Zaliczyłem ostatnio kilkudniowy
pobyt w szpitalu. Nie trafiłem do tego przybytku w jakimś alarmowym
trybie, nie musiałem więc korzystać z transportu z literką R.
Do lecznicy udałem ze skierowaniem od
rodzinnego lekarza, który podczas jednej z ostatnich moich wizyt
stwierdził, że niekiedy warto na zimne dmuchać i póki co
przebadać się( najlepiej w szpitalnych warunkach), aby później
uniknąć poważniejszych konsekwencji.
Trudno mi było nie zgodzić się z
takim zaleceniem, zważywszy, że w przeszłości nie zawsze byłem
taki zapobiegliwy, przez co zaliczyłem kilka zdrowotnych wpadek.
W wyznaczonym dniu dopełniłem
więc formalności w szpitalnej Izbie Przyjęć, po czym skierowano
mnie na oddział tych mniej zagrożonych, których w szpitalu leczy
się z zasady mniej inwazyjnie, aniżeli pechowców z OIOM-u, gdzie
cienkiej linii życia pilnują przyrządy i szpitalny personel
pracujący ze świadomością niebezpieczeństw, na które są
narażeni chorzy na ich oddziale.
Każdy szpitalny dzień na
„normalnym”oddziale jest podobny do siebie: poranne mierzenie
temperatury, obchód lekarski ze szczątkowymi info na temat
przebiegu kuracji i zaleceniami co do dalszych działań, ku poprawie
stanu zdrowia chorego, za który odpowiedzialność biorą lekarze i
personel pomocniczy(pielęgniarki, laborantki i pozostali pracownicy
z oddziału), i to by było na tyle......
Nie można jednak zapominać o
„atrakcjach” szpitalnych dni: kateringu z posiłkami i o
wyprawach szlafrokowych procesji do sklepiku, gdzie można kupić
gazetę, butelkę wody mineralnej, a także słodkie łakocie
umilające szpitalny pobyt.
Za każdym razem, kiedy dane mi
jest zaliczyć kolejny pobyt w szpitalnej lecznicy, czekam także na
wizytę kapelana tego przybytku.
Takie odwiedziny zazwyczaj odbywają
się późnym popołudniem i za każdym razem są bardzo do siebie
podobne.
Wielebny mniej lub bardziej
zdecydowanym krokiem przemierza szpitalny korytarz i zaglądając do
kolejnych pokoi wypełnionych białymi łóżkami chorych, zdaje się
sprawdzać stan osobowy, niekiedy zadając wręcz pytanie: czy
pojawił się wśród przebywających ktoś nowy, i przy tym
zainteresowany jego posługą.
Jeżeli duszpasterz zakodował z
poprzedniej wizyty, że facet z łóżka przy ścianie po prawej
przyjmował komunię, to bez kolejnego pytania zatrzymuje się przy
miejscu jego szpitalnego pobytu, by po krótkiej modlitwie uraczyć
go ciałem Chrystusa, i zaraz potem w tył zwrot i przemarsz do
kolejnej sali.
Ostatnio w jednym z portali
społecznościowych ktoś umieścił zdjęcie ze szpitalnego
korytarza. Ksiądz trzymający w ręku korporał (rodzaj ozdobnej
torby, w której przenosi się eucharystię), a obok pielęgniarka
trzymająca tacę z lekami dla chorych.
U dołu zdjęcia znajdował się napis,
a właściwe liczby z podanym wynagrodzeniem:
pielęgniarka 2500 zł, kapelan 5800 zł
Tak sobie myślę, że podobną
„agitkę” można by stworzyć wstawiając na fotografii zamiast
kapłana np. lekarza z oddziału. Wtedy dysproporcja w wynagrodzeniu
byłaby pewnie jeszcze większa....?
Dzień szpitalnego oddziału
rozpoczyna wizyta lekarska – obchód medyków w asyście
pozostałego personelu. Swoista celebracja ważności osób biorących
w nim udział i nic ponadto – przynajmniej tak to odbierałem
podczas mojego pobytu w lecznicy, i z pewnością to nie było tylko
moje odczucie.
Dzień szpitalnego oddziału
kończy wizyta kapelana.
A mnie marzy się, by nie była ona
tylko celebracją, niekiedy zbyt pośpieszną, ale by była
spotkaniem z Chrystusem, który będąc gościem przy łóżku
chorego, nachyla się nad jego cierpieniem wlewając w jego duszę
nadzieję, albo zgodę na przyjęcie przeznaczenia.
Ale tego nie osiąga się w trakcie
pospiesznej i drętwej wizyty, a poprzez cierpliwe odwiedziny,
posługę dobra przy spotkaniu dwóch najważniejszych dla siebie
osób:
Chrystusa i cierpiącego chorego.
Kryspin
Bardzo dobry wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nie miałem nigdy okazji leżeć w szpitalu i raczej nie chcę aby to prędko nastąpiło. Na ten moment bardzo chwalę sobie specjalistów kardiologów z https://cmp.med.pl/cmp-ursynow/kardiolog/ gdyż akurat tam miałem okazję być.
OdpowiedzUsuń