środa, 6 maja 2020

Mam się myć się raz do roku?



Jednym z nielicznych dobrych owoców obecnej pandemii jest świadomość, że skutecznym wrogiem tego paskudnego wirusa jest higiena - zachowanie czystości.
Pewnie wielu z nas mogłoby się podpisać pod tym, że jeszcze nigdy nie myliśmy tak często naszych dłoni, i do tego ze świadomością, że jest to odpowiedzialne działanie w profilaktyce przeciwko temu wrogowi, który nie tylko może zafundować nam ciężką chorobę, ale i w wielu przypadkach przyprawić nas o śmierć.
Gdyby ktoś zalecił nam (zwłaszcza teraz), że wystarczy raz do roku zażyć kąpieli i to załatwi sprawę higieny, to pewnie potraktowalibyśmy to jako żart i do tego niemile pachnący.
Tak jak mydło jest koniecznym środkiem wspomagającym nasze zabiegi w utrzymywania czystości naszych ciał, tak sakrament pojednania (spowiedź) dla katolików jest takim zabiegiem zapewniającym czystość duszy, i z tym każdy się zgodzi.
No i tu rodzi się moje zdziwienie, gdy przykazanie kościelne informuje, że katolik powinien: „Przynajmniej raz do roku przystąpić do sakramentu pojednania”...
Jeden raz na 365 dni - duchowa higiena raz do roku?
Ktoś powie: że przecież do spowiedzi każdy może przystępować częściej, w miarę potrzeby...
Czy aby na pewno?
Wyobraźmy sobie, że każdy katolik wyedukowany na dziewięciu pierwszych piątkach (ze spowiedzią), średnio raz w miesiącu zechciałby dokonać takiego duchowego obmycia, aby w znaczącym stopniu pomniejszyć ryzyko zdarzenia skutkującego niespodziewanym, ostatecznym spotkaniem ze Stwórcą.
Pojawić się na nim w brudzie grzechów, to tragedia skutkująca naszym wiecznym potępieniem.
Spowiedź raz w miesiącu dla każdego wiernego jest jednak niewykonalna , i to z prozaicznego powodu: za mało jest spowiedników!
Każdy kapłan musiałby codziennie w konfesjonale spędzać ponad 3 godziny, a to się nie zdarza.
A gdyby wiernym wzrosło zapotrzebowanie na duchową higienę i z sakramentu pojednania zachcieliby korzystać zdecydowanie częściej, to tylko pogorszyłoby sytuację.
Wielu Katolików uważa sakrament pojednania za najbardziej trudny dla nich:
- „Nie odpowiada mi forma Sakramentu spowiedzi, kiedy muszę się dzielić swoimi brudami z innym człowiekiem zasiadającym po drugiej stronie konfesjonału.”
Pewnie kapłani ucięliby to krótko :
-Chrystus jasno określił - „...komu grzechy odpuścicie, będą mu odpuszczone....”
To prawda, ale Zbawiciel nigdy nie wymagał, aby odbywało się to w takiej formie, gdy osoba przystępująca do sakramentu pojednania jest zmuszona do swoistego ekshibicjonizmu.
Wydaje mi się, że dalece ważniejszą od odklepania listy grzechów, jest osobista refleksja penitenta połączona z żalem, że popełnił niegodziwość .
Dla wielu odczuwających swoisty dyskomfort dzielenia się swoimi porażkami (a takimi są z pewnością nasze grzechy), rozwiązaniem byłaby spowiedź powszechna z rozgrzeszeniem dla wszystkich zgromadzonych.
Przecież Kościół w szczególnych okolicznościach dozwala na taką formę sakramentu pojednania, przypominają co bardziej obeznani z tematem.
I to jest prawda: w czasie wojny idącym w bój kapelani udzielali absolucji generalnej (zbiorowego rozgrzeszenia)
Choć nie żyjemy obecnie w takim stanie, to jednak nasza codzienność bardzo często niesie nie mniejsze zagrożenia: wypadki, choroby powodujące nagłe zgony, czy chociażby pandemia śmiercionośnego wirusa.
Może takie właśnie przesłanie dla Kościoła ma obecna rzeczywistość :
-Częsty sakrament pojednania (także w formie zbiorowej spowiedzi ), to największe dobro ze zła, którym dotyka nas obecny czas.
Kryspin,