Za kilka dni zaliczymy kolejną akcję
(chyba 27) kupowania sobie spokoju sumienia, że spełniliśmy odruch
wrażliwości w sprawach pomocy bardziej potrzebującym (w kwestiach
medycznych) od nas.
Pan O. odtrąbi kolejny sukces
ogłaszając za kilka miesięcy bilans dochodów, za które zostaną
zakupione kolejne, mające łatać dziurawy (państwowy) system
opieki zdrowotnej urządzenia medyczne.
Później już tylko wystarczy
ponalepiać czerwone serduszka na zakupione w ten sposób sprzęty, i
wszyscy będą zadowoleni.
Wypada teraz określić się, więc
powiem otwarcie i posłużę się słowem, którego zazwyczaj nie
używam, bo może jestem już nieco za stary, ale co tam: Szacun dla
tego człowieka, który, może w nieco za krzykliwy(dla mnie) sposób,
ale od ponad dwóch dekad zaraża radością dzielenia się z innymi
setki tysięcy młodych(a licząc także tych, którzy wrzucają do
kolorowych puszek drobniaki ze swoich portfeli), miliony osób.
Przy tym wszystkim robi to pomimo
tego, że każdego roku znajdują się malkontenci rzucający mu pod
nogi kłody. Od tygodni w mediach społecznościowych ukazywały się
wyliczenia, że prawie 50% zebranych pieniążków i tak nie trafia
na założone cele, bo fundacja(i sam organizator) zżera część
pieniędzy.
Problem pana O. wydaje się na
tyle „groźny”, że nawet organa władzy(chyba pod naciskami
jakichś lobby) nie pomagają mu w jego zamierzeniach i w cichych
rozporządzeniach zabraniają służbom (policja, straż pożarna,
wojsko) oficjalnego wspierania jego inicjatywy.
Na koniec pozostał jeszcze
Kościół, któremu nie bardzo odpowiada konkurencja, kiedy przy
kościołach w tę szczególną niedzielę ustawiają się maluchy z
puszkami i zamiast komeżek mają identyfikatory WOŚP; bo a nuż
wierni ulegną ich presji i w ten sposób uszczuplą coniedzielną,
kościelną tacę?
No i tu dochodzimy do sedna.
Gdyby tak pobawić się w
wyliczenia, to szacunkowo na mszalną tacę trafia co niedziela około
40000000 zł (10 milionów uczestników niedzielnych nabożeństw x 4
zł). Jest to milcząca składka, pomijając okazjonalne cele:budowa
kościoła, zakup opału, na remont organów itd.
Nie ujmuję w tych przykładach
innych zbożnych celów-pomoc kościołom na wschodzie, ofiary na
seminarium, czy inne poza parafialne akcje, bo wtedy o chrześcijańską
wrażliwość dbają panie z rady parafialnej(niekiedy klerycy z
seminarium) i ustawiają się przy wyjściu ze świątyni, by tam
kolejny raz zebrać co łaska.
„Dziegciem” kościelnej
strategii jest brak transparentności przychodów i jasno określonych
celów, na co idą zbierane środki w trakcie niedzielnych
zgromadzeń, i to rodzi falę krytyki, nie tylko przeciwników tejże
instytucji, ale i wiernych rzucających swój grosz.
Pan O. budzi emocje i zazdrość,
bo jemu dają.
A może zamiast wypieków gniewu zrobić
mu konkurencję?
Taka zdrowa rywalizacja w pozyskiwaniu
kasy na zbożne cele....
Gdyby z niedzielnej tacy, zawsze
10% było dedykowane na pomoc najbiedniejszym, i gdyby do tego
dołożyć 10% comiesięcznych poborów, które dostają kapłani
uczący w szkołach religii (pomijam w tej grupie katechetów
świeckich, bo to ich jedyne źródło dochodu no i muszą z tych
pieniędzy utrzymywać rodziny) to skromnie licząc uzbierałaby się
kwota ponad 300.000.000 zł.(4000000 zł z tacy x 60 dni
świątecznych=240.000.000 zł rocznie; do tego 20000 księży
uczących religii x 300 zł x 12 miesięcy=72.000.000- w sumie daje
312.000.000 zł)
To 3 razy tyle, co zbiera WOŚP, a z
takich pieniędzy można zrobić już bardzo wiele!
I tak na koniec.
Ta propozycja znakomicie wpisuje
się w ( trochę może zapomnianą prawdę), że:
-Więcej radości jest w dawaniu,
aniżeli w braniu.
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz