozumieć po co?
Samo zdziwienie nie jest w tym najgorsze, ale takie absurdy na drodze mają bardzo szkodliwe konsekwencje: wśród kierowców; powodują coś w rodzaju efektu odrzucenia, pominięcia, negacji.
Jeśli na drodze spotykam absurd, bezmyślność tych, którzy ustawili niepotrzebny zakaz; to kolejny znak ograniczenia przyjmuję za równie niepotrzebny i w konsekwencji doprowadzam do wypadku i nieszczęścia swojego i innych.
       Byłem jeszcze małym dzieckiem, gdy moja matka, osoba bogobojna rozmawiała pewnego razu z moją starszą siostrą, dziewczyną już na tyle dojrzałą,że rozumiała to, o czym mówiła jej mama.
Chodziło o tak zwane "grzechy małżeńskie", które gnębiły jej sumienie przy każdej spowiedzi.
 Nie rozumiałem wtedy o co chodziło, ale pozostał mi w pamięci jej obraz i to poczucie winy, które w niej utrwalił "przepis" o intymnym pożyciu małżonków.
Coś, co ze swej natury jest czymś pięknym, jako fizyczne dopełnienie miłości dwojga ludzi; zostało obarczone znakiem zakazu przez "mądrych " teologów- przez Kościół!
I tak utrwaliło się przekonanie, że każde zbliżenie, którego efektem nie jest ciąża, było grzesznym przeżyciem.
Ten absurd myślenia został zakorzeniony tak bardzo, że mało kto z bogobojnych wiernych jest świadomy, że jest zupełnie inaczej!
I tu dochodzimy do sprawy antykoncepcji, która przez Kościół została zaszufladkowana jako grzech, zło!
Ale nie tak do końca!
I tu docieramy do obłudy, albo bezmyślności, czy hipokryzji "uczonych "teologów!
Intymne zbliżenie: tak, może być nawet wtedy, gdy jego efektem nie jest nowy potomek i wcale nie jest czymś nagannym- to tzw stosunek bezpłodny!
Ale stosunek uczyniony bezpłodnym [to ten słynny "grzech małżeński"] już jest czymś złym, godnym potępienia!- tyle teologiczna wykładnia dotycząca poprawności stosunków małżeńskich
Ustanowiono taki znak ograniczenia i uśpiono zrozumienie różnicy pomiędzy antykoncepcją, a aborcją!!!
To grzech i to grzech, tak w tej chwili odpowiedziało by bogobojne grono !
To jeszcze nie największe zło absurdalnych zakazów.
Najgorsze jest zanegowanie w naszej [chodzi o ludzi chcących kierować się Bożymi prawami] wagi tego znaku zakazu, którego nie wolno odrzucić, różnicy pomiędzy antykoncepcją, a aborcją!!!
Wyobrażacie sobie przepis, który zabraniałby stosowanie w samochodach hamulców?
Takowych wynalazków nie miały przecież dawne pojazdy, bo wystarczał kamień umieszczany pod kołem w czasie postoju i jakoś to było.
Czy mechanizm hamulca jest więc czymś złym ?.
Kryspin