niedziela, 20 lipca 2014

Płomień serca!

       Byłem wczoraj w moim rodzinnym mieście.
Zostałem zaproszony na kawę do bliskich mieszkających na osiedlu domków jednorodzinnych przy ulicy Ciszaka.
      Gdy zajechałem przed ich dom, przez chwilę zatrzymałem się na tej niepozornej uliczce i pomyślałem sobie:
Ciekawe ile osób zamieszkujących ten zaułek wie cokolwiek o patronie tego miejsca?
      Kim był Ciszak?
 Co takiego stało się powodem upamiętnienia tego człowieka, by kolejne pokolenia wspominały jego nazwisko?
Przez chwilę miałem nawet ochotę zapytać przechodzących, kim on był?
Nie zadałem tego pytania, bo znałem tego człowieka.
No może określenie: znałem jest trochę nad wyraz, ale zapamiętałem jego postać z dzieciństwa, gdy klasową wycieczką odwiedzaliśmy miejscowe muzeum: klasę, w której w 1901 roku dzieci miejscowej szkoły zastrajkowały przeciwko germanizacji, a ich bunt stał się głośny jako:Strajk dzieci wrzesińskich!
Pan Ciszak, staruszek o dobrym spojrzeniu opowiadał nam o tych zdarzeniach i wtedy dowiedzieliśmy się, jak bardzo zależało mu na zachowaniu pamięci o małych bohaterach.
Pan Ciszak był znaną postacią z mojego dzieciństwa i dobrze się stało, ze mieszkańcy miasteczka w ten sposób postanowili zachować pamięć o nim.
Dobrzy ludzie zasługują na pamięć!
       W sercach  nosimy pamięć naszych bliskich, pamiętamy ich twarze, uśmiech, niekiedy słowa, które zapadły nam w sercu na lata.
Pamięć o niezwykłych ludziach zasługuje na szczególne potraktowanie i to nie tylko ze względu na
nasz może subiektywny obraz, który nosimy w naszym sercu.
Bohaterka "Zakochanej koloratki " była  osobą, którą zachowuję w mojej pamięci, jako cudowną żonę i matkę, ale takich osób pewnie jest wiele we wspomnieniach ich najbliższych więc po co powstała ta książka?
Odpowiem na to pytanie.
Nie zapala się światła i nie stawia pod korcem; a unosi się je wysoko, by swym blaskiem dawało ciepło i rozświetlało mrok!
Romeczka była takim zapalonym światłem dla bardzo wielu ludzi, którzy ją znali:
W książce jest takie zdanie, które wyjaśnia moją potrzebę zachowania jej "światła" dla tych, którzy jej nie mieli okazji poznać:... 
"Nie jesteś posągową świętą, a jednak masz w sobie coś, co sprawia, że przemieniasz ludzkie serca"....
Zwyczajna kobieta, żona i matka, która roztaczała wokół uśmiech i nadzieję!

Fundacja imieniem Romeczki "Uśmiech nadziei" ;powstała także po to!
Ma ona w swoim "Credo"być nieustannym przenoszeniem jej "światła" tym wszystkim, którzy najbardziej potrzebują uśmiechu i nadziei!
       W czasie kolejnego pobytu Romeczki w szpitalu, w którym toczyła walkę ze złośliwością swojej choroby, w jednej z sal spotkała dawną koleżankę, której nie widziała od lat.
Kobieta ze smutnym wzrokiem beznadziei i strachu prze chwilę powitała ją lekkim uśmiechem, a później zalała się łzami.
A ona usiadła na brzegu jej łózka i rozmawiały przez chwilę.
Stałem wtedy nieco w oddali, w cieniu szpitalnego korytarza i nie słyszałem ich rozmowy, ale byłem na tyle blisko, bym mógł dostrzec jak zmieniają się oczy nieznajomej, jak powraca w nich nadzieja, jak powraca uśmiech na jej twarzy.
       To było ich jedyne i ostatnie spotkanie.
Romeczka odeszła po kilku dniach, a koleżanka powróciła do swego domu, do bliskich.
Ktoś, kto zna dalsze losy tej chorej, pewnie doda teraz:
"No i co dało to spotkanie, przecież ta kobieta zmarła kilka miesięcy później!"
Tak, to prawda, ale ona sama dawała odpowiedź: co dało jej to spotkanie:
Nie spotkałam nigdy takiej osoby, choć znałam ją latami, to w tej szpitalnej sali dostałam od niej coś, co pozwoliło mi żyć nadzieją!"
       Lubimy karmić się wspomnieniami "bohaterów" różnych bajek.
Zwołujemy się przez portale społecznościowe  na wspólne celebrowanie wspomnienia np. jakiegoś muzyka, zespołu rockowego[i nic to, że był to ćpun i alkoholik], doceniając geniusz muzycznych dokonań, i dobrze, bo coś ponadprzeciętnego zasługuje na pamięć.
      Mnie[ może dlatego, że nie jestem muzycznym fanatykiem] marzy się taki czas, byśmy potrafili zachwycić się ponadprzeciętnością takich "zwyczajnych"osób jak Romeczka!
 Ona żyła wśród nas i teraz, gdy po ludzku zgasło jej światło, może warto zwoływać się po to, by na nowo dostrzegać płomień jej serca.
On nie zgasł, pali się nieustannie, dla nas!
Kryspin


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz