Synod biskupów, którzy w
dalekiej Amazonii dyskutowali nad zmianami, z którymi musi zmierzyć
się Kościół, nadal niesie się echem dyskusji prowadzonej na
wielu płaszczyznach.
W mediach pojawiają się głosy
najróżniejszych dostojników tej instytucji, którzy jednoznacznie
kibicują odwadze Franciszka, ale są i tacy, dla których inicjatywa
Papieża jawi się prostą drogą do katastrofy.
Nie inaczej jest na naszym
rodzimym podwórku, choć trzeba zauważyć, że polscy hierarchowie
bardzo oszczędnie ferują oceny dotyczące nadchodzącej „rewolucji”
Franciszka.
Mimo, że nasz Episkopat milczy, to
jednak nie znaczy, że nikt nie zajmuje się tym tematem, co dało
się zauważyć chociażby w niedawno emitowanym programie „Warto
rozmawiać”
Pewnie nie byłoby w tym nic
nadzwyczajnego, bo przecież głos szeregowych wiernych od zawsze był
istotnym w wytyczaniu kierunku Łodzi Piotrowej, ale?
W telewizyjnym studiu zasiadło dwóch
katolickich publicystów i jeden, znany z medialnej aktywności
kapłan, by razem dokonać oceny tego, w jakim kierunku zmierzają
hierarchowie uczestniczący w Synodzie.
Aby ich głos nabrał jeszcze
większej powagi, prowadzący przeplatał ich dywagacje głosem,
będącego poza studiem, profesora teologii przedstawionego jako
ucznia i osobistego przyjaciela Jana Pawła II.
Tak uzbrojeni dyskutanci nie
ograniczyli się tylko do tego, by przybliżyć słuchaczom istotę
ustaleń synodu, ale poszli o krok dalej, próbując dociec, po co w
ogóle tenże się odbył.
No i staliśmy się świadkami
swoistego sądu na inicjatywą Franciszka (nie ulega bowiem
wątpliwości, że papież powołał ten Synod w jakimś celu i to on
jest jego głównym reżyserem)
Słuchając domorosłych
(„mędrcy” w studiu) teologów i popierającego ich wynurzenia
profesora, odniosłem wrażenie, że prowadzący z celowo tak dobrał
dyskutantów, by lansować kościelny beton, któremu nie w smak są
jakiekolwiek zmiany w Kościele.
Niech będzie tak jak było i koniec!
Osobiście z niesmakiem przyjąłem
stanowisko księdza, który postawił się w roli arbitra nie
wahającego się pouczać samego Papieża, zarzucając Franciszkowi,
że w prosty sposób prowadzi do kolejnego rozłamu Kościoła,
porównując go do Lutra przybijającego swoje tezy na bramie
katolickiej katedry.
Może więc warto przypomnieć co dla
niektórych zachowawczych katolików budzi niepokój w Amazońskim
Synodzie:
-Kapłaństwo dla żonatych mężczyzn,
-Wzmocnienie roli kobiet w
Kościele(czytaj- otwarcie drogi do ich kapłańskiej posługi),
-Dowartościowanie roli lokalnych
wierzeń i znalezienie dla nich miejsca w Kościele.
Może dobrze, że dyskutanci
przywołali zagrożenie kolejnym rozłamem w Kościele, bo ku temu
tenże zmierza.
Jeżeli do głosu(decyzyjnego)
dojdą zwolennicy zasady- żadnych zmian, to z pewnością do tego
dojdzie, a nawet już dochodzi, bo tych, którzy szukają swojej
drogi do Boga poza Kościołem, trzeba już teraz liczyć w setki
tysięcy i nie dzisiejszy „Luter” ma ich oblicze.
Jeżeli do tego dodać, że od lat
Kościół staje się coraz bardziej mniejszością, wobec ponad 6
miliardów ludzi wyznających inną wiarę, to jest to wystarczający
powód do konieczności działania, i takowe w swej wizji przedstawia
Papież:
Jest wiele dróg do Boga i miejsce w
Jego planie Zbawienia jest dla wszystkich- dla tych 6 miliardów
także.
Pod koniec telewizyjnej dyskusji
uczestnicy zaapelowali o modlitwę w intencji opamiętania się
Papieża, by nie niszczył tego, co od wieków zostało postanowione.
A ja proszę o modlitwę w jego
intencji z zupełnie innego powodu.
Módlmy się o odwagę Sternika
Łodzi Piotrowej, by uratował ją przed zakusami tych, dla których
liczy się tylko partykularne dobro i obce jest im to, że Chrystus
przyszedł na świat, by otworzyć bramę Zbawienia dla wszystkich
ludzi, którzy byli kiedyś, żyją dzisiaj i nastaną po nas.
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz