Biskupi Kościoła katolickiego
są cyklicznie zobowiązani do swoistego rachunku sumienia, który
składają w czasie wizyty w watykańskiej centrali.
„Ad limina apostolorum”- to
cykliczny obowiązek biskupów przedkładania Papieżowi sprawozdania
z duszpasterskiej aktywności w powierzonych im Kościołach
lokalnych.
W minionych dniach taki rozrachunek
przedłożyli Franciszkowi biskupi francuscy, którzy
zasygnalizowali, że duszpasterska sytuacja w ich diecezjalnych
owczarniach rysuje się tragicznie.
-„W mojej diecezji są obszary, w
których właściwie już nie ma ludzi wierzących i duszpasterskie
oddziaływanie na znacznych obszarach nie przynosi żadnych
pozytywnych skutków...”- stwierdził jeden z hierarchów, a
pozostali biskupi z Francji podzielili jego smutne podsumowanie.
No i Franciszek ma zgryz.
Pewnie, że można kolejny raz
odwołać się do wielokrotnie już powtarzanej narracji, że świat
się zmienia i laicyzacja zbiera swoje żniwo, a Kościół musi się
z tym niestety pogodzić.
Bardziej wnikliwi pewnie
dorzuciliby, że Francja od dawna przoduje w tym trendzie, bo
wystarczy odwołać się chociażby do XVIII wieku, kiedy to Wielka
Rewolucja Francuska na swoich sztandarach „zainfekowała” umysły
mieszkańców, wskazując Kościół jako największego wroga
wolności.
Ale to było już dawno, ponad
dwieście lat temu, a problem kryzysu francuskiego Kościoła jest
teraz, i może przyczyn obecnej zapaści powinno się poszukać w
czymś innym?
Swoją drogą ciekawi mnie, jak
będzie wyglądała „ad limina apostolorum”, z którą niebawem
do Watykanu przybędą polscy biskupi, bo składając raport
religijności w naszych diecezjach nie będą mieli wielu pozytywów,
którymi mogliby uspokoić Franciszka, odwołując się do znanej
maksymy: „Polonia semper fidelis”
Gdyby popatrzeć chłodnym okiem,
to widać aż nadto, że niewiele pozostało z tego zawołania.
Kościoły stały się jakby
większe, bo nawet w czasie niedzielnych nabożeństw bez trudu można
znaleźć wolne miejsca, by siedząc zaliczyć obowiązkową
eucharystię.
Do tego wszystkiego w świątyniach
coraz mniej młodych ludzi szuka okazji do spotkania z wiarą, co
przenosi się na kwestię sakramentu małżeństwa, który przegrywa
z wolnymi związkami.
Tak można by jeszcze długo
wyliczać mało chlubne przykłady, które owocują mizerią kondycji
naszego Kościoła.
Trudno byłoby szukać tłumaczenia
tego trendu w zamierzchłej historii, bo nie dotknęła nas żadna
rewolucja, a zamiast porywu wolności, (w tym samym czasie)
doświadczaliśmy buta zaborów.
Akurat ten ciemny okres naszej historii
przyczynił się jednak rozkwitu wiary; więc to nie to.
A może hierarchowie ( ci z
Francji, ale także i nasi rodzimi), winni poszukać przyczyn kryzysu
lokalnego Kościoła w sobie samych?
Może żyjąc w „szklanych
bańkach” nie rozumieją, że hierarcha to nie udzielny książę,
i swoją pieczę nad lokalną owczarnią nie powinien ograniczać
tylko do uświetniania parafialnych uroczystości, a kontrolę
podległych im wspólnot przeprowadzać bez półrocznego
uprzedzenia?
Może warto wsłuchiwać się w
głosy szeregowych wiernych, którzy niekiedy latami błagają o
zmiany parafialnych włodarzy, bo ci już dawno zapomnieli o tym, że
zostali powołani nie po to, aby im służono, ale aby służyć?
Kiedy biskupi episkopatu z Ameryki
południowej przez lata taili przed Papieżem pedofilskie skandale,
Franciszek nie wahał się zdymisjonować wszystkich członków
tamtejszego episkopatu.
Może taki drastyczny środek
kościelna centrala winna stosować także wobec tych hierarchów,
którzy zdając sprawozdanie ze swojej diecezjalnej aktywności, nie
potrafią znaleźć w osobistym zaniedbaniu, bądź nieudolności,
przyczyn opłakanej sytuacji swoich owczarni, ograniczając się
tylko do gestu rozłożonych bezradnie rąk.
Zdecydowane działanie w takich
przypadkach mogłoby być pierwszym krokiem do swoistego
oczyszczenia, a co mogłoby prowadzić do powrotu zniesmaczonych
obecną sytuacją owieczek.
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz