W minionych dniach dane mi było
przeżywać skrajnie różne doświadczenia.
Pierwszym, radosnym były relacje z
Panamy, miejsca duchowej fiesty, na którą ściągnęli młodzi z
całego świata, by w cieniu Franciszka przeżywać radość
bliskości z Chrystusem.
Pewnie wielu ich rówieśników,
których tam zabrakło, trochę z zazdrością obserwowało medialne
relacje z odległego kraju i wzdychając myślało sobie, że też
chcieliby choć raz doświadczyć takiego przeżycia.
Nadzieją dla wielu
niespełnionych stała się informacja, że już za trzy lata podobna
feta odbędzie się w Portugalii, a to znacznie bliżej ich
możliwości, więc może?
Czy wielu skorzysta z tej okazji?
Życie pokazuje nam, że pewnie nie, i znowu kolejne zastępy
niespełnionych będą się pocieszały, że ,może przy kolejnej
okazji załapią się na to wydarzenie.
Czas, który dany jest każdemu z
nas płynie szybko i ani się obejrzymy, kiedy uświadamiamy sobie,
że życie przetoczyło się w tak błyskawicznym tempie, iż na
wiele rzeczy jest już za późno.
Drugim doświadczeniem minionych
dni, do tego smutnym, był udział w pogrzebie znajomego, Leszka.
Pierwszy raz spotkaliśmy się, kiedy
on był młodym ojcem rodziny, mężem swojej żony, a ja jeszcze
młokosem, który dorosłe życie miał dopiero przed sobą.
Teraz stałem w cmentarnej kaplicy,
patrzyłem na jego zdjęcie ustawione przy trumnie okrytej kwiatami i
uświadomiłem sobie, że to, co pozostało poza nami, te wszystkie
lata, które przeżywaliśmy na swój sposób, tak bardzo szybko
przeminęły i stały się już tylko wspomnieniem.
Ksiądz prowadzący ceremonię
pożegnania przeczytał fragment z Ewangelii o tym, jak Syn
Człowieczy (Chrystus) dokona swoistego osądu nad każdym, kto
przekroczył próg wieczności i dokonując oceny jego życia, stawi
go po stronie tych, którym przeznaczył nagrodę, bądź tych, dla
których sprawiedliwy Jego osąd przeznaczy wieczną karę
(Mt.25,31-46)
Przyznam, że to jest mocny
przekaz i pewnie tak go rozumiał prowadzący uroczystości
pogrzebowe, bo zaraz przystąpił do laudacji na temat życia św.
pamięci zmarłego, aby jednocześnie w obecnych nakreślić
nadzieję, że po dobrym życiu każdy może załapać się do grona
tych, którzy znajdą się po właściwej stronie.
Może ktoś teraz postawić mi
pytanie: A co mają wspólnego radosne dni młodych z Panamy z
pogrzebem jakiegoś człowieka, do tego posuniętego już w latach,
który swoją młodość przeżył już dawno i pewnie nigdy nawet
nie pragnął doświadczyć takiego spotkania?
Leszek w chwili śmierci zaliczył
spotkanie z Chrystusem i to w bardziej dosłowny sposób, aniżeli te
setki tysięcy zgromadzonych na panamskim placu, i takiego spotkania
doświadcza każdy, kto przekracza próg wieczności.
Pewnie teraz, naraziłem się tym,
którzy odcinają się od wiary w cokolwiek i wyznają przekonanie,
że śmierć jest końcem wszystkiego.
Uważam, że trzeba uszanować
także i taki głos, każdy ma prawo do swojej wizji
przyszłości(także tej bez przyszłości), ale tak sobie myślę,
że w panamskim spotkaniu obok młodych zakochanych w Chrystusie,
byli pewnie i tacy, którzy tam pojechali z prostej ciekawości, może
tylko dlatego, by zobaczyć idola w białej sutannie?
Papież w trakcie spotkania z
młodymi niejednokrotnie powtarzał, że oni są nadzieją Kościoła,
ale i człowieka, każdego człowieka, gdy realizują posłanie Syna
Człowieczego, które zawarte jest między innymi w cytowanym w
trakcie pogrzebu fragmencie Ewangelii mówiącym o uczynkach
miłosierdzia.
Często się mówi, że do
wieczności nikt nic nie zabierze, a dobra które człowiek gromadził
za życia pokryje kurz zapomnienia, i to prawda.
Jedynym kapitałem, za który możemy
wykupić sobie miejscówkę w wieczności, to dobro, które po sobie
zostawimy.
Dla wierzących to będzie przepustka
do radosnego spotkania z Chrystusem.
Dla niewierzących może miła
niespodzianka, że jednak się mylili; a jeżeli nawet nie, to i tak
warto po sobie pozostawić dobre wspomnienie.
Kryspin