„A
może zmierzyłby się pan z takim tematem i zajął stanowisko?
Niedawno
leżałam w szpitalu. Budząc się z narkozy pierwsze co zobaczyłam
to wiszący naprzeciwko konający na krzyżu człowiek.
Unieruchomiona
w łóżku nie miałam ucieczki od tego widoku przez kilkanaście
dni. Każdorazowe otwarcie oczu nieuchronnie zmuszało mnie do
konstatacji :”Memento mori”
Proszę
mi wierzyć że dla człowieka walczącego o życie, balansującego
na granicy śmierci taki widok jest psychiczną torturą.
Czy
naprawdę nasz kraj musi być wszędzie oznaczony krzyżami jak psim
moczem terytorium?”
Przyznam,
że miałem wątpliwości, czy w formie publicznej mierzyć się z
tym wywołanym przez czytelniczkę tematem, ale kiedy sam sobie
zdawałem pytanie, czy jest on właściwym, zwłaszcza w kontekście
nadchodzących świąt, kiedy (niezależnie od poziomu naszej wiary)
będziemy przeżywać siłę bożonarodzeniowej tradycji, w
medialnych doniesieniach pojawił się tenże sam problem:
Konkretnie
decyzja radnych miasta Warszawy, że tego roku rezygnują z
wigilijnego opłatka z duchownymi w tle.
Aby
uciąć jakiekolwiek rozważania, czy to słuszna decyzja,
przeciwniczki wigilijnego spotkania podjęły tę inicjatywę,
powołując się na konstytucyjny rozdział Państwa i Kościoła,
dodatkowo uznały także, że marnowanie półtorej godziny na
rozmowy o niczym przy łamaniu się białym wafelkiem, to strata
cennego czasu, który można wykorzystać chociażby na dopracowanie
kolejnych, ważnych dla miasta uchwał.
W
dalszej części medialnej dyskusji oponenci pielęgnowania tradycji
także zauważają, że Kościół jest zbyt nachalny włażąc w
sfery publicznego życia, kiedy już dawno utracił legitymację do
tego, by mienić się rzecznikiem spraw duchowych ogółu.
Kiedy
na świat przyszedł Boży Syn narodzony w betlejemskim żłobie,
wywołał strach u Heroda i ten postanowił wymazać go historii
przez morderstwo. Później, kiedy Nauczyciel z Galilei poinformował
świat o swojej zbawczej misji, przedstawiciele Sanhedrynu
zafundowali mu krzyż, a On jakby uprzedzając historię
zapowiedział, że będzie to znak, któremu sprzeciwiać się będą.
No
i przez wieki narodziło się wielu Robespierrów, Hitlerów,
Stalinów, czy ojców „postępu” w stylu chińskiego „wizjonera”
Mao Tse-tunga, którym przeszkadzał swoim przesłaniem.
Swoją
drogą to bardzo przykre, że dzisiaj odżywa u nas, w niektórych
ludziach niechęć, albo wręcz nienawiść do tego, co przez
stulecia stanowiło siłę naszej tradycji i dlatego podnoszą krzyk
sprzeciwu.
A
może to swoisty wyrzut sumienia, który w ten sposób akcentuje i
lęk przed zmarnowaną szansą bycia w pobliżu małego Jezusa i
później tego na krzyżu, który może w dalece niezrozumiały dla
nich sposób, manifestował miłość do każdego człowieka, także
do tego, który niekiedy w bardzo obcesowy sposób stara się stawiać
siebie po stronie Herodów.
Krzyż
w szpitalnej sali, który dla wielu jest balsamem łagodzącym
cierpienie, dla tej pani wywołuje przerażenie. Podobnie i biały
opłatek, przez który przekazujemy dobre myśli osobom będącym
wokół nas, to są wyrzuty sumienia dla „wyzwolonych” radnych,
którzy już bardzo daleko odeszli nie tylko od korzeni, tradycji,
czy jak byśmy to nazywali, ale i od istoty ludzkiego przeznaczenia.
Pani ze szpitala boi się kołaczącego się w jej umyśle
zawołania:”Memento mori”, bo dla niej po spełnieniu się tej
zapowiedzi nie pozostanie już nic.
Dla
radnych przerażonych perspektywą zobowiązania, które
wypowiedzieliby przy łamaniu się chlebem, Bóg zachowuje jeszcze
promyk nadziei, że może kiedyś przełamią w sobie nienawiść i w
ich sercach na nowo zagości nadzieja.
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz