Pewnie nie ma
osoby, nie tylko w naszym kraju, której nie zajmowałby temat
koronawirusa.
Obok realnego
zagrożenia naszego zdrowia i życia, skutecznie rujnuje on
poukładane dotąd struktury gospodarczego i politycznego ładu,
dzięki którym świat żył w miarę przewidywalnym rytmem.
Teraz
praktycznie nie ma już żadnej dziedziny życia, która byłaby
wolna od skutków, jakie rozsiewa ogólnoświatowa pandemia covi-19.
Paniczny
strach przed chorobą wymusza wprowadzenie restrykcyjnych ograniczeń
swobód wszystkich obywateli mieszkających na terenie potencjalnego
zagrożenia: Zamknięte szkoły, teatry, kina, puby, większość
sklepów, no i decyzja o ograniczeniu ilości przebywających w
jednym miejscu do 50 osób, to zarządzenia mające na celu
postawienie swoistej tamy pełzającej zarazie.
No i tu
pojawia się problem, bo nie wszystkim odpowiadają ustanowione przez
władze restrykcje.
Zżymają się
zapewne kandydaci do prezydenckiego fotela, bo jak ty prowadzić
kampanię wyborczą?
Największy
zgryz ma jednak Kościół katolicki, bo więcej niż 50 osób, to
jeszcze póki co norma niedzielnych mszy.
Członkowie
episkopalnej wierchuszki przez kilka dni starali się więc znaleźć
obejście przepisu wynikającego z nadzwyczajnej sytuacji i
zaproponowali zwiększenie ilości niedzielnych mszy, co po
kilkunastu godzinach sami uznali z głupi pomysł, więc zgodzili się
na rzecz niebywałą – odwołanie niedzielnych nabożeństw dla
wiernych.
Zaraz potem
jednak zaznaczyli, że jest to decyzja tylko na pewien okres i dla
tego, na ten czas biskupi udzielili dyspensy od obowiązku
niedzielnego uczestnictwa we mszy świętej do 29 marca.
Hierarchowie
magicznym słowem: dyspensa anulowali karę ustanowioną przykazaniem
kościelnym (pierwszym z pięciu), które pod groźbą grzechu
ciężkiego (śmiertelnego) nakazuje katolikom udział w niedzielnym
nabożeństwie eucharystycznym.
Zasady
rządzące Kościołem katolickim, to Pismo Święte i Tradycja, tak
najkrócej można by zakreślić ramy moralne tej instytucji.
Jeśli z
pierwszym źródłem wiary - biblią, nie ma problemu, to
określenie-kościelna Tradycja już rodzi pytanie: kiedy ona
powstała?
Tradycja w
Kościele korzeniami sięga czasów Apostolskich i jako taka
przekazuje to, co uczniowie otrzymali z nauczania i przykładu
Jezusa, także i to, czego nauczał ich Duch Święty.
Trudno więc
wtłoczyć w te ramy Przykazania kościelne, które w formie
restrykcyjnych paragrafów tej instytucji ustanowiono dopiero w XV
wieku.
No i dlatego teraz
rodzą się więc pytania:
-Dlaczego akurat
te zalecenia Kościół uznał za tak ważnie, że opatrzył je
określeniem „Przykazania” ?
-Czy to
doprecyzowanie miało na celu dookreślenie warunków koniecznych do
tego by wierny nie zboczył z drogi zbawienia (niedotrzymanie
któregokolwiek opieczętowano karą ciężkiego grzechu)?
-A może miało
tylko służyć bezpieczeństwu zarządzających tą instytucją?
Katechizm
Kościoła Katolickiego (KKK) jeszcze do niedawna (do Soboru
Watykańskiego II) podawał, że: Obowiązek coniedzielnego
uczestnictwa we mszy świętej, to pierwsze Przykazanie kościelne, a
piąte mówi obowiązku troski o sprawy Kościoła i duchowieństwa.
Obecny KKK
zmienił jednak treść obowiązujących katolików przepisów i w
przykazaniu piątym nakazuje zachowywanie postu w dniach wyznaczonych
przez Kościół.
Chrystus dał
Apostołom i ich następcom prawo do sprawowania sakramentu
pojednania: „komu grzechy odpuścicie...”, ale nie upoważnił
ich do stanowienia, co grzechem jest, a co nie.
W świetle
powyższego określenie: dyspensa - niezależnie od tego, czy chodzi
o mięso na stołach piątkowej uroczystości, czy nabożne
uczestnictwo w niedzielnej mszy, to uzurpacja ze strony tych, którzy
sami sobie przyznali takie prawo.
Kryspin