wtorek, 10 marca 2020

Ad limina apostolorum



Biskupi Kościoła katolickiego są cyklicznie zobowiązani do swoistego rachunku sumienia, który składają w czasie wizyty w watykańskiej centrali.
„Ad limina apostolorum”- to cykliczny obowiązek biskupów przedkładania Papieżowi sprawozdania z duszpasterskiej aktywności w powierzonych im Kościołach lokalnych.
W minionych dniach taki rozrachunek przedłożyli Franciszkowi biskupi francuscy, którzy zasygnalizowali, że duszpasterska sytuacja w ich diecezjalnych owczarniach rysuje się tragicznie.
-„W mojej diecezji są obszary, w których właściwie już nie ma ludzi wierzących i duszpasterskie oddziaływanie na znacznych obszarach nie przynosi żadnych pozytywnych skutków...”- stwierdził jeden z hierarchów, a pozostali biskupi z Francji podzielili jego smutne podsumowanie.
No i Franciszek ma zgryz.
Pewnie, że można kolejny raz odwołać się do wielokrotnie już powtarzanej narracji, że świat się zmienia i laicyzacja zbiera swoje żniwo, a Kościół musi się z tym niestety pogodzić.
Bardziej wnikliwi pewnie dorzuciliby, że Francja od dawna przoduje w tym trendzie, bo wystarczy odwołać się chociażby do XVIII wieku, kiedy to Wielka Rewolucja Francuska na swoich sztandarach „zainfekowała” umysły mieszkańców, wskazując Kościół jako największego wroga wolności.
Ale to było już dawno, ponad dwieście lat temu, a problem kryzysu francuskiego Kościoła jest teraz, i może przyczyn obecnej zapaści powinno się poszukać w czymś innym?
Swoją drogą ciekawi mnie, jak będzie wyglądała „ad limina apostolorum”, z którą niebawem do Watykanu przybędą polscy biskupi, bo składając raport religijności w naszych diecezjach nie będą mieli wielu pozytywów, którymi mogliby uspokoić Franciszka, odwołując się do znanej maksymy: „Polonia semper fidelis”
Gdyby popatrzeć chłodnym okiem, to widać aż nadto, że niewiele pozostało z tego zawołania.
Kościoły stały się jakby większe, bo nawet w czasie niedzielnych nabożeństw bez trudu można znaleźć wolne miejsca, by siedząc zaliczyć obowiązkową eucharystię.
Do tego wszystkiego w świątyniach coraz mniej młodych ludzi szuka okazji do spotkania z wiarą, co przenosi się na kwestię sakramentu małżeństwa, który przegrywa z wolnymi związkami.
Tak można by jeszcze długo wyliczać mało chlubne przykłady, które owocują mizerią kondycji naszego Kościoła.
Trudno byłoby szukać tłumaczenia tego trendu w zamierzchłej historii, bo nie dotknęła nas żadna rewolucja, a zamiast porywu wolności, (w tym samym czasie) doświadczaliśmy buta zaborów.
Akurat ten ciemny okres naszej historii przyczynił się jednak rozkwitu wiary; więc to nie to.
A może hierarchowie ( ci z Francji, ale także i nasi rodzimi), winni poszukać przyczyn kryzysu lokalnego Kościoła w sobie samych?
Może żyjąc w „szklanych bańkach” nie rozumieją, że hierarcha to nie udzielny książę, i swoją pieczę nad lokalną owczarnią nie powinien ograniczać tylko do uświetniania parafialnych uroczystości, a kontrolę podległych im wspólnot przeprowadzać bez półrocznego uprzedzenia?
Może warto wsłuchiwać się w głosy szeregowych wiernych, którzy niekiedy latami błagają o zmiany parafialnych włodarzy, bo ci już dawno zapomnieli o tym, że zostali powołani nie po to, aby im służono, ale aby służyć?
Kiedy biskupi episkopatu z Ameryki południowej przez lata taili przed Papieżem pedofilskie skandale, Franciszek nie wahał się zdymisjonować wszystkich członków tamtejszego episkopatu.
Może taki drastyczny środek kościelna centrala winna stosować także wobec tych hierarchów, którzy zdając sprawozdanie ze swojej diecezjalnej aktywności, nie potrafią znaleźć w osobistym zaniedbaniu, bądź nieudolności, przyczyn opłakanej sytuacji swoich owczarni, ograniczając się tylko do gestu rozłożonych bezradnie rąk.
Zdecydowane działanie w takich przypadkach mogłoby być pierwszym krokiem do swoistego oczyszczenia, a co mogłoby prowadzić do powrotu zniesmaczonych obecną sytuacją owieczek.
Kryspin


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz