„ Od jedenastu lat, kiedy umarł mój
mąż, boję się kolejnych świąt Bożego Narodzenia, bo będą to
bardzo smutne dla mnie dni.
Choć mam dwoje dzieci, to nie mogę
liczyć na to, że razem będziemy oczekiwali na pierwszą gwiazdkę,
wspólną wieczerzę wigilijną, by później uśmiechać się przy
rozpakowywaniu prezentów.
To już nie dla mnie, bo choć mam
dwoje dorosłych dzieci, to ze względu na odległość pomiędzy
naszymi domami (syn mieszka w Norwegii, córka w Kanadzie), musi mi
wystarczyć chwila rozmowy z nimi przez telefon, choć akurat w tym
dniu nie specjalnie mam na nią ochotę.
Niekiedy wydaje mi się, że ktoś
kiedyś wymyślił święta tylko po to, aby karać nimi tych, którzy
pozostają w tych dniach bez kogokolwiek bliskiego....”
Samotność boli, samotność w
świątecznym czasie, kiedy człowiek powinien się uśmiechać i
przeżywać radość, boli szczególnie.
Co prawda jest wśród nas wielu
wrażliwych, którzy nie licząc czasu, a niekiedy i niemałych
środków finansowych, corocznie próbują „naprawiać”
niesprawiedliwy los, który niektórych ludzi doświadcza ponad
miarę.
-Dlaczego Dobry Boże tyle krzyży
składasz na słabe, ludzkie ramiona?
-Czymże zawiniło Ci małe dziecko na
oddziale onkologicznym, które pewnie nie dożyje kolejnych świąt,
a i te są smutne, bo spędzone na kolejnej porcji chemii?
-Dlaczego pozwalasz, by walił się
świat i sens życia ojcu, który stracił pracę, zupełnie nie
widząc światełka nadziei i zżyma się na samą myśl, jak ma to
powiedzieć najbliższym?
I tak można by mnożyć te
pytania, ale Ty jesteś póki co malutki i nieporadny w betlejemskiej
stajni, i pewnie przyjdzie nam czekać do czasu, kiedy odpowiedzią
Boga stanie się krzyż, choć i tego do końca nie potrafimy
zrozumieć....
W tym samym, retorycznym tonie
pozostanie pytanie:
Dlaczego Dobry Bóg skazuje niektórych
ludzi na przeżywanie samotności, choć nigdy o nią nie prosili i
może dlatego jest im tak ciężko ją znosić.
Pamiętam z dzieciństwa
rekolekcje parafialne i nauki misjonarza, który próbował dzieciom
wytłumaczyć sens cierpienia, chorób dotykających nawet
najmniejsze dzieci.
Rekolekcjonista wyciągnął przed
siebie krzyż i trzymając go wysoko, powiedział, że to prezent od
Pana Jezusa, dar doskonałej miłości, jaką na krzyżu rozsiewał
Zbawiciel.
Trudno zrozumieć logikę Boga,
który wybrał, Odkupienie naszych win przez krzyż, który
„zafundował” swojemu synowi....
Czy więc samotność jest takim
kolejnym, trudnym darem od Boga?
Pewnie już rozdano paczki ze
świątecznych zbiórek, na mniejszych lub większych salach ludzie
wrażliwych serc nakarmili bezdomnych i teraz pewnie sposobią się
do domowej wigilii.
Przy nakrytym białym obrusem stole
poustawiają nakrycia dla wszystkich zaproszonych na wigilijną
wieczerzę, i pozostanie jedno wolne miejsce dla podróżnego, który
niespodziewanie mógłby zapukać do ich drzwi.
A może warto wsłuchać się w
cichy smutek samotnego człowieka, który może niedaleko: za ścianą,
lub dwa domy od nas zza firanki będzie wpatrywał się w betlejemską
gwiazdę wspominając czas, kiedy i wokół niego było życie,
szczebiot dziecięcych głosów i gromkie tony śpiewanej wspólnie z
innymi kolędy.
A może warto zaprosić kogoś
samotnego na wspólne przeżywanie radości Bożego Narodzenia.
Pewnie on (ona), zaskoczeni waszą propozycją, nie przyniosą ze
sobą paczuszki z podarunkami dla domowników, i może nawet
wyszukanymi słowami nie potrafią podziękować za gościnę, to ich
oczy, w których może po raz pierwszy od lat rozbłyśnie iskierka
radości, będą najpiękniejszym prezentem od nich.
I tego życzmy sobie nawzajem:
Abyśmy wszyscy dzielili się radością
ze wspólnego przeżywania świąt Bożego Narodzenia.
Kryspin