wtorek, 29 listopada 2016

Apostazja-odstępstwo, czy bunt?

     No i dostało mi się po publikacji materiału o Świątyni Opatrzności Bożej. Co bardziej rozsierdzeni przeciwnicy tej budowli na wilanowskim osiedlu, drogą mailową poinformowali mnie, że kategorycznie nie zgadzają się na to, aby pieniądze z ich podatków szły na takie inwestycje.
    Jeden z korespondentów, szacowny[emerytowany] pracownik naukowy swoje veto poparł osobistą deklaracją aktu apostazji[kopię pisma, wcześniej skierowanego do władz Kościelnych, załączył także w korespondencji do mnie].
   W tym obszernym, kilkustronicowym piśmie szczegółowo wypunktował powody swojej decyzji.
Apostazja [słowo pochodzące z języka greckiego] w dosłownym tłumaczeniu oznacza: odstępstwo, bunt.
W potocznym znaczeniu używa się go do zdeklarowanego[najczęściej w formie pisemnej] porzucenia wiary religijnej.
    Obecnie najczęściej aktu apostazji dokonują osoby, które kiedyś zostały przypisane do wspólnoty wierzących[przez chrzest], a teraz zamierzają się z niej [z Kościoła] wypisać!
    Kika razy przeczytałem mailową kopię decyzji o akcie apostazji starego profesora i przyznam, że pierwszy raz dane mi było zapoznać się z takim pismem człowieka zdesperowanego w swoim postanowieniu. Od samego początku zaskoczyło mnie, że nie było tam filozoficznych rozważań negujących teologiczne podstawy wiary, po których człowiek mógłby szukać uzasadnienia dla swojej niewiary.
Zamiast tego wszystkiego w chronologicznym ciągu mój mailowy rozmówca wypunktował ciemne, historyczne zachowania Kościoła, który swoją misję poszerzania wiary realizował nie miłością, do której głoszenia został powołany, a mieczem i okrucieństwem wobec milionów [ mordy Indian Ameryki środkowej, gdy tam dotarły galeony konkwistadorów Pizarra, czy późniejsze wstydliwe karty z historii, gdy Kościół starał się nie zauważać zbrodni reżimów dla własnego, politycznego interesu]
Ten katalog minionych krzywd nie stał się jednak głównym powodem decyzji zapisanej w piśmie o apostazji mojego internetowego rozmówcy.
    Autor pisma, które trafiło do mojego komputera, nie omieszkał zauważyć, że Jan Paweł II ponad dwadzieścia razy publicznie w imieniu Kościoła, przepraszał za te historyczne zbrodnie instytucji, na której czele został postawiony, ale?
    Ten stary, zawiedziony swoją dawną wiarą człowiek, w dalszej części uzasadnienia swojej decyzji wypunktował współczesne „żale”, jakie ma do Kościoła.
To było zasadniczym powodem jego decyzji o apostazji!
Ponieważ nie zostałem uprawniony, aby ujawniać szczegółów korespondencji, nie uczynię tego w tej chwili, ale każdy może z takimi „żalami” się zapoznać, wsłuchując się w rozmowy o Kościele, które często prowadzą szeregowi członkowie wspólnoty.
    To są częste tematy rozmów, choćby przy niedzielnym obiedzie, gdy rodziny, parafianie po powrocie z uroczystej sumy, siadają do wspólnego posiłku i niekiedy rozmawiają o sprawach Kościoła: o tym, co ich buduje, ale i o tym co gorszy w postawie kapłanów.
Chwalą duszpasterską dobroć, ale także zauważają: materializm, butę, dwulicowość, unikanie kłopotliwej prawdy i wszelkie inne zachowania, które są niekiedy bardzo dalekie od wizerunku Chrystusa, którego kreują jako idola wiary zwykłych ludzi.
-„Takie rozmowy niewiele znaczą, ludzie pogadają, przez chwilę będą żyli lokalną sensacją, czy skandalem.
Niekiedy znajdą potwierdzenie swoich słów w jednym, czy drugim doniesieniu medialnym, ale i tak w niedzielę zasiądą w kościelnej ławie, bo człowiek z natury potrzebuje wiary”!
Takim, uspakajającym zdaniem podsumował niedawno mój niepokój co do przyszłości Kościoła jeden z kapłanów, mój dawny kolega z seminarium.
Apostazja- akt odejścia, buntu!
    Pewnie niewielu zawiedzionych Kościołem, jego poczynaniami, i wcale nie tymi z przeszłości, zdecyduje się na pisemną formę swojego sprzeciwu - na akt apostazji, ale czyż puste miejsce w kościele, które do tej pory zajmowali, nie staje się jej wyrazem?
Kryspin

niedziela, 27 listopada 2016

Zapraszam do Klubu Przyjaciół Książki-Perły z szuflady


                               
                    Klub Przyjaciół Książki-Perły z szuflady
                                                           Czytaj i zarabiaj!

        Dzięki członkostwu w Klubie Przyjaciół Książki-perły z szuflady, będziesz mógł poznać ciekawe książki mało jeszcze znanych autorów polskiej literatury współczesnej!
       W świecie komercji, układów trudno jest im trafić do szerokiego grona czytelników i dlatego prawdziwe skarby wrażliwego słowa często bezpowrotnie przepadają w szufladach zapomnienia!
>Przystępując do Klubu Przyjaciół Książki staniesz się Mecenasem dobrego słowa!
>Przystępując do Klubu wyrazisz sprzeciw wobec tych, którzy poprzez mafijny układ pośredników [wydawnictwa, hurtownie książek, monopolistyczne księgarnie], zabierają 90-95% zysku z ceny każdej książki dla siebie!!!
Dlatego właśnie powstał Klub Przyjaciół Książki-Perły z szuflady!
Każdy członek Klubu może:
> kupować kolejne książki często niedostępne w księgarniach!
> polecać wartościową literaturę swoim przyjaciołom !
> otrzymywać wynagrodzenie za skuteczne polecanie KPK nowym członkom!
                      To takie proste: Czytasz-Polecasz- zarabiasz!
____________________________________________________________________

                                     54 zł- tylko tyle inwestujesz!
      Od tej chwili możesz poznawać wyjątkowe książki i dodatkowo, systematycznie zasilać swój rodzinny budżet!
[Cena książki-40 zł, przesyłka-4 zł i opłata członkowska KPK-10 zł]
                                     Twój pierwszy krok:
1/Wpłata na konto: Kryspin Krystek, 60-802 Poznań, Wojskowa 21/7
Nr konta: 06 1910 1048 2944 3926 0942 0001
Tytułem: książka KPK
Dane:Imię, nazwisko, dokładny adres, nr tel. i mail!
W koresp. przelewu -Tytuł książki, którą chcesz zamówić i numer ID polecającego!!!
Otrzymujesz:
-zamówioną książkę,
-umowę członkowską KPK z Twoim numerem ID[dwa egzemplarze],
-10 zaproszeń dla kolejnych przyjaciół, którzy dzięki Tobie znajdą się w gronie Mecenasów Słowa KPK
2/w kopercie zwrotnej odsyłasz podpisany jeden egzemplarz Umowy członkowskiej
                                   Twój drugi krok:
1/Rekomendujesz swoim bliskim, znajomym program KPK
2/Przekazujesz im zaproszenia, by i oni mogli przystąpić do KPK!
                                  To takie proste: Czytasz - polecasz - zarabiasz!
Jeśli masz pytanie:
Zadzwoń lub napisz : 536 425 831, kryspinkrystek@onet.eu
                           Pozdrawiam i gratuluję podjętej decyzji, Kryspin Krystek

wtorek, 22 listopada 2016

Prywatny folwark kościelnego feudała!


     W „Zatroskanej koloratce-Pasterzach i najemnikach” doszedłem do smutnego wniosku, że w Kościele jest wielu najemników, którzy nie rozumieją, albo nie chcą przyjąć do świadomości, że zostali powołani tylko do służby w Winnicy Pańskiej.
     Kilka dni temu odwiedziłem w jednej z parafii nobliwego księdza Kanonika [ dawnego kolegę z seminarium]. W trakcie naszej rozmowy pojawił się temat laicyzacji, która [według mojego rozmówcy] przyszła do polskich parafii z zachodu Europy.
Gdy nieśmiało wtrąciłem, że nasz Kościół także przez ostatnie lata zapracował sobie na ten kryzys, gospodarz skrzywił się na tak postawioną przeze mnie tezę i zmienił temat.
Aby poprawić sobie humor ksiądz proboszcz poinformował mnie, że w jego parafii jednak nie jest wcale tak źle i na dowód słuszności stwierdzenia wspomniał o spontanicznej akcji sprzątania plebanijnego ogrodu, do którego przyszło prawie trzydziestu parafian!
Gdy zaraz potem dodał, że w niedzielnych nabożeństwach uczestniczy też wielu parafian [ procentowo więcej, aniżeli w parafiach miejskich], to byłem już skłonny pochylić czoło wobec duszpasterskich sukcesów mojego dawnego kolegi, ale uchronił mnie przed tym pochwalnym gestem kolejny gość, który właśnie się pojawił.
     Proboszcz z sąsiedniej parafii odwiedził swojego dziekana, by załatwić jakieś parafialne sprawy i w trakcie popijania kawki usłyszał od kanonika jak to parafianie zadbali o otoczenie plebani.
Gospodarz teraz doprecyzował, że byli to rodzice kandydatów do pierwszej komunii, no i wszystko stało się jasne.
Gość z okolicy z uśmiechem skomplementował dziekana słowami: „Ty to potrafisz utrzymywać parafian w ryzach i to nie tylko w tym przypadku”
Po tych słowach przypomniałem sobie, że w minionym czasie wielokrotnie słyszałem głosy mało pochlebne, które wypowiadali parafianie na temat swojego duszpasterza, ale zawsze czynili to ze strachem, jakby się bali konsekwencji, gdyby tamten się o tym dowiedział.
     Wyszedłem z plebani i zastanawiałem się, czy laicyzacja to powiew nowego, które jak wirus zaimportowaliśmy ze zgniłego zachodu, czy może zupełnie coś innego?
     A może coraz więcej owieczek ma już dość roli pańszczyźnianego chłopa i nie godzi się, żeby parafia była czymś w rodzaju folwarku, w którym zarządca zapomniał, że nie jest właścicielem dusz, a tylko pasterzem wynajętym[posłanym], by prowadzić je ku zbawieniu.
Owszem, zwłaszcza w wiejskich wspólnotach parafialnych, proboszczowie często sprawiają wrażenie feudalnych panów i raz po raz przypominają swoim wiernym, kto rządzi w takiej społeczności: w kościele, ale i poza nim także!
     Kiedyś mieszkałem w parafii, w której proboszcz decydował o godzinach otwarcia sklepu spożywczego[zakaz handlu w trakcie niedzielnej mszy!], a teraz spotkałem duchownego, który decyduje o remizie strażackiej z wiejską salą spotkań!
W związku z ukazaniem się mojej książki ”Zaufana koloratka-konfesjonał krzywd”, miejscowe Stowarzyszenie zaproponowało mi wieczór autorski w tejże sali przy remizie. Uzgodniliśmy termin, panie porozwieszały plakaty z zaproszeniem dla mieszkańców, a ja cieszyłem się, że będę mógł poznać sąsiadów z mojej nowej miejscowości.
W przeddzień spotkania zadzwonił do mnie sołtys naszej wioski i niepewnym głosem poinformował, że spotkania nie będzie. Później powiedział mi o swoim wzburzeniu, gdy od rana został zasypany telefonami od proboszcza [około 10], który powołując się na decyzję kurii, stanowczo zabronił zaplanowanego spotkania!
No i spotkanie się nie odbyło, bo kto zaryzykowałby gniew miejscowego feudała?
Przecież każdy ma w perspektywie:kościelny ślub, chrzciny dziecka, pierwszą komunię swojej pociechy lub choćby ostatnią drogę na parafialny cmentarz.
Ale czy o to chodzi w duszpasterskiej posłudze?
Może na koniec warto byłoby przypomnieć, że indeks ksiąg zakazanych i cenzura już dawno się skompromitowały i zawsze przynosiły efekt odwrotny od intencji cenzorów!
Kryspin

czwartek, 17 listopada 2016

"Zaufana koloratka-konfesjonał krzywd"!

                                 Z wielką przyjemnością pragnę powiadomić, że nareszcie jest!
                
                          "Zaufana koloratka-konfesjonał krzywd",  
                                                              moja trzecia książka!
   
     Poznajcie wstrząsającą prawdę o krzywdach doznanych od ludzi Kościoła!
Cztery świadectwa osób, które pomimo upływu lat, nadal noszą w sobie ból wspomnienia krzywd, których doznały!
Na koniec stawiam pytanie: Gdzie tkwi praprzyczyna chorych zachowań ludzi w sutannach i czy tylko sprawcy smutku ofiar zasługują na napiętnowanie?
A może oni także są ofiarami?
     Kompromis z nakazami moralnymi i udawanie, że wszystko jest w porządku, to największa wina Kościoła jako instytucji, która legitymuje fikcję celibatu i tuszuje zło!
    Chciałbym, a by ta książka stała się przyczynkiem do dyskusji, jaką drogą winien pójść Kościół, by konfesjonał krzywd mógł stać się tylko wspomnieniem minionego czasu!

     Gorąco zachęcam wszystkich do poznania historii bohaterów: 
"Zaufanej koloratki-konfesjonału krzywd",
Kryspin Krystek:
tel:0 48 436 245 831
mail:kryspinkrystek@onet.eu

poniedziałek, 14 listopada 2016

Świątynia Opatrzności Bożej-pomnik wdzięczności!


    11 listopada 2016 roku, gdy świętowaliśmy 98 rocznicę odzyskania niepodległości, w Wilanowie odbyła się uroczystość konsekrowania Świątyni Opatrzności Bożej.
    Przez kilkanaście, lat nieopodal wilanowskiego osiedla mieszkaniowego, powstawał monumentalny budynek świątyni i w miarę, jak nabierał ostatecznego kształtu, wyzwalał narastającą falę komentarzy. Po jednej stronie stanęli zwolennicy powstania tej budowli przypominając, że jest to spełnienie obietnicy wdzięczności za ocalenie naszej tożsamości narodowej, po stronie przeciwnej zgromadzili się przeciwnicy wyliczający ogrom kosztów i nieuprawnioną hojność, z jaką kolejni rządzący naszą ojczyzną, wspierali finansowo powstanie tego szczególnego, sakralnego obiektu.
    Wśród krytycznych wpisów, którymi zostały zalane społecznościowe media, jeden zwrócił moją szczególną uwagę:
„Czy Bóg potrzebuje takiego splendoru i przepychu ?”
Odpowiedź nasuwa się sama: Nie, Bóg nie potrzebuje splendoru i przepychu!
On nawet nie potrzebuje oznak wdzięczności z naszej strony, ale to nie znaczy, że my nie powinniśmy się do niej poczuwać!
    Domorośli księgowi pospieszyli z publikacją wyliczeń, ile pieniędzy pochłonęła ta inwestycja do tej pory i jeszcze pochłonie do zakończenia całego zamierzenia.
I znowu liczby podawane są z jasnym przesłaniem: że to normalna rozrzutność, a przecież tyle dobrych inicjatyw można by z tych pieniędzy zrealizować!
    Trudno polemizować z „działami” wytaczanymi w złej intencji, więc może przypomnijmy sobie podobne, choć może w mniejszej skali wydarzenie, które Ewangelista Jan uwiecznił opisując zachowanie jawnogrzesznicy, która namaściła drogim olejkiem stopy Chrystusa ,[J 12,1-11]:
Na to rzekł Judasz Iskariota, jeden z Jego uczniów, ten który miał Go wydać- Czemu nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim? Powiedział zaś to nie dlatego, jakoby dbał o biednych, ale ponieważ był złodziejem i mając trzos wykradał to, co składano!”
Jestem dalekim od doszukiwania się aluzji pomiędzy tekstem Jana, a dzisiejszą rzeczywistością, ale każdy może mieć swoje skojarzenia, prawda?
Swoją drogą jestem ciekawy, ilu z tych najgłośniej krzyczących, dało choćby jeden grosz na budowę tej świątyni?
     Poczucie wdzięczności nie jest naszą mocną stroną i może dlatego tak wiele krytycznych głosów pojawiło się przy okazji oficjalnego otwarcia tego szczególnego kościoła?
     Gdybyśmy jednak odbyli wycieczkę w historię i prześledzili minione 225 lat [ Sejm Czteroletni w 1791 roku powziął uchwałę o budowie Świątyni Opaczności Bożej], to pewnie doszlibyśmy do przekonania, że było w tym czasie wiele trudnych zdarzeń w naszej historii [okres rozbiorów, nieudane powstania, dwie wojny światowe i wreszcie okres powojennych doświadczeń budowania społeczeństwa wolnego od wiary].
Niezależnie od wyznawanego światopoglądu musimy przyznać, że przez najciemniejsze okresy naszej przeszłości przeszliśmy z pomocą Kościoła, który był ostoją nie tylko wiary, ale i polskości.
     Może na koniec puśćmy wodze wyobraźni i przenieśmy się w przyszłość, powiedzmy do roku 2216.
Nasi potomkowie pewnie wtedy nie odnajdą już śladów po Stadionie Narodowym, [który kosztował nas dziesięć razy więcej od wilanowskiej świątyni], ale może w swojej wycieczce po śladach przeszłości dotrą do wilanowskiej świątyni, zasiądą w nawie kościoła, który kiedyś powstał jako wotum wdzięczności przodków i niezależnie od wyznawanej wiary i przeżyją lekcję historii.
I zwyczajnie poczują dumę?
    A może dobrze by było, gdyby z taką lekcją historii nie czekać kolejnych dwustu lat? 
Kryspin

piątek, 11 listopada 2016

"Zaufana koloratka-konfesjonał krzywd": już możesz poznać tę wyjątkową książkę!

    Wczoraj wróciłem od mojego Wydawcy i teraz mogę już dokładnie powiedzieć, że już niebawem swoje narodziny będzie miała moja trzecia książka:"Zaufana koloratka-konfesjonał krzywd"!
Będzie to dokładnie 18.listopada!
Przez kilka minionych tygodni prowadziliśmy przedsprzedaż książki i już kilkadziesiąt osób tą drogą zarezerwowało sobie pierwsze egzemplarze "Zaufanej koloratki", których wysyłkę rozpoczniemy właśnie w tym dniu [18.11.2016!]
   Pewnie w najbliższych dniach pojawią się też pierwsze recenzje mojej książki i czekam na nie niecierpliwie.
   Jednym z pierwszych recenzentów był Pan Piotr, który przez wiele lat prowadząc wydawnictwo Sorus, przygotował do publikacji bardzo wiele wartościowych książek i zawsze był obiektywnym w swoich ocenach.
   Po przeczytaniu "Zaufanej koloratki" stwierdził, że jej wielką wartością jest prawda przekazu trudnych spraw z perspektywy ofiar niegodziwości, przy jednoczesnym zachowaniu granic, których przekroczenie może ucieszyłoby żądnych sensacji, ale jednocześnie uczyniłoby wiele zła ofiarom !
    Pragnę, abyście poznali "Zaufaną koloratkę- konfesjonał krzywd" i wyrazili swoją opinię.
Trzeba mówić o trudnych sprawach, które ta książka ukazuje ?
Już dziś możecie zamówić książkę bezpośrednio u autora:
-otrzymacie ją nadal w promocyjnej cenie!
-otrzymacie ją na kilka tygodni przed terminem pojawienia się jej w księgarniach!
-otrzymacie ją do domu z dedykacją autora!
    Cena "Zaufanej koloratki-konfesjonału krzywd"-39 zł[promocyjna cena książki i opłata kosztów wysyłki!]
    Czytelnicy, dla których będzie to pierwsza moja książka , mogą dokonać zakupu pakietowego:
-"Zakochana koloratka", "Zatroskana koloratka" i "Zaufana koloratka"-CENA PAKIETU: 80 ZŁ-[ cena zawiera już koszt kuriera!]
-"Zakochana koloratka" i "Zaufana koloratka"-CENA PAKIETU-55 zł [z kosztem dostawy!]
-"Zatroskana koloratka" i "Zaufana koloratka"-CENA PAKIETU-60 zł [z opłatą dostawy!]
Dokonując już teraz wpłaty na konto, zapewniasz sobie dostawę książek taniej i prędzej od tych, którzy zamierzają nabyć je w sieci księgarń, czy na allegro!!!
W piątek ukaże się wersja "Zaufanej koloratki-konfesjonału krzywd" w druku cyfrowym, w ilości kilkuset  sztuk i z tego powodu dostępność książki będzie ograniczona!
Wydanie offsetowe [kilka tysięcy sztuk!] ukaże się dopiero na początku przyszłego roku, więc zachęcam do wcześniejszego zakupu!
Konto do wpłaty:
Kryspin Krystek
Wojskowa 21/7
60-802  Poznań
Nr konta: 06 1910 10 48 2944 3926 0942 0001
W koresp.przelewu: adres dostawy i nr tel [dla kuriera!] oraz imię osoby, dla której ma być dedykacja
Masz pytanie:zadzwoń, albo napisz! 
Tel: 536 425 831
mail: kryspinkrystek@onet.eu
Pozdrawiam: Kryspin Krystek

wtorek, 8 listopada 2016

Szwedzki przystanek ku jedności

    Kilkanaście dni temu zdarzyła się rzecz niecodzienna i ważna!
Papież Franciszek odpowiedział na zaproszenie zwierzchników Kościoła protestanckiego i odwiedził Szwecję, by wziąć udział w obchodach 500 lecia początku tej chrześcijańskiej społeczności.
Co prawda dopiero w przyszłym roku przypada okrągła rocznica upamiętniająca spektakularne zachowanie niepokornego mnicha Marcina Lutra, gdy niezadowolony z poczynań dostojników Łodzi Piotrowej, przybił na drzwiach katedry zamkowej w Wittenberdze pergaminowe kartki z żądaniem koniecznych zmian jakie winny zajść w Kościele. Pierwszym drażliwym tematem, od którego wszystko się zaczęło, były odpusty, które grzesznik mógł sobie zwyczajnie kupić, by dostąpić odpuszczenia win. [Na początku XVI wieku dawały one znaczący wkład do papieskiej kasy!]
Nie wchodząc w dalsze teologiczne zawiłości, które doprowadziły do rozłamu w Kościele, trzeba jasno powiedzieć, że fundamentalną przyczyną tego kolejnego rozdarcia [pierwsze nastąpiło prawie czterysta lat wcześniej, w wyniku czego powstał Kościół prawosławny], była pycha!
Głos jakiegoś mało znaczącego mnicha nie sprowokował do refleksji ówczesnych decydentów Kościoła . Dlatego swoje działanie ograniczyli do nałożenia kary klątwy na niepokornego zakonnika i uznali to za wystarczające działanie.
    Grzech pychy kolejny raz zatriumfował i potrzeba było bardzo wielu lat, aby Kościół to zrozumiał.
Każdemu trudno przychodzi przyznanie się do błędu i niekiedy potrzeba bardzo dużo czasu, aby na taki akt samokrytycznego spojrzenia się zdobyć.
    W sprawie Marcina Lutra Kościół potrzebował na to całych stuleci i pewnie jeszcze będzie musiało upłynąć wiele czasu, zanim dojdzie do zakopania rowów podziału, których sprawcą stała się pycha!
Może przy okazji tego wydarzenia, jakim było szwedzkie spotkanie przywódców dwóch wielkich wyznań chrześcijańskich, warto by zastanowić się nad tym, że ten pierwszy z głównych grzechów, jakim jest pycha, takie linie podziałów wprowadza często w życiu wielu z nas:
„Jestem lepszy od mojego sąsiada, bo co niedzielę jestem w kościele, nie oszukuję moich pracowników, a i jeśli trzeba potrafię pomagać innym” i tak dalej i tak dalej.
Gdy spotykam takich zadowolonych z siebie katolików, to za każdym razem mam przed oczami obraz faryzeusza i celnika. Obaj byli w świątyni. Przyszli tam spotkać się z tym, któremu wszystko zawdzięczali, ale tylko jeden z nich z pokorą potrafił ujrzeć swoją małość i jak pisze Ewangelista, tylko on, celnik, otrzymał usprawiedliwienie!
    Faryzeusza zgubiła pycha samozadowolenia z siebie i tak naprawdę Bóg nie był mu do niczego potrzebny.[ no może tylko do tego, aby wysłuchał peanów, które samemu sobie wygładzał przedstawiciel elity religijnej!]
Obroną przed zatrutymi owocami pychy jest pokorne uznanie swojej niedoskonałości[niekiedy winy] i taką postawę swoim postępowaniem ukazuje światu papież Franciszek.
Pewnie nie wszystkim odpowiada jego droga i dlatego w samym Kościele coraz bardziej słyszymy zdania krytyki wobec jego wizji przyszłości tej instytucji.
*
    W zakończeniu książki:„Zatroskana koloratka-Pasterze i najemnicy” napisałem, że: Kościół albo się otworzy na konieczność zmian, albo przejdzie do historii jako skansen przeszłości.
Teraz dodałbym, że Kościół musi wyciągać rękę do zgody i jedności z każdym człowiekiem, aby zasypywać rowy podziałów pomiędzy ludźmi wszystkich wyznań i religii i tymi, którzy deklarują wolność od jakichkolwiek przekonań związanych z wiarą!
Tylko wtedy będzie realizował pragnienie Chrystusa:”Aby wszyscy byli jedno!”
Kryspin,

czwartek, 3 listopada 2016

Pierwsza opinia o "Zaufanej koloratce-konfesjonale krzywd"

    "Zaufana koloratka-konfesjonał krzywd" dopiero za kilka dni nabierze ciała w formie książkowej, ale już dziś otrzymałem swego rodzaju recenzję tej książki od moje korektora, który zakończył pracę na "dopieszczeniem "tekstu. To pierwszy głos na temat mojej książki i dlatego pozwoliłem sobie na opublikowanie tej opinii, która jak mniemam nie będzie ostatnią oceną od czytelników.
Ta nasza rozmowa[pozwoliłem sobie na udzielenie odpowiedzi] zapowiada szerszą dyskusję na temat spraw, o których traktuje "Zaufana koloratka". Bardzo niecierpliwie oczekuję na kolejne głosy w dyskusji, którymi podzielą się ze mną odbiorcy mojej książki. O tych sprawach, o których napisałem, trzeba rozmawiać i wcale nie oczekuję, że wszystkim moje poglądy przypadną do gustu, ale liczę, że głos będą zabierać tylko ci, którzy poznają "Zaufaną koloratkę", dlatego już dziś zachęcam wszystkich was do przeczytania tej książki!!!

    Szanowny Panie Kryspinie,

    Proszę wybaczyć zdawkowe i lakoniczne potraktowanie Pańskiej prośby o wyrażenie zdania na temat Pańskiego tekstu. Niestety, to wielki i skomplikowany problem, który Pan porusza, nie sposób więc sprowadzić ocenę książki tylko do walorów fabularnych, do języka i stylu, do wartości czysto literackich. Nie czuję się jednak na siłach (także z braku czasu), aby zgłębiać temat patologii w życiu kleru katolickiego i jego konsekwencji dla losów poszczególnych jednostek. Nie znam prac na ten temat, nie znam badań - bo jakieś przecież są. Zwyczajnie więc nie potrafię kompetentnie ocenić walorów - rzekłbym - ideowych tej książki.

Pana książka otwiera mi oczy na coś, co znałem raczej bardzo mgliście. Jestem w tej materii dość bezradny. Mogę tylko zwrócić uwagę na pewne fakty i zastanawiać się, czy Pański obraz nie jest zbyt czarno-biały. Lub czy motywacja bohaterów nie bywa niekiedy zbyt powierzchowna. Przykładowo: kobieta, której partnerem jest ksiądz, i z którym ma dziecko, nie chce się zgodzić na jego rezygnację z kapłaństwa, bo nie chce go unieszczęśliwiać, nie chce go pozbawiać jego pasji i powołania? Z poczucia winy lub narzuconego wstydu? Dlatego że znów podświadomie ogranicza ją religia? Możliwe, ale to nie jest zbyt przekonywająco pokazane. Z drugiej strony kapłan, jej partner, sam nie bardzo wie, czego chce i żyje w kłamstwie. Miłość miłością, ale pacta sunt servanta, zobowiązań trzeba dotrzymywać lub z nich jasno rezygnować. Tymczasem ów kapłan chce zjeść ciastko i mieć ciastko. Wie, że go obowiązuje celibat, ale żyje z kobietą. Miłość ma wszystko tłumaczyć? Nie, wtedy trzeba zrezygnować z kapłaństwa. Można kochać Boga i kobietę, nie będąc duchownym. Ten Pana duchowny jest po prostu niedojrzałym facetem. Przecież niezależnie, czy Maria chce tego, czy nie, powinien zrezygnować z posługi kapłańskiej i nie porzucając wiary, zmienić swoje zycie. Powinien podjąć decyzję. Trzeba być uczciwym, a on przez kilka lat nie był uczciwym wobec zasad, którym ślubował. Zasady mogą być niesłuszne, ale wówczas odpowiedzialny człowiek, wycofuje się z instytucji, która ma takie zasady. Czy uznaje Pan, że mimo iż małżeństwo zakłada wierność partnerowi, można się zakochać w innym, żyć z tym innym, i w małżeństwie udawać, że się jest przykładnym małżonkiem? Wedle Pana można, skoro Pan "rozgrzesza" Marię i Grzegorza. A przecież ta historia mogła być takim wspaniałym dramatem postaw ludzkich, dramatem ludzi, którzy sami się gubią, których miłość "pożera", którzy są splątani na różny sposób - bez wskazywania palcem winnego (oczywiście Kościoła). Bo nie Kościół jest w tej historii winien, ale ludzie, różni ludzie, złe charaktery, słabości ludzkie itd.itp. A może nie ma wcale winnych, po prostu Los, Przypadek, niejako antyczna tragedia, przypadek bez wyjścia, każde wyjście złe.
W moim pojęciu celibat powszechny w rycie łacińskim jest nieżyciowy, może nawet szkodliwy, powinien być dobrowolny. Ale on w tej historii nie ma nic do rzeczy. Problemem jest tu nieodpowiedzialność tej pary (obojętnie, co mieliby oboje na swoje usprawiedliwienie), która nie potrafi zdecydować się na zerwanie z podwójnym życiem. Wiara? Słaby pretekst znalazł Pan dla tej wykształconej kobiety, przecież nawet dla osoby głęboko wierzącej (z tekstu nie wynika, że ma kompleks winy) związek - zwłaszcza małżeński - z księdzem, który oficjalnie zrezygnował z posługi, z powołania, nie powinien stanowić większego problemu. O wiele większy problem jest wtedy, gdy kobieta pozwala księdzu partnerowi prowadzić podwójne życie, a tym się Maria w pełni zadowalała, chyba w ogóle nie myśląc o prawach dziecka i prawach ojca. Ona traktowała Grzegorza jak kochaną zabawkę. Zadaje Pan w epilogu retoryczne pytanie: czy ona kogoś skrzywdziła? Otóż tak, skrzywdziła Grzegorza i jest poniekąd winna jego samobójstwa.

Moim zdaniem także utożsamianie przez Pana Kościoła jedynie z klerem jest nieuprawnione, bo Kościół to jak wiadomo wszyscy wierni. Ja wiem, że to jest skrót myślowy, ale jednak Pan dobrze wie, że to nie to samo. Nie chce mi się tez wierzyć, że w tych historiach tylko "ofiary" Kościoła były sprawiedliwe (w tym - o dziwo - zakochani księża) i tylko jeden ksiądz (z ostatniej opowieści, nota bene niezakochany ) zasługuje na szacunek. Tak, ten ostatni zasługuje na szacunek. Jeśli prawdą jest, że takie są naprawdę proporcje, że jeden sprawiedliwy ksiądz przypada na 5 czy 10 niegodnych, wówczas jasno w epilogu powinien Pan to napisać, powołując się na jakieś dane lub własne obserwacje, które pozwalają Panu na uogólnianie. Dobrze byłoby wiedzieć, czy Pańskie opowieści są statystycznie bardzo bardzo znaczące, czy to rzadkie przypadki. Z opisu przez Pana seminarzystów można by wnioskować, że z seksualnością nie radzi sobie większość duchownych w różnych okresach swej posługi..

Moim zdaniem całkiem nietrafnie powołuje się Pan na Pieczyńskiego. B. dobry aktor, ale na punkcie Kościoła wpada w amok i wygłasza poglądy godne Palikota czy Hartmana. Takie karkołomne ogólniki można wygłaszać pod adresem bardzo wielu instytucji i nic z tego nie wynika. Można mieć bardzo negatywną opinię np. na temat kleru, ale to nie uprawnia to zdania, że Kościół to zbrodnicza instytucja i że papieża należy postawić przed sądem. No, na tym punkcie Pieczyński jest maniakiem. Każde niemal współczesne państwo, stosując "kryteria" Pieczyńskiego, można by obrzucić epitetem "zbrodnicze", także tak ateistyczne państwo jak Francja.

Prof. Lew-Starowicz w swoim raporcie o seksualności Polaków podaje m.in. że 80 proc. duchownych uprawiało samogwałt. To jedno zdanie więcej mówi o stanie duchownym niż pierdoły - przepraszam - stu Pieczyńskich. Bo pokazuje skalę zjawiska i niemożliwość sprostania wymogom "czystości" przez większość duchownych. Pan w swojej książce pokazuje jeszcze coś dodatkowego: powiedziałbym cynizm i hipokryzję wielu seminarzystów, a potem księży. Ale z Pieczyńskiego, który nie jest żadnym autorytetem w tej materii, radziłbym Panu zrezygnować. Po prostu obniża walor książki takim "odlotowym" cytatem. No chyba, że celuje Pan w czytelnika, który takie zdanie Pieczyńskiego przyjmie z entuzjazmem. To już Pana sprawa.

Być może w komentarzu końcowym warto by wzmiankować o tym, że np. celibat nie obowiązuje powszechnie w Kościele katolickim, bo w rycie wschodnim (np. grekokatolickim) nie obowiązuje, nie obowiązuje także księży, którzy wcześniej byli pastorami, mają żonę i dzieci, a przeszli na katolicyzm. Istnieje też Międzynarodowe Stowarzyszenie Księży, którzy żyją w małżeństwie i domagają się od Watykanu dopuszczenia do obowiązków duszpasterskich. Są tacy, którzy uważają, że celibat powinien być dobrowolny. Są inni, którzy mówią, że skoro ktoś po 6 latach w seminarium podpisał dokumenty i złożył przysięgę, to powinien jej dotrzymywać, jak umowy bankowej, lub po prostu odejść i nie narzekać, że brzydki i "nieludzki" Kościół wymagał od nich niemożliwego. Oczywiście najgorsze są te "parszywe" owce, o których Pan między innymi pisze: potajemnie łamiące celibat, ale z fruktów "zawodu" kapłana nie chcące rezygnować.
Jakkolwiek by nie było, faktem jest, że wśród kleru - czego dowody Pan przytacza - ogromnie wiele hipokryzji, wygodnictwa, kłamstwa, łamania ślubów, pijaństwa, dewiacji i czynów przestępczych. Natomiast - moim zdaniem - żadna miłość nie stanowi dla księdza alibi, jesli się zakochał, zamiast rzucać gromy na "nieludzki" Kościół, który wymaga czystości, niech wymaga od siebie odwagi i uczciwości: niech - powtarzam - zrezygnuje z posługi i odda się życiu świeckiemu.

Tak na marginesie, trudno stawiać zarzuty Kościołowi, że od wieków wymaga celibatu. Takie kiedyś były poglądy. Przecież aż do końca XIX wieku profesorowie dwóch najlepszych uczelni w Wielkiej Brytanii tez mieli obowiązek życia w celibacie. Panował też ongiś długo pogląd, że prawdziwy artysta powinien żyć w celibacie, żeby się całkowicie oddać sztuce. O czym to świadczy? Ano o tym, że kiedyś (nawet sto lat temu) panował pogląd, że niektóre profesje wymagają całkowitego oddania i abstynencji cielesnej. W Kościele rzymskim tradycja okazała się tak silna, że do dzisiaj istnieje celibat. Pewnie prędzej czy później celibat będzie dobrowolny. Bo seminarzystów jest dziś o ponad połowę mniej niż w roku 1990.

W ogóle świat jest nieprzewidywalny. Czytałem ostatnio, że bardzo duży procent młodych kobiet i mężczyzn w Japonii (gdzieś chyba około 20-30 procent) żyje nie tylko w stanie wolnym, ale i nie podejmowało nigdy stosunków płciowych.
Pozdrawiam
Błażej

Panie Błażeju!
    Ma Pan wiele racji w swoich wnikliwych ocenach postaw bohaterów mojej książki, ale ...?
No właśnie, ten biało- czarny koloryt, który Pan zastosował w ocenach tych osób, nie daje obiektywnej oceny osobom, których historię przytoczyłem czytelnikowi.
Owszem, uważam celibat za coś wbrew naturze człowieka i ktoś mógł by mi zarzucić, że to moje subiektywne zdanie, bo sam kiedyś byłem w tym kręgu i teraz próbuję kolejny raz "rozgrzeszyć" moją decyzję sprzed lat, ale tak nie jest.
Odchodząc z szeregów hierarchicznego Kościoła uważałem, że to było uczciwe podejście z mojej strony[może tylko za długo to trwało, co opisałem w "Zakochanej koloratce"], ale nadal po latach żyję sprawami tej instytucji, nie na zasadzie odrzuconego rozbitka, a kogoś, komu po prostu zależy na Kościele!
Na spotkaniach autorskich czytelnicy pytają mnie za każdym razem, czy mógłbym wrócić do stanu kapłańskiego[ moja żona zmarła prawie 4 lata temu i nie mam żadnych przeszkód, aby [jak Syn Marnotrawny] powrócić do szeregów duchowieństwa, zawsze wtedy odpowiadam, że nie. Zaraz potem dodaję, iż pewnie Pan Jezus ma dla mnie inną drogę, abym mówił bez jadu i nienawiści o sprawach[Kościoła], które nigdy nie przestały być dla mnie ważne. Owszem przytaczam słowa Pieczyńskiego, ale nie opowiadam się za tym językiem nienawiści, a mówię o takich osądach, bo jest coraz więcej takich Pieczyńskich, Hartmanów i Palikotów, a Kościół daje im pożywkę do głoszonych przez nich poglądów i ten jad trafia do ludzi szukających dla siebie usprawiedliwienia swojej słabej wiary.
Bardzo jednoznacznie ocenił Pan historię Marii i tak wielu pewnie by oceniło i ją i Grzegorza. I to mnie zasmuca. Takiego surowego osądu nie wypowie jednak nikt, kogo dotknęła w życiu prawdziwa miłość, bo wtedy i Marta powinna być napiętnowana i być może są i tacy, którzy powiedzą, że sama sobie zgotowała swój los. Nie przeraża Pana, że niekiedy ludzkie osądy, w imię obrony "jedynie słusznego stanowiska", potrafią posunąć się nawet do absurdów przypisania winy nawet dzieciom[ głos abpa Michalika o winie małych dziewczynek, za to że prowokują seksualne nadużycia ludzi w sutannach!]
W mojej książce nie dotykam oskarżeniem osób, niezależnie od tego, czy pokazuję ich od strony ofiar, czy sprawców  cierpienia, dlatego nie rzucam słów potępienia na żadnego z bohaterów książki, bo wszyscy są ofiarami systemu.
Dlaczego więc powstała ta książka?
   Najważniejszym powodem była potrzeba dania głosu skrzywdzonym, którzy potrzebują, aby mówić o doznanej krzywdzie i aby ich głos był słyszany[to forma uwolnienia się od ciężaru przeżytych krzywd]
   To także głos, który chciałbym, aby dotarł do sumień tych, od których zależy dobro Kościoła.
Pewnie, że są [nawet wielu]ludzie, którzy zawsze będą uważać, że po co nagłaśniać ciemne strony, gdy można przecież napisać o jasnych przykładach, z których można by odrywać plastry miodu dla swojej wiary.
Tej książki wcale nie muszą czytać wszyscy, ale wszystkim wierzącym grozi swego rodzaju "kompromis z wiarą" i to jest chyba największa krzywda, którą ludzie Kościoła wyrządzają wiernym, którzy podejmują tę swoistą "grę": My spełniamy w minimalnym stopniu nałożony na nas obowiązek-jesteśmy co niedzielę w kościele, ale w tygodniu już możemy prowadzić swoje "normalne " życie, w którym świąteczna wiara zostaje odłożona gdzieś wysoko na półkę naszej duszy i dlatego jesteśmy tacy jacy jesteśmy. No, ale przecież wcale nie jesteśmy gorsi, bo kapłani stojący przy ołtarzu, po opuszczeniu świątyni też są innymi ludźmi. [Takie rozgrzeszenie bez sakramentu!]
    Mówi Pan, że trzeba opierać się na badaniach naukowych, socjologicznych i dopiero wtedy wyciągać wnioski. Kościół nie chce takich badań, bo musiałby ustosunkować się do nich[przykład księdza prof Baniaka!]
Gdy w końcowych zdaniach piszę, że są dwie przyczyny zgnilizny w Kościele: obowiązek celibatu i brak przejrzystości finansowej, to mówię o tym zdecydowanie i chyba mam rację!
Pewnie, że można utrzymywać stan, takim jaki jest, ale, i tu powtórzę moją obawę z poprzedniej mojej książki["Zatroskanej koloratki"], gdy napisałem, że Kościół podejmie trud zmian, albo stanie się skansenem przeszłości!
Czy nie mam prawa wyrazić swojej obawy, że tak może się stać?
Jestem, byłem i zawsze będę częścią tej społeczności, choć może w takiej dziwnej formie, którą podpisuję moje felietony w Angorze:Ksiądz w cywilu.
Pozdrawiam serdecznie jeszcze raz dziękując za szczere słowa, Kryspin Krystek
 
 





wtorek, 1 listopada 2016

Rozmawiajmy z tymi, którzy odeszli!

    Jeszcze dopalają się ostatnie znicze na grobach zmarłych, ale uleciał już gdzieś gwar minionych dni, gdy teren ich ostatecznego spoczynku bardziej przypominał targowiska, aniżeli parki ciszy i zadumy, z którymi kojarzą nam się miejsca wiecznego spoczynku.
   Do swoich domów powrócili ci, którzy corocznym zwyczajem przemierzyli niekiedy setki kilometrów, aby w tym szczególnym dniu zapalić lampkę pamięci tym, którzy już odeszli do innego świata.
   Zabieganie żywych odeszło poza ogrodzenie cmentarnych alei. Obwoźni sprzedawcy nagrobnych wiązanek i zniczy pochowali gdzieś w garażach niesprzedany towar i zajęli się liczeniem zysków tych kilku ostatnich dni.
*
    Dzień Wszystkich Świętych i kolejne dni wprowadzają nas w refleksyjny nastrój i to niezależnie od wyznawanego światopoglądu.
   Wierzącym w tym czasie przypomina się o trzystopniowej drodze ku szczęśliwemu, wiecznemu przeznaczeniu: Kościół Pielgrzymujący[to na ziemi], Cierpiący[czas czyśćcowego oczyszczenia] i
Triumfujący- wspólnota zbawionych, czyli świętych w niebie!
Ta Prawda Wiary znajduje swoje odzwierciedlenie w modlitwach za zmarłych, które Kościół pielęgnuje i zaleca ich potrzebę wiernym.
   No i w tym miejscu odczuwam pewien dyskomfort.
   Mam na myśli zwyczaj modlitwy zwanej od niepamiętnych czasów „Wypominkami”
Dla tych mniej zorientowanych pozwolę sobie zacytować wyjaśnienie jednego z kapłanów:
„ Wypominki to jedna z najbardziej popularnych form modlitwy błagalnej za zmarłych, której tradycja sięga X wieku. Rozróżnia się wypominki jednorazowe, oktawalne i roczne.
Wierni na kartkach wypisują swoich zmarłych i przynoszą je do swoich duchownych wraz dobrowolna ofiarą.
Wypominki jednorazowe czytane są na cmentarzu, oktawalne przez osiem dni od Uroczystości Wszystkich Świętych połączone niekiedy z nabożeństwem różańcowym lub Mszą św.
Roczne zaś przez cały rok przed ustalonymi niedzielnymi Mszami lub w innym czasie przyjętym przez parafię.
Istotna sprawą w modlitwie za zmarłych jest przede wszystkim nasze zaangażowanie, nasza ofiara i nasz wysiłek by w tej modlitwie uczestniczyć całym swoim sercem.”
Nasze zaangażowanie i nasza ofiara!
Trudno mi sobie wyobrazić moje zaangażowanie, gdy ksiądz z szybkością karabinu maszynowego recytuje[wylicza imiona z karteczek] i niekiedy robi sobie przerwę na Zdrowaśkę.
Aż boję się wyciągnąć [może krzywdzący] wniosek, ale w tym wszystkim może kasa[nasza ofiara] jest najistotniejsza?
Zmarły dla wierzących jest kimś, kto już doświadczył przejścia do świata dla nas jeszcze nieosiągalnego, ale żyje!
    Pierwszego listopada TVP wyemitowała film, rozmowę z niedawno zmarłym księdzem Kaczkowskim. Ten kapłan prowadząc przez lata hospicjum dla umierających, chyba jak mało kto, zaznajomił się z fenomenem śmierci.
Mówił o odejściach swoich podopiecznych Na chwilę przed śmiercią udzielał namaszczenia umierającemu, a zaraz po jego zgonie rozmawiał z nim.
Prosił go wtedy, aby ten będąc już po drugiej stronie, załatwił mu coś z Panem Bogiem.
Może to jest jakaś wskazówka i dla nas?
   Nasi bliscy, którzy zakończyli swój czas Kościoła Pielgrzymującego, teraz mogą dla nas nadal coś uczynić, a Zdrowaśki z naszej strony będą formą podziękowania za ich troskę o nas.
Kryspin