czwartek, 17 grudnia 2015

1970- wstydliwe wspomnienie nieosądzonej zbrodni!

     Prezydent Duda wybrał się na Wybrzeże, aby o świcie uczestniczyć w uroczystości upamiętniającej mord dokonany na robotnikach w 1970 roku.
Powiedział:" Zwyczajnie odczuwam wstyd, że zbrodniarze tamtego okresu uniknęli kary i do dnia dzisiejszego ich czyny nie zostały rozliczone.
     Wstydem dla III RP jest także to, że oprawcy dożywali swoich dni w luksusie pobierając emeryturki [kilkakrotnie przekraczające zasiłki, z których muszą wyżyć ich ofiary!]
A na koniec, jakby tego było mało, w ostatnią drogę odprowadzają ich asysty honorowe i mają pochówek dostojników!
    Ze zdumieniem  dzisiaj słuchałem wypowiedzi polityków, którzy mają za złe Prezydentowi, że ośmielił się w takim tonie wypowiedzieć w trakcie tej smutnej uroczystości!
    Mógłbym zrozumieć pana Czarzastego, komucha, który uciekał od przyznania, że to jest wstydliwa historii, mógłbym zrozumieć Kwaśniewskiego, który tłumaczył, że:" przecież jakieś postępowanie sądowe się odbyło, a Jaruzelskiego ciągano przed sąd do końca życia": Te głosy mógłbym zrozumieć, bo ci panowie z komunistycznego matecznika nie mogli, albo nie umieli przyznać się do tego, że ich "partyjni idole" byli zwykłymi zbrodniarzami!
   Gdy jednak w rannych Sygnałach Dnia[I program radiowy] krytycznie oceniał wystąpienie Dudy Borusewicz [członek PO, były przywódca strajków z 1980 roku], to prawie mnie zemdliło!
   Na pytanie o sprawę osądzenia tamtej zbrodni, odpowiedział nieco zakłopotany, że "przecież odbywał się proces, ale prokurator był mało doświadczony i popełnił błędy no i dlatego nic z tego nie wynikło"
Pozostałą część swojego monologu poświęcił po równo: przypominając swoje zasługi dla Solidarności i na krytykę zachowania Prezydenta.
Tak sobie myślę, że wielu w Polsce boi się, że ich historia, którą tak budowali przez lata, może wcale nie jest taka krystaliczna i dlatego panicznie boją się powracać do przeszłości?
Pan Borusewicz, Pani Krzywonos [tramwajarka z emeryturą 6500zł] i wielu innych mitycznych bojowników o demokrację może tak z bliska wcale nie są tak krystaliczni?
Może ich "politycznymi idolami" byli ci sami, którzy wyhodowali Kwaśniewskich i Czarzastych?
I tak już na koniec: Nie wiem dlaczego, ale coraz bardziej lubię Kaczora!
Kryspin!

sobota, 12 grudnia 2015

Płomyk wiary i dymiący knot!

    Miała czterdzieści dwa lata i ponad trzydzieści lat przeżytych w cierpieniu po operacji guza mózgu. Według lekarzy, którzy wtedy zrobili wszystko, co mogli, mogła liczyć na kilka kolejnych lat, ale choroba pozostawiła swoje piętno i już nigdy nie mogła się cieszyć normalnością zdrowego człowieka.
Małgosia odeszła w ostatnich dniach i pewnie jest jej teraz lepiej, bo już nie cierpi!
Wczoraj pożegnali ją najbliżsi, którzy wypełnili cmentarną kaplicę trzymając w rękach małe bukieciki kwiatów, bo ona zawsze lubiła kwiaty.
Ceremonii w cmentarnym kościółku przewodniczył kapłan z jej parafii i wszystko było niby normalnie.
Przy trumnie stała matka i nawet nie płakała i tylko raz po raz wpatrywała się w swojego syna, brata Małgosi, jakby w nim szukała nadziei dla siebie.
Tylko on jej pozostał, bo męża na tym samym cmentarzu pochowała już kilka lat temu.
Młody mężczyzna stał obolały w smutku, bo siostrę kochał szczerą miłością.
Ostatnie tygodnie był nieustannym towarzyszem jej odchodzenia, gdy każdego dnia spędzał godziny przy jej szpitalnym łóżku.
To nic, że ona ciągle wyglądała tak jakby spała i tylko niekiedy grymasem bólu na twarzy zdawała się mówić, że cierpi, ale była i mógł delikatnie gładzić jej dłoń, a ona wtedy uśmiechała się lekko i to było cudownym podziękowaniem dla jego braterskiej miłości.
Teraz stał obolały i wściekły bezsilną złością.
Nie miał pretensji do losu, że Małgosi nie oszczędził życia z cierpieniem.
Patrzył na krzyż zawieszony w kaplicy i myślał o cierpieniu Boga, który poświęcił siebie z miłości dla ludzi.
Gdy jednak wzrok zatrzymał na szafarzu smutnej uroczystości, księdzu z jego rodzinnej parafii, oczy nabiegały mu gniewem wspomnienia sprzed kilkunastu godzin, gdy w biurze parafialnym załatwiał formalności dzisiejszego pogrzebu
-Opłata za jutrzejszy pogrzeb wynosi 1000 zł- oznajmił ksiądz wyceniając swoją fatygę!
-Ale ja nie mam takich pieniędzy- odpowiedział drżącym głosem wiedząc, że pieniądze z zasiłku pogrzebowego już się skończyły, a matka nie ma grosza żyjąc z kilkuset złotowej renty...
-No, to ile może Pan zapłacić- usłyszał głos kapłana, który powiedział to tak, jakby chciał mu uświadomić, że cena "usługi" może podlegać negocjacji, ale tylko w granicach rozsądku!
-Ile muszę zapłacić?- zapytał młody mężczyzna.
-No 700 zł, to jest absolutne minimum - odpowiedział ksiądz nie kryjąc poirytowania zachowaniem tego człowieka!
Brat Małgosi drugi raz przeżył taką licytację za posługę kapłana.
Pierwszy raz było to przed pogrzebem ojca i wtedy wychodząc z kościelnego biura powiedział sobie, że już nigdy więcej nie chce mieć nic do czynienia z pijawkami w sutannach.
Na kilka lat w jego życiu nastąpił rozbrat z Kościołem i trudno się dziwić!
Długo wpatrywał się w  krucyfiks rozpościerający swoje ramiona nad trumną Małgosi i pogrążał się coraz bardziej w bólu i złości.
Księże szafarzu tej smutnej uroczystości!
Wczoraj przewodniczyłeś w pożegnaniu Małgosi, której okrutny los wyznaczył granicę życia na niecałe czterdzieści dwa lata.
Wczoraj  zrobiłeś jednak jeszcze coś więcej, zgasiłeś płomyk wiary w jej bracie.
Może powiesz: I tak tlił się słabym płomieniem!
Może i tak, ale teraz pozostał tylko dymiący knot!
Kryspin

niedziela, 6 grudnia 2015

Św. Mikołaj żył naprawdę !!!

     W jednym z centr handlowych pani redaktor zaczepiała przechodzących aleją handlową zadając im pytanie, czy już ulegli atmosferze świąt i czy udają się na polowanie w poszukiwaniu prezentów pod choinkę?
    Młode małżeństwo, trzymające za rączki swoje kilkuletnie pociechy, odpowiedziało, że na to jeszcze mają trochę czasu, a dzisiaj przyprowadzili swoje dzieci, aby spotkały się w tym miejscu ze świętym Mikołajem i wręcz, aby go poznały.
W chwili tej relacji reporterskiej przypomniałem sobie inne doniesienie dziennikarskie sprzed kilku lat.
W formie ciekawostki pokazywano wtedy kaplicę, rodzaj małego kościółka, który zapobiegliwy proboszcz parafii mającej w swych granicach handlowego molocha, postanowił "przykleić" do świątyni handlu kapliczkę Pana Boga.
Dumnie tłumaczył przed kamerami, że dzięki temu robiący zakupy mogą spełnić swój świąteczny obowiązek i obładowani zakupami dla ciał, dodatkowo podkarmią swoją duszę na niedzielnej mszy!
Tak mi się wydaje, że ten świat staje na głowie, a może jest to tylko powtórka z przeszłości?
     Komuna, którą ostatecznie pochowaliśmy w 1989 roku, przez dziesięciolecia próbowała św. Biskupa o wrażliwym sercu, który nocami anonimowo pomagał nieborakom z Miry [gdzie przewodniczył lokalnej kościelnej wspólnocie], zastąpić gwiazdorem [bliskim krewnym Dziadka Mroza przychodzącego nieco później, bo 1 stycznia do dzieciaków z państwa szczęśliwości bez Boga] i się nie udało!
    To czego nie dokonali "światli "racjonaliści, osiągnął wolny rynek i co prawda święty pozostał, ale w markecie i gdyby zapytać teraz dzieciaki skąd się on wywodzi, to większość powiedziałaby: że z marketu, a nieliczni, że z fińskiego Rovaniemi w Laponii.
A, że był dobrym biskupem o wrażliwym sercu...?
Eeee, to legenda, o której rodzice nam nie opowiadali-stwierdzą maluchy pytająco spoglądając w stronę zakłopotanego tatusia.
    Może warto byłoby także naszym dzieciom opowiedzieć, że kiedyś ktoś taki był naprawdę, że żył i pomagał biednym i wcale nie był wynajętym przez market facetem z doklejoną brodą?
Kryspin

wtorek, 1 grudnia 2015

Roratowe lampiony

    Choć na dworze jeszcze jesień, to coraz częściej zaczynamy odczuwać atmosferę zbliżających się świąt.
Na placach naszych miast samorządowi gospodarze  zaordynowali postawienie olbrzymich choinek i już za chwilę roziskrzą się tysiącami kolorowych lampek.
Centra handlowe prześcigają się pokusami prezentów, które niebawem zagoszczą pod naszymi Bożonarodzeniowymi drzewkami, a w domowym zaciszu zapobiegliwe gospodynie zakończyły przygotowania miodowych ciast na świąteczne pierniki i póki co umieściły je w zamrażarkach, bo takie leżakujące ciasto będzie później wyborne, kolorowe i kuszące!
    A mnie jest trochę żal, że w tym wszystkim gdzieś na margines zeszły przygotowania te, które pamiętam z mojego dzieciństwa: roraty o świcie odprawiane w naszych kościołach!
    Jesteśmy w centrum Adwentu- czasu oczekiwania i przygotowania do powitania Bożej Dzieciny, która jak co roku narodzi się wśród nas w trakcie magicznej Bożonarodzeniowej nocy!
    Pamiętam jedne z pierwszych moich rorat, gdy miałem pięć lat.
Msza odbywała się o godzinie 6.00  i w tym była magia, gdy z różnych kierunków do kościoła zmierzały ogniki.
Było ciemno i nie było widać idących, a tylko rytmicznie kołyszące się małe światełka.
Później w kościele w całkowitej ciemności słał się świetlisty dywan, który przypominał pas startowy, albo oświetloną drogę, aby wędrowiec zmierzający do celu nie pogubił się w ciemnościach.
Pamiętam, jak moja mama niekiedy próbowała namówić mnie do pozostania w domu, bo na dworze była plucha, albo padał śnieg i zwyczajnie nie chciało jej się targać mnie w taki ziąb.
Byłem jednak nieugięty, bo wiedziałem, że powinienem dołożyć moje światełko na drodze dla małego Jezuska i tak było każdego dnia.
Ze świecą dzisiaj szukać parafie, gdzie roraty odprawiane są bladym świtem i trochę mi żal!
Wygodniej zrobić je popołudniem, a niech się dzieciaki wyśpią, argumentują księża i wtórują im w tym rodzice i trochę mi żal..
Coraz mniej na ulicach migoczących światełek lampionów zrobionych przez tatę, a jeśli potrzeba oświetlić drogę, to przecież telefony komórkowe mają funkcję latarki, zdają się niekiedy zbywać swoje pociechy zapracowani rodzice.
Pamiętam swoje roraty sprzed lat i trochę mi szkoda, że dzisiejsze maluchy kiedyś po latach, gdy będą już bardzo dorosłe, nie będą mieli takich wspomnień, a Bożonarodzeniowe święto będzie dla nich tylko kolejnym wolnym od pracy dniem!
Kryspin 

poniedziałek, 23 listopada 2015

Nasza wolność jest piekłem Boga!

    Przeczytałem dzisiaj wypowiedź Arcybiskupa Kościoła anglikańskiego,który wstrząśnięty ogromem zła, którego dopuścili się bojownicy państwa islamskiego w Paryżu, stwierdził, że to zachwiało w nim wiarę w Boga.
    Kilka dni temu prowadziłem rozmowę z człowiekiem, który próbował podważać sens mojej wiary powołując się na zło, które panoszy się wokół nas i wtedy powiedział: "Jakiż to bóg, który bawi się naszym losem i pozwala na cierpienia niewinnych?"
Przypominam sobie słowa niektórych ludzi, którzy po odwiedzinach w muzeum oświęcimskiego piekła z czasu nazistowskiej obsesji niesienia śmierci milionom, stwierdzali stanowczo: "Boga nie ma, bo gdyby był, nie dopuściłby do tego!"
    Kiedyś słyszałem historię matki, która przegrała walkę o życie swojego dziecka.
Chłopczyk zmarł na jej rękach w wieku siedmiu lat, a ona w bezgranicznej rozpaczy tuliła go długo jeszcze po tym, gdy jego ciało zamarło i myślała z żalem: "Boże dlaczego jesteś tak okrutnym uśmiercając radość i sens mojego życia?"
Po jakimś czasie, gdy nadal siedziała  przybita cierpieniem, zobaczyła przyszłość i swoje dziecko, gdy już dorosło.
Jej syn stał się zbrodniarzem i w okrutny sposób także i jej zadał śmierć!
Pewnie to jest zmyślona historia, ale jakże  trafnie ukazująca prawdę, że nasze pytanie :"Dlaczego Boże dozwoliłeś na coś tak strasznego?" ukazuje tylko ludzkie myślenie i nasze oczekiwanie!
Piekłem Boga jest wolność, którą obdarzył nas- ludzi!
Uczynił nas wolnymi w swoim działaniu i dążeniach i dlatego w każdym z nas- ludzi, mogą się rodzić rzeczy piękne, którymi potrafimy zachwycić świat i te najczarniejsze, które rodzą potwory!
     Tak sobie myślę, że zło, którego jesteśmy świadkami, winno nas zbliżać do Niego, bo tylko On może zapewnić zwycięstwo Dobra, także i tego w nas samych!
Kryspin

sobota, 14 listopada 2015

Religia miłości

     Od kilkunastu godzin chyba wszyscy żyjemy tragedią, która dotknęła niewinnych ludzi w Paryżu.
Nienawiść zakorzeniona w fundamentalizmie religijnym zebrała tragiczne żniwo życia niewinnych ludzi.
To musi przerażać, gdy ktoś z imieniem Boga na ustach[niezależnie jak go nazywa] zadaje śmierć innemu.
Nie zamierzam rozwodzić się nad tymi strasznymi zdarzeniami minionego wieczoru, który dla tak wielu był ostatnim, bo wobec takiej tragedii żadne słowa nie są dość właściwe i może milczenie pełne zadumy jest najlepszym, co można uczynić przeżywając ten czas, gdy nienawiść odtrąbiła swoje tragiczne zwycięstwo...
    Kiedyś uczestniczyłem w rozmowie kilku osób, które wypowiadały się na temat różnych wielkich religii i wtedy jeden z uczestników dyskusji stwierdził, że: Cieszy się, że u nas jest katolicyzm, bo to jest religia miłości, tak bardzo odległa od tego, co niesie w swoim przesłaniu islam przepełniony jadem nienawiści do wszystkich "niewiernych"!
Pozostali uczestnicy spotkania jednomyślnie przyklasnęli temu stwierdzeniu, ale jeden z obecnych po chwili dodał: tak sobie myślę, że szybko dokonaliśmy oceny-białe, czarne.
Moim zdaniem ani nasza wiara-katolicka nie jest w nas tak krystalicznie biała, ani wiara w Allaha tak jednoznacznie czarna!
Zupełnie niedawno czytałem o krucjacie Pieczyńskiego[aktora znanego z serialu "Na dobre i na złe"], który zionie nienawiścią do wszystkiego, co jest związane z Kościołem i wręcz postuluje, by ten zniknął i pozostał tylko wspomnieniem.
Mówiąc o swoich żalach wobec tej instytucji, niejednokrotnie powoływał się na fakty z historii, które ukazują  czarne oblicze Kościoła unurzanego we krwi setek tysięcy i wszystko to także było z Bogiem na ustach!
I trzeba przyznać, że miał wiele racji, wspominając te czarne karty historii....
Katolicyzm jest religią miłości!- Pięknie to brzmi, prawda?
    Mam taką prośbę do wszystkich, którzy czują w sobie katolicyzm i jutro, jak co tydzień, będą na mszy świętej; wychodząc ze świątyni pamiętajcie, że w ciągu całego tygodnia, który niedziela zaczyna, nadal będziecie świadkami religii miłości, a to zobowiązuje!
Tam gdzie jest miłość, nie ma miejsca na nienawiść do kogokolwiek!!!
Z życzeniem miłej niedzieli, 
Kryspin


piątek, 23 października 2015

Imieniny!

    Już tylko kilkanaście godzin do 25.10.2015 roku!
Ale wcale nie zamierzam pisać teraz o dniu wyborów w Polsce!
Tego dnia będę obchodził mój dzień - imieniny i to mnie kręci i cieszy!
Dzisiaj kupiliśmy wiele dobrych rzeczy, które za sprawą Beatki i po trosze i moją, staną się pysznościami imieninowego stołu!
Cieszę się na ten czas, gdy w gronie życzliwych mi osób będę świętował przeżywając radość spotkania!
   Na dworze zagościła już jesień i choć drzewa radują nas cudnymi kolorami spadających liści, to jednak w sercu rodzi się trochę smutku, że czas tak szybko upływa i po uroku jesiennych dni pozostanie nam tylko wspomnienie.
   Nasze życie też tak upływa i po wiośnie, gdy dorastaliśmy do dojrzałości, później przeżywaliśmy nasze lato-czas sukcesów, kariery i wreszcie po nim niespodziewanie i trochę za wcześnie, zaskakuje nas jesień  srebrząca nasze skronie i w "prezencie" uświadamia nam, że czas nas także nie oszczędził.......
   Kiedyś i dla nas nadejdzie czas zimowego odejścia życia i wszyscy to wiemy!
Kiedyś tak będzie, ale póki co, cieszę się na ten nadchodzący mój dzień: 25.październik, moje imieniny i dlatego chciałbym szczególnie teraz podzielić się radością ze wszystkimi, których znam i którzy zechcą przyjąć moje dobre myśli !
Pozdrawiam wszystkich!
Kryspin

wtorek, 20 października 2015

Żądza rządzenia!

      No i jesteśmy po wczorajszym spektaklu przedwyborczym, w którym wystąpiły dwie aktorki : Beata Szydło i Ewa Kopacz.
Miałem wrażenie, jakbym był na castingu przed wyborem odtwórczyni głównej roli w filmie noszącym roboczy tytuł:" Żądza rządzenia"!
     Pani Ewa przed kastingiem wydawała się w lepszej pozycji, bo przez minione lata grała już w telenoweli: "Paltformiany eden" i przez lata awansowała w tym "tasiemcu" od roli statystki, aż po rolę głównej gospodyni tego raju i może dosyć!
    Każda telenowela kiedyś się przecież musi skończyć i pewnie  większość aktorów już nieco znużonych tym serialem, szuka innych ekranowych nadziei licząc, że może uda się im zaistnieć na kolejne lata w tym show !
    Ale powróćmy do naszych aktorek .
Drogie panie, obie jakoś mi nie pasujecie do tego nowego filmu i pewnie dlatego znowu nie pójdę w niedzielę do urny wyborczej!
No i ktoś teraz powie, że jestem nieodpowiedzialnym za kraj, że nawołuję do biernej postawy, gdy mógłbym wpłynąć na bieg przyszłych wydarzeń itd!
    A mnie te głosy wcale nie obchodzą i choć dla niektórych będę podobnym do faceta z serialu:"Kariera Nikodema Dyzmy", a konkretnie do rezydenta w posiadłości Nikosia[ brata pani Dyzmowej], to oburącz podpisuję się pod  końcową sceną, gdy Pokora grający dworskiego szaleńca oznajmia : Z was się śmieję, bo to wy wykreowaliście tę kreaturę, prostaka i chama, którego chcecie postawić na piedestale i proponujecie mu urząd Premiera"!
P.S.
1/ W tym miejscu chciałbym przeprosić twórców scenariusza serialu, że może nie dosłownie zacytowałem ostatnią kwestię z filmu, ale sens został zachowany!
2/ Pani Ewo, już po 25.odbędzie się casting do nowego filmu:"Raj utracony", może tam zabłyśnie pani swoim talentem?
3/ A w przyszłą niedzielę będę miał imieniny i dlatego liczę na radosny wieczór[i wcale nie będzie miał podtytuł: "wyborczy"]!
Kryspin

piątek, 16 października 2015

Mam dzisiaj urodziny!

    Mam dzisiaj urodziny!
    Kiedy przychodzi 16 października, za każdym razem robię sobie coś w rodzaju wspomnienia ciekawych zdarzeń związanych z tym dniem, które przechowuję w mojej pamięci!
To swoją drogą jest ciekawe?
    Gdyby ktoś zapytał mnie, co zdarzyło się, powiedzmy: 17 09. 1989 roku, z pewnością powiedziałbym: Nie pamiętam!
Dzień  urodzin jest inny, bo on jest szczególnie mój i może dlatego pielęgnuję miłe rzeczy, które zachowuję w pamięci....
    1978 rok- 16.październik- miałem 21 lat i w moim dniu, w Rzymie ogłoszono światu: Habemus Papam i pierwszy raz od wieków Ojcem Świętym został kardynał z dalekiego kraju, Karol Wojtyła!
Do dnia dzisiejszego pamiętam moją nieskrywaną dumę, że stało się to w dniu moich urodzin!
    Bardzo miło przebiegły moje 40 urodziny[1997 rok], gdy obudziły mnie śpiewem sto lat moje skarby, najbardziej ukochane osoby: Romeczka z małą paczuszką, w której był znak mojego zodiaku[waga] wyryty na złotej zawieszce.Obok mamy stał Borys i Julia z bukietem kwiatów i z serdecznymi życzeniami!
    Siedem lat temu swój dzień obchodziłem w  magicznym miejscu, przy moście Golden Gate w San Francisco!
    Dzisiaj popijam kawę i myślę o tym ostatnim okresie, o tych siedmiu minionych latach.
Tak wiele się zmieniło w moim życiu w ciągu tych minionych siedmiu lat:
07.03.2013 roku odeszła Romeczka po naszej przegranej, dwuletniej walce z jej chorobą..
Później przeżyłem okres powolnego umierania za życia, czas samotności, którego nie zrozumie nikt, kto nie przeżył odarcia duszy z sensu istnienia, gdy traci się Miłość!
Nie wiem nawet jak to się stało, ale w pewnym momencie zapragnąłem żyć i wtedy terapią dla mnie stała się "Zakochana koloratka" książka, która na początku była tylko moją terapią, a później stała się inspiracją pragnienia: Chciałem żyć i pokochać, chciałem doznać na  nowo tego cudu, którego aromat ciągle wypełniał me serce!
     Dzisiaj jest 16.październik 2015 roku, moje urodziny i prezent od losu, bo kocham i jestem kochany!!!
Nowa miłość jest dla mnie najpiękniejszym prezentem, który czyni mnie szczęśliwym i daje nadzieje!
Mam 58 lat, ale cóż to za wiek?
    Gdy się kocha i jest się kochanym, niezależnie od lat na naszym liczniku życia, jest się młodym i tak się czuję!
Czego i wam wszystkim życzę!
Kryspin




poniedziałek, 12 października 2015

Sukces!

    Wczoraj miliony Polaków z wypiekami na twarzach, zagryzając palce, emocjonowało się meczem reprezentacji na naszym Stadionie Narodowym.
Po końcowym gwizdku sędziego, który obwieścił koniec zmagań, nie tylko cały stadion, ale wszyscy kibice podnieśli do góry ręce w geście triumfu!
Jedziemy do Paryża, dało się słyszeć z wielu tysięcy gardeł i to samo przemknęło przez myśli milionów naszych rodaków, którzy utożsamili się z zespołem z boiska.
Sukces!
To jedno słowo zaległo nam głęboko w naszej świadomości i dobrze!
    Co prawda w tym wczorajszym zwycięstwie byliśmy tylko kibicami, ale nawet i to jest ważne.
Tak sobie myślę, że ze wszystkiego można czerpać naukę.
Powiedzenie przypomina nam: że mądrość uczy się na błędach i porażkach, że wielkość polega na tym, aby mieć siłę powstać po upadku itd.
    Sądzę, że dalece przyjemniejszą rzeczą będzie, jeżeli potrafię dobrze odczytać także sukces, niezależnie, czy jest on moim bezpośrednim udziałem, czy tylko mu kibicuję.
    Może warto przeanalizować przyczyny sukcesu piłkarzy?
W przypadku naszej drużyny narodowej u źródła  wczorajszego zwycięstwa są co najmniej trzy filary:
-ciężka praca każdego z zawodników przed meczem!
-liderzy drużyny[i tu chodzi mi nie tylko o Lewandowskiego], którzy stali się motywatorami gry!
-wytrwałość, koncentracja i gra do końca!
Ktoś powie teraz: No ale taki mecz, to tylko jest dla najlepszych, bo przecież w meczu może brać udział tylko 11 wybrańców!
Tak, ale każdy może dla siebie wyznaczyć swoje zawody, w których osiągnie sukces, osobiste zwycięstwo!
Kadra narodowa postawiła sobie za cel wejście na salony Mistrzostw Europy i osiągnęła sukces, wygrała!
Wczoraj na ulicach Poznania odbywał się bieg maratoński.
Oprócz zawodowców, którzy wystartowali, aby wygrać całą pulę, na starcie zgromadziło się tysiące zawodników w różnym wieku i z żadnymi szansami na zdobycie podium tych zawodów, a jednak pobiegli.
Postawili sobie cel: ukończyć maraton i wielu tego dokonało!
Organizatorzy docenili ich determinacją, dlatego każdy z nich na mecie otrzymał medal zwycięzcy tego dystansu!
Choć w takiej imprezie każdy biegnie swoim tempem i zdaje się nie mieć drużyny obok siebie, to wcale nie jest bagatelne to, że biegną obok innych.
I znowu powtarza się ten przepis na końcowy sukces:ciężka praca przed zawodami, liderzy biegu i wytrwałość aż do mety! 
Tak sobie myślę, że w naszym życiu wielokrotnie możemy obierać sobie taki sposób na przekraczanie barier w naszej pracy, codziennym zachowaniu, wrażliwości na drugiego człowieka, przełamywaniu ograniczeń naszego lenistwa i tak dalej!
Może warto być w życiu kimś więcej, jak tylko kibicem sukcesu innych!!!?
Kryspin!

niedziela, 4 października 2015

Coming out!

    Jeśli wierzyć badaniom naukowym, to od 5% do 10% ludzi[kobiet i mężczyzn] odczuwa swoją seksualność do tej samej płci, czyli są homoseksualistami. Kolejne 10% do 20% nabywa takiej skłonności w określonych okolicznościach: więzienia, koszary wojskowe, no i niestety środowiska hermetyczne: seminaria duchowne, klasztory[ żeńskie i męskie]!
I tu chyba nie mija się z prawdą ks Charamsa [najsłynniejszy od niedawna kapłan-gej], gdy uważa, że wśród kleru tę skłonność ma znaczna liczba duchownych[wrodzoną, lub nabytą]
Gdybyśmy poszli dalej tym tropem w naszym dociekaniu, to musimy dodać kolejne procenty,  według tychże samych badań uczonych seksuologów, którzy uważają, że znakomita większość populacji[mężczyzn i kobiet] odczuwa potrzeby względem spraw związanych ze swoją seksualnością- naturalny pociąg do intymnego spełnienia z osobą płci odmiennej!
Osób aseksualnych, nie odczuwających takowych jest w społeczności znowu: od 5% do 10%!
Gdybyśmy do tych danych dodali kolejne: 10% do 20% tych, którzy z jakichś pobudek[ śluby zakonne, przyrzeczenia celibatu] decydują się na tłumienie swoich naturalnych potrzeb, to i tak w efekcie mamy minimum 70% tych, którzy z tym "problemem" sobie nie radzą, albo wręcz nie chcą się takiemu rygorowi[wstrzemięźliwości] poddać!
     I tu rodzi się pytanie: Jak długo Kościół będzie utrzymywał fikcję sytuacji, gdy wszyscy wiedzą o tym problemie i nic się z tym nie robi!!!
    Utrzymywanie fikcji celibatu to jeszcze jeden ważny problem: to gwałt na sumieniach celibatariuszy!!!
    Eminencje, Ekscelencje i Wasza świątobliwość: To wy na swoje sumienia bierzecie te dziesiątki tysięcy kapłanów, którzy żyją w tym stanie z poczuciem winy narzuconej! To wy bierzecie odpowiedzialność za setki tysięcy wiernych, którzy odchodzą z Kościoła, bo już nie wierzą kapłanowi, który żyje w rozbracie pomiędzy tym, co naucza, a tym co sam czyni!
   Ksiądz Charamsa swoim coming outem-[wyjściem z szafy] próbuje powiedzieć o problemie sumienia takich księży jak on [zdeklarowanych, czynnych gejów}
   Ile potrzeba takich coming outów tych pozostałych kapłanów, którym sumienie nie pozwala na trwanie  w fikcji?
Kryspin
P. S. Szerzej o tych sprawach piszę w moich książkach:"Zakochanej koloratce" i "Zatroskanej koloratce" !!!




sobota, 3 października 2015

Kościelna dulszczyzna!

     No i mamy nowy "kwiatek", a może raczej kłopotliwy chwast w ogródku Kościoła: ksiądz Prałat z Watykanu, Krzysztof Charamsa i jego publiczna deklaracja, że jest aktywnym gejem[ co inaczej należy rozumieć, że nie przestrzega nakazu celibatu z ukochanym partnerem!]
    A mnie w tej całej sprawie zastanawia to, o czym doniosły dzisiejsze media, że biskup Pelpliński     [zwierzchnik kapłana] oświadcza, iż oczekuje od księdza geja tego, że powróci do stanu kapłańskiego.
    I tu przypomina mi się  pani Dulska, dla której najważniejsze było to,co ludzie powiedzą i to, że "brudy" trzeba tuszować w swoim domu!
I może by się jej to udało, gdyby nie pozostali członkowie jej rodziny, którzy co chwilę swymi "dokonaniami" przyprawiali ją o palpitacje serca!
Nie wyciągała jednak żadnych nauk z porażek swojej swoistej moralności, bo zawsze dla niej najważniejszym było tylko zachowywanie pozorów!
     Pasterz diecezji zachowuje się podobnie do pani Dulskiej: Nie jest dla niego ważne, że jego kapłan, może i inni kapłani w jego diecezji przejawiają skłonności do tego, aby kochać "inaczej" i może nawet tak kochają, ale po co o tym mówić i się z tym obnosić?
     Zastanawiam się, ile osób wiedziało, że ksiądz Krzysiek prowadzi takie miłosne życie z partnerem, bo sądzę, że było to spore grono!
 I nic!
Dlaczego tak uważam?
Bohater dzisiejszych doniesień sam mówi to wyraźnie, że takich jak on wśród duchownych jest wielu, czyli i ich miłosne podboje są publiczną tajemnicą[o której wszyscy wiedzą!]
    To jest moralność Dulskiej, w której Kościół trwa i tak jak ona naiwnie uważa, że jakoś to będzie !
Dulskiej jednak się nie udało i do dnia dzisiejszego jest uosobieniem obłudy i gry pozorów!
Kryspin

czwartek, 1 października 2015

Dożywocie dla rodziców!

    Wczoraj w jednym z programów TV przysłuchiwałem się dyskusji ekonomistów, którzy snuli rozważania na temat emerytur za dwadzieścia kilka lat.
Z prognoz demograficznych wychodziło im, że los przyszłych seniorów będzie bardzo nieciekawy[20-30% ostatniego wynagrodzenia i koniec!]
    Politycy już od jakiegoś czasu grają także tą kartą i co chwilę poddają nowe pomysły, które miałyby stać się panaceum na przyszłe problemy seniorów.
Jedno zgodnie stwierdzają, że w przyszłości będzie za mało tych, którzy swoją pracą utrzymają staruszków i niektórzy[i nie tylko w Polsce] po cichu cieszą się, że z Libii walą tłumy potencjalnych pracusiów i może oni będą wypełniali luki w zatrudnieniu.
Inni powracają do tzw. polityki pro rodzinnej sądząc, że większa liczba dzieci w rodzinach, to jest jakaś nadzieja, że ci przyszli pracownicy zarobią na papu dla staruszków!
Sądzę, że to jest słuszny tok myślenia, ale co się stanie, gdy ci młodzi, ambitni wyjadą za chlebem i nie będą składać daniny do systemu podatkowego u nas?
    Kiedyś mój św. pamięci ojciec powiedział, że każde dziecko wychowywane w rodzinie, to "Mercedes", w sensie kosztu, który ponoszą rodzice na wychowanie nowego obywatela i chyba nie był daleki od prawdy?
Sądzę, że powinniśmy zastanowić się nad tym, co kiedyś nazywano solidaryzmem społecznym i co legło u podstawy systemu emerytalnego w XIX wieku[pracujący, spłacając dług wychowania pracują na tych, którzy ten mozół ponieśli-emerytów!]
Może powinniśmy wprowadzić solidaryzm rodzinny!
Rodzice ponoszą koszt wychowania dziecka[dzieci] do ich samodzielności i później ich pociechy winny się odwdzięczyć!
Każde dorosłe dziecko, pracujące obligatoryjnie powinno być zobowiązane do pomocy rodzicielom, gdy ci już z racji wieku[emerytury] nie mogą pracować i zasługują na odpoczynek po trudach lat wzmożonego wysiłku dla rodziny.
Przecież coś takiego już jest-obowiązek alimentacyjny[odpowiedzialności za utrzymanie osoby w rodzinie] nie działa tylko w kierunku młodzieży, bo w ekstremalnych okolicznościach sądy takowy wprowadzają w stosunku do rodziców także!
     Może to trochę zabrzmi dziwnie, ale uważam, że dziecko w rodzinie to coś w rodzaju inwestycji.
To także jest już praktykowane i w innych przypadkach: duże firmy ustanawiają stypendia i utrzymują studentów w trakcie ich nauki, by po jej zakończeniu czerpać z ich wiedzy i przygotowania zawodowego, gdy ci w tych zakładach odpracowują pieniążki w nich zainwestowane.
Banki udzielają kredytów studenckich, by przyszli inżynierowie i magistrzy mogli zdobywać wiedzę, ale po zakończeniu nauki oddają pieniądze, które pomogły im stanąć na nogi samodzielności i nikomu to nie przeszkadza!
    Wyobraźmy sobie, że w formie powszechnego zarządzenia wprowadzi się, iż 10% dochodu miesięcznego osoby pracującej zostaje odprowadzona na utrzymanie rodziców pracownika[ od chwili ich przejścia na emeryturę!]
Kiedyś nazywano to dożywociem i choć może to dziwnie brzmi, to jednak trafnie oddaje ideę solidaryzmu pokoleń!
A co zostanie w obowiązku Państwa?
Z obowiązkowej daniny[ZUS] można finansować minimum socjalne dla każdego emeryta, rencisty w kwocie wystarczającej na przeżycie, ale w skromnej formie[np.500 zł, licząc obecne realia]
A co dla bezdzietnych emerytów, rodzi się pytanie?
Rodziny bezdzietne już od początku są przecież " uprzywilejowane", bo nie ponoszą kosztu "mercedesów" i rozsądnie mogą te inwestować w swoją przyszłość do czasu, gdy z racji wieku przejdą na emeryturę!
Kryspin

środa, 30 września 2015

Kto powinien rozmawiać o sprawie celibatu!

     Otrzymałem dzisiaj maila od przyjaciela ze Stanów.
Podzielił się ze mną swoimi odczuciami po dopiero co zakończonej wizycie Franciszka.
Wspomniał o tym, co było głośno komentowane w medialnych przekazach z pobytu Papieża wśród Amerykanów i wyraził przy tym swoje zdziwienie, że zabrakło mu w tym wszystkim jednego pytania, gdy mówiono o tym, że Namiestnik Chrystusa publicznie, kolejny raz przepraszał za zgorszenie, którego sprawcami są kapłani.
Franciszek ubolewał nad losem skrzywdzonych dzieci przez księży, którzy na nich zaspakajali swoje chore żądze!
Kolejny raz zapewnił, że nie ma w Kościele miejsca dla tych, którzy deprawują maluczkich i słusznie!
    Mojemu przyjacielowi zabrakło przy tej okazji dziennikarskiego pytania o inne niecne zachowania kapłanów w kwestii dotrzymywania celibatu i to mnie także zastanawia?
Co by się stało z Kościołem, gdyby równie gorliwie karał i wykluczał kapłanów żyjących w nieformalnych związkach z kobietami?
Czy wtedy miałby jeszcze kto zajmować się pracą duszpasterską w parafiach?
Pewnie kilka procent duchowieństwa jakoś by się ostało, ale znakomita większość nie przeszłaby takiego sita!
    Zgadzam się ze stanowiskiem Watykanu w sprawie wykluczeń ze wspólnoty duchownych dewiantów wyrządzających wiele zła i to tym najsłabszym- dzieciom, ale dziwi mnie brak reakcji w kwestii zgorszenia, które we wspólnotach parafialnych sieją kapłani prowadzący podwójne życie: w niedzielę nobliwy pasterz owieczek parafialnych, a w tygodniu bawidamek, albo troskliwy "żonkoś" w nieformalnym związku!
   Tu przypomina mi się to jak łatwo Kościół wyklucza ze wspólnego Stołu Pańskiego osoby żyjące w konkubinatach, albo o zgrozo w nowych, cywilnych związkach małżeńskich, gdy gdzieś w historii swojego życia zapisali się już parafialnej księdze ślubów z inną, żyjącą połową!
   Franciszek co prawda nieśmiało próbuje coś z tym zrobić mówiąc, że trzeba się zastanowić nad tymi nieborakami[rozwodnikami i osobami z wolnych związków] i może dopuścić ich do komunii, ale ani słowem nie odnosi się do swoich podwładnych, aby i oni mogli wreszcie przestać żyć w zakłamaniu i podwójnej moralności!
    WASZA ŚWIĄTOBLIWOŚĆ I WY KSIĄŻĘTA KOŚCIOŁA: Tylko merytoryczna dyskusja o celibacie, a raczej o jego zniesieniu i odważne decyzje, które tylko Wy możecie podjąć; posłużą do tego, co kiedyś nazwano ODRODZENIEM, a może lepiej nazwać to PRZYWRÓCENIEM NORMALNEGO PORZĄDKU RZECZY[tego Kościół dzisiejszy potrzebuje najbardziej!]
Kryspin

niedziela, 27 września 2015

Komunia duchowa dla rozwodników!

      Nie można zjeść ciastka i mieć je nadal!
Książęta Kościoła mają nie lada zgryz z owieczkami, które pogubiły się w gąszczu kościelnych nakazów i zakazów, które ta instytucja poustawiała na tym "torze przeszkód"!
   Prawdziwym kłopotem są niegodziwcy, którzy zapomnieli, że kiedyś ślubowali dozgonne trwanie w związku małżeńskim i teraz pokochali[lub im się tylko tak wydaje] kogoś innego!
Państwo taką praktykę nazywa zwyczajnie rozwodami, ale w Kościele takie określenie jest be i jeśli już ma się wydarzyć, to lepiej uznać, że ślubu jako takiego nigdy nie było- no ale to [może dla zachowania pozorów] orzeka się po tasiemcowych procesach kanonicznych i na takie rozwiązanie decyduje się niewielu wiernych!
No i tu cios pada z kierunku, którego kościelni dostojnicy nigdy by się nie spodziewali, bo Primus inter pares, jakby można określić Franciszka, nawołuje do tego, aby coś z tym zrobić!
No ale jak- pytają twardogłowi?
    Episkopat polski  ostatnio pokrętnie określił, że nie zamierza zastanowić się nad zamysłem Papieża i jedynie na co zamierza się zgodzić to to:" Aby otoczyć szczególną opieką małżeństwa niesakramentalne"!!!!
No ale jak to ma wyglądać, skoro owszem, będą łaskawie tolerowane na Uczcie Pana,[ bo Msza święta jest taką ucztą, na którą On nas zaprasza] ale z ograniczeniami- nadal bez prawa do komunii świętej!
Być na przyjęciu, na którym możemy tylko sobie popatrzeć i wara od tego, abyśmy pokosztowali przygotowanych potraw, to jakiś paradoks!
Gdy rozmawiam z katolikami wykluczonymi[a za takich Kościół uważa rozwodników żyjących w nowych związkach], to za każdym razem mówią o smutku, a nawet bólu, że nie mogą w czasie mszy przystąpić do komunii świętej!
     Tak sobie myślę, że w tych ludziach jest znacznie więcej wiary, aniżeli w tych "prawych" katolikach, którzy ostentacyjnie maszerują do Pańskiego Stołu w czasie niedzielnego zgromadzenia, by później w czasie tygodnia być zwykłymi padalcami ukazującymi swoje inne, wcale nie chrześcijańskie oblicze!
A kapłan w ramach "szczególnej troski" może nieborakom zalecić tylko jedno: "No do komunii tak fizycznie nie możecie przystąpić, ale możecie przeżywać coś,co Kościół nazywa  komunią duchową"!
    Przypomina mi się teraz przypowieść o Faryzeuszu i Celniku w świątyni i podsumowanie, które Chrystus na zakończenie tego obrazu wyraził: Tylko ten nieborak skulony gdzieś z tyłu świątyni[celnik] doznał przebaczenia, którym obdarował go Wszechmocny!
Kryspin

czwartek, 17 września 2015

Kłamczuszka!

    Już jakiś czas temu obiecałem sobie, że nie będę pisał o sprawach związanych z polityką, ale jak tu milczeć, gdy z każdego kąta ona krzyczy: radio, Tv, prasa i nawet rozmowy przy imieninowym stole nie pozwalają nam się do niej odciąć.
    Mamy czas kampanii i coś na kształt nieustannego spektaklu obietnic bez możliwości realizacji, a tu kolejna plaga puka do naszych bram, uchodźcy z Afrykańskiego kotła zapragnęli zmienić swoje pieskie życie i szturmują granice naszego  europejskiego "raju"!
I tu pojawia się nasza niezawodna Pani Premier!
Kiedyś tłumaczyła swoją wiedzę z zakresu sekcji zwłok, w której uczestniczyła jako obserwator po tragedii W Smoleńsku[wdziała nawet jak troskliwie nasi słowiańscy pobratymcy przekopywali na metr ziemiępo katastrofie], no i delikatnie mówiąc- mijała się z prawdą!
Teraz naobiecywała nam nowe Inflanty[niczym Pan Zagłoba] proponując reformy łącznie z wywróceniem nienaruszalnego ZUS-u i zastanawiam się, po co ?
Może chciała przekonać do siebie opornych, których głosy byłyby na wagę zwycięstwa w wyborach?
Jakie to żałosne i smutne zarazem!
Pani Ewo, a może zagra Pani w kolejnych odsłonach Rancza- może tak za Czerepacha?
I tak na koniec o tych nieszczęsnych uchodźcach.
I tu znowu kolejny błysk geniuszu Pani Premier:"Przyjmiemy uchodźców w takiej liczbie, jaka jest możliwa- ani jednego mniej, ani jednego więcej ponad to, co możemy!"
Od kilkunastu dni wszyscy od lewa do prawa pytają się o to-ile?
Swoją drogą Pani Ewo, chyba Pani wie jaka to liczba[ani jednego więcej, ani jednego mniej!], więc po co negocjacje z kolegami z Europy?
A może jednak Pani i tego nie wie- Oj kłamczuszka!!!!
Marzy mi się czas, gdy powróci pani do praktyki lekarza rodzinnego.
Zapisując biedakom witaminki narobi Pani mniej szkód od tego, co robi Pani obecnie.
P.S.Mam tylko jeszcze jedną prośbę- niech Pani nie próbuje leczyć tych nieboraków, niech to robią specjaliści!

poniedziałek, 7 września 2015

Boję się fali islamskiej emigracji!

     Na dworze powiało jesiennym chłodem i żal człowiekowi przyjemnych, przepełnionych słońcem minionych dni.
Nadchodzi jesień i trzeba nam się pogodzić ze zmieniającym się czasem.
W naszej uporządkowanej rzeczywistości jesień jawi się nam też jako okres nadchodzących zmian.
Do większości z nich jesteśmy przygotowani, bo wiemy, co przyniosą najbliższe dni i tygodnie: nadejdą jesienno-zimowe chłody i będziemy zmuszeni do dogrzewania naszych rodzinnych gniazdek Pewnie w wyborach parlamentarnych dokonamy zmiany ekipy rządzącej naszym krajem i z nową nadzieją będziemy oczekiwali lepszego życia pod ich skrzydłami.
Nasze dzieci mozolnie, tydzień po tygodniu będą chłonęły wiedzę w szkołach, które kolejny rok pewnie nie będą spełniały ich oczekiwań i nadal będą wydawały się złem koniecznym w drodze do dorosłości.........
Ta jesień mnie jednak napawa niepokojem!
     Setki tysięcy nieszczęśników z Afryki i Azji pukają do naszych europejskich bram i to mnie napawa obawą!
Uchodźcy z Syrii ogarniętej wojną domową, a nadto kolejni nieszczęśnicy wystraszeni dzikimi fanatykami tzw.państwa islamskiego wyruszyli całymi tabunami w stronę "słońca" nadziei, jakim jawią się im bogate kraje Europy zachodniej i to mnie zastanawia?
Media pokazują nam obrazki matek z małymi dziećmi na ręku i to budzi naszą powszechną litość, ale wśród tego pochodu da się zauważyć także i innych, w oczach których nie widać przerażenia, a ich wzrok mówi coś zupełnie innego, co budzi moją obawę- w tych spojrzeniach widzę chłód nienawiści!
Miałem okazję w Berlinie zobaczyć dzielnicę turecką i teraz ten sam obraz zobaczyłem na zdjęciach z Węgier: brud, bałagan i sterty śmieci walające się po przejściu uchodźców.
Ktoś powie, to inna kultura, inne obyczaje i trzeba nam się z tym zgodzić!
     Kanclerz Niemiec zadeklarowała, że w imię humanitaryzmu nasi zachodni sąsiedzi są gotowi na przyjęcie setek tysięcy nowych przybyszów z krajów muzułmańskich.
Pani Merkel liczy na to, że powtórzy się scenariusz sprzed lat, gdy tureccy gastarbeiterzy przyczynili się do rozkwitu niemieckiej gospodarki świadcząc swoją pracę za minimalne stawki!
A ja się boję, że tamten czas już minął i nie wróci!
Boję się Islamu i nikt mi nie powie, że to jest religia jak każda inna !
   Czy to nikogo nie zastanawia, że te tabuny nieszczęśników nie kierują się w stronę bogatych arabskich ziem, gdzie ich pobratymcy w wierze opływają w bajeczny dostatek i stać ich byłoby na roztoczenie opieki nad współbraćmi wyznającymi tę samą, jedynie"prawdziwą" wiarę?
Fanatycy z państwa islamskiego od dłuższego czasu rosną w siłę i otwarcie głoszą, że dokonają zniszczenia niewiernych, a nad Rzymem będzie powiewać flaga Proroka i to właśnie traktuję  z wielkim niepokojem!
Kryspin 



wtorek, 1 września 2015

Referendum w kwestii celibatu!

      Już tylko tydzień pozostał do referendum, w którym Władza zechciała zapytać społeczeństwo o kilka istotnych[no może nie aż tak bardzo istotnych] kwestii, które rzutują na nasze polityczne życie.
Pewnie i słuszne są pytania o tzw.JOW-y, czy sprawa finansowania partii politycznych, bo to naród, jako suweren ma prawo decydować w tych kwestiach!
Nie zamierzam powielać tego, czym żyją obecnie media wszelakiego rodzaju, niech kilkanaście godzin w programach telewizyjnych i radiowych [na dobę] wystarczy....
A mnie inspiruje sama idea referendum!
To jest najbardziej demokratyczna forma rządzenia, wprowadzania dekretów, ustaw, gdy władza słucha głosu narodu!
Vox populi vox Dei, mawiali starożytni i mieli rację!
     A gdyby tak Kościół przyjął praktykę referendum, jako inspirację do zmian?
Ta instytucja, choć uważa się za wyjątkową, niczym się nie różni od czegoś, co nazywamy Państwem.
Mówi się nawet o Państwie Watykańskim określając Kościół!
W gronie rządzących są w nim przedstawiciele poszczególnych wspólnot narodowych w randze biskupów, kardynałów i innych wybranych dostojników, którzy w jedności z głównym szefem rezydującym w Rzymie całym tym gospodarstwem zarządzają.
Nie byłoby jednak czym zawiadywać, gdyby nie było wielkiej rzeszy wiernych, którzy w pokorze starają się przestrzegać nakazów i zakazów w Kościele ustanowionych.
Można więc rzec, że wierni są także suwerenem, z którego głosem rządzący winni się liczyć.
      Kiedyś jeden z moich przełożonych seminaryjnych stwierdził autorytatywnie, że :"Kościół nigdy nie będzie klubem dyskusyjnym i zawsze będzie się kierował zasadą precedencji i posłuszeństwa...."
tak sobie myślę, że to trochę zaprzeszłe myślenie, żywcem wzięte z czasu, gdy ciemny ludek karmił się przeżywaniem misterium[wszystko było po łacinie] i ślepo wierzył we wszystko, jakby dostojnicy Kościoła mieli monopol na wiedzę o wszystkim, niezależnie, czy dotyczyło to wiary, czy wiedzy z innych nauk traktujących o profanum[sprawach tego świata]
Ale tamten czas się skończył i wierni-suwereni doznali oświecenia i używając rozumu ośmielają się niekiedy n ie zgadzać z kierunkami, w których Kościół podąża.
Wnikliwy obserwator to widzi gołym okiem, gdy co roku mniej ludków niedzielę wiąże z mszą odprawianą w parafialnym kościele.
Ostatnio głośno jest o in vitro!
Hierarchia stanowczo powiedziała :Nie, a katolicy polscy[95% narodu] już tylko w 30%
starają się z tym zgodzić!
Sakramentalne Tak wypowiadane przez młodych rozpoczynających wspólne życie w 50% kończy się w sali sądowej, gdzie urzędnik orzeka o ich rozwodzie!
No i następny kłopot dla Kościoła:czy tacy niegodziwcy zasługują jeszcze na  miano członków parafialnej wspólnoty, czy też nie?
Inny powód do bólu głowy kościelnych dostojników, to spadek powołań do służby ołtarza i do tego jeszcze lawinowe odejścia tych, którzy odchodzą ze służby ołtarza!
pewnie, że można winą za to obciążyć kobiety, bo to one nieskromnie odziane, stojąc blisko ołtarza, wodzą na pokuszenie kapłanów.
I jeśli takie  niecne praktyki kończą się tylko łóżkiem tych dwojga, to mniejszy kłopot.
Zawsze przecież znajdzie się kapłan, który odpuka i rozgrzeszy nieboraka i po sprawie.
A jeśli produktem ubocznym "słabości" kapłana staje się dziecko- to nic takiego, fundusz alimentacyjny przy kurii i kłopot załatwiony!
No ale takie fanaberie, jak odejścia ze służby , to już jest niezrozumiałe!
     Drodzy hierarchowie!
    A co by się stało, gdybyście choć raz posłuchali wiernych kościoła i na drodze referendum zadali im pytanie: Czy jesteś za celibatem w Kościele?
    Aby takowe przeprowadzić, nie potrzeba wiele zachodu, bo można to połączyć z niedzielną mszą[ i wiernych wtedy byłoby więcej i taca pewnie bardziej okazała]
Niech suweren Kościoła, wierni zadecydują:vox populi vox Dei!
Kryspin
P.S. Zapraszam do dyskusji i proszę jeszcze o jedno!
Zapoznajcie się z "Zakochaną koloratką" i "Zatroskaną koloratką", może lektura tych książek pomoże Wam w zajęciu stanowiska w sprawie, o której napisałem powyżej!
Kryspin

wtorek, 25 sierpnia 2015

Co i kto obiecał Poroszence????

"Broń mnie Panie Boże przed przyjaciółmi, bo z wrogami sam sobie poradzę!"
     Nasze media i politycy z obozu rządzącego połajali sobie na Prezydenta Dudę i niczym klakierzy naszych "przyjaciół " z europy zachodniej, wtórują tamtym.
Mam wrażenie, że to już kiedyś było. Przed 01.09.1939 roku mieliśmy już takich "przyjaciół" i traktaty w których zapisaną mieliśmy przyjaźń i gwarancje bezpieczeństwa i co????
     Gdy Putin ponagryzał sobie Ukrainę, podniosło się larum, że powtarza się historia.
Kiedyś kapral z zachodu, obok naszej Ojczyzny w identyczny sposób zabrał wolność Tyrolczykom, ale to przecież byli krewniacy, bo i on się wywodził z tej macierzy.
Teraz Władimir zrobił to samo, bo Ukraina tak po prawdzie i jemu kojarzy się z czymś swoim.
A naiwni Polacy zechcieli posłużyć pomocą "braciom słowianom", ale.....?
No właśnie!
    Wielcy tego świata z Angelą na czele, a jakże, podziękowali nam za dobre serce, ale resztę zapragnęli załatwić sami i dlatego przy stole porozumienia krzesełka dla nas nie przewidzieli.
    No ale to mnie nie zdziwiło, choć uważam, że konwencja rozmów pokojowych bez udziału naszych przedstawicieli już była policzkiem dla polskich polityków i szkoda, że jakoś cicho  przełknęliśmy tę zniewagę[ale to nie pierwsze kładzenie uszu po sobie naszych polityków.... bo Smoleńsk też był porażką, prawda?]
Zaniepokoiło mnie bardzo oświadczenie Poroszenki[prezydent Ukrainy], w którym podziękował za chęć pomocy z naszej strony i stwierdził, że dotychczasowy kształt stołu porozumienia jest wystarczający!
I tu rodzi się pytanie: Co i kto przy tym stole obiecał Ukrainie?
A może to my powinniśmy się bać!!!!!
    Teraz powrócę do naszych śmieci.
Szanowni państwo politycy: Nie spieszcie się tak z krytyką swojego Prezydenta, bo może to on ma rację????
Obym się mylił w swoich obawach, ale jakoś nigdy nie ufałem: Niemcom, Francji i Ukrainie także!
Kryspin


środa, 19 sierpnia 2015

Powtórka z "rozrywki"!

    Do wyborów parlamentarnych pozostało kilkadziesiąt dni, ale już dziś trudno jest spokojnie zdzierżyć informacyjną paplaninę zalewającą nasze media.
    W kraju, który ma trzydzieści kilka milionów ludzi, swoje codzienne problemy; w kraju, gdzie miliony rolników zastanawia się, czy wystarczy w studniach wody, by mogli napoić swoje bydlątka; garstka oszołomów[a może wcale nie takich naiwniaków] toczy zażartą pyskówkę o przyszłe foteliki w okrągłej sali przy Wiejskiej w Warszawie.
    Gdy już rozpiszą swoje nazwiska na listach wyborczych, przejdą do kolejnego etapu i wtedy zaapelują do szarej masy przypominając, że udział w wyborach[ale tylko poprzez wrzucenie do urny karteczki z krzyżykami] jest ich moralnym obowiązkiem!
Przyznam, że odczuwam mdłości, gdy słyszę bzdury o lokomotywach wyborczych na listach wszystkich ugrupowań od lewa do prawa!
     Dziękuję za takie "lokomotywy", gdy co nazwisko: to aferzysta, oszołom, czy ktoś, kto jest znany tylko dlatego, że jest pociotkiem kogoś, kto miał nieszczęście zakończyć swój żywot na smoleńskim kartoflisku[przepraszam - lotnisku!]
Kiedyś napisałem, że nie pójdę na wybory[ co prawda inne-lokalne, ale zawsze] i teraz muszę kolejny raz powiedzieć to samo…nie pójdę na wybory  25.10 2015 roku!
W tym dniu mam imieniny[25.10!] i pewnie będę świętował w gronie przyjaciół,. może przy grillu[jeśli jesienna pogoda na to pozwoli] będziemy zwyczajnie cieszyć się swoją obecnością!
Może tylko jeszcze jedno, może wtedy pomyślę sobie, iż może kiedyś nadejdzie taki czas, gdy doczekam normalności.
    Tak sobie marzę, żeby: piekarz zajmował się wypiekiem chleba, rolnik uprawą ziemi, a polityk w głębi swego serca miał zawsze na pierwszym miejscu dobro tych, którzy w nim pokładają nadzieję.
    Marzę sobie, aby aferzyści i kombinatorzy zniknęli z pierwszych stron gazet, a jeśli już tam się pojawią, to tylko w związku z dziennikarską relacją z sali sądowych.
    Marzę sobie, że grono oszołomów swoje chore wizje będzie snuło w miejscach, gdzie drzwi nie mają klamek.
    Marzę o czasie, gdy będę mógł swoim głosem, wrzuconym do wyborczej urny, zwyczajnie poczuć, że coś ode mnie zależy, a osoby, którym zawierzę także i moją przyszłość, będą uczciwi w swoich zapewnieniach!
Kryspin


wtorek, 11 sierpnia 2015

Butelka PET-a warta zeta!

     Od piątku do niedzielnego popołudnia miałem przyjemność gościć grono przyjaciół, którzy zjechali do mnie, abyśmy razem mogli rozkoszować się letnią labą na łonie natury, a tej tu nie  brakuje.
     Goście z Berlina, a także pozostali zaproszeni, wypakowali z samochodów obszerne bagaże, w których oprócz ciuszków na przebranie[a nie było ich wiele zważywszy na upał]było wszystko, co było niezbędne do ucztowania: mięsiwa, napoje-także te mocniejsze, ale i te zwyczajne-chłodzące, bez których trudno byłoby przeżyć w tropikalnym upale.
    Nie zamierzam opisywać przemiłego czasu, cudownej atmosfery spotkania, które ciągnęło się do późnej nocy[piątkowej i sobotniej także  ]
Podsumuję tylko, że takie spotkania zawsze zbyt szybko mijają i pozostaje tylko miłe wspomnienie i nadzieja na powtórkę, na którą wszyscy uczestnicy już się umówili!
Chciałbym jednak zatrzymać się na chwili kończącej nasze spotkanie, gdy goście z Niemiec spakowali swoje bagaże do pięknego mercedesa i wtedy zdziwiłem się, że do bagażnika załadowali puste pety po napojach, butelki po piwie i nawet puszki po coca coli.
Chciałem zachować się jak przystało na gospodarza i zadeklarowałem, że nie muszą zabierać tych śmierci, bo ja i tak będę "utylizował" te sprawy w pojemnikach poustawianych przy wiejskim sklepie, w którym robię zakupy.
Janek[ właściciel nowego mercedesa] oznajmił mi wtedy, że zabiera to, bo tam na miejscu za taką plastikową butelkę[ i inne także], otrzyma równowartość naszej złotówki.
Gdybym nie znał ich i gdybym nie pozostał z "kłopotem" przepełnionej od nadmiaru przywiezionego przez nich jedzenia lodówki [ można by z tego zrobić kolejne przyjęcie!], może uznałbym, że są "oszczędni".....
     Po wyjeździe ostatniego samochodu, powróciłem do domu i przypomniałem sobie, że na zapleczu oczekują dwa wielkie wory z naszymi[polskimi] śmieciami, które będę musiał załadować do bagażnika i wywieść do pojemników poustawianych przy sklepie.
Zaraz jednak przypomniałem sobie także czasy, gdy większość opakowań…butelki od mleka, śmietany, piwa , wódki itd. zanosiło się do punktów skupu i odbierało  kasę.
Dziś tylko biedota przegląda pojemniki na odpady, aby łowić w nich puszki po piwie.
Kiedyś miałem sposobność dowiedzieć się, że sto takich puszek, to około 5 złotych w punkcie skupu.
A Niemcy za taką puszeczkę płacą całego zeta!
Prosto licząc- 20 razy więcej i jakoś się im to opłaca?
                                                                                *
      Po miłych dniach, gdy nawet nie oglądaliśmy programów telewizyjnych, powróciłem do naszej szarzyzny i nieustannego "festiwalu", albo raczej wyścigu do dobrobytu: czyli kampania przed wyborami do pełnego korytka![ przepraszam-do Sejmu i Senatu!]
     Kandydaci, na razie ci najważniejsi, od których zależy, kto z danej trzódki otrzyma pierwszeństwo i nadzieję na dopchanie się do sejmowego Eldorado[listy wyborcze], obrzucają się obietnicami i krytyką: "my wam damy to i to", a oni obiecują gruszki na wierzbie i tak się nie da zrobić."
    Drodzy[dosłownie, zważywszy na wielkość waszego wynagrodzenia] kandydaci do koryta, a może pochylicie się w swoich zamierzeniach nad absurdami, które nas wszystkich kosztują krocie.
Może swoje obietnice naprawy tego, co szwankuje, zaczniecie choćby od takich przyziemnych spraw, jak śmieci?
    Jeśli nie chcecie wzorować się na przykładzie zza miedzy[zza granicy], to może powrócicie wspomnieniem do tego, co kiedyś się sprawdzało u nas i miało sens!
Kryspin
   


wtorek, 4 sierpnia 2015

Mamona i balet!


"Panie Boże, daj mi wreszcie tę szóstkę w lotto, prosi natarczywie katolik i staje się coraz bardziej poirytowany po kolejnym losowaniu, gdy omija go fortuna!
Dobry Bóg wreszcie traci cierpliwość i lekko poirytowany przemawia do natręta :
daj mi szansę, abym mógł okazać swoją hojność i wyślij kupon!"
No ale miłosierny Pan jest także Sędzią Sprawiedliwym i w jednej z przypowieści przypomina nam, że rozsiewa na naszej drodze "szanse", którymi możemy zapracować sobie na hojność Jego Miłosierdzia, ale.....
No właśnie, tak nam niekiedy trudno zobaczyć pod stopami te Boże znaki, a smutny Bóg wtedy mówi:"Byłem głodny, spragniony, bezdomny, chory.....a ty mi nie pomogłeś...."
A na koniec już z powagą dodaje:"Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych maluczkich, mi uczyniliście"
Idąc dalej:Czegokolwiek nie uczyniliście dla dobra choćby jednego człowieka, tego i mnie nie uczyniliście!!!!!"
Ze zdumieniem czytam o sprawie poznańskiej szkoły baletowej, która ma  nieszczęście mieści się nieopodal kościoła farnego i do tego pech sprawił, że budynek tejże placówki przynależy do Kościoła!
No i jest kłopot, bo duchowne władze postawiły ultimatum: albo kasa, albo zielona łączka przy rozlewisku Warty!
Po negocjacjach i wyliczeniach biegłych pojawił się kolejny zgrzyt: Jedna ze stron[ta świecka] orzekła, że 10 milionów, to będzie kwota sprawiedliwa, ale Kościół powołał innego speca, który zawyrokował,  iż powinno być 13 milionów!
Żydowskim, [przepraszam za niezręczność]- kupieckim targiem padła propozycja:11,5 miliona!
No niby logiczne, ale tu dostojnicy w sutannach powiedzieli:" no nie wiemy co na to powie Watykan, czy nie zostaniemy posądzeni o niegospodarność!"
Tak mi się wydaje, że z Franciszkiem  nie będą tego uzgadniać, bo On to jakiś dziwny jest i nie daj Bóg, jeszcze zaniżyłby wynegocjowaną kwotę, gdyby dowidział się, że chodzi o tak szczytną  sprawę, jak pomieszczenia dla szkoły!
Smuci mnie to, że Kościół kolejny raz daje sygnał, iż mamona przysłania mu Boże szanse, które On stawia także na jego drodze:"Cokolwiek uczyniliście maluczkim, mnie uczyniliście!!!"
Kryspin


czwartek, 23 lipca 2015

Zaproszenie do Klubu przyjaciół książki-Perły z szuflady!

      Jestem autorem "Zakochanej koloratki" i do bólu poznałem problemy debiutanta na niwie literackiej!
Może dlatego, że jestem upartym człowiekiem, a może dlatego, że w głębi duszy czułem, że ten mój debiut literacki powinien trafić do czytelników, udało mi się pokonać góry trudności, o których na szczęście nie miałem pojęcia na początku mojego marzenia!
"Zakochana koloratka" narodziła się i rośnie w swojej rozpoznawalności i nieustannie poszerza się grono czytelników i w pewien sposób "fanów" tej książki[świadczy o tym niezliczona ilość maili i telefonów od czytelników wdzięcznych z nią!]
Gdybym powiedział, że przeszedłem już "Himalaje" przeciwności w moich marzeniach, to byłbym naiwnym człowiekiem.
Kilka tygodni temu spotkałem się z szefostwem dużej hurtowni z książkami [jednym z największych graczy na tym rynku] i wtedy przeżyłem kolejny prysznic monopolistów na tym rynku:
-"jesteśmy gotowi wydać i zagospodarować pana książkę,czyli dostarczyć ją do księgarni, także do Empiku i będzie pan zadowolony!"
Zaczęło się obiecująco i czekałem na szczegóły[ i haki ] w tej życzliwości no i doczekałem się:
-"Pana książka będzie sprzedawana po 39,90 zł, z tego musimy dać zarobić księgarniom, coś musi zostać dla nas i reszta będzie dla autora"
Nadal ciekawie to brzmiało aż do chwili, gdy dopytałem o tę resztę:
-"no między 5, a 8 % od każdego sprzedanego egzemplarza!!!"
Policzyłem w pamięci i wyszło mi coś pomiędzy 2, a 3 złote od każdej książki!
Ale tylko od sprzedanych i po jakichś 3-6 miesiącach!
      Grzecznie podziękowałem i udałem się do 20-to letniego golfika[pożyczonego na tę wyprawę] i na koniec spojrzałem tylko za właścicielem hurtowni, który wsiadał do nowego BMW[seria specjalna-560 KM, za bagatela 500000 zł]
Ile musiałbym napisać i sprzedać książek, aby zafundować sobie takie cacko???
Jadąc w upale letniego słońca[4 godziny bez klimy] nie myślałem o sobie, a prześladowała mnie obsesyjnie myśl  o tym, jak wielu "debiutantów", którzy napisali wartościowe książki, może bardziej"świadomych " ode mnie nigdy nawet nie podejmie wyzwania i perełki ich wrażliwości na zawsze pozostaną w domowych szufladach ?
I tu dochodzę do tego, dlaczego napisałem ten post!
Przyjaciele!
   Od sierpnia zaczynam projekt:"Klubu przyjaciół książki-Perły z szuflady!"
   Chciałbym stworzyć system pomocy dla autorów -debiutantów,którzy stworzyli wartościowe pozycje, a z różnych przyczyn nie ośmielili się ich opublikować[Chcemy pomagać im w kwestii wydania ich książki i w skutecznym systemie dotarcia do czytelników!]
    Kto będzie odbiorcą ich dokonań....?
My wszyscy, którzy będziemy tworzyli Klub przyjaciół książki- perły z szuflady!
    No tak, ale kupowanie książki wiąże się z wydatkiem i to niekiedy jest hamulcem dla naszych pragnień, gdy zamierzamy zakupić książkę!
Teraz dobra nowina dla klubowiczów!!!!!
Gdy kupuję, muszę wydawać kasę, ale gdy polecę książkę i klub swoim bliskim, przyjaciołom i znajomym, zasługuję na wynagrodzenie, prawda???!!!!!
No tak, ale skąd pieniądze na wynagrodzenie skutecznych poleceń ?
I tu powróćmy do początku tego posta
Kto z każdej książki zarabia jakieś 25 zł????
Tak, masz rację-pośrednicy[wydawnictwo, hurtownia, sklep!!!!]
Teraz te pieniądze pójdą w system wynagradzania dla tych, którzy potrafią : polecić-książkę, Klub!
25 zł- mało, prawda?
a jeśli tych książek zostanie sprzedanych 1000?
25 000 zł, to już jest coś, czym można się podzielić!!!!
A jeśli będzie nas coraz więcej i więcej i więcej- pomyśl ile będzie dla ciebie dodatkowego grosza?
Przyjaciele!
Jeden człowiek nie tworzy klubu, ale gdy będzie nas tysiące????
Ty także możesz zostać jego częścią i zrealizować swoje marzenia:Czytając możesz zarabiać!!!!!
System zapłaci Tobie za mówienie o książce i o klubie!!!!
Nie przegap  tej okazji!!!!
      W dalszej części przekażę Tobie info, jak możesz zapisać się do naszego grona[jednym z warunków przystąpienia jest zakup książki, ale osoby, które już nabyły "Zakochaną koloratkę", nie muszą tego czynić kolejny raz i ograniczają się tylko do części związanej z rejestracją!!!!]
W razie pytań , zadzwoń tel:536 425 831, lub napisz: kryspinkrystek@onet.eu
             Klub Przyjaciół Książki-Perły z szuflady!
Czytaj i zarabiaj!
Dzięki przyjacielowi[ID przyjaciela.........................] dowiedziałeś się o
Klubie Przyjaciół Książki- Perły z szuflady!
Od teraz i Ty możesz stać się częścią grona Przyjaciół dobrej, polskiej literatury współczesnej!
W Klubie Przyjaciół Książki będziesz mógł poznać dokonania autorów, którzy na rynku polskiej literatury powinni mieć swoje miejsce, bo na takie zasługują ich książki!
Jednak w świecie komercji i układów, ich głos jest mało słyszalny i dlatego prawdziwe skarby wrażliwego słowa często przepadają bezpowrotnie w szufladach zapomnienia!
>Przystępując do Klubu Przyjaciół Książki stajesz się Mecenasem Słowa!
>Przystępując do Klubu wyrażasz także sprzeciw wobec tych, którzy poprzez układ pośredników[wydawnictwa, hurtownie książek, monopolistyczne księgarnie- zabierają 90-95% zysku z książki dla siebie!!!], czyli.....?
Takiemu procederowi trzeba powiedzieć:NIE!!!
Dlatego właśnie powstał Klub Przyjaciół Książki-Perły z szuflady!
Każdy członek naszego Klubu może:
> kupować kolejne książki z rosnącym rabatem!
> polecać wartościową literaturę gronu przyjaciół i dzięki temu zarabiać!
Czytaj- polecaj- zarabiaj!
To takie proste!
Cena książki-35 zł+ 4 zł[koszt przesyłki]
Opłata rejestracyjna- 10 zł
Całość wpłaty- 49 zł
Przelew na konto:
Julia Krystek
60-802 Poznań
Wojskowa 21/7
Nr konta: 06 1910 1048 2944 3926 0942 0001
Tytułem: książka
Dane:Imię, nazwisko, dokładny adres, nr tel. i mail!
I numer ID polecającego!!!
Odwrotnie otrzymasz: zamówioną książkę, umowę członkowską KPK z Twoim numerem ID[ten nr jest konieczny, abyśmy mogli naliczać Tobie należne wynagrodzenie!] i list powitalny oraz 10 ulotek-info dla kolejnych przyjaciół, którzy dzięki Tobie znajdą się w gronie Mecenasów Słowa dzięki KPK
  • Jeśli nie chcesz teraz przystąpić do KPK, a zamierzasz nabyć poleconą Tobie książkę- nie dokonujesz opłaty rejestracyjnej[10 zł]
    Pozdrawiam i gratuluję podjętej decyzji, Kryspin Krystek

czwartek, 16 lipca 2015

Na początku było Słowo!

                   "Na początku było Słowo! Ono było u Boga i Bogiem było Słowo"!
      To są pierwsze zdania z najpopularniejszej książki świata-Biblii!
Czytałem je wielokrotnie i spowszedniały mi  w swej oczywistości i jest mi trochę wstyd, że tak mało zastanowienia we mnie wzbudziły!
      Świat mądrych ludzi jest gotowy obsypywać nagrodami Nobla tych uczonych, którzy w swych naukowych dociekaniach choćby o milimetry zdołają uchylić przed nim drzwi niewiedzy:
Co było na początku?
Jak to wszystko się zaczęło?
A Biblia, która morze stoi zapomniana na regałach naszych domowych bibliotek, przecież o tym mówi w tak prosty sposób.
     No i teraz narażam się na zarzut, że próbuję przywracać "ciemnogród" i czytelnik tego posta tylko będzie czekał, aż w dalszej części będę starał się go przekonywać, że nasz świat powstał kiedyś w ciągu kilku          [ konkretnie 6 dni, bo w siódmym Bóg odpoczywał!]dni..
     Nie uzurpuję sobie wiedzy na temat tego, jaki był początek wszystkiego i z pewnością nie marzę o Noblu!
Chciałbym jednak, abyśmy zastanowili się nad wielkością tego pierwszego zdania z Biblii.
"Na początku było słowo!"
Autor ukazał nam w tym lapidarnym stwierdzeniu rzeczywistą praprzyczynę powstania wszystkiego i to jest prawda nie do obalenia!
     Każdy wynalazca, twórca zaczyna od słowa!
     Może tego słowa nawet nie wypowiedzieć głośno, a gdyby nawet tak uczynił, to byłoby to tylko powielenie tego pierwszego słowa niewypowiedzianego, które zrodziło się w jego[odkrywcy, twórcy]myśli!
Idąc tym tokiem rozumowania dochodzimy do oczywistości, że praprzyczyną każdego działania, także naszej aktywności jest myśl wyrażona w słowach- nasza myśl zbudowana jest ze słów!
Czyli nasza myśl tworzy słowa, które  potem znajdują swoje ujście w działaniu!
Czyż nie jest to dowód na potęgę Słowa?
Ośmielę się pójść dalej i stwierdzić, że Słowo stanowi o naszym człowieczeństwie!
Słowo ma wielką moc i z tym się każdy zgodzi, prawda?
I na tym zakończmy nasze dzisiejsze przemyślenia.
Jutro chciałbym podzielić się z Wami kolejną porcją moich dociekań na temat wielkiej mocy słowa!
Kryspin

wtorek, 14 lipca 2015

"Mocarz" nie do obalenia!

Komu to służy?
Nasłuchaliśmy się już o tym, że wymiar sprawiedliwości w Polsce nie radzi sobie w najprostszych sprawach.
I coś w tym chyba jest?
Przypominam sobie czasy, gdy w naszym prawie obowiązywała ustawa o tzw. "zbiegu tytułów prawnych."
Ktoś kiedyś uchwalił takie przepisy, aby niektórzy [wybrańcy fortuny]: posłowie, senatorowie i duchowieństwo, mogli zaoszczędzić na opłatach ZUS!
No i wszystko było cacy do czasu, gdy tę ustawę zaczęli wykorzystywać mali kombinatorzy prowadzący swoją działalność gospodarczą!
Ci niegodziwcy zaczęli się masowo zatrudniać jako chałupnicy w firmach, które do uprawiania tego procederu powstały.
I oto: ślusarz, mechanik samochodowy, pani prowadząca mały handelek, zaczęli dodatkowo zarabiać przy roznoszeniu ulotek.
Czasu na nowe zajęcie nie przeznaczali wiele, więc i zarobek był tyci!
No, a od tego wynagrodzenia firma "solidnie " odprowadzała składeczki do ZUS w kwocie np:12 zł miesięcznie.
"Ulotkarz" tym samym nie musiał dorzucać do ZUS -owskiego pieca pełnej składki i parę stówek miesięcznie zostawiał sobie w kieszeni!
Takie "eldorado" nie mogło trwać wiecznie i ustawę zmieniono!
No i dobrze, ale później stała się rzecz dziwna:
Sądy[ nomen omen ZUS-owskie] zaczęły ścigać nieboraków i nie mogąc zarzucić im działania wbrew prawu[bo w tamtych latach  ono pozwalało na ten proceder] ustanowiono określenie klucz:
"Intencja obejścia prawa"!
Skutkiem takich działań wymiaru sprawiedliwości stały się wyroki zobowiązujące nieboraków do spłat zaoszczędzonych pieniążków- oczywiście do ZUS-u!
Nie czas teraz na dywagacje, czy takie działanie było zgodne z literą prawa, bo chciałbym, abyśmy zastanowili się nad problemem, którym karmi się nas już od dłuższego czasu- sklepami z dopalaczami!!!
Najpierw zastanawiano się nad tym "fenomenem": Czy te środki są szkodliwe, czy można traktować je jak inne zabronione substancje[ choćby narkotyki!]
Gdy po wielu rozważaniach karniści zasugerowali naszym parlamentarzystom, że chyba te środki trzeba by traktować podobnie jak inne: hery, czy konopną trawkę, to po kolejnych tygodniach  zaczęto przyglądać się sklepikom z tymi substancjami i postanowiono je zdelegalizować!
No i dobrze!
Życie nie znosi próżni i jeśli nie można oficjalnie sprzedawać tych paskudztw, to dlaczego nie tworzyć obejścia prawa: niech to będą przedmioty kolekcjonerskie.
I znowu państwo rozkłada ręce, choć każdy ma świadomość, że nikt nie kupuje małych srebrnych i kolorowych specyfików, by umieszczać je w gablotce domowego zacisza!
Tak sobie myślę, że jeśli można zabronić sprzedawać zabawki dla małych dzieci, gdy nie mają atestu bezpieczeństwa, to czy problemem byłoby obłożenie takim wymogiem także i tych "kolekcjonerskich" specyfiki!
Aż boję się pomyśleć, że może komuś wcale nie zależy na szybkim ukróceniu tego procederu?
Może ktoś trzepie kasę, swoiste kieszonkowe dla stanowiska, które piastuje?
A może[i niech tak będzie] jest to tylko nieudolność tych, którzy odpowiadają za przestrzeganie i stanowienie dobrego prawa,
Tak czy siak: tacy ludzie powinni odejść; w drugim przypadku na zbity pysk[bez sowitych odpraw], ale w pierwszym przypadku na długoterminowy pobyt za kratami!
Może jestem naiwnym optymistą, ale nadal wierzę w to, że w Polsce: prawo może jeszcze prawo znaczyć, a sprawiedliwość- sprawiedliwość!
Kryspin
P.S." Mocarz"-nazwa dopalacza uśmiercającego dzieciaki na Śląsku!

wtorek, 7 lipca 2015

Gorączka tego lata!

I zrobiło się tego lata gorąco!
Nie myślę o temperaturze i o żarze palącego słońca
O ciężką atmosferę pełną nieprzyjemnych duszności dbają nasi "politycy".
A mogło być tak spokojnie, gdyby wybory prezydenckie wygrał ten, którego namaszczano w mediach od dawna, Bronek Komorowski.
No i tu psikus, bo jak Filip z konopi zjawił się niejaki Duda i wygrał!
To dopiero początek "greckiej[nomen omen]tragedii", bo teraz  PIS  zapragnął czegoś więcej- chcą władzy absolutnej!
Nie ma się co dziwić, że dawny suweren, który przez 8 ubiegłych lat wmawiał Polakom, że trzeba zaciskać pasa[ jakoś to zaciskanie, swoista dieta, zalecana była tylko maluczkim!] i niech zbroją się w cierpliwość bo za kilkanaście lat może będzie lepiej, teraz w panice zaczyna być mało elegancki!
A może nadszedł wreszcie czas, by korytkiem podzielić się z innymi?
Jakoś nie boję się PIS-u i optymizmu, który chyba bardzo nam jest potrzebny-nam, maluczkim!
P.S.
A i jeszcze jedno: Liczę na to, że wreszcie poznamy prawdę o 10.04.2010 roku! i winni zostaną uczciwie ukarani![niezależnie z jakiej opcji politycznej pochodzą!]
Pozdrawiam,Kryspin


środa, 1 lipca 2015

"Sami swoi"

     Kargul i Pawlak z "Samych swoich" ciągle żyją!
Przypomina mi się scena z tego kultowego filmu, gdy mały konus z wypiekami na twarzy macha pędzlem pisząc na murze swojego domostwa trzy razy NIE!
Zrobił to tylko po to, aby być przeciwko temu, za czym opowiedział się Kargul!
No i mamy Karguli i Pawlaków nieustannie wokół nas!
Media od pewnego czasu żyją sprawą referendum!
Ciekawe, że do tej pory władze były głuche na głosy milionów rodaków i "gwizdały "sobie na jakiekolwiek społeczne głosy domagające się prawa głosu[często odmiennego] Na nic zdawały się stosy kartonów z milionami podpisów zbieranych w różnych sprawach
Wspomnijmy choćby kwestię wieku emerytalnego, maluchów i sprawę ich obowiązku edukacyjnego itd.
Teraz władze łaskawie ogłosiły, że Polacy będą mogli wypowiedzieć się w sprawie tzw JOW-ów i w kwestii ochrony przed urzędniczą samowolą podatkową.
No i pojawił się kłopot, bo partia Pawlaków[konusów] wymyśliła sobie, że owszem: dobrze  że będzie referendum, ale trzeba jeszcze dopisać co nieco.
Przyznam, że nie rozumiem postawy Kargulów[ P O] w sprawie choćby emerytur!
Do jakiego wieku człowiek musi pracować, aby nabyć prawo do emerytury?
Do 65 lat, do 67 lat życia, czy może zapisać inny wiek przejścia?
A mnie się wydaje, że takiego wieku nie powinno się z góry dekretować!
Zdrowy rozsądek winien wyznaczać granicę wieku, gdy ktoś nie powinien swoją aktywnością zawodową narażać siebie i innych na niebezpieczeństwo.
To się przecież już stosuje:
Strażak, lotnik myśliwca, hutnik- pracują o wiele krócej-15 lat i dosyć!
Czy ktoś ma o to pretensje?
Absolutnie nie!
A co by było gdyby można zażywać odpoczynku[emerytalnego] po okresie, który każdy by sam sobie wyznaczał?
Załóżmy, że Kowalski po 10 latach pracy poczuł się na tyle zmęczony, że zapragnąłby zostać emerytem.
W minionym okresie wypracował sobie jakiś kapitał i ZUS, uwzględniając wszystkie tabele i przeliczniki wyliczyłby mu na przykład, że należy mu się 137 zł miesięcznego emyrytalnego zaopatrzenia!
Pan Kowalski zgadza się, bo chce już tylko odpoczywać i już!
A co by było, gdyby Kowalski chciał zakombinować i do wypracowanej emerytury dorobić sobie?
No i tu mamy gotowe rozwiązanie: ustawa pozwala "dorobić" mu miesięcznie tylko tyle, ile odbiera świadczenia-czyli 137 zł!
Czy jest to proste i uczciwe?
Tworzenie ustaw z granicą wieku przejścia w stan odpoczynku[60,65,67 czy jakikolwiek inny próg przejścia] jest niczym innym, jak współczesną formą zniewolenia
A my chcemy wolności prawda?
Drodzy Pawlakowie i Kargule:
Wszyscy mamy prawo do wolności i za nią jesteśmy gotowi brać odpowiedzialność, może więc i wy [Pawlakowie i Kargule], winniście wziąć to pod uwagę, bo w tym zawarta jest wasza odpwiedzialność za tworzenie dobrego prawa dla Kowalskiego!
Kryspin

czwartek, 25 czerwca 2015

Dzieci gorszego Boga!

No i przegłosowano ustawę o In vitro!
Została otwarta droga do " szczęścia" rodzin, którym brakowało tylko tego małego szkraba, aby poczuli się spełnili.
Nie będę opowiadał się po jakiejkolwiek stronie[zwolenników i przeciwników] ,ale jedno mnie dziwi.
 W naszym parlamencie od miesięcy trwał zażarty bój popierany sumieniem, które albo było za, albo przeciw!
Mnie zabrakło kilku argumentów za i przeciw!
Co prawda przeciwnicy imali się różnych powodów, aby być przeciw!
Niekiedy były to w miarę logiczne głosy, gdy mówiono o cenie życie nienarodzonych, którzy po udanym zabiegu wylądują w beczkach z azotem, a później....???
Niekiedy były i  idiotyczne, gdy straszono przyszłych beneficjentów [rodziców], że takie dziecko z probówki urodzi się ze skazami[bruzdami] i nie będzie normalne.
Zwolennicy gremialnie opowiadali się za, bo to wyraz wrażliwości na potrzebę miłości rodzicielskiej, do której przecież mają prawo niespełnieni małżonkowie.
I tu zabrakło mi szczerej refleksji,o której wszyscy ci: za  myśleli, ale nikt z nich tego głośno nie powiedział: że lepiej żeby dzieci rodziły się w rodzinach: dobrych: majętnych, ustabilizowanych, wykształconych, bo to daje nadzieję na to, że w przyszłości wychowają dobrych obywateli!!!
A ja tak sobie marzę, że może kiedyś nasi wybrańcy narodu zajmą się w takim samym stylu [tak zaangażowanie] "Dziećmi gorszego Boga "
Trochę powinno nam być wstyd, że w XXI wieku tak wiele jest obok nas tych "dzieci gorszego Boga"!
O czym mówię?
O dziesiątkach tysięcy małych szkrabów w domach dziecka!
Te przybytki kiedyś powstały dla sierot, czyli dzieci, które straciły rodziców i nie miał się nimi kto zająć!
Obecnie 98% wychowanków tych domów to sieroty społeczne[gdzieś tam mają rodziców, którzy się nie spełnili, zawiedli]
Przyjęto ustawę o In vitro!
A może dobrze by było, żeby ci potencjalni rodzice, którzy decydują się na tę trudną [nie tylko moralnie ] drogę, oprócz deklaracji, że już kochają to przyszłe swoje dziecko, pokazali w praktyce, że potrafią prawdziwie kochać!
A czy byłoby to wielką trudnością, ażeby tacy kandydaci przechodzili okres "praktyki rodzicielskiej"?
Na przykład 6 miesięcy wolontariatu w domu dziecka....
A może po takiej praktyce znacznie mniej by było "dzieci gorszego Boga"?
W domach dziecka szkraby mają : posiłek zawsze na czas, zabawy w czasie wolnym, masę innych atrakcji, ale brakuje im tego najważniejszego- miłości rodziców!
Kryspin




sobota, 20 czerwca 2015

Porozmawiajmy!

      Dzisiaj kolejne wspomnienie z targów Książki.
Dla autora najprzyjemniejsze są chwile spotkań z czytelnikami.
Chciałbym porozmawiać z każdym, kto przeczytał moją książkę.
Może i ty chciałbyś ze mną podzielić się swoimi przemyśleniami?
Odpowiem na każde pytanie.
Napisz do mnie!
kryspinkrystek@onet.eu
Pozdrawiam wszystkich, Kryspin


wtorek, 16 czerwca 2015

Jak mam z tym żyć?

     Kilka tygodni temu przeczytałem w necie wywiad, jakiego udzielił pewien znany aktor, można rzec-celebryta.
Lubiłem jego role filmowe i wrażliwość na sprawy duchowe, którą przejawiał pisząc poezję.
Ten wywiad nie dotyczył jednak jego dokonań artystycznych, a rozmowa traktowała o religii, a konkretnie o sprawach Kościoła katolickiego.
Przyznam, że byłem zaskoczony goryczą wypowiedzi tego człowieka.
     W swej ocenie zawarł wielki żal do poczynań tej instytucji na przestrzeni dziejów, a zwłaszcza dzisiaj.
Nie chodzi o to, że działanie Kościoła określił mianem :"zbrodniczego", bo takie określenia zwłaszcza niedawno mogliśmy usłyszeć z ust etatowych wrogów religii[choćby pani Senyszyn czy innych wieścicieli swobody bez religii]
    W jego przypadku wybrzmiewała nuta smutku i żalu, że przeżył okropny zawód wiarą!
Gdy czytałem wywiad z nim, nie umiałem powiedzieć sobie jednak:Eee tam, następny wróg duchowych wartości, wojujący ateusz i kropka!
    Kilka dni temu rozmawiałem z pewnym ex Jezuitą, który opuścił wspólnotę zakonną kilka lat temu będąc wybitnym naukowcem, ekspertem od spraw wiary, profesorem teologii z ogromnym dorobkiem litertury "fachowej".
Naszą krótką rozmowę skwitował:" Nie obchodzą mnie już sprawy Kościoła, zwłaszcza katolickiego.
Uważam, że wszystkie religie instytucjonalne, w tym także Kościół katolicki, zdewaluowały się kompletnie i zabieranie głosu, czy wyrażanie troski w tych sprawach jest zwyczajną stratą czasu!"
     A mnie to jednak niepokoi!
     Dwaj przytoczeni powyżej ludzie mogliby spowodować we mnie konkluzję dla moich przemyśleń:
Jeśli człowiek wrażliwy na duchowe doznania mówi to, co przytoczyłem; jeśli dokłada do tego swoje umysł "fachowca" od spraw wiary- to prosty wniosek powinien nasunąć się sam, a mnie to jednak niepokoi!
Niepokoi mnie i smuci to, że jest tak jak jest!
     Mój niepokój narasta każdego dnia, gdy otrzymuję nowe informacje o ludzkich tragediach, które przeżywają tysiące tych, którzy zawierzyli Bożej Miłości,a jednak nadal pokładają nadzieję w słowach Nauczyciela z Nazaretu!
W mailach, które otrzymuję każdego dnia nie ma żalu, czy oskarżeń wobec Kościoła, a przejawia się w nich tylko smutek winy, którą biorą na siebie ci, którzy są nadal wierzącymi ludźmi!
To budzi mój największy niepokój i smutek także, że Kościół doprowadza maluczkich do tak wielkiego poczucia winy, że często nie potrafią z tym żyć.
     Dziś napisała do mnie kobieta, która w swoim życiu przeżyła dwie tragedie, bo pokochała i jest jest bardzo wierzącą osobą.
Nie będę opisywał szczegółów jej tragedii, bo traktuję jej wypowiedź jak rodzaj spowiedzi, ale przytoczę tylko jej ostatnie słowa: "jak mam dalej z tym bólem żyć?"
Jeśli ona pozwoli, to opiszę jej tragiczną miłość w trzeciej książce, która będzie nosiła tytuł::"Zaufana koloratka- grzechy miłości".
Gdy powstała "Zakochana koloratka- 10000 dni", sądziłem, że jest to jedyna moja książka zrodzona z bólu po stracie miłości.
Później po licznych rozmowach z czytelnikami, gdy otwarcie artykułowali w nich swoje żale związane z Kościołem, postanowiłem przeanalizować dlaczego to, co w założeniach i w pierwszym zamyśle Twórcy tej  instytucji miało wytyczać prostą drogę ku Nadziei, stało się wyboistym wertepem. I dlatego powstała "Zatroskana koloratka-Pasterze i najemnicy"
I znowu myślałem, że będzie to ostatnia moja książka o tych sprawach.
Jaki jednak jestem niekonsekwentny, bo siedzę obecnie nad "Zaufaną koloratką", ale czuję, że jestem to winien tym wrażliwym osobom, które wołają cicho:"Jak mam z tym żyć?"
Kryspin



wtorek, 9 czerwca 2015

Kiedy jest czas na dziecko!

     Wczoraj przysłuchiwałem się dyskusji, jaką uskuteczniały w programie TVN "Tak jest" dwie panie:
jedna z ruchu feministycznego i druga z fundacji na rzecz dzieci w rodzinie.
Tematem polemiki było dziecko, kiedy kobieta powinna zdecydować się na potomka.
Pani z lewej uzasadniała, że mały berbeć owszem jest dopełnieniem związku, ale stanowi pewien problem:
"W dzisiejszym świecie najpierw trzeba zrobić karierę, dorobić się, stworzyć warunki, a dopiero później można zafundować sobie malucha".
Pani z prawej była zdania, że dziecko wcale nie stanowi przeszkody w samorozwoju, a nawet lepiej, jeśli stoi ono za człowiekiem, który jest czynny zawodowo: "pracodawca woli mieć pracownika dzieciatego, bo on wtedy lepiej oddaje się swoim obowiązkom zawodowym".
     Przyznam, że z niesmakiem słuchałem tych obu wypowiedzi!
Zabrakło mi w tym wszystkim tego, że: dziecko w rodzinie nie jest tylko dodatkiem, a jest ważnym owocem miłości dwojga.
Mąż i żona nie fundują sobie potomka jako kolejnego "dorobienia "się[W tym samym szeregu co:mieszkanie, samochód, telewizor wielkości ściany itd]
     Ani razu w programie nie padło stwierdzenie, że dziecko jest owocem miłości i z potrzeby serca, jako takie zostaje powołane do życia.
No tak, ale tak już się porobiło, że maluch w rodzinie często jest "problemem"!
Młodzi ludzie niekiedy wręcz stwierdzają:"Nie stać mnie na dziecko!"
Państwo ze swoimi niedoskonałościami[brak przedszkoli, żłobków, marną opieką zdrowotną, umowami śmieciowymi, brakiem perspektywy mieszkania i innymi "kłodami"] kibicuje takim decyzjom:"nie stać mnie na  dziecko!
W "Zakochanej koloratce" napisałem, że dziecko nie może być tylko przedmiotem rozsądku , czy przypadku!
Może, także przy okazji dyskusji [takich jak we wczorajszym programie "Tak jest"] warto uświadamiać sobie , że szczęście nas wszystkich i nasza przyszłość "zaklęte" są w Miłości!
Kryspin






środa, 3 czerwca 2015

Śpiew słowika....

      Wczoraj miałem ciężki dzień.
Wstałem o 4.20 aby wyruszyć w drogę za moimi sprawami. Przesiedziałem w samochodzie kilka godzin, aby po przejechaniu kilkuset kilometrów[w spiekocie gorącego dnia] odbyć spotkanie z człowiekiem prowadzącym duże wydawnictwo książek.
Dwie godziny uzgodnień i później kolejne kilkaset kilometrów drogi powrotnej do mojego azylu na spokojnej wsi.
     Dzisiaj zamierzałem solidnie odespać swoje zmęczenie, ale obudziłem się znowu[teraz już bez budzika] bardzo wcześnie. Słonko już także wstało i nie tylko mnie powitało delikatnym ciepłym uśmiechem.
Gdzieś wśród drzew dumnie porastających obrzeża małego strumyka przepływającego przy skraju mojego wiejskiego azylu, rozgadał się słowik.
Właściwie to rozśpiewał się na dobre i pewnie pobudził tym i inne ptaki, bo i one radośnie zaczęły swoje piosenki, jakby chciały podzielić jego dobry nastrój!
     Wczoraj miałem ciężki dzień ludzkiej drogi, a dzisiaj jest pięknie i może dlatego tak przyjemnie się czuję siedząc  na tarasie wsłuchując się w radość wiosny?
Kryspin

czwartek, 21 maja 2015

Wspomnienie Targów książki w Warszawie!

Już pisałem o moich odczuciach związanych z Targami książki w Warszawie.
Dzisiaj otrzymałem kilka zdjęć i pewnie będą dla mnie miłą pamiątką z tamtych spotkań:



poniedziałek, 18 maja 2015

Literacka łączka!

     Późnym wieczorem powróciłem z Warszawskich Targów Książki.
Przez dwa dni oddychałem tą magiczną atmosferą, którą na pięknej koronie[pod dachem] Stadionu Narodowego stworzyli wystawcy książek i tłumy chętnych do poszukiwań swoich marzeń i to w promocyjnej cenie.
Ponad tysiąc wystawców rozłożyło przed oczami odwiedzających dziesiątki tysięcy kolorowych cegiełek zapisanych myślą i sercem twórców.
Aby spotęgować atrakcje, przy stoiskach poustawiano kąciki z fotelikami, na których taśmowo siadali celebryci wszelkiej maści[aktorzy, ludzie polityki, osoby znane z radia i telewizji i ci pozostali, którzy są znani z tego, że są znani]
A ludek krążył przepychając się wśród spacerujących[niekiedy obładowanych torbami wypełnionymi ulubionymi tytułami] i zaliczał kolejne stoiska, aby choć przez chwilę poczuć się ważnym, gdy uda się strzelić fotkę z idolem.
Najlepiej wtedy mieć przy sobie książkę tegoż celebryty, bo i autografem można się później pochwalić przed tymi, którzy poskąpili czasu i grosza, aby tam być.
A ja?
    Też tam mnie przywiało[zostałem zaproszony] i dumnie wypinałem pierś z identyfikatorem: autor!
Odsiedziałem swoje w kąciku dla twórcy, zapisałem kilka autografów na moich książkach, porozmawiałem z czytelnikami i nawet się trochę dziwiłem, że podchodzili do mnie, choć przy tych znanych czułem się trochę jak mrówka na wielkiej łące, po której dumnie eksponują się o wiele większe stworzenia[owady wszelkiej maści, niekiedy nawet większe stwory- jaszczurki i węże chociażby]
Na Targach było ponad tysiąc twórców i tak sobie pomyślałem, że wszyscy oni,[no ja także ] tworzą swoisty łańcuch pokarmowy, podobny do tego, który możemy zaobserwować na normalnej łące.
Tam właśnie się pojawiają stworzonka mające przeszłość, bo wykluły się trochę z przypadku i skazano je na dorastanie wśród traw.
I tu zaczyna się swoisty dramat, walka o byt i przetrwanie.
Małe szkraby wielkości ziarenka piasku nawet nie wiedzą, że tylko szczęśliwcy z nich dożyją dorosłości, a pozostałe przeminą, albo inaczej ujmując, zostaną przemielone przez odwieczne prawo rządzące na tym zielonym skwerze.
Tylko szczęściarze dożywają dorosłości i..... ?
    No właśnie, będą napawać się swym czasem sukcesu i jeśli mają trochę szczęścia i talentu, dane  im będzie doświadczać sławy i uwielbienia połączonego z nutą zazdrości tych, którym zabrakło jednego i drugiego.
Będąc w tym tętniącym tyglu, mogłem poobserwować  wybrańców fortuny i jedno co zauważyłem, to rodzaj strachu o jutro, który malował się w ich oczach. Dało się to zauważyć zwłaszcza w zachowaniach  celebrytów z przeszłości [gwiazdy minionych sezonów-niekiedy już bardzo zaprzeszłych]
Siedzieli nieco nerwowo, kręcąc się na swych stołeczkach i te ich oczy naładowane pretensją i pytaniem: "Gdzie są te tłumy moich fanów, ludzi spragnionych moich książek, mego autografu i łaski bycia przy mnie przez chwilę?"
Nieubłagane są prawa "łąki" i żyjątka na niej [no z małymi wyjątkami tych naprawdę wielkich!] mają tylko swoje pięć minut na sławę i sukces-jeśli "łączka" pozwoli im dorosnąć!
A później?
Przemija sława, błyski fleszów i staną się kolejnymi bohaterami minionego sezonu....
A ja?
Jestem na początku mej drogi nadziei na to, że łączka pozwoli mi dorosnąć i może będę miał także swoje pięć minut sławy?
Tego nie wiem, ale dobrze mi z tym, że jestem świadomy odwiecznego prawa o przemijaniu-także literackiego sukcesu....
Tak jak wszystkiego w naszym życiu
Kryspin

poniedziałek, 11 maja 2015

Chcę wierzyć i jestem wierzącym!

     Po wczorajszym dniu wyborów prezydenckich okazało się, że w Polsce jest tylko 48[ z małym hakiem] procent ludzi wierzących..Tak chyba można powiedzieć?
Ponad połowa Polaków nie wierzy....władzy!
    Nie wierzymy w zapewnienia,spoty wyborcze, rozdawane ciepłe kawki, czy inne "marchewki "wyborcze....
Jeśli zastanowimy się głębiej, to ten procent braku zaufania do tego, co obiecują rządzący, to ten procent będzie jeszcze mniejszy.
   Tak sobie myślę, że można mówić o jakichś 10- 20% t7ych, którzy jeszcze pokładają jakąś nadzieję, że może kiedyś czeka nas ten lepszy świat, a reszta........?
No ale dosyć rozwodzenia się nad tym "rozlanym mlekiem ", niech martwią się o to ci, którym lud słono płaci w tym "teatrze".....
   Nie będę snuł rozważań i próbował szukać recepty na ich problem bo nie jestem politykiem, a nawet więcej....jestem w tej masie "niewierzących" i nie będę zawracał sobie tym głowy!
   Przed kilku dniami byłem na spotkaniu z czytelnikami "Zakochanej koloratki".
W bardzo miło uciekał czas na rozmowach z tymi, którzy poznali treść mojej książki i w pewnej chwili, gdy mówiłem im o Miłości Boga do nas,zadałem obecnym pytanie:
-Kto z was ma nadzieję, że kiedyś, po zakończeniu ziemskiego życia, zostanie świętym ?
Nastąpiła chwila ciszy, potem lekki śmiech i nikt nie podniósł ręki.....
A na sali byli ludzie, którzy co niedziela zasiadają w kościelnych ławach, a później ta świąteczna wiara gdzieś ulatuje i zapominają o swoim pragnieniu zbawienia, a nawet w nie nie wierzą!
Powróciłem do stwierdzenia, że Bóg nas kocha i dlatego nie tylko obiecał nam zbawienie, ale pragnie tego dla nas, dla wszystkich!!!
Jedna z kobiet odpowiedziała głośno: "No może ma pan rację, bo przecież jak nas kocha, to chce tego dla nas, tylko dlaczego w kościele ukazuje się go tylko w wyliczankach kary za nasze życie .....dlaczego utrwala się w nas to niskie mniemanie o nas samych?"
   Za kilka dni ukaże się "Zatroskana koloratka..." i teraz wiem, że ona musi się pojawić, bo ta książka przywraca nadzieję, bo mówi nam, że On nas kocha i czeka, aby dzielić z nami wszystkimi radość.
   Na koniec tamtego spotkania powiedziałem kilka zdań o tej mojej nowej książce i w odpowiedzi usłyszałem, że zebrani chcą ją mieć jako pierwsi i to było miłe, ale i budziło we mnie nadzieję, że może ona przywróci czytającym nadzieję?
Tak bym chciał, aby z nią zapoznali się także ci w Kościele, którzy przez Niego zostali powołani do tego, aby siać nadzieję....
Hierarchowie Chrystusowego Kościoła: Zostaliście przez Właściciela Winnicy zatrudnieni także po to, aby w Jego imieniu siać nadzieję.
Jesteście podobni do polityków, o których wspomniałem powyżej i wiecie co?
Tak sobie myślę, że oni nie wierzą w slogany, które głoszą i przez to są tak odbierani-z niewiarą!
A może warto się czegoś nauczyć obserwując ich?
    Mam w sobie wiele wiary!
>Wierzę w to, że Chrystus miał jakiś plan, gdy dozwolił mi na napisanie "Zatroskanej koloratki"
>Wierzę w to, że ta książka powstała po to, aby przywracać nadzieję!
Kryspin