poniedziałek, 22 grudnia 2014

"Sanatorium" w Starych Kiejkutach!

    W Starych Kiejkutach Amerykanie urządzili sobie kiedyś [ za zgodą polskich włodarzy z Olkiem Kwaśniewskim i Leszkiem Milerem na czele]" sanatorium" przywracające pamięć gorączkowym beduinom, którzy naukę Allaha zamierzali szerzyć przy pomocy sentexu i innych zabawek, które to chcieli tworzyć, aby niszczyć wiarę niewiernych i nic to, że zamierzali robić to w krajach, gdzie Boga czci się w innych sposób [głosząc miłość i przebaczenie]!
    Przeraża mnie jednak ekspansja  nienawiści, którą najbardziej uwiera pokojowy język głoszony przez Nauczyciela z Nazaretu!
   Do tej pory myślałem, że może dobrze, iż trochę odstajemy od najbogatszych krajów Europy, czy Ameryki, bo dzięki temu póki co, wszelkiego rodzaju Allahowców u nas ci jak na lekarstwo; a i ci, którzy się u nas zadomowili, są raczej pokojowo nastawieni i jedynie biedne bydlątka pragną zarzynać bez znieczulenia[ ponoć tak im nakazuje ich wiara ]!
Nie podoba mi się takie podejście do zwierzątek, ale dopóty mnie nie nie biorą na ostrza swoich rytualnych noży, jakoś przeboleję!
    No ale tak już jest, że zawsze znajdzie się ktoś szalony wokół nas i dlatego musimy się jednak bać!
   W czasie II Wojny światowej, a nawet jeszcze przed jej wybuchem, na terenach które niemieccy naziści zamierzali podbić, rozmieszczali grupy dywersantów: tzw.V kolumnę!
   Takie ścierwa[bo inaczej nie można było określić ludzi, którzy na co dzień żyli wśród znajomych, przyjaciół, by w odpowiednim czasie ich zdradzić ; donosić władzom okupacyjnym, szerzyć dywersję!] swoim działaniem wyrządzały nieraz  więcej zła, aniżeli wojska okupacyjne!
   Wczoraj przeczytałem fragment bloga pani Senyszyn, w którym to coś [nie chcę kolejny raz używać określenia z fragmentu o V kolumnie] porównuje kazamaty stworzone przez Amerykanów  w Starych Kiejkutach do działań Kościoła Katolickiego, nazywając je miejscami tortur ["miejsca tortur tworzone przez Watykan na ziemiach polskich"!!!]
   A może temu skrzeczącemu czemuś [znowu ciśnie mi się na usta określenie z V kolumny] przeszkadza język miłości głoszony w świątyniach, gdzie wierni spotykają się z nauką Chrystusa?
   Może pani Senyszyn powróciłby spokój w duszy [ o ile ona ją ma?], gdyby tak zamienić krzyży na naszych kościołach były półksiężyce?
Tak sobie myślę, że może dobrze, iż Amerykanie kiedyś zagospodarowali Stare Kiejkuty!
Nie minęło wiele lat od czasu, gdy tam "prostowali"  poglądy szaleńców w turbanach, może przydałby się c reaktywować ten" ośrodek."?
Sądzę, że w interesie nas wszystkich byłoby dobrze, by w tym "sanatorium" znalazło się kilka osób z panią Senyszyn i panem Iwińskim na czele!
Miłego dnia!
 Kryspin !

sobota, 20 grudnia 2014

Krzyczący Judasze!

      No i nowy preteks do polskiego piekiełka!
     16 milionów na Muzeum Jana Pawła !!, którego nieszczęściem jest to, że zlokalizowane zostało przy Świątyni Opaczności Bożej w Wilanowie!
      Przypomina mi się teraz ewangeliczna scena, gdy do Chrystusa podeszła kobieta i umyła mu nogi drogocennym pachnidłem, a swymi włosami wtarła ten olejek w jego stopy!
-"Jaka rozrzutność, przecież można by sprzedać to za 300 denarów i rozdać potrzebującym"- powiedział "zgorszony " Judasz, jeden z jego uczniów!/300 denarów, to roczna pensja najemnego pracownika!/
A Ewangelista dodał ciekawy komentarz do tej sceny:-"a powiedział to[Judasz] nie z troski o biednych, a dlatego, że był złodziejem!"
     Żenujące dyskusje, marsze niezadowolenia organizowane przez zajadłych przeciwników Kościoła, to kolejny przejaw polskiego piekiełka!
16 milionów złotych dotacji wdzięczności za życie i dokonania Największego Syna polskiej ziemi, takiego który zdarzył się nam raz na tysiąc lat i może kolejne tysiąc przyjdzie nam czekać na równie wielką Osobę, to chyba nie jest chyba wysoka cena!
No tak, ale łatwiej niektórym "zatroskanym" zaakceptować dotację do koncertu Madonny -ponad 5 milionów zł na Stadionie Narodowym [który nota bene kosztował 2 300 000 000 zł], aniżeli uszanować prawdziwą Wielkość i to jest przykre!
      Pan Iwiński'[profesor?] z partii pogrobowców komuny[SLD] wczoraj w wieczornym programie TVP nie posiadał się z oburzenia w kwestii tych 16 mi8lionów dotacji i manifestował to w sposób bardzo niemiły!
     A może: panowie Iwińscy, czy jak tam się jeszcze zwiecie; żal wam tego minionego czasu, gdy nie musieliście tłumaczyć się z milionów wyrzucanych na budowle socrealistycznych świątyń, mauzoleów, monumentów upamiętniających waszych "świętych", po których jednak pozostał tylko stek absurdów i smród gnijących szczątek!
Kryspin

piątek, 19 grudnia 2014

Kompromis z prawdą, to smutna rzeczywistość bez przyszłości!

    Od kilku tygodni zastanawiam się nad niezwykłością "Zakochanej koloratki" i przyznam, że i mnie samego ona zadziwia!
Nie myślę tu o treści książki, którą przecież znam, bo jestem jej autorem, ale zastanawia mnie wśród ilu ludzi rodzi ona pragnienie jej posiadania ?
    Wielu nabywców w korespondencji, którą umieszczają przy zamówieniu; podkreśla, że będzie ona prezentem dla bliskiej osoby: niekiedy matki, żony czy dorosłego dziecka zakładającego swoją nową rodzinę....
Część czytelników po zapoznaniu się z historią zapisaną na kartach tej książki, pisze do mnie, lub dzwoni, aby podziękować za to, że mogli poznać piękno autentycznego uczucia, które rozkwitło niczym cudowny kwiat.
A mnie się wydaje, że "Zakochana koloratka"  daje im jeszcze coś...
W świecie, gdzie otaczamy się rzeczywistością pozorów, dwulicowości; istnieje jednak zapotrzebowanie na prawdę...
Bohaterowie "Zakochanej koloratki" mogli przecież ułożyć sobie przyszłość tak, aby "świat" się ich  nie czepiał.
>On pozostałby tam, gdzie głosiłby frazesy o moralności i w zaciszu, po "pracy" tworzyłby swój drugi świat.
>Ona byłaby tylko"przyjaciółką" kapłana i nic to, że bardzo blisko z nim związaną.....
A  ludzie wokół może tylko gdzieś szeptem podawaliby sobie sensacyjki, a wścibska pani Zosia z sąsiedztwa plebanijnego domu , w osiedlowym sklepiku informowałaby przyjaciółki z koła różańcowego o swojej "czujności".
 No a później niedzielna msza i cichy kompromis po obu stronach ołtarza.
Obie strony nie mówiąc nic oficjalnie,stają się stronami układu, swoistego porozumienia.
Kapłan i wierni "dogadują" się bez słów...
A poza tym wszystkim jest On, w którego domu ten "układ" zostaje zawarty!
Po niedzielnym świętowaniu te obie strony "umowy" wracają do swojej rzeczywistości i powielają w codzienności kolejne kompromisy z Prawdą!
To przeraża, jak wiele razy godzimy się na kompromisy z prawdą
w naszym codziennym życiu i najgorsze jest to, że nie uważamy to za nic zdrożnego!!!
Kompromis z prawdą postępowania rodzi bylejakość i właśnie z tą bylejakością stykamy się na co dzień i może tylko niekiedy nas ona uwiera, gdy dotyka nas bezpośrednio: w urzędach, punktach usługowych, w działaniach polityków i......
A kompromis w uczuciu?
Tego byśmy nie znieśli, prawda?
Czasem trzeba poświęcić wiele, aby dostać wszystko!
"Zakochana koloratka" ukazuje nam, że warto odrzucić "kompromis", opowiedzieć się za prawdą i miłością!
Prawda jest siłą miłości i jednocześnie gwarancją autentycznego życia!
Nie potrzeba[a nawet nie wolno] godzić się na "kompromisy"w naszym życiu, aby ono stało się piękne!
Kryspin

piątek, 12 grudnia 2014

Grudniowa "gorączka"

     Połowa grudnia dotyka nas gorączką przedświątecznych przygotowań!
Przyznam, że gdy nadchodzi czas Bożonarodzeniowej bieganiny, to czuję się trochę jak na orientalnym bazarze, gdzie natarczywi kramarze donośnymi okrzykami zmuszają naiwnych turystów do zrobienia sobie przyjemności zakupów kiczowatych pamiątek z przeszłości lub wyrobów miejscowych cepeliarzy [cepelia- to pomysł na promowanie folklorystycznych pamiątek, który ma swoje odpowiedniki także w innych częściach świata!]
Póki co mamy jeszcze Czas Adwentu, co w prostym tłumaczeniu znaczy: Czas oczekiwania!
No właśnie; oczekujemy...
Ale na co czekamy, albo może na kogo czekamy...?
Wyobraźmy sobie, że w odwiedziny wybiera się bogaty krewny, który chce nas zaszczycić swoją obecnością....
Na to dopiero byłby powód do gorączkowych zabiegań:
Trzeba posprzątać mieszkanie, wyprać brudy, uszykować sobie odświętne odzienie, naszykować specjałów na odświętny stół i....
I to już wszystko, no może jeszcze dzieciakom raz po raz przypomnimy, jak ważne będą te odwiedziny dla całej naszej rodziny[przecież to wyjątkowy gość, bogaty krewny, który właśnie nam obiecuje, że podzieli się z nami swoim dostatkiem!]
      Przed nami Boże Narodzenie!
A mnie teraz przypomniał się Franciszek- ten z Asyżu.
    Może wspominam go dlatego, że to jemu właśnie zawdzięczamy tradycję urządzania bożonarodzeniowych szopek.
Ten młodzieniec, który żył już bardzo dawno temu, nie od początku był biedakiem odzianym w łachmany.
Pochodził z majętnej rodziny kupieckiej, miał przed  sobą cieplutką przyszłość, bo tatuś miał kasę i dobrze prosperujący interes i nic, tylko używać świata!
Ale ten "wariat" dostał chyba na głowę?
Piękne ciuchy oddał żebrakowi, kasę skwapliwie podzielił pomiędzy biedaków, a sam zamieszkał w pustelni, która nawet dla bydlątek byłaby obciachowa!
No i ta mania klecenia dziwacznych scenek z figurkami, aby upamiętniać historię z Betlejem!
Taka dziwna historia "Bożego wariata", jak go określali jego znajomi pukając się z politowaniem w czoło!
Święty Franciszek z Asyżu nie był szaleńcem i to doceniła historia i nagrodził On- ten Najważniejszy Gość, na którego czekamy także i my!
     On, choć mały jak nowo narodzone dzieciątko, jest ważniejszy od tych wszystkich zwałów skupowanych przez nas prezentów: słodkich figurek Mikołajów, wymarzonych zabawek,często wyprodukowanych daleko przez pracowite małe rączki człowieka, który nawet nie potrafi tego pojąć, że z okazji jakiś narodzin dziecka w stajni, ludzi ogarnia szał zakupów!
Idą święta i zaczniemy ucztować w rodzinnym gronie.
Karp zaskwierczy na masełku, stół będzie się uginał pod obfitością jadła, pod choinką spiętrzą się paczuszki
 z niespodziankami i....
I może teraz życzmy sobie tego, aby mały Jezus nie musiał tego czasu spędzić w......oddalonej stajni!
Kryspin

środa, 10 grudnia 2014

Rekolekcje dla "wykluczonych"!

    Prawie każdy z nas spotkał się z praktyką kościelnych "ćwiczeń", jak to się niekiedy określa; z parafialnymi rekolekcjami.
Wielu z nas w nich uczestniczyło choćby raz w życiu, a inni może tylko o nich słyszeli!
    Urządzało się i nadal praktykuje się to we wspólnotach- Rekolekcje: Adwentowe, Wielkopostne i okazjonalnie jako przygotowanie do parafialnych uroczystości, jubileuszy itp .
Schemat tych zajęć poza mszą jest bardzo podobny.
W wyznaczone dni, o określonych godzinach odbywają się nauki, po których parafialne owieczki mają stać się lepsze, bliższe Panu Bogu!
    Co kilka lat szefowie wspólnot zapraszają "prelegentów" z zewnątrz i organizuje się coś, co utarło się nazywać Misjami Świętymi!
Zaproszony kapłan[najlepiej jakiś egzotyczny, lub choćby z zakonów, czy zgromadzeń specjalizujących się w takich "usługach"] na początku informuje gremium o planie nauk: dla młodzieży, dla dzieci,  dla matek, ojców i seniorów oczywiście!
Do każdej widowni taki mówca ma pouczenia okraszane historiami, w stylu:
-Jaś pożałował, że Marysi zrobił kuku i postanowił, że będzie grzeczny następnym razem, a wszystko to dla Pana Jezusa!
-Mąż pijaczyna omyłkowo zahaczył o świątynię i tam nagle postanowił, że nie będzie więcej chlał i gnębił dzieciaków i żony
I Tak dalej chciałoby się powiedzieć, aby nie mnożyć mniej lub bardziej udanych  przykładów....
W całym wachlarzu adresatów tych misyjnych nauk brakuje mi jeszcze jednak kilku grup!
A co z ludźmi wykluczonymi przez Kościół, lub takimi, którzy sami stali się dalekimi wierze?
-A może tak powinno się głosić nauki ludziom, którym życie się pokopało i rozwiedli się?
-A może warto by docierać do tych żyjących bez ślubu[na kocią łapę]?
-A czyż nauki nie potrzebują ci, których ścieżka do kościoła zarosła chwastami, bo z niej już dawno nie korzystali..?
No toś teraz przesadził, odezwie się grono "sprawiedliwych", jak niby miałoby się to stać, gdy oni sami tego nie chcą i nie pragną?-dopowiedzą zapewne!
A Chrystus swoim uczniom powiedział: "Nie przyszedłem powoływać sprawiedliwych, a zostałem posłany do tych, co się źle mają..."
   W drugiej części "Zakochanej koloratki", która nosi tytuł:naje"Zatroskana koloratka" i podtytuł:" Pasterze i najemnicy" dzielę się moimi spostrzeżeniami i dochodzę do wniosku, że każdy człowiek ze swej natury jest :homo fidelis-istotą otwartą na wiarę, łaknący bliskości z Absolutem, bo tylko wtedy życie nabiera prawdziwego sensu!
     Lubicie niedzielne kazania w kościele, bo ja często dostaję wewnętrznego ataku szału!
Mój dawny mistrz od słowa mówionego, często niezadowolony z homilii, którą wygłaszał kandydat do kapłaństwa,[ dla wewnętrznego uspokojenia] cytował wierszyk klasyka:"Kochajcie dzieci wróbelka, to przyjaciel nasz jest szczery!Kochajcie dzieci wróbelka, kochajcie do jasnej........."
To tacy zaklinacze bezsilnie przekonywujący bez wiary w to co mówią!
Inni kapłani lecząc swoje zawiedzione ambicje polityczne czynią niekiedy z ambony rodzaj wiecowej mównicy i wtedy dopiero dają sobie upust!
Jeszcze inni niczym Ksiądz Skarga,rzucają gromy, jakby w świątyni byli sami grzesznicy, spiskowcy i zdrajcy!
  Generalnie po niedzielnych mszach recenzje znużonych, ziewających parafian ograniczają się do stwierdzenia: "Dzisiaj było ok, bo mówił krótko", a o czym można by zapytać?
A to już niestosowne pytanie....mówił o Panu Bogu....chyba!"
    Nienawidzę czuć się wykluczonym i pewnie wielu z Was odczuwa to samo?
Zauważam to choćby przy okazji rozmów z osobami, które telefonicznie lub w kontakcie bezpośrednim, gdy zamawiają "Zakochaną Koloratkę", bardzo często mówią!
"Znajoma, która przeczytała Pana książkę, powiedziała, że tak pięknie w niej mówi Pan o miłości i o Panu Bogu, który nikogo nie potępia, a wręcz przeciwnie:Kocha nas wszystkich!"
     A może tak więcej mówić o miłości, może także w kościele, drodzy duszpasterze?
Może zamiast srogich pouczeń i napomnień, pustosłowia i demagogii, trochę więcej Chrystusa i jego nauki?
Może wtedy i ci co czują się "wykluczeni", poczują ciepło i powróci w nich radość bycia blisko z Nim?
Kryspin





niedziela, 7 grudnia 2014

Drzewa nadziei przyszłości !

    Prawie trzydzieści lat temu w gronie młodych kapłanów, można rzec, wchodzących w  swoją posługę, odbyła się rozmowa o zdarzeniu nieco sensacyjnym.
Kilka dni wstecz w ich środowisku gruchnęła sensacyjna nowina- ich kolega z roku został ojcem!
W innym środowisku taka informacja byłaby powodem radości i w kierunku młodego tatusia posypałyby się słowa gratulacji; ale w tym gremium byłoby to niestosowne i może dlatego niektórzy z jego "współbraci" powtarzali tę nowinę jako gorszącą sensację!
    Tylko jeden z nich i to ten, który zawsze uchodził za luzaka kursowego, powiedział:
-"Panowie, tak sobie myślę, że to jest piękne! Ja mu trochę zazdroszczę, bo ktoś po nim zostanie, a po nas..?"
Zawiesił głos, a pozostali uczestnicy  rozmowy jakoś nie oburzyli się jego wnioskiem i tylko zmienili temat dalszej dyskusji.....
    Minęło ponad trzydzieści lat od tej rozmowy i wielu z nich stało się szacownymi proboszczami, kanonikami na parafialnych włościach i pewnie za kilka, kilkanaście lat i po nich pozostanie wspomnienie.....
Może po niektórych pozostaną dokonania nieco trwalsze aniżeli ludzka pamięć, bo podjęli się zadań budowy nowych świątyń na coraz bardziej zlaicyzowanych osiedlach miast, w których wypadła ich posługa duszpasterska i .....
Może ktoś po ich odejściu umieści przy wejściu małą tabliczkę z informacją, że kiedyś był taki ksiądz, który tam pracował i przyczynił się do powstania kościelnego domu.
     Znakomita większość zakończy swoją historię na parafialnym cmentarzu,[ może w kwaterze księży], którą odwiedzać będzie coraz mniej starych parafian, aż i oni odejdą i wtedy pozostanie pustka wspomnienia....
     Czwartego grudnia narodził się mój wnuczek, mały Aleksander!
     Przeżywam teraz cudowną radość trwania, nadzieję mojej przyszłości...
Gdy wiele lat temu rodził się mój syn, odczułem dumę ojca, teraz gdy na świat przyszedł mój wnuk poczułem radość nadziei przyszłości!
Człowiek jest niczym olbrzymie drzewo z głębokimi korzeniami, które osadzają go w przeszłości.
Drzewo pragnie jednak nieustannie  wzrastać i cieszyć się zielenią  wiosen, które uwalniają nowe życie kolejnych, najpierw delikatnych odnóżek, które będą już nieustannie wzrastać i tworzyć piękno korony przyszłości!
Ktoś teraz zapyta, a co z córką, wnuczką, które przecież kochasz tak samo...?
Córka i wnuczka rodzą inny rodzaj radości dla ojca, dziadka....
One są jak owoce, dorodne nasiona, których przeznaczeniem jest wzrastanie w innych drzewach i to także jest piękne....
Mam jedno pragnienie: gdy przyjdzie dla nich czas nowych "drzew", by zaszczepiły w tych związkach soki wartości drzewa przeszłości i dzięki temu przeniosą [także dla mnie]nadzieję przyszłości.
Tak pragnę, aby przyszłość moich dzieci i wnuków rosła w  piękne, dumne drzewa .....
Kryspin

piątek, 5 grudnia 2014

Czym jest i czym nie jest "Zakochana koloratka"!!!

    
Na początku powiem, czym nie jest Zakochana koloratka! 
Zapewniam wszystkich "Przerażonych, porządnych katolików", że ta książka nie jest :
-prowokacją!
-publikacją antykościelną!
-nie ma w niej nuty koniunkturalizmu obliczonego na zainteresowanie tych, którzy karmią się sensacyjkami, plotkami, skandalami!!!!
Po co więc powstała "Zakochana koloratka"?
    W pierwszej chwili odpowiedziałbym, że był to rodzaj mojej terapii po stracie ukochanej osoby i pewnie w tym jest wiele prawdy?
    Po zastanowieniu dodałbym i pewnie to jest głównym powodem jej napisania:
"Zakochana koloratka" jest głosem sprzeciwu wobec obecnej rzeczywistości, wielkiego kryzysu!!!
Nie, nie chodzi mi o kryzys ekonomiczny, a o coś o wiele poważniejszego!!!!
    Bohaterka książki w jednym z listów wypowiada ważne słowa, które niestety po trzydziestu latach stają się jeszcze bardziej smutne:
-"Ludziom dzisiaj brakuje: masła i mięsa, a nie zauważają, że w ich życiu najbardziej brakuje miłości!!!"
"Zakochana koloratka" jest sprzeciwem i głosem troski, że młodzi ludzie, nasze dzieci wchodzą w dorosłe życie okaleczone brakiem edukacji do życia w Miłości!
    Kieruję gorącą prośbę do każdego z tych, którzy zdecydują się na przeczytanie "Zakochanej koloratki";
 Wracajcie do nie kolejny raz, bo w każdym kolejnym spotkaniu z bohaterami tej książki będziecie odnajdywać kolejne, dobre sugestie na temat wagi Miłości w naszym życiu!
    I na koniec moja prośba, która może Was zdziwi: Pozwólcie młodym, nawet bardzo młodym ludziom na kontakt z bohaterami tej książki!!!
    Żywię nadzieję, że "Zakochana koloratka" stanie się kiedyś lekturą dla młodzieży szkolnej i nie jest to wcale megalomania za mojej strony, ale pragnę, aby zapadło w ich sercu przekonanie, że Miłość, to nie tylko romantyczny poryw bohaterów literackich sprzed lat!
Pragnę, by "Zakochana koloratka" otwierała ich serca na pragnienie osobistego przeżycia CUDU MIŁOŚCI!
Przeczytaj tę książkę i podziel się ze mną swoimi uwagami:
tel:536 425 831
lub:kryspinkrystek@onet.eu
Kryspin

środa, 3 grudnia 2014

Ciepło życzliwości!

    Wczoraj większość wieczoru spędziłem w cieple kominka, w którym radośnie podskakiwały ogniki palącego się drewna.
   Gdy jest się blisko paleniska, odczuwa się przyjemne ciepło ognia, który nieustannie złocistymi językami dotyka suchych drewnianych szczap.
Siedziałem w blasku tańczących ogników i myślałem o drzewach.
Jeszcze tak niedawno stroiły swoje korony w zielone, wiosenne liście;  rosły pośród innych strzelistych:świerków, dumnych dębów, refleksyjnych jesionów, a teraz trafiły do mnie, aby mi służyć, aby ocieplać mój dzień!
    Lubię patrzeć w zadumie w ogień kominka i myślę wtedy o nieco zapomnianym określeniu: "domowe ognisko".
   Wielokrotnie, przy mniej lub bardziej podniosłych okazjach słyszeliśmy, jak ważne jest "domowe ognisko"!
Chyba każdy pragnie ogrzewać się w cieple domowego ognia, bo wtedy odczuwa spokój i bezpieczeństwo!
   Wczoraj, gdy patrzyłem na ogień kominka , pomyślałem o tych wszystkich, którym brakuje takiego ciepła:
 samotnych wśród tłumu, bogatych biedakach zabieganych w pogoni za.....
No właśnie, za czym?
   Późnym wieczorem odwiedził mnie człowiek, który przywiózł mi paletę drewna kominkowego.
Poprzednia dostawa już została spalona i teraz potrzebowałem kolejnej porcji paliwa, aby moje palenisko nadal mogło żyć ciepłem!
Bardzo ucieszyły mnie odwiedziny tego człowieka i pewnie on sam nawet nie był świadomy, jak bardzo potrzebowałem tej dostawy właśnie wczoraj.
Dla niego byłem kolejnym klientem, który zamówił pachnący towar[ poukładane na palecie suche szczapy drewna ] i nic więcej...
    Gdy odjechał do kolejnego odbiorcy, pomyślałem sobie, że często tak właśnie się zachowujemy;
niezależnie od naszej profesji, od twego czym się zajmujemy, jesteśmy takimi dostawcami.
A przecież nikt z nas nie żyje tylko dla siebie.
Niezależnie od wieku, profesji, czy nawet intencji swoich działań, żyjemy wśród ludzi i dla ludzi!
   Drzewa kończące swój żywot w kominkowym palenisku składają ofiarę z siebie, aby dawać nam ciepło.
Jesteśmy szczęściarzami, bo póki co, świat nie wymaga od nas aż takiego heroizmu: ofiary z naszego życia, by było łatwiej żyć wszystkim; no i dobrze!
   Tak sobie myślę, że tak niewiele potrzeba, abyśmy żyjąc obok innych, stawali się jednocześnie ciepłem dla nich i wtedy byłoby cudownie .
Trochę rezygnacji z siebie rodzi ciepło w stosunku do drugiego człowieka.Wtedy jest nam łatwiej o poranny uśmiech do pani w sklepie, gdzie robimy zakupy, o wyrozumiałość szefa dla pracownika, który może ma gorszy dzień, o dobre spojrzenie żony na męża i jego na nią.
Świat staje piękniejszy, gdy dajemy mu nasze ciepło!
Życzmy sobie zatem nieustannego ciepła wzajemnej życzliwości!
Kryspin     


.


Powracaj do "Zakochanej koloratki"

      Aby ułatwić  informację na temat warunków nabycia "Zakochanej koloratki", podam jeszcze raz telefon kontaktowy:
00 48 536 425 831
mail:kryspinkrystek@onet.eu
Książkę można nabyć poprzez dokonanie przelewu:
36.90 zł [kwota całkowita z kosztami kuriera!]
Julia Krystek
60-802 Poznań
Wojskowa 21/7
Nr konta: 06 1910 1048 2944 3926 0942 0001
W tytule przelewu:Książka
Odbiorca przesyłki: Imię, nazwisko ,dokładny adres i nr tel[konieczne do wysyłki kurierem]
      Gdy odbiorca życzy sobie dedykację autora- także zaznacza to w koresp. przelewu!
Wysyłka książki zaraz po dokonanej wpłacie! 
 "Zakochana koloratka", to książka, do której będziecie powracać i w trakcie kolejnego czytania będziecie odkrywać ją na nowo 
    Sam, choć byłem uczestnikiem tych zdarzeń, wielokrotnie powracam do stronic "Zakochanej koloratki" ,a ona kolejny raz przemawia do mnie nadzieją!
Miłych spotkań z "Zakochaną koloratką"
Kryspin