Polska bożonarodzeniowych tradycja
jest piękna w swojej symbolice. Chyba nigdzie na świecie nie
pielęgnuje się tak wielu symboli nawiązujących do radości, jaką
światu przyniósł Boży Syn swoimi narodzinami w Betlejem.
Mnie z takich „polskich”
akcentów Bożego Narodzenia zawsze fascynował kolorowy opłatek,
który corocznie rozprowadzano (zwłaszcza wiejskich) parafiach.
Nie mogło go zabraknąć przy
wigilii obok białego opłatka otulonego siankiem z tegorocznego
zbioru. On jeden także pozostawał na stole do chwili, gdy po
świątecznej wieczerzy gospodarz udawał się do zagrody ze
zwierzętami i tam rozdzielał pomiędzy nie kolorowe płatki,
wypowiadając przy tym słowa świątecznych życzeń.
Piękny zwyczaj, który pokazywał
ludzką wrażliwość wobec „braci mniejszych”, jak pięknie
kiedyś określił zwierzęta św. Franciszek, najbardziej znany ich
przyjaciel.
Jedna z czytelniczek „Księdza w
cywilu” poprosiła mnie niedawno, abym przy sposobności poruszył
temat zwierząt, z którymi dane jest nam dzielić życie.
Konkretnie zaapelowała, abym zwrócił
uwagę na los najbliższych wśród nich przyjaciół człowieka,
jakimi są psy.
Zdecydowana większość z nas traktuje
te czworonożne stworzenia jak członków rodziny i w należyty
sposób roztacza nad nimi opiekę, o czym mogą świadczyć chociażby
liczne sklepy ze smakołykami dla naszych pupili. Praktycznie są w
każdej, nawet najmniejszej mieścinie i mają się dobrze.
Czyli problem wydaje się być
niewielki, albo żaden.
No ale wcale nie jest tak różowo, bo
wystarczy spojrzeć do portali społecznościowych: pies zakatowany
przez właściciela. Inny przywiązany na ciasnej smyczy przy leśnym
drzewie. Jeszcze inny wyrzucony z jadącego samochodu, by zakończył
życie na poboczu drogi. Takich przykładów ludzkich zachowań,
które zapisują się smutnymi zgłoskami jest bez liku i może
dobrze, że na drugim biegunie wrażliwości znajdują się ludzie o
wielkich sercach i niosą pomoc tym biedakom, które zachowują
miłość nawet wtedy, gdy ich dawny opiekun okazał się kanalią.
Mam wielki szacunek dla
wolontariuszy, którzy na przykład wolny czas poświęcają na
opiekę nad psiakami ze schronisk, dla pań dokarmiających bezdomne
koty osiedlowe i nawet ze skromnej emeryturki potrafią robić zakupy
karmy na posiłek dla nich.
Moja mailowa rozmówczyni pod
koniec swojego listu zasugerowała, by może księża (zwłaszcza w
wiejskich parafiach) temat wrażliwości wobec zwierząt poruszali w
trakcie homilii.
Tak sobie myślę, że byłby to
dobry temat nie tylko na niedzielne kazanie, ale i na kapłańskie,
kolędowe odwiedziny.
-”Pokaż mi jak traktujesz swoje
zwierzęta, a będę wiedział jakim jesteś katolikiem.”
Gdyby wielebny, zapowiadając plan
duszpasterskich odwiedzin, poinformował, że w ich trakcie
zechciałby naocznie się przekonać w jakich warunkach przebywają
„bracia młodsi” rodzinnych obejść, to być może choćby na
ten dzień i oni mieliby święto od łańcuchów i blaszanych bud
(często przerobionych z beczek po ropie).
No cóż, pewnie wielu parafialnych
włodarzy uzna to z głupi pomysł, bo mają tyle ważniejszych
spraw: wysokość ofiary, którą wypadałoby włożyć do koperty
obok kolędowego krzyża, czy wysłuchanie tłumaczenia, dlaczego
domownikom zdarzyło się być nieobecnymi na niedzielnej mszy.
No i na koniec, najbardziej ważne:czy
dzieciaki z należytą starannością na lekcjach religii uczą się
o Panu Bogu, który ma serce przepełnione miłością....
Z pewnością tematu wrażliwości
wobec zwierząt nie poruszy proboszcz (pisały o tym media), któremu
ostatnio odebrano owczarka z wielkim, gnijącym guzem, prze który
weterynarz musiał amputować mu łapę.
Ten kapłan nie będzie mógł
pochwalić się wielkim sercem wobec swojego czworonożnego
przyjaciela, bo pomoc dla pieska przyszła dopiero wtedy, gdy ten
uwolnił się od jego”miłości”.
Wrażliwość wobec zwierząt, to
barometr naszego człowieczeństwa, katolików to także dotyczy.
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz