środa, 3 maja 2023

 

Święci patroni Polski

Biskup Pragi Czeskiej Wojciech dopiero pod koniec swojego życia (urodził się około 956 roku) zawitał na ziemie polskie, gdzie prowadził działalność misyjną na północnych rubieżach młodego państwa i w jej trakcie, 23 kwietnia 997 roku poniósł męczeńską śmierć z rąk pogańskich Prusów.

Według najstarszych przekazów jego ciało od barbażynców wykupił książę polski Bolesław Chrobry, płacąc za doczesne szczątki misjonarza złotem, którego ilość była równa wadze zmarłego.

W niespełna dwa lata po śmierci czeskiego biskupa Papież ogłosił go w 999 roku świętym męczennikiem Kościoła i nadając mu przymiot patrona ziem polskich, otworzył drogę do powołania samodzielnego arcybiskupstwa w Gnieźnie.

Po niespełna wieku od tamtych wydarzeń w Krakowie swoje życie w równie drastyczny sposób zakończył tamtejszy biskup Stanisław ze Szczepanowa, który będąc zwierzchnikiem południowej diecezji naszej piastowskiej ojczyzny popadł w konflikt z królem Bolesławem Szczodrym, później noszącym przydomek Śmiały.

Według najstarszych zapisów kronikarskich, śmierć dosięgła hierarchę w kościele na Krakowskiej Skałce w trakcie sprawowanej przez niego liturgii.

W jego przypadku lokalny kult dalece wyprzedził decyzje papieskiej władzy, która dopiero po prawie dwóch wiekach zaliczyła go do grona świętych męczenników Kościoła i dozwoliła na jego wspomnienie w dniu 8 maja każdego roku.

Obu tych męczenników głównymi patronami Polski (Obok NMP) ustanowił dopiero papież Jan XXIII w roku 1963.

Gdyby prześledzić naszą historię w kontekście bohaterów, którzy swoim wyjątkowym życiem zapracowali sobie na miano świętych, to przez te minione tysiąc lat nazbierałaby się ich całkiem pokaźna liczba.

Wczytując się w poszczególne przypadki tych kanonizowanych osób niestety odnosi się wrażenie, że im dalej cofalibyśmy się w naszych dociekaniach, tym więcej byłoby niejasności ich dotyczących, a powód jest oczywisty, gdyż niekiedy hagiografowie nie dołożyli należytych starań o rzetelne przekazanie historii ich życia.

Zgoła inaczej jest z ostatnim z naszych świętych, papieżem Janem Pawłem II. Jego życie prześwietlono niczym rentgenem i udokumentowano praktycznie minuta po minucie, co winno rozwiać jakiekolwiek wątpliwości co do jego osoby, a jednak?

No i mamy od kilku miesięcy spektakl pod nazwą:

-Czy aby nasz ostatni święty jest nim rzeczywiście?

I zaraz po tym lawina kreowanych przez media domysłów:

-”Wiedział, czy nie wiedział, a jeżeli wiedział, to dlaczego schował głowę w piasek, a nawet starał się tuszować bezeceństwa swoich podwładnych?”

Pewnie jeszcze przez długie lata nie dojdziemy do konsensusu w sprawie Jena Pawła II, i jeszcze przez długi czas będą trwali w swoich okopach zarówno zwolennicy jego niezwykłości, jak i ci chcący za wszelką cenę „odjaniepawlić” naszą rzeczywistość.

Świętość człowieka to efekt procesu dorastania do doskonałości i w takim kontekście należy odbierać decyzje Kościoła o tym, kto swoim życiem w szczególny sposób wyróżnił się osobistym zaangażowaniem w doskonalenie swojej drogi, a Karol Wojtyła jak mało kto w trakcie swojego dość długiego życia krok po kroku starał się przybliżać do ideału, jakim był dla niego Chrystus.

Czy w tym swoim dorastaniu był wolnym od niedoskonałości?

Z pewnością nie; bo nikt nie rodzi się świętym i nie przeżywa życia bez potknięć.

Czy trzeba więc bronić dobrej pamięci Jana Pawła II?

Tak sobie myślę, że z upływającym czasem zbledną w swojej nienawiści wszyscy ci, którym tak bardzo przeszkadza dobra pamięć o jego życiu i jednocześnie wyciszą się w swoich oburzeniu obrońcy jego dobrej pamięci, bo on swoim życiem zasłużył sobie na miano Patrona Polski, a w przyszłości być może Kościół do jego imienia dołoży określenie: Wielki!

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz