Od zarania dziejów człowieka
cechowała ciekawość, co przyniesie przyszłość.
Jutrem interesowali się wszyscy,
niezależnie od pozycji, jaką dane było im zajmować: najpierw w
plemiennej gromadzie, później w bardziej rozwiniętej
rzeczywistości, w której na czele większej grupy stawali książęta
i królowie, oni też zabiegali o poznanie jutra. Może dlatego
powszechnym był zwyczaj powoływania na służbę ludzi z
nadludzkimi zdolnościami przewidywania przyszłości.
Teraz wcale nie uwolniliśmy się
od ciekawości, co przyniesie jutrzejszy dzień i może dlatego nadal
wielkim powodzeniem cieszą się wróżbici i wszelkiej maści
współcześni szamani ze szklaną kulą, czy talią tarota.
Dla bardziej światłych, do
których aspirują przedstawiciele elit politycznych, a także spora
grupa rekinów biznesu, rolę dawnych szamanów zastąpiły
profesjonalne firmy zajmujące się przepowiadaniem jutra
wykorzystujące metody sondażowe.
Kilka tygodni temu przeżywaliśmy
gorączkę wyborów parlamentarnych, i przy tej okazji byliśmy
lawinowo zalewani sondażami przewidującymi, kto zostanie zwycięzcą,
a komu wyborcy pokażą figę, i poza nielicznymi nietrafionymi
prognozami, te prognozy potwierdzały się przy urnach.
Życie nie znosi próżni i
dlatego już dzień po ogłoszeniu oficjalnych wyników sondażowi
eksperci(często na kosztowne zamówienia) przystąpili do publikacji
kolejnych prognoz, wszak już niebawem czeka nas kolejny plebiscyt,
którym będą wybory najważniejszego z Polaków, Prezydenta
Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.
I przez kolejne miesiące będziemy
zmuszeni wysłuchiwać, który z kandydatów będzie wygranym.
Kościół będąc nieco z boku
politycznego kotła zdaje się nie za bardzo czuć potrzebę myślenia
o jutrze, mając z tyłu głowy zapewnienie, które kiedyś skierował
do pierwszego papieża - św. Piotra sam założyciel tej instytucji
- Jezus Chrystus, kiedy zapewnił go o niezniszczalności Kościoła,
tak że nawet siły piekielne go nie przemogą.
Pewnie, opierając się na tym
zapewnieniu Zbawiciela, współcześni włodarze wspólnoty spod
znaku krzyża zdają się być nad wyraz spokojni i może dlatego
swoją wiedzę na temat kondycji powierzonego ich trosce Bożego
dziedzictwa, ograniczają do roli księgowego, co roku zbierając
dane o liczbie wiernych, czy pobożności mierzonej ilością
rozdanych komunii. Taka buchalteria odbywa się zawsze w ostatnią
niedzielę roku liturgicznego, i na tym koniec. No może poza tym co
wiernym podają w formie rocznego sprawozdania przedstawiciel
Episkopatu.
To chyba za mało, i za bardzo pasywne
jest to działanie, bo nie daje podstawowej odpowiedzi na to,
dlaczego od lat zapisywane w kościelnej księgowości dane są coraz
mniej imponujące?
Wniosek, że to skutek ogólnoświatowego
zjawiska laicyzacji, nie wyczerpuje pytania : dlaczego jest tak źle,
i z każdym rokiem gorzej?
Swoją drogą może i w Kościele
sprawdziłaby się metoda sondażu, która mogłaby jednocześnie
chronić biskupów przed głupimi decyzjami, takimi jak miało to
miejsce niedawno. Kilka dni temu życie zakończył hierarcha, za
którym ciągnął się smrodek obyczajowego skandalu(nota bebe
nierozliczonego do dziś) i pojawił się problem. W pierwszym
komunikacie władze diecezji poinformowały wiernych, że pogrzeb
odbędzie się w katedrze, tradycyjnym miejscem wiecznego spoczynku
dostojników kościelnych. No i powstał zgrzyt związany z zarzutami
sprzed lat, z których wielebny nigdy się nie oczyścił.
Niefortunna decyzja miejscowego ordynariusza od razu spotkała się
ze stanowczym sprzeciwem środowisk katolickich, wyrażających w
formie otwartego listu stanowczy sprzeciw.
Na szczęście zmieniono formę
pogrzebu, ale „mleko się już rozlało”.
A może warto by było wcześniej
pomyśleć, ilu wiernych na tym Kościół stracił?
Wiara człowieka to delikatna materia i
takie „kwiatki”z pewnością mają na nią wpływ.
Politycy bardzo cenią sobie sondaże,
które oprócz poprawy nastroju, pełnią rolę hamulca przed głupimi
decyzjami z ich strony; może takie cykliczne kościelne badania
byłyby dobrem chroniącym hierarchów przed autorytatywnymi
decyzjami powodującymi trwałe rysy na budowli, której przecież
są tylko zarządcami.
Kryspin