niedziela, 28 sierpnia 2016

Nie przyszedłem aby służyć, ale by mi służono!

 
     Był listopad 1975 roku. Będąc w klasie maturalnej pojechałem na krótkie [3 dni] rekolekcje dla młodzieży, które kilkanaście kilometrów od mojej miejscowości, organizowali Ojcowie Paulini.
    W małej, wiejskiej parafii pracowało wtedy czterech zakonników. Nad wszystkimi górował nie tylko pełnioną funkcją, ale i wzrostem[2,05] przeor tej mini wspólnoty.
Lubiłem tego olbrzyma, którego poznałem już wcześniej, gdy odwiedzał naszą parafię, za każdym razem budząc małą sensację z powodu swojej wielkości.
Przy całej swej „niezwykłości” był do tego szalenie miłym człowiekiem.
Zdziwiło mnie, gdy w trakcie naszego pobytu u gościnnych zakonników[ w trakcie naszych rekolekcji], Ojciec Przeor przedstawił nam swoich pomocników, wśród których jeden zdawał się jakoś za bardzo posunięty w latach, jak na prostego mnicha.
     Gospodarz wyjaśnił nam, że to był były Generał ich zakonu [ najważniejsza osoba w dużym zgromadzeniu zakonnym], ale po skończonej kadencji, powrócił do grona szeregowych Ojców!
Później, wyjaśniając nam zasady panujące w zakonie, dodał, że on także po maksymalnie dwóch kadencjach[czteroletnich] pewnie zostanie przydzielony do innych zadań.
Tak też się stało, gdy po kilku latach, w czasie mojego pobytu na Jasnej Górze, spotkałem go w klasztorze. Był wtedy zwyczajnym Ojcem zakonnym, jakich tam było wielu, ale nadal ujmował serdecznością i szczerym, uśmiechem!
     Przed kilkoma dniami w trakcie popołudniowej kawy, na którą zaprosiliśmy sąsiadów. Justyna wiedząc o mojej przeszłości, poruszyła temat proboszcza z jej rodzinnej parafii:
-” Od ponad dwunastu lat w mojej rodzinnej parafii zostaliśmy skazani na proboszcza, który delikatnie to ujmując, nie jest lubiany. Przez te wszystkie lata niechęć do tego kapłana narosła konfliktami, w których on chyba się lubuje, bo co chwilę swoją postawą zraża sobie kolejnych wiernych i w efekcie coraz mniej ludzi chodzi do kościoła...
Najgorsze jednak jest to, że on ma dopiero 58 lat i jeszcze długo u nas pozostanie!”
     Może puśćmy wodze fantazji...
    Gdyby kościelne władze wprowadziły obligatoryjnie kadencyjność stanowisk proboszczowskich.
Dajmy na to: Proboszcz powoływany byłby na okres, powiedzmy 4 lat..
Pod koniec pierwszej kadencji parafialna wspólnota w powszechnym głosowaniu wyrażałaby coś w rodzaju wotum zaufania, oceniając jego czteroletnie rządy dusz i dodatkowo Kuria[organ nadrzędny z biskupem jako decydentem], przeprowadziłaby coś w rodzaju audytu-zewnętrznej oceny poczynań gospodarza parafii.
W efekcie zapadłaby decyzja o ewentualnym kolejnym[ostatnim] okresem jego posługi w danej wspólnocie.
Później cztery lata przerwy i powrót do posługi pomocniczej[ wikariusz] , no a potem ewentualny, kolejny, kadencyjny czas proboszczowania w innej parafii!
No to teraz ktoś powie, że to czysta utopia i coś, czego nie da się wprowadzić w życie...
     Co prawda Kościół przez wieki żył hierarchicznym systemem sprawowania władzy nad pracownikami Winnicy Pańskiej, ale to wcale nie wyklucza, żeby kapłani mieli świadomość, że na tym ziemskim padole nic i nikomu nie bywa dane na zawsze.
Władza dana na jakiś czas,sprawuje w rządzącym poczucie służby i odpowiedzialności przed tymi, którzy nią kogoś obdarzyli.
Człowiek posiadający władzę, bez ograniczenia czasu, niekiedy staje się satrapą, który zatraca poczucie powołania do służby, a po jakimś czasie zaczyna żyć żądzą tego, aby mu służono!
Kryspin
P.S. Napiszcie mi o swoich Proboszczach: Czy są duszpasterzami z prawdziwego zdarzenia, czy satrapami , którzy zatracili istotę powołania!

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Zakonny habit na plaży!

   Ostatnio władze francuskie wprowadziły zakaz przebywania na plażach kobiet w tradycyjnych muzułmańskich hidżabach [kobiecy strój szczelnie zasłaniający całe ciało kobiety], jako wyraz fundamentalizmu religijnego, który jest sprzeczny z laickim charakterem państwa z Lazurowym Wybrzeżem. Niejako drugorzędnym argumentem był problem higieny, pożądany w miejscach, gdzie ludzie zażywają kąpieli.
    Z pewnością w świecie muzułmańskim takie obostrzenia będą traktowane jako nieprzyjazne i prowokująco wrogie wobec osób wyznających islam, no i zarzewie konfliktu gotowe.
    Swoją drogą pewnie wielu z nas dziwi takie poddańcze stosowanie się młodych kobiet islamu tak drastycznym ograniczeniom, które w naszej kulturze europejskiej, nie miałyby żadnych szans.
No, ale to wcale nie jest prawdą!
    W naszym kręgu cywilizacyjnym, w kulturze mającej korzenie w chrześcijaństwie, także z takim fundamentalizmem się spotykamy!
Jeszcze jako bardzo młody ksiądz przed wyjazdem nas letni urlop, rozmawiałem z siostrą zakonną, która pracowała w mojej parafii.
Dowiedziawszy się o moich planach wyjazdu nad morze, nieco posmutniała i z żalem powiedziała:
-”Wy, księża macie dobrze...możecie bez żadnego problemu poopalać się nad wodą, zażywać morskich kąpieli i po dniu spędzonym na plaży, spędzić wieczór w nadmorskiej kawiarni, nie budząc sensacji pozostałych obecnych.”
Zdziwiony odpowiedziałem bez namysłu:
-Przecież siostra też pojedzie na urlop, więc jaki problem, aby spędzić go podobnie ?
Odpowiedziała mi jeszcze bardziej poważna:
-”My nie mamy problemu, ale regułę zakonną i ten habit, który od chwili złożenia ślubów wieczystych, a nawet od czasu, gdy już na początku naszej drogi powołania zostałyśmy w niego przyobleczone; stał się jakby naszą drugą skórą...
     Żal mi, gdy mijam na ulicy młodą kobietę w zakonnym habicie i za każdym razem zastanawiam się co nią kierowało, że postanowiła tak spędzić resztę życia?
No i znowu narobiłem sobie kłopotów! Już wyobrażam sobie lawinę głosów obrońców odwiecznej tradycji, gdy od zawsze siostry zakonne realizowały swoje powołanie do modlitwy i ofiarnej służby i jakoś im habity w tym nie przeszkadzały!
To oczywiście jest prawdą, ale ?
     Ostatnio na jednym z portali internetowych zamieszczono wywiad z kobietą, która opuściła zgromadzenie zakonne po czternastu latach bycia w klasztorze.
Z żalem opowiadała o przyczynach opuszczenia wspólnoty. Na początku jak wiele jej rówieśniczek, cieszyła się, że będzie mogła realizować swoje marzenia o pełnej miłości służbie bliźnim, o radości bycia blisko Boga poprzez wspólnotę modlitwy.
    I to wszystko przez lata bledło w klasztornej rzeczywistości: zazdrość pomiędzy siostrami, nieustanna walka o względy przełożonej, absurdalne[na dzisiejsze czasy] nakazy reguły zakonnej pamiętające lata matki założycielki[ XVI wiek], permanentna inwigilacja i nieustanna konieczność rezygnacji ze wszystkiego w imię bezdyskusyjnego posłuszeństwa.
I znowu ktoś powie: przecież wiedziały na co się decydują.
    Sądzę, że nie do końca wiedziały, bo świadczą choćby o tym dane o odejściach z zakonnych wspólnot?
Pod koniec wywiadu z byłą siostrą padło pytanie ile z dziewczyn, które rozpoczęły z nią drogę klasztornego powołania, po latach pozostało w zgromadzeniu:
-”Z siedemnastu pozostały dwie!”-padła odpowiedź.
     A może potrzeba trochę świeżego powietrza, które padłoby na zakurzone dawnymi czasami zakonne reguły.
Chwile oddechu, takiego ludzkiego bycia wśród zwykłych ludzi, z pewnością nie zburzyłyby kobietom[na co dzień chodzącym w zakonnych habitach] istoty ich powołania
Kryspin

wtorek, 16 sierpnia 2016

Dożywocie!


     Miałem niecałe osiem lat, gdy pierwszy raz zaliczyłem wakacje u mojego wujostwa na wsi.
Byłem dzieciakiem z miasta i pobyt w gospodarstwie moich krewnych dostarczał mi niesamowitych przeżyć.
Tam szczególnie polubiłem codzienne spotkania ze zwierzętami:z Azorem, psem pilnującym obejścia, z krowami leniwie przeżuwającymi zieloną karmę by każdego poranka odwdzięczać się ciepłym mlekiem [z którego ciocia robiła pyszne masło i biały ser], oraz z innymi zwierzęta w obejściu.
     Bardzo lubiłem z wujkiem zajmować się końmi, które w niedzielne przedpołudnie były zaprzęgane do bryczki, którą udawaliśmy się na mszę odprawianą w parafialnym kościele.
Obok zagrody wujostwa było gospodarstwo sąsiadów. Tam od kilku lat gospodarzyła wraz ze swoim mężem córka starych rolników. Jej rodzice zaraz po ślubie przekazali młodym dorobek swojego życia w zamian za ”dożywocie”[ w tamtym czasie rolnicy, którzy przechodzili w stan spoczynku, nie otrzymywali państwowej emerytury i byli zdani tylko na łaskę swoich pociech]
    Starzy sąsiedzi w swej przezorności dokonali nawet stosownego zapisu przed sołtysem, że :dożywotnio będą otrzymywali od młodych pól litra mleka dziennie i do tego jedno jajko.
Wkrótce zmarła stara matka i ojciec nowej gospodyni pozostał sam. W dniu pogrzebu zięć wziął go na stronę i wyjaśnił: „Teraz, gdy ojciec został sam, mleka należy się jedna szklanka, a jajko będzie co drugi dzień!”
    To zdarzyło się dawno i może na szczęście teraz „dożywocie” w formie emerytury dla rolników zapewnia KRUS, ale pieniądze, które co miesiąc dostarcza listonosz, nie zastąpią wrażliwego serca najbliższych.
*
„Ojciec już jest stary i nie pasuje do naszego nowego domu. Jest marudny, niedosłyszy i najgorsze, że przy jedzeniu rozlewa nawet herbatę, nie mówiąc już o innych naczyniach, których wytłukł już co niemiara. W starej chacie z pewnością będzie się czuł lepiej, bo to jego świat.”
    Tak tłumaczyła się przed sąsiadami właścicielka pięknego i dużego gospodarstwa w zamożnej wielkopolskiej wsi.
    Córka mieszkająca w nowo pobudowanym, olbrzymim domu „dbała” o to, by staruszek nie czuł się niezręcznie i może dlatego posiłki zanosiła mu w metalowym naczyniu do szarej od starości izby.
Do stołu w pięknym salonie nie zapraszała go nigdy, choć często właśnie tam odbywały się przyjęcia z okazji imienin, urodzin, czy innych rodzinnych uroczystości.
Wtedy zdobywała się na gest „dobroci” i wysyłała córkę, aby dziadkowi zaniosła na tekturowej tacce kawałek ciasta.
     Staruszek był zapraszany do ich domostwa tylko raz w roku, przy okazji corocznej kolędy, ale gdy wielebny zasiadał z domownikami do uroczystej kolacji [ którą jadał tam co roku], on zbierał się i wracał do siebie.
    Smutne „dożywocie” miał ten staruszek bo jedyne, czego miał nadmiar, to samotność. Po kilku latach zmarł w swojej chacie. Lekarz wezwany z powiatu wpisał datę śmierci na dzień poprzedni, ale co do godziny, tego po czasie nie umiał dokładnie określić, bo staruszek odszedł po cichu i nikogo wtedy przy nim nie było.
Nic nie zastąpi wrażliwego serca najbliższych, zwłaszcza starym ludziom dożywającym swego „dożywocia”!
    Zawsze, gdy widzę w oczach starych ludzi smutek samotności wśród najbliższych, przypomina mi się „Drewniany talerz” ze wspaniałą rolą Kazimierza Opalińskiego[ Teatr telewizji 1968 rok] i końcowa scena, gdy wnuczka zabiera „pamiątkę” po dziadku, którego pozbyła się najbliższa rodzina. Na pytanie, po co jej ten drewniany talerz, odpowiedziała: „zostawię go dla was”!
Może w Roku Miłosierdzia warto byłoby pomyśleć, że Pan Bóg kiedyś wystawi nam rachunek za wrażliwość naszych serc, także w stosunku do naszych bliskich przeżywających obok nas swoje „dożywocie”!
Kryspin

piątek, 12 sierpnia 2016

Proszę:Przeczytaj i podaj dalej!!!

Do wszystkich znajomych Ważne!!!
     Przed chwilą wróciłem z mojego wydawnictwa, które zajmuje się dystrybucją moich dwóch pierwszych części Koloratki: "Zakochanej koloratki" i "Zatroskanej koloratki-Pasterzy i najemników".
     Obecnie Wydawnictwo zajmuje się przygotowaniem do publikacji trzeciej części:"Zaufanej koloratki-konfesjonału krzywd"! przy tej okazji wyrazili obawę, że z tą książką może być problem, bo "klimat" polityczny i powiązanie obecnej opcji politycznej z kręgami kościelnymi, może torpedować dystrybucję, jako niewygodną dla wielu kręgów!!!
     Obawiam się, że to skutecznie zamknie drogę dotarcia do czytelników-taka cenzura naszych czasów!!
"Zaufana koloratka-konfesjonał krzywd" to zapis skargi tych, którzy doznali krzywd ze strony Kościoła i chcą o swoim bólu mówić, bo to dla nich jest formą terapii!
     Wszyscy słyszeliśmy wielokrotnie o takich brudach Kościoła, ale do tej pory były to tylko zdawkowe informacje, niekiedy plotki!
     Teraz do Waszych rąk trafia swoista "spowiedź" ludzi, którzy osobiście doznali krzywd i pragną, aby świat o tym się dowiedział u źródła!
W związku z licznymi pytaniami dotyczącymi terminu ukazania się "Zaufanej koloratki", informuję, że do rąk czytelników może ona trafić około 20.10.2016 roku. Napisałem-może, bo nie mam pewności, czy będzie dostępna w normalnej dystrybucji!!! 

     Dlatego w dniu dzisiejszym rozpoczynamy przedsprzedaż i osoby, które będą zainteresowane nabyciem tej pozycji, po wpłacie na niżej podane konto kwoty zakupu, otrzymają ją w pierwszej kolejności i do tego w promocyjnej cenie wraz z dedykacją autora-
Nr konta: 06 1910 1048 2944 3926 0942 0001
Kryspin Krystek
Wojskowa 21/7
60-802 Poznań 

Koszt: "Zaufana koloratka-konfesjonał krzywd"- 29,90 zł[ cena księgarni-39,90 zł] Istnieje także możliwość zakupu wszystkich części- cena 70 zł lub jednej z dwóch pierwszych części i do tego przedpłata na "Zaufaną koloratkę"- 49,90 zł[ koniecznie proszę podać tytuł zamówionej części]
     W razie pytań proszę dzwonić:
536 425 831, mail: kryspinkrystek@ onet.eu
     Na koniec gorąca prośba: Wielu czytelników moich książek nie zna mojego bloga! Im także przekażcie  tę informację!
Pozdrawiam wszystkich:Kryspin

poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Życie z uczynkami miłosierdzia!


     W cieniu Sanktuarium Bożego Miłosierdzia , do tego w roku Miłosierdzia, który Papież ogłosił, aby w sercach wierzących obudzić wrażliwość duszy, odbywała się pielgrzymka Franciszka do naszej ojczyzny.
Ojciec Święty wielokrotnie mówił o potrzebie miłosierdzia, którym można zmieniać oblicze świata i to powtórzył w czasie pobytu u nas!
    Na spotkania z nim ściągnęły tłumy. W rzeszy słuchających jego przemówień byli młodzi ludzie i ci posunięci wiekiem także. Na specjalnie przygotowanych miejscach zasiedli wyróżnieni goście: przedstawiciele najwyższych władz i hierarchowie, którzy przez swoją obecność manifestowali jedność z Głową Kościoła i co za tym idzie, wyrażali akceptację poglądów Franciszka!
     A on mówił o potrzebie uczynków miłosierdzia, którymi dokonuje się przemiana naszych serc!
Nie poprzestał jednak tylko na słowach, ale sam w trakcie pobytu u nas czynił drobne gesty, którymi chciał pokazać wszystkim, że tak niewiele potrzeba, aby ze słów przechodzić do czynów.
Nie wystarczy o miłosierdziu tylko mówić i w potoku słów, nawet najpiękniejszych, uspokoić swoje sumienie, to za mało!
     W trakcie pobytu w Krakowie Papież postanowił [poza oficjalnym programem] odwiedzić umierającego przyjaciela, kardynała Macharskiego. Był to uczynek miłosierdzia: chorych odwiedzać!
Taki mały, zwyczajny gest serca otwartego na miłość do bliźniego w potrzebie.
Franciszek zrobił to nie dla poklasku, dla fleszy dziennikarskich aparatów, ale z potrzeby serca, którą żyje na co dzień, także u siebie w Watykanie.
*
     Wśród wszystkich uczynków miłosierdzia, jeden jest kluczem otwierającym ludzkie serce:
Urazy chętnie darować!
Jeśli tego klucza zabraknie, inne uczynki miłosierdzia pozostaną tylko w słowach pustych zapewnień!
Dotyczy to wszystkich: nas maluczkich, ale także tych, którzy zajmowali honorowe miejsca na spotkaniach z Papieżem.
*
    W liturgii Mszy świętej jest taki fragment, gdy zgromadzeni w spowiedzi powszechnej wypowiadają słowa żalu, przepraszając Boga, że zgrzeszyli: myślą , mową i uczynkiem!
I właściwie na tym kończy się czas refleksji nad wszystkimi brudami, którymi ubabrali swoje sumienia!
A może, gdyby zamiast tych wyklepanych słów, przez chwilę, w sercu rozliczyli się z zaniedbanych uczynków miłosierdzia: z braku pocieszenia dla strapionych, odmówionemu chleba głodnym, zaniechanych odwiedzin u schorowanego bliskiego, który w szpitalnej sali czeka na ich wrażliwe serce, podania ręki do zgody skłóconemu z nimi sąsiadowi, puszczenie w niepamięć zadawnionych pretensji; to może na koniec tego spotkania wyszliby inni, lepsi ?
Franciszek powrócił do siebie i rozjechali się do swoich zajęć ci, którzy jeszcze tak niedawno przeżywali zachwyt nad prostotą jego nauki o potrzebie miłosierdzia i może nawet w głębi siebie poczynili postanowienia, że i oni coś zmienią w swoim życiu......
Ale może jeszcze nie teraz, bo to by było tak jakoś głupio porzucić dawne przyzwyczajenia.
      Dlatego na nowo odżyły kłótnie politycznych adwersarzy, kapłan mający swoją siedzibę o kilkaset metrów od mieszkania staruszki, która przed laty była częstym gościem jego przyjaciela, pewnie jej nie odwiedzi, pielęgnując dawną urazę, a pobożny katolik [ co niedzielę zajmujący czołową ławkę w kościele], nadal będzie żył nienawiścią do wszystkich, których nie lubi.....
A może uczynki miłosierdzia wcale nie są takie łatwe do spełnienia......?
Kryspin


czwartek, 4 sierpnia 2016

Uśmiech uczciwego poranka!

Zarobić 50 zł w ciągu jednej  minuty!
To wielka radość, prawda?
Robiłem po drodze zakupy w sklepie sieciowym. Pani przy kasie wyliczyła mi należność za produkty w moim koszyku i podała kwotę do zapłaty.
Po uiszczeniu rachunku, kierując się w stronę samochodu, zabrałem się do chowania pozostałych pieniędzy, które starym zwyczajem[nie do końca dobrym], zamierzałem umieścić w kieszeni koszuli.
I tu zdziwienie???
   Wchodziłem do sklepu mając 90 zł, zrobiłem zakupy za około 40 zł, a w ręce miałem teraz dwa banknoty po 50 zł, czyli równo 100 zł ???
O, jakie to miłe przemknęło mi przez myśl, ale po chwili przed oczami zobaczyłem smutną minę tej kobiety, która przy wypłacie otrzyma 50 zł mniej!!!
Nie zastanawiając się wcale, wróciłem do sklepu i podałem zdziwionej kasjerce banknot.
Była zaskoczona i w pierwszym odruchu próbowała zasugerować, że to moje pieniądze, ale po chwili zrozumiała, że popełniła błąd, który skutkowałby jej smutną miną przy wypłacie!
    Podsumowując: z takiego drobnego wydarzenia oboje zaliczyliśmy uśmiechnięty początek dnia:
Ona, bo ktoś przywrócił jej wiarę w uczciwość i uratował ją od może małej, ale jednak troski;
a ja, że nie uległem pokusie, może niewielkiej, zważywszy na małą kwotę, ale zawsze wiążącej się z ludzką krzywdą!!!
Jak miło jest tak właśnie rozpocząć dzień!!!
Polecam wszystkim, Kryspin

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Niewerbalny przekaz Franciszka


     Gdy w jednym z poprzednich postów pisałem o zbliżających się ŚDM, w zakończeniu napisałem z nutą obawy, czy nie będzie to tylko spotkanie z Idolem?
Teraz, gdy o tamtych dniach mówi się w czasie przeszłym, mogę powiedzieć, że w tym jednym miałem rację:
To było wielkie spotkanie młodych z całego świata z Idolem, który zaczarował przybyłych swoim przesłaniem!
    Papież Franciszek do maksimum wykorzystał tę „imprezę”, aby mając fantastyczną umiejętność kontaktu z morzem młodości, nieustannie mówił do nich, nawet wtedy, gdy nie posługiwał się wyszukanymi słowami!
Przekaz niewerbalny, którym nieustannie dotykał obecnych, pewnie dalece dłużej pozostanie w umysłach zgromadzonych, aniżeli nauki głoszone dla setek tysięcy zgromadzonych w czasie uroczystych liturgii.
    Mnie zafascynowały dwa przekazy, którymi Franciszek obdarował wszystkich obecnych w Krakowie, ale i miliony przed telewizorami:
    Już od kilku lat tabloidy mówiły o kardynale Bergolio, późniejszym Papieżu Franciszku, że jest człowiekiem skromnym, ale i trochę dziwnym zarazem.
No bo jako swego rodzaju dziwactwo odbierano jego przejazdy do siedziby biskupiej metrem , gdy w garażach kurialnych oczekiwały wypasione fury zakupione na potrzeby kardynała. Później jedna z pierwszych decyzji nowo wybranego gospodarza Watykanu, że po wyborze na Stolicę Piotrową zamierza nadal mieszkać w skromnym domu pielgrzyma, gdy o kilkaset kroków oczekiwały odnowione apartamenty papieskie, była także niespotykana.
No i oto ten ekscentryczny Papież, jak pewnie z niesmakiem określają go jego współpracownicy, przybył do naszej ojczyzny!
I znowu dziwne życzenie, że Ojciec Święty będzie się poruszał normalnym samochodem, który nadzwyczaj skromnie by wyglądał obok limuzyn, którymi przybyli inni dostojnicy kościelni i państwowi!
     Trzeba jednak przyznać, że w trosce o dobry wizerunek, większość tychże krążowników szos, na czas pobytu Franciszka, zakotwiczono na parkingach, gdzie spokojnie oczekiwały na chwile po odlocie dostojnego gościa!
    Do historii przejdzie także tramwaj, którym Franciszek udał się na spotkanie z młodymi.
Od tej pory przez wiele kolejnych lat, każdy będzie mógł poczuć radość przejazdu tramwajem Franciszka i to jest piękne!
     Papieski volkswagen także przejdzie do historii, gdy pójdzie na aukcję i pieniądze pozyskane z jego sprzedaży zasilą biednych w afrykańskim kraju.
     Swoją drogą zastanawiam się, ile z tego niewerbalnego przekazu Ojca Świętego odciśnie się zmianą w myśleniu tych, którzy byli blisko niego w tamtych dniach?
     A co by było, gdyby w przykład kapłana w białej sutannie zapatrzyli się i inni duchowni, także ci, którzy do swych stolic biskupich rozjechali się limuzynami z parkingu?
Gdyby także te samochody posłużyły jako dawcy środków na pomoc tym, którzy na co dzień nie mają nawet na tramwajowy bilet?
     Czyż nie byłby to piękny odzew na niewerbalny przekaz Idola Franciszka?
Czcigodni Hierarchowie, i tak w samochodach ze średniej półki bylibyście o krok przed Franciszkiem, bo on na co dzień porusza się starym Renault 4, co wcale nie umniejsza jego wielkości!
Kryspin