Niekiedy
czytelnicy stawiają mi zarzut, że nie mam prawa zabierać głosu w
kwestiach instytucji, z którą wziąłem rozbrat rezygnując z
noszenia sutanny.
Na
szczęście takich głosów jest bardzo mało, w stosunku chociażby
do znakomitej większości czytelników, którzy wyrażają
zadowolenie z cotygodniowych spotkań z „Księdzem w cywilu”.
Ostatnio
napisał do mnie Pan w średnim wielu (45 lat), i choć list był
przeznaczony do mojej wiadomości, to uznałem, że powinienem jego
treścią podzielić się z czytelnikami, co niniejszym czynię:
„Jestem
od dłuższego czasu mocno zniesmaczony i rozczarowany postępowaniem
Kościoła katolickiego. I mówię to z pozycji zwykłego zasiadacza
w kościelnej ławie.
Królestwo
Niebieskie musi być naprawdę blisko, bo Kościół katolicki się
kończy!
Ostatnio
odkryłem z przerażeniem, że wszystko co dotyczy mojej duchowości
i to całe wyobrażenie o religii, tkwi niestety tylko we mnie.
Źródłem mojej wiary powoli przestaje być KOŚCIÓŁ ! Zadaję
pytania i nie uzyskuję odpowiedzi na nie.
Kościół
który spotykam w murach świątyni się kurczy, starzeje, nie
docieka, nie protestuje i chyba już na nic nie liczy.
Od
tak dawna nie usłyszałem z ambony żadnej pouczającej katechezy,
żadnego radosnego słowa, wyjaśnienia bez patosu przeczytanych w
Ewangelii słów. Za to jest mamona i pozorna braterska życzliwość,
którą my Polacy prezentujemy od święta.
Ten
Kościół w zasadzie już NIE ŁĄCZY.
Nawet
radio, które mieni się być katolickim sygnałem w każdym domu,
zionie tylko ksenofobią i wszechpolską polityką. Do tego
hierarchowie kościelni wiją się wokół problemu pedofilii, seksu
i bogactwa w swoich szeregach. Jakże żałosny to spektakl.
I
na dokładkę nasz wiejski ksiądz przeniesiony za swoje wybryki z
entej parafii, traktujący swoich wiejskich parafian jak tępy lud do
robienia pieniędzy i łatania kościelnego dachu. Nic nowego prawda?
Jednak
mam tego dość!
Czy
ci ludzie w czarnych sukmanach się opamiętają?
Czy
nie boli ich marnotrawienie Jezusowej spuścizny?
Czyż
nie widzą co niedzielę, że moja czterdziestopięcioletnia łepetyna
w rzedniejącym tłumie jest jedną z młodszych głów?
Kolejne
pytania bez odpowiedzi.
Nie
zdziwi mnie absolutnie jeśli za jakichś parę lat pochłonie nas,
powiedzmy, muzułmański potop, który ma jasny cel, sztandar i
poczucie jedności.”
Nie
odpowiem czytelnikowi na ten list,mim to z jednego powodu.
Kilka
razy przeczytałem go z wielką uwagą i jedyne co mógłbym
powiedzieć, to to, że jest w nim wiele gorzkiej prawdy i
zawiedzionej nadziei.
Tę
beznadzieję żalu czytelnik podsumował także w zakończeniu
korespondencji, i właśnie tam, paradoksalnie odnalazłem „promyk
światła”:
-”Wiem,
że ten list i zawarte w nim żale nic nie zmienią.
Ale
wiem też, że wybrałem dobry adres. Bez koloratki jest w Panu
więcej księdza niż w większości facetów w czarnych sutannach -
wbrew temu co o sobie myślą i mówią.”
Głęboko
wierzę szanowny Panie, że wśród ludzi w sutannach(także tych w
odcieniu fioletu), da się odnaleźć wielu takich, dla których
kapłaństwo nadal znaczy coś więcej, aniżeli ta poczyniona przez
pańskie rozgoryczenie litania kapłańskich zachowań będących
zaprzeczeniem głoszonej przez nich Dobrej Nowiny.
Tak
sobie myślę, że także po to powstał „Ksiądz w cywilu”.
Pewnie,
że każdy może napisać list do proboszcza, ale czy tenże się nad
nim pochyli?
List
do biskupa ma jeszcze mniejsze szanse na przeczytanie przez adresata,
bo o spokój jego ekscelencji dba wierny sekretarz filtrujący
korespondencję, by ta „niewłaściwa” lądowała w koszu lub
kurialnej niszczarce.
I
między innymi po to jest „Ksiądz w cywilu”.
Choć
gdyby przeprowadzić ankietę wśród osób w koloratkach, to każdy
z nich zaprzeczy, żeby kiedykolwiek przeczytał choćby słowo z
zamieszczanych tam tekstów.
To
zupełnie tak samo, jak z disco polo – nikt nie słucha tej muzyki,
a wszyscy dziwnym zrządzeniem losu znają na pamięć słowa tych
piosenek.
Dlatego
dzisiaj szczególnie pozdrawiam wszystkich nieczytających „Księdza
w cywilu”
Kryspin