środa, 4 grudnia 2019

Lęki Herodów



A może zmierzyłby się pan z takim tematem i zajął stanowisko?
Niedawno leżałam w szpitalu. Budząc się z narkozy pierwsze co zobaczyłam to wiszący naprzeciwko konający na krzyżu człowiek.
Unieruchomiona w łóżku nie miałam ucieczki od tego widoku przez kilkanaście dni. Każdorazowe otwarcie oczu nieuchronnie zmuszało mnie do konstatacji :”Memento mori”
Proszę mi wierzyć że dla człowieka walczącego o życie, balansującego na granicy śmierci taki widok jest psychiczną torturą.
Czy naprawdę nasz kraj musi być wszędzie oznaczony krzyżami jak psim moczem terytorium?”
Przyznam, że miałem wątpliwości, czy w formie publicznej mierzyć się z tym wywołanym przez czytelniczkę tematem, ale kiedy sam sobie zdawałem pytanie, czy jest on właściwym, zwłaszcza w kontekście nadchodzących świąt, kiedy (niezależnie od poziomu naszej wiary) będziemy przeżywać siłę bożonarodzeniowej tradycji, w medialnych doniesieniach pojawił się tenże sam problem:
Konkretnie decyzja radnych miasta Warszawy, że tego roku rezygnują z wigilijnego opłatka z duchownymi w tle.
Aby uciąć jakiekolwiek rozważania, czy to słuszna decyzja, przeciwniczki wigilijnego spotkania podjęły tę inicjatywę, powołując się na konstytucyjny rozdział Państwa i Kościoła, dodatkowo uznały także, że marnowanie półtorej godziny na rozmowy o niczym przy łamaniu się białym wafelkiem, to strata cennego czasu, który można wykorzystać chociażby na dopracowanie kolejnych, ważnych dla miasta uchwał.
W dalszej części medialnej dyskusji oponenci pielęgnowania tradycji także zauważają, że Kościół jest zbyt nachalny włażąc w sfery publicznego życia, kiedy już dawno utracił legitymację do tego, by mienić się rzecznikiem spraw duchowych ogółu.
Kiedy na świat przyszedł Boży Syn narodzony w betlejemskim żłobie, wywołał strach u Heroda i ten postanowił wymazać go historii przez morderstwo. Później, kiedy Nauczyciel z Galilei poinformował świat o swojej zbawczej misji, przedstawiciele Sanhedrynu zafundowali mu krzyż, a On jakby uprzedzając historię zapowiedział, że będzie to znak, któremu sprzeciwiać się będą.
No i przez wieki narodziło się wielu Robespierrów, Hitlerów, Stalinów, czy ojców „postępu” w stylu chińskiego „wizjonera” Mao Tse-tunga, którym przeszkadzał swoim przesłaniem.
Swoją drogą to bardzo przykre, że dzisiaj odżywa u nas, w niektórych ludziach niechęć, albo wręcz nienawiść do tego, co przez stulecia stanowiło siłę naszej tradycji i dlatego podnoszą krzyk sprzeciwu.
A może to swoisty wyrzut sumienia, który w ten sposób akcentuje i lęk przed zmarnowaną szansą bycia w pobliżu małego Jezusa i później tego na krzyżu, który może w dalece niezrozumiały dla nich sposób, manifestował miłość do każdego człowieka, także do tego, który niekiedy w bardzo obcesowy sposób stara się stawiać siebie po stronie Herodów.
Krzyż w szpitalnej sali, który dla wielu jest balsamem łagodzącym cierpienie, dla tej pani wywołuje przerażenie. Podobnie i biały opłatek, przez który przekazujemy dobre myśli osobom będącym wokół nas, to są wyrzuty sumienia dla „wyzwolonych” radnych, którzy już bardzo daleko odeszli nie tylko od korzeni, tradycji, czy jak byśmy to nazywali, ale i od istoty ludzkiego przeznaczenia. Pani ze szpitala boi się kołaczącego się w jej umyśle zawołania:”Memento mori”, bo dla niej po spełnieniu się tej zapowiedzi nie pozostanie już nic.
Dla radnych przerażonych perspektywą zobowiązania, które wypowiedzieliby przy łamaniu się chlebem, Bóg zachowuje jeszcze promyk nadziei, że może kiedyś przełamią w sobie nienawiść i w ich sercach na nowo zagości nadzieja.
Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz