wtorek, 7 marca 2023

 

Dom mam

W jednym z programów komercyjnej stacji telewizyjnej swoimi przemyśleniami podzieliła się przedstawicielka opozycji, która na pytanie o referendum w sprawie aborcji wyraziła opinię, że to Kościół nie odrobił zadania, które przed nim stawiano i dlatego odżyła sprawa prawa kobiet w tej kwestii.

Trudno się nie zgodzić z takim zdaniem, bo rzeczywiście brakuje nie tylko zdecydowanego głosu hierarchów w tej sprawie, ale co jest o wiele większym grzechem tychże, zdecydowanego działania.

Pozwolę sobie teraz powrócić do „Zatroskanej koloratki” i posłużyć się jej fragmentem o tytule: „Dom mam”:

-”Mamy tu „Dom mam”

Teraz jego oczy nabrały blasku, który maluje się na obliczach rodziców przeżywających chwile zachwytu nad swoim dzieckiem, najpiękniejszym owocem ich miłości...

Po chwili zatrzymaliśmy się przed domkiem w kształcie wiejskiego dworku, ale widać było, że jest to nowy budynek.

Miał kremową elewację, małe, białe okna z pastelowymi firankami, które wręcz prowokowały, aby zajrzeć do środka.

Całości dopełniała zieleń kwiatów, które były dosłownie wszędzie...

To jest pani Elżbieta, nasza Mama młodych mam!

Ksiądz Piotr przedstawił mi starszą panią, która pojawiła się w drzwiach wejściowych, gdy ja nadal z zachwytem wpatrywałam się w okienka.

Dopiero po chwili powróciłam do rzeczywistości i zobaczyłam przed sobą kobietę w wieku, który zaznaczył swe piękno na siwych włosach ułożonych w nienaganny kok. Upływający czas nie pozbawił jej jednak ciepła i młodości spojrzenia. Jej oczy były przyjazne i szczerze uśmiechały się przy przywitaniu.

Po krótkiej prezentacji i zdawkowym wyjaśnieniu powodu mojej wizyty weszliśmy do środka.

Do wnętrza domu prowadził krużganek i rodzaj holu. Po jego prawej stronie, nieopodal wejścia stał

mały stolik nakryty białą serwetą dumnie eksponującą pękaty wazon pełen świeżych kwiatów.

Obok umieszczono małe foteliki wręcz zapraszające do tego, aby przysiąść na nich choć na chwilę.

Cały hol emanował dziwnym spokojem i sprawiał, że wchodzący do środka instynktownie ściszali głos i starali się stawiać kroki ostrożnie, by zbędnym hałasem nie zakłócić spokoju tego miejsca.

Przez chwilę miałam wrażenie, że znalazłam się w świątyni, gdzie człowiek instynktownie czuje, że takie miejsce szczególnie wymaga ciszy i szacunku...

Z holu prowadziły drzwi w podobnym pastelowym kolorze, by przejść w w długi korytarz, u którego końca majaczyło okna z firankami podobnymi do tych, które urzekły mnie jeszcze przed wejściem.

Półmrok wnętrza rozświetlały małe kinkieciki umieszczone po obu stronach tej radosnej przestrzeni, i nie chodziło tylko o jasną wykładzinę na posadzce, bo choć i ona emanowała przyjaznym ciepłem, to pierwsze, co chwytało za serce, mieściło się na obu ścianach korytarza. Wisiały tam zdjęcia małych, uśmiechniętych buziek, i człowiek odnosił wrażenie, że to one są prawdziwym źródłem światła w tym pomieszczeniu...

Były to zwyczajne, naturalne, ale i zabawne zarazem sytuacje uchwycone obiektywem aparatu, jakby ktoś chciał uwiecznić pierwszą radość nowego życia...

Poczułam się przez chwilę jak widz, któremu dane było po raz pierwszy znaleźć się na planie filmowym i tylko niekiedy dociera do niego, że to co widzi, nie przystaje w żaden sposób do rzeczywistego świata, z którego tu przybył...

-Zostawię panią pod opieką naszej „Mamy mam” Ona o wiele lepiej zapozna panią z naszym domem; tym po co powstał i jak żyje...”

Za tydzień dowiemy się więcej, dlaczego powstał „Dom mam” i jak w nim realizowane jest działanie dla życia, tego dopiero co zaczynającego się.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz