sobota, 12 lipca 2014

Spoliczkowany!

      Miałem wtedy trzynaście lat.
Było ciepłe popołudnie początku lata.
Mama rozwieszała pranie na zielonym placyku przed blokiem, w którym mieszkaliśmy.
Wróciłem właśnie ze szkoły i zobaczyłem ją z daleka.
Każdego innego dnia podbiegłbym aby się przywitać, może pomóc w babskim zajęciu, ale tego dnia wolałbym czmychnąć do domu, zaszyć się w pokoju i przeczekać kilka godzin w samotności.
Pewnie zrobiłbym to, gdyby nie jej głos, którym zawróciła mnie prawie z klatki schodowej:
"Pozwól na chwilę, chciałam cię o coś zapytać"
      Nie było innej możliwości więc podszedłem zbierając w sobie wszystkie siły, aby nie okazać grymasu bólu porządnie rozwalonego uda, pamiątki wczorajszego wygłupu, gdy wpadłem pod motocykl faceta przejeżdżającego osiedlową drogą.
Była to moja oczywista wina, gdyż wbiegłem mu prosto pod koła.
Na szczęście skończyło się to tylko moim potłuczeniem, a ja przezornie ulotniłem się, zanim on pozbierał się po salcie zakończonym na  przyblokowym asfalcie.
Koledzy opowiadali mi tylko, że nic mu się wielkiego nie stało poza rozdartą marynarką.
Uciekłem, aby broń boże nie ponieść konsekwencji mojego głupiego zachowania.
Póżniej, wieczorem tłumaczyłem sam sobie, że przecież to też była jego wina, bo może jechał za szybko itd.
Ale tak do końca nie umiałem sobie dać "rozgrzeszenia" i w gruncie rzeczy wiedziałem, że to była moja wina!
"Masz mi coś do powiedzenia"- zapytała patrząc mi prosto w oczy.
"Nie mamo; w szkole wszystko dobrze, a ja  teraz chciałbym pójść do domu"-dodałem starając się ukryć łzy, które napływały mi do oczu wraz z narastającym bólem zranionego uda.
Nagle dostałem w twarz![to był pierwszy i ostatni zarazem policzek od niej!]
Moja kochana mama uderzyła mnie i zobaczyłem, że to ją zabolało chyba bardziej niż mnie; bo w jej spojrzeniu ujrzałem smutek i łzy.
"Masz mi coś do powiedzenia o wczorajszym zdarzeniu przed blokiem"- zapytała kolejny raz ze smutkiem.
"Mamo ty wiesz co się stało"-odpowiedziałem na jej pytanie, ale wcale nie myślałem w tej chwili o tym moim wybryku, a patrzyłem w jej smutne oczy i odczułem cholerny ból.
Nie chodziło w tej chwili o moją zranioną nogę; poczułem ból tego,że zawiodłem ją moim kłamstwem!!!
Minęło kilkadziesiąt lat, a ja nadal widzę jej smutne oczy i nadal mi jest wstyd.
Dziękuję Ci mamo za tamten policzek i za Twoją mądrą, kochającą miłość!
Kryspin

.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz