wtorek, 16 sierpnia 2016

Dożywocie!


     Miałem niecałe osiem lat, gdy pierwszy raz zaliczyłem wakacje u mojego wujostwa na wsi.
Byłem dzieciakiem z miasta i pobyt w gospodarstwie moich krewnych dostarczał mi niesamowitych przeżyć.
Tam szczególnie polubiłem codzienne spotkania ze zwierzętami:z Azorem, psem pilnującym obejścia, z krowami leniwie przeżuwającymi zieloną karmę by każdego poranka odwdzięczać się ciepłym mlekiem [z którego ciocia robiła pyszne masło i biały ser], oraz z innymi zwierzęta w obejściu.
     Bardzo lubiłem z wujkiem zajmować się końmi, które w niedzielne przedpołudnie były zaprzęgane do bryczki, którą udawaliśmy się na mszę odprawianą w parafialnym kościele.
Obok zagrody wujostwa było gospodarstwo sąsiadów. Tam od kilku lat gospodarzyła wraz ze swoim mężem córka starych rolników. Jej rodzice zaraz po ślubie przekazali młodym dorobek swojego życia w zamian za ”dożywocie”[ w tamtym czasie rolnicy, którzy przechodzili w stan spoczynku, nie otrzymywali państwowej emerytury i byli zdani tylko na łaskę swoich pociech]
    Starzy sąsiedzi w swej przezorności dokonali nawet stosownego zapisu przed sołtysem, że :dożywotnio będą otrzymywali od młodych pól litra mleka dziennie i do tego jedno jajko.
Wkrótce zmarła stara matka i ojciec nowej gospodyni pozostał sam. W dniu pogrzebu zięć wziął go na stronę i wyjaśnił: „Teraz, gdy ojciec został sam, mleka należy się jedna szklanka, a jajko będzie co drugi dzień!”
    To zdarzyło się dawno i może na szczęście teraz „dożywocie” w formie emerytury dla rolników zapewnia KRUS, ale pieniądze, które co miesiąc dostarcza listonosz, nie zastąpią wrażliwego serca najbliższych.
*
„Ojciec już jest stary i nie pasuje do naszego nowego domu. Jest marudny, niedosłyszy i najgorsze, że przy jedzeniu rozlewa nawet herbatę, nie mówiąc już o innych naczyniach, których wytłukł już co niemiara. W starej chacie z pewnością będzie się czuł lepiej, bo to jego świat.”
    Tak tłumaczyła się przed sąsiadami właścicielka pięknego i dużego gospodarstwa w zamożnej wielkopolskiej wsi.
    Córka mieszkająca w nowo pobudowanym, olbrzymim domu „dbała” o to, by staruszek nie czuł się niezręcznie i może dlatego posiłki zanosiła mu w metalowym naczyniu do szarej od starości izby.
Do stołu w pięknym salonie nie zapraszała go nigdy, choć często właśnie tam odbywały się przyjęcia z okazji imienin, urodzin, czy innych rodzinnych uroczystości.
Wtedy zdobywała się na gest „dobroci” i wysyłała córkę, aby dziadkowi zaniosła na tekturowej tacce kawałek ciasta.
     Staruszek był zapraszany do ich domostwa tylko raz w roku, przy okazji corocznej kolędy, ale gdy wielebny zasiadał z domownikami do uroczystej kolacji [ którą jadał tam co roku], on zbierał się i wracał do siebie.
    Smutne „dożywocie” miał ten staruszek bo jedyne, czego miał nadmiar, to samotność. Po kilku latach zmarł w swojej chacie. Lekarz wezwany z powiatu wpisał datę śmierci na dzień poprzedni, ale co do godziny, tego po czasie nie umiał dokładnie określić, bo staruszek odszedł po cichu i nikogo wtedy przy nim nie było.
Nic nie zastąpi wrażliwego serca najbliższych, zwłaszcza starym ludziom dożywającym swego „dożywocia”!
    Zawsze, gdy widzę w oczach starych ludzi smutek samotności wśród najbliższych, przypomina mi się „Drewniany talerz” ze wspaniałą rolą Kazimierza Opalińskiego[ Teatr telewizji 1968 rok] i końcowa scena, gdy wnuczka zabiera „pamiątkę” po dziadku, którego pozbyła się najbliższa rodzina. Na pytanie, po co jej ten drewniany talerz, odpowiedziała: „zostawię go dla was”!
Może w Roku Miłosierdzia warto byłoby pomyśleć, że Pan Bóg kiedyś wystawi nam rachunek za wrażliwość naszych serc, także w stosunku do naszych bliskich przeżywających obok nas swoje „dożywocie”!
Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz