wtorek, 23 maja 2023

 

Dlaczego w Polsce rodzi się mało dzieci?

W Polsce rodzi się coraz mniej dzieci i jednocześnie wzrasta ilość tych naszych rodaków, którzy kończą swoje ziemskie bytowanie, czyli umierają.

Jesteśmy w gorącym czasie kampanii przed jesiennymi wyborami i z tego powodu potęgują się głosy z lewa i prawa, w których ten demograficzny problem staje się jednym z wiodących tematów.

Opozycyjni aktywiści trąbią na alarm odpowiedzialnością obarczając rządzących, którym nawet zwiększenie pomocy finansowej dla rodzin ni jak nie wpłynęło na zwiększenie dzietności, ale próżno w tym wzajemnym obrzucaniu się odpowiedzialnością za zaistniałą sytuację doszukać się pogłębionej refleksji wszystkich uczestników rzeczonego sporu.

Jakoś nikomu nie przychodzi na myśl fakt, że oto mamy do czynienia z niżem demograficznym potencjalnych rodzicieli i siłą rzeczy musimy się liczyć z tym, że jeszcze długo będziemy się mierzyć z niedostadiem maluchów w naszych rodzinach.

Problem spadku dzietności w naszym społeczeństwie, to także pokłosie „nowoczesności” jaką od lat promują niektóre środowiska systematycznie krytykujące tradycyjny model rodziny oparty o małżeński związek dwojga ludzi, którzy naturalnym porządkiem rzeczy decydowali by się na wspólną drogę, a zamiast tego promuje się ideę wolnych związków, bo przecież papierek z Urzędu Stanu Cywilnego, czy kościelnych ksiąg zapisujących sakramentalny związek małżeński, to nikomu niepotrzebny przeżytek.

Według oficjalnych statystyk w tychże związkach rodzi się tylko około 15% dzieci przychodzących corocznie na świat , bo one dodatkowo przeszkadzają w samorealizacji młodych, więc traktowane są li tylko jako produkt uboczny wolnej miłości.

Po okresie socjalizmu, który przez ponad czterdzieści lat fundowały nam narzucone przez obcych władze, pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku zapragnęliśmy zakosztować dobrobytu będącego udziałem wolnych narodów i zaczęliśmy przyśpieszony kurs nadrabiania zaległości, aby żyć lepiej, i dobrze, że tak się stało, ale?

Nie wszystko złoto, co się świeci i oprócz poprawy statusu materialnego zaczęliśmy chłonąć i to, co można określić śmieciami wolności.

Dla uważnego obserwatora musi budzić niepokój to, że Europa w pogoni za wolnością coraz bardziej odcina się od korzeni, którymi żyła przez wieki i próbuje stworzyć nowego człowieka wolnego od tradycji chrześcijańskiej, nie dając nic w zamian.

Laicyzacja codzienności tworzy rodzaj pustki, która otwiera pole do działania tych nacji, które pielęgnując swoje tradycje z ochotą wypełniają tę lukę, i to musi budzić niepokój.

W Polsce także mierzymy się z tym trendem, choć póki co zdajemy się być wolnymi od zagrożeń multikulturowością w europejskim wydaniu, ale i u nas dokonuje się erozja trawiąca społeczeństwo.

Polityczna kampania dzieli nas na tych, którzy są światli i tych zapyziałych katoli, którzy trzymając się kościelnych sutann stanowią rodzaj hamulca przed nowoczesnością.

Najbardziej zagorzali przeciwnicy wpływu Kościoła na naszą rzeczywistość żądają nawet referendów mających obnażyć negatywne odziaływanie tej instytucji na umysły Polaków chociażby w kwestii aborcyjnej.

Przyznam, że trochę to dziwnie brzmi, kiedy liderzy niektórych nacji rozdzierają szaty nad obniżającym się wskaźnikiem dzietności w naszych rodzinach, kiedy jednocześnie promują pomysł powszechnej możliwości aborcji do dwunastego tygodnia ciąży, jednocześnie wyrażając swoje oburzenie, że Kościół jest temu przeciwny.

Kościół zawsze będzie po stronie życia, także tych najsłabszych i trudno z tym dyskutować, a politycy mający na względzie przyszłość naszego narodu może by zadbali o to, aby przyszłym matkom tworzyć jak najlepsze warunki dla ich powołania.

Jest u nas wiele do zrobienia w tym względzie i może warto by było chociażby w tym gorącym okresie przedwyborczym obiecać im lepsze szpitale, żłobki dla maluchów i rzeczywistą politykę prorodzinną, tylko tyle i aż tyle.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz