wtorek, 9 maja 2023

 

Czy Kościół reglamentuje drogę do Boga?

Trudno poważnie potraktować pretensje faceta, któremu los poskąpił wzrostu, a pomimo tego „defektu” chciałby robić karierę w kompanii reprezentacyjnej wojska. Pewnie, że w przypływie frustracji pożaliłby się na dyskryminacyjne, jego zdaniem, wymogi rekrutacyjne, ale i tak nic by nie wskórał.

Inny delikwent chciałby realizować się w ochotniczej straży pożarnej, ale poza zamiarem nie uczyniłby nawet kroku w tym kierunku, i tak w tym płonnym zamiarze doczekałby do śmierci, a po tym ostatecznym zakończeniu ziemskiego bytowania jego bliscy udaliby się do szefostwa OSP, aby ci urządzili mu ostanie pożegnanie z użyciem wozu strażackiego, jako karawanu..

No i konflikt gotowy, bo spotkaliby się z odmową.

Te dwa hipotetyczne przykłady jak ulał pasują do sytuacji z kościelnej łączki.

Pierwszym z nich można by zilustrować przypadek byłego duchownego, który ostatnio zaistniał na portalu internetowym, w którym zarzucił Kościołowi, że ten reglamentuje dostęp do Chrystusa, dyskryminując myślących inaczej.

Dopiero nieco później w trakcie obszernego elaboratu przybliżył czytelnikom kulisy swojego odejścia ze stanu kapłańskiego.

Szczerze deklarując swoją homoseksualną orientację właściwie wyczerpał powody, dla których nie powinien od samego początku obierać drogi ku kapłańskiej karierze, ale postanowił inaczej.

Pewnie, że teraz odezwą się głosy w rodzaju, że przecież znaczny odsetek sług ołtarza takowe skłonności także przejawia, a i tak co niedziela przewodniczą eucharystii, i jakby tego było mało, o ich preferencjach często wiedzą szeregowe owieczki Bożej owczarni.

Aby uciąć wszelkie spekulacje, trzeba stanowczo rozgraniczyć bycie w Kościele ze wszystkimi sprawami, które o nas stanowią, także z naszymi preferencjami seksualnymi, i nikomu nie wolno nas oceniać, czy dzielić w tej kwestii, bo tylko Bóg zna całą prawdę o naszym życiu;

natomiast w sprawie oceny, czy dany kandydat wypełnia kryteria powołania Kościół ma jasne stanowisko i należy jedynie ubolewać, że z winy tych, którzy są odpowiedzialni za proces rekrutacyjny do służby ołtarza, to sito „selekcji” jest często dziurawe, bądź w ogóle pomijane, co w efekcie przynosi najwięcej szkody samej instytucji.

Drugi przypadek (niedoszłego strażaka) to kolejny „kwiatek” zgrzytu w kościelnych relacjach pomiędzy wiernymi, a dysponentami kościelnych posług.

Do takiego spięcia dochodzi często w przypadku posługi pochowania zmarłego.

Jeden z proboszczów naraził się krewkim krewnym nieboraka, który zakończył swoją doczesną pielgrzymkę, a za ziemskiego czasu był otwarcie antykościelnym, co wielokrotnie manifestował swoim zachowaniem i wszem i wobec deklarował swoją niechęć do kościelnych praktyk.

Duszpasterz otwarcie odmówił kościelnej posługi odsyłając żałobników do zakładu pogrzebowego, jako najbardziej właściwej, w tym przypadku, instancji ostatniego pożegnania.

To jednak nie wyczerpało konfliktu, bo bliscy poskarżyli się na duchownego u jego biskupiego przełożonego i koniec końców załatwili kościelny pochówek, a co.

I znowu odezwą się głosy tych, którzy wiedzą lepiej i znajdą remedium na upór kościelnego radykała, bo przecież zawsze znajdzie się inny ksiądz, który za odpowiednią opłatę załatwi problem.

Pewnie, że można i tak, i jeżeli do tego wszystkiego swoje trzy grosze dołożą jeszcze kościelni przełożeni w imię złagodzenia konfliktu, to prosty sposób tworzenia obrazu Kościoła, jako takiego chłopca do bicia, albo tworu do szpiku kości przesiąkniętego kultem mamony.

Kościół nie powstał, by reglamentować dostęp do Boga, ale został powołany do tego, aby dbał o należytą godność temu, który go powołał.

Chrystus ukazujący nam drogę do Bożej Miłości bardzo poważnie traktował swoją misję i tego samego wymaga od naszej wiary.

Zawsze jednak szanuje wolę każdego i dlatego stawia przed nami prawo wyboru: ”Jeśli chcesz”.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz