wtorek, 11 kwietnia 2023

 

Kościelny WOT, a czemu nie?

Od dobrych kilku lat w Polsce jest wdrażany program rozbudowy naszych sił zbrojnych, co w obecnej rzeczywistości zagrożenia militarnego ze wschodu, wydaje się nad wyraz koniecznym.

Wielu, nie tylko młodych ludzi, zdecydowało się na szlifowanie swoich umiejętności posługiwania się bronią przystępując do programu realizowanego w formacjach Wojsk Obrony Terytorialnej, gdzie przez krótki czas zdecydowali się na zamianę cywilnych ciuchów na wojskowe kamasze.

Pytani o przyczynę takiej decyzji najczęściej odpowiadają, że zdecydowali się na ten krok w poczuciu odpowiedzialności za nasze najważniejsze dobro , jakim jest bezpieczeństwo naszego wspólnego domu noszącego nazwę - Polska.

Już od kilkunastu lat do historii przeszedł czas, kiedy młodzi Polacy byli zobligowani do zaliczania obowiązkowej służby wojskowej; choć wielu z nas jeszcze pamięta tamten czas, kiedy z życiorysu młodych chłopaków państwo rezerwowało dla siebie dwa lata, kiedy musieli w koszarach realizować powszechny, patriotyczny obowiązek, i trzeba zauważyć, że wielu z tych dawnych „obrońców' naszych granic z nostalgią wspomina tamten okres jako szkołę życia i coś dobrego dla kształtowania charakterów młodych ludzi.

Teraz po latach tego eksperymentu z patriotyzmu można powiedzieć, że WOT się sprawdził, pomimo tego, że wielu wieszczyło jego niepowodzenie, bo w człowieku drzemie poczucie, że w życiu warto niekiedy dać coś od siebie, aby zwyczajnie poczuć się bardziej spełnionym.

Ostatnio na łamach znanego portalu internetowego zamieszczono relację młodej Brytyjki, która po odbyciu stażu w renomowanej kancelarii prawnej zdecydowała się na roczny pobyt w klasztorze.

Jak sama siebie określiła, nie powodowały nią pobudki związane z wiarą, z którą dotąd miała niewiele wspólnego, a chciała po prostu zatrzymać się na chwilę w pędzie życia.

Po miesiącach spędzonych w klasztornych realiach stwierdziła, że pobyt w tamtym miejscu odmienił jej spojrzenie na wszystko, co do tej pory zdawało jej się być sensem życia.

Okres wyciszenia, wspólnota przeżywana w milczeniu, dały jej impuls do zrewidowania dotychczasowego postepowania i uczyniło ją osobą szczęśliwą.

Człowiek potrzebuje niekiedy zatrzymania się w pędzie, które narzuca mu świat, co po wielokroć podkreślają ci, którzy świadomie podejmują decyzję o takich „wakacjach” od życia w świecie i wybierają niekiedy dłuższy czas bycia poza tym wszystkim, co do tej pory wyznaczało ich codzienną walkę o przetrwanie w tym gąszczu, który funduje świat.

Często przejeżdżam obok budynku seminarium duchownego w Gnieźnie i za każdym razem wspominam czas, kiedy w jego murach dane mi było przeżyć sześć lat.

W połowie lat osiemdziesiątych kościelne władze zdecydowały się pobudować nowy, gigantyczny gmach, który stał się niewypałem w kontekście spadku powołań i teraz świeci pustakami.

Takich budynków w skali kraju jest z pewnością wiele i większość jest już tylko wspomnieniem dawnego seminaryjnego życia.

A dlaczego w tych murach nie stworzyć czegoś na kształt WOT-ów.

Sądzę, że byłoby wielu chętnych do okresowego przeżycia namiastki z tego, co dawało seminarium.

Nie postuluję, aby w tych miejscach tworzyć po cichu przedsionki powołaniowe, ale miejsca, w których pod okiem kościelnych animatorów, młodzi ludzie mogliby przeżywać czas zatrzymania się w ludzkim pędzie i ładowania akumulatorów do dobrego przeżywania codzienności w świecie.

To nie miałby być rodzaj rekolekcji, a zwyczajny okres wyciszenia bez podtekstów, aby mogli tam trafiać ludzie nie koniecznie identyfikujący się z kościelną awangardą.

W każdym człowieku drzemie potrzeba zatrzymania się, aby dokonywać resetu swoich zamierzeń i takie miejsca mogłyby być dla wielu atrakcyjną formą szukania swojego miejsca.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz