Dokładnie od środy
weszliśmy w okres Wielkiego Postu.
Kościół corocznie wyznacza
czterdziestodniowy okres poprzedzający święta Wielkanocy, jako
czas przygotowania do godnego świętowania nadchodzącego triumfu
życia, które niesie ze sobą niedziela Zmartwychwstania.
Pielęgnowanie praktyk polegających
na świadomym umartwianiu się nie jest związane tylko z tradycją
chrześcijańską, choć (zwłaszcza w Kościele Katolickim) często
spotykamy się z takowymi praktykami, jako ćwiczeniami mającymi
wyrobić w wierzącym zdolność do samoograniczenia swoich (nie
zawsze dobrych) pragnień.
Nakazy postu- wstrzemięźliwości
są narzędziem, którego Kościół często używa, by podtrzymać w
nas świadomość potrzeby pokuty za …....?
No właśnie, za co?
Jedna z czytelniczek „Księdza w
cywilu” pisząc o tym, co irytuje ją w Kościele, zapytała
wprost:
„-Dlaczego w Kościele tak eksponuje
się potrzebę nieustannego kajania się?
Przyznam, że rzadko uczestniczę we
mszy świętej, ale jeżeli już mi się to zdarza, za każdym razem
robię się wściekła, kiedy od początku uczty( bo tak przecież
określa się mszę, jako ucztę eucharystyczną, prawda?), każe się
mi bić w piersi i mówić, że nie jestem godna tego zaszczytu!”
Inny czytelnik także podzielił to
krytyczne zdanie:
”-Nie lubię smutku, którym zioną
kościelne ceremonie, i dlatego wolę posiedzieć w ciszy pustej
świątyni, bo wtedy odczuwam prawdziwą bliskość Boga...... a on
wcale nie jest smutnym starcem, zrzędliwym tetrykiem czerpiącym
radość ze strachu rozsiewanego wśród uczestników liturgicznych
spędów.”
Czy wobec tych powyższych, do tego
najczęściej krytycznych opinii, winniśmy przekreślić mądrość
minionych pokoleń i obśmiewać to, czym wyposażyli nas nasi
przodkowie?
Chrystus wiedząc o wielkości
zadania, które przed nim postawił Bóg Ojciec, odbył swój swoisty
„obóz kondycyjny” - 40 dniowy post na pustyni, by później
zmierzyć się wielkim ciężarem, jakim było wyzwanie krzyża.
Każdego roku na Filipinach rzesze
wiernych uczestniczą w procesjach biczowników zadających sobie
cierpień okładając się skórzanymi biczami zakończonymi
ołowianymi kulkami i haczykami, którymi ranią swoje ciała, aby
upodobnić je do okaleczonego ciała Jezusa, kiedy ten wspinał się
na górę swej męczeńskiej śmierci.
Najbardziej zagorzali uczestnicy
filipińskich procesji nie ograniczają się tylko do ran zadawanych
sobie biczem i poddają swoje ciała (i to dosłownie) okrutnej
praktyce krzyżowania.
Oczywiście nie namawiam nikogo do
takiej „ekstremalnej jazdy”, ale może warto z dozą większej
świadomości wykorzystać okres Wielkiego Postu na nasz osobisty
„obóz kondycyjny”.
I nie chodzi tylko o to, by
ograniczyć mięsiwa w naszych garach, czy odwiesić balowe suknie do
następnego karnawału, ale ten czas każdy może wykorzystać ku
temu, by stać się innym, lepszym człowiekiem.
Muzułmanie przeżywając swój
ramadan, miesiąc postu, nie tylko odmawiają sobie jedzenia i picia
od świtu do zmierzchu ( każdego dnia), ale i zawieszają wzajemne
spory(także działania wojenne) i starają się pogodzić ze swoimi
adwersarzami.....
Mamy teraz czas Wielkiego Postu,
który wrósł w naszą tradycję i świadomość na tyle głęboko,
że wiedzą o nim wszyscy, niezależnie od wyznawanego światopoglądu.
Może watro byłoby wykorzystać
te dni na swoisty „kondycyjny obóz”, po którym łatwiej nam
będzie w drugim człowieku zobaczyć innego, może o odmiennych
poglądach na rzeczywistość, ale zawsze zasługującego na
szacunek, człowieka.
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz