czwartek, 19 marca 2020

Dyspensa – prawo, czy uzurpacja?



Pewnie nie ma osoby, nie tylko w naszym kraju, której nie zajmowałby temat koronawirusa.
Obok realnego zagrożenia naszego zdrowia i życia, skutecznie rujnuje on poukładane dotąd struktury gospodarczego i politycznego ładu, dzięki którym świat żył w miarę przewidywalnym rytmem.
Teraz praktycznie nie ma już żadnej dziedziny życia, która byłaby wolna od skutków, jakie rozsiewa ogólnoświatowa pandemia covi-19.
Paniczny strach przed chorobą wymusza wprowadzenie restrykcyjnych ograniczeń swobód wszystkich obywateli mieszkających na terenie potencjalnego zagrożenia: Zamknięte szkoły, teatry, kina, puby, większość sklepów, no i decyzja o ograniczeniu ilości przebywających w jednym miejscu do 50 osób, to zarządzenia mające na celu postawienie swoistej tamy pełzającej zarazie.
No i tu pojawia się problem, bo nie wszystkim odpowiadają ustanowione przez władze restrykcje.
Zżymają się zapewne kandydaci do prezydenckiego fotela, bo jak ty prowadzić kampanię wyborczą?
Największy zgryz ma jednak Kościół katolicki, bo więcej niż 50 osób, to jeszcze póki co norma niedzielnych mszy.
Członkowie episkopalnej wierchuszki przez kilka dni starali się więc znaleźć obejście przepisu wynikającego z nadzwyczajnej sytuacji i zaproponowali zwiększenie ilości niedzielnych mszy, co po kilkunastu godzinach sami uznali z głupi pomysł, więc zgodzili się na rzecz niebywałą – odwołanie niedzielnych nabożeństw dla wiernych.
Zaraz potem jednak zaznaczyli, że jest to decyzja tylko na pewien okres i dla tego, na ten czas biskupi udzielili dyspensy od obowiązku niedzielnego uczestnictwa we mszy świętej do 29 marca.
Hierarchowie magicznym słowem: dyspensa anulowali karę ustanowioną przykazaniem kościelnym (pierwszym z pięciu), które pod groźbą grzechu ciężkiego (śmiertelnego) nakazuje katolikom udział w niedzielnym nabożeństwie eucharystycznym.
Zasady rządzące Kościołem katolickim, to Pismo Święte i Tradycja, tak najkrócej można by zakreślić ramy moralne tej instytucji.
Jeśli z pierwszym źródłem wiary - biblią, nie ma problemu, to określenie-kościelna Tradycja już rodzi pytanie: kiedy ona powstała?
Tradycja w Kościele korzeniami sięga czasów Apostolskich i jako taka przekazuje to, co uczniowie otrzymali z nauczania i przykładu Jezusa, także i to, czego nauczał ich Duch Święty.
Trudno więc wtłoczyć w te ramy Przykazania kościelne, które w formie restrykcyjnych paragrafów tej instytucji ustanowiono dopiero w XV wieku.
No i dlatego teraz rodzą się więc pytania:
-Dlaczego akurat te zalecenia Kościół uznał za tak ważnie, że opatrzył je określeniem „Przykazania” ?
-Czy to doprecyzowanie miało na celu dookreślenie warunków koniecznych do tego by wierny nie zboczył z drogi zbawienia (niedotrzymanie któregokolwiek opieczętowano karą ciężkiego grzechu)?
-A może miało tylko służyć bezpieczeństwu zarządzających tą instytucją?
Katechizm Kościoła Katolickiego (KKK) jeszcze do niedawna (do Soboru Watykańskiego II) podawał, że: Obowiązek coniedzielnego uczestnictwa we mszy świętej, to pierwsze Przykazanie kościelne, a piąte mówi obowiązku troski o sprawy Kościoła i duchowieństwa.
Obecny KKK zmienił jednak treść obowiązujących katolików przepisów i w przykazaniu piątym nakazuje zachowywanie postu w dniach wyznaczonych przez Kościół.
Chrystus dał Apostołom i ich następcom prawo do sprawowania sakramentu pojednania: „komu grzechy odpuścicie...”, ale nie upoważnił ich do stanowienia, co grzechem jest, a co nie.
W świetle powyższego określenie: dyspensa - niezależnie od tego, czy chodzi o mięso na stołach piątkowej uroczystości, czy nabożne uczestnictwo w niedzielnej mszy, to uzurpacja ze strony tych, którzy sami sobie przyznali takie prawo.
Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz