Jednym z nielicznych dobrych
owoców obecnej pandemii jest świadomość, że skutecznym wrogiem
tego paskudnego wirusa jest higiena - zachowanie czystości.
Pewnie wielu z nas mogłoby się
podpisać pod tym, że jeszcze nigdy nie myliśmy tak często
naszych dłoni, i do tego ze świadomością, że jest to
odpowiedzialne działanie w profilaktyce przeciwko temu wrogowi,
który nie tylko może zafundować nam ciężką chorobę, ale i w
wielu przypadkach przyprawić nas o śmierć.
Gdyby ktoś zalecił nam (zwłaszcza
teraz), że wystarczy raz do roku zażyć kąpieli i to załatwi
sprawę higieny, to pewnie potraktowalibyśmy to jako żart i do tego
niemile pachnący.
Tak jak mydło jest koniecznym
środkiem wspomagającym nasze zabiegi w utrzymywania czystości
naszych ciał, tak sakrament pojednania (spowiedź) dla katolików
jest takim zabiegiem zapewniającym czystość duszy, i z tym każdy
się zgodzi.
No i tu rodzi się moje
zdziwienie, gdy przykazanie kościelne informuje, że katolik
powinien: „Przynajmniej raz do roku przystąpić do sakramentu
pojednania”...
Jeden raz na 365 dni - duchowa
higiena raz do roku?
Ktoś powie: że przecież do
spowiedzi każdy może przystępować częściej, w miarę
potrzeby...
Czy aby na pewno?
Wyobraźmy sobie, że każdy
katolik wyedukowany na dziewięciu pierwszych piątkach (ze
spowiedzią), średnio raz w miesiącu zechciałby dokonać takiego
duchowego obmycia, aby w znaczącym stopniu pomniejszyć ryzyko
zdarzenia skutkującego niespodziewanym, ostatecznym spotkaniem ze
Stwórcą.
Pojawić się na nim w brudzie
grzechów, to tragedia skutkująca naszym wiecznym potępieniem.
Spowiedź raz w miesiącu dla
każdego wiernego jest jednak niewykonalna , i to z prozaicznego
powodu: za mało jest spowiedników!
Każdy kapłan musiałby
codziennie w konfesjonale spędzać ponad 3 godziny, a to się nie
zdarza.
A gdyby wiernym wzrosło
zapotrzebowanie na duchową higienę i z sakramentu pojednania
zachcieliby korzystać zdecydowanie częściej, to tylko pogorszyłoby
sytuację.
Wielu Katolików uważa sakrament
pojednania za najbardziej trudny dla nich:
- „Nie odpowiada mi forma Sakramentu
spowiedzi, kiedy muszę się dzielić swoimi brudami z innym
człowiekiem zasiadającym po drugiej stronie konfesjonału.”
Pewnie kapłani ucięliby to krótko :
-Chrystus jasno określił - „...komu
grzechy odpuścicie, będą mu odpuszczone....”
To prawda, ale Zbawiciel nigdy nie
wymagał, aby odbywało się to w takiej formie, gdy osoba
przystępująca do sakramentu pojednania jest zmuszona do swoistego
ekshibicjonizmu.
Wydaje mi się, że dalece ważniejszą
od odklepania listy grzechów, jest osobista refleksja penitenta
połączona z żalem, że popełnił niegodziwość .
Dla wielu odczuwających swoisty
dyskomfort dzielenia się swoimi porażkami (a takimi są z pewnością
nasze grzechy), rozwiązaniem byłaby spowiedź powszechna z
rozgrzeszeniem dla wszystkich zgromadzonych.
Przecież Kościół w szczególnych
okolicznościach dozwala na taką formę sakramentu pojednania,
przypominają co bardziej obeznani z tematem.
I to jest prawda: w czasie wojny idącym
w bój kapelani udzielali absolucji generalnej (zbiorowego
rozgrzeszenia)
Choć nie żyjemy obecnie w takim
stanie, to jednak nasza codzienność bardzo często niesie nie
mniejsze zagrożenia: wypadki, choroby powodujące nagłe zgony, czy
chociażby pandemia śmiercionośnego wirusa.
Może takie właśnie przesłanie
dla Kościoła ma obecna rzeczywistość :
-Częsty sakrament pojednania (także w
formie zbiorowej spowiedzi ), to największe dobro ze zła, którym
dotyka nas obecny czas.
Kryspin,