piątek, 30 maja 2014

" Miłość x 2 "

      "Ślubuję Ci miłość,wierność i uczciwość małżeńską i że Cię nie opuszczę aż do śmierci"....
      Kilkanaście minut przed ołtarzem, a póżniej życzenia, kwiaty, przyjęcie dla najbliższych i rozpoczyna się życie dwojga, którzy przekonani o sile wzajemnego uczucia pragną stać się jednym.
Sakrament małżeństwa jest jedynym, w którym Kościół nie  jest pośrednikiem i błędem jest przekonanie, że to kapłan dał nam sakrament.
Duchowny jest tylko przedstawicielem instytucji, która potwierdza wolę przyjęcia Bożego daru.
To małżonkowie sami sobie nawzajem udzielają go i są jedynymi "szafarzami" Bożego daru, pozostali są tylko świadkami.
       Ten sakrament, najpiękniejszy dar łączącej dwoje ludzi  miłości powinien być strażnikiem ich szczęścia na lata, aż do śmierci...Tego pragną i ....
      No właśnie: ponad połowa małżeństw nie wytrzymuje próby czasu i to, co kiedyś było najpiękniejszym przeżyciem, rozpływa się w prozie życia.
-Bo on poznał inną, zdradził, odszedł....
-Bo ona zawiodła się na nim, i opadły różowe okulary i nie spełnił jej oczekiwań....
-Bo nasze charaktery jakoś do siebie nie pasują więc po co się oszukiwać....?
Tak wiele moglibyśmy wymieniać :Bo! i pewnie tak do końca nie byli byśmy wstanie dojść do prawdziwej odpowiedzi: Dlaczego...?
Miało być tak pięknie, a kończy się przed sądem, który orzeka iż tych dwoje, którzy się stawili, stają się od chwili wyroku osobami wolnymi i może jedyne, co będzie ich w przyszłości mobilizowało do spotkań, to dzieci: przez wielu nazywane owocem miłości!
No tak: ludzki sąd zrobił, co miał w swoich uprawnieniach, ale bardzo wielu byłych szczęśliwych nowożeńców swoją wolę bycia jednym zadeklarowało także przed ołtarzem, a wtedy świadek w ornacie jasno określił: "Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela..."
I zaczyna się dopiero tragedia:
"To jest okrutna pułapka, w którą wpadłam, bo on zawiódł na całej linii.
Kiedyś mówił jak bardzo mnie kocha ,a teraz zmienił mnie na inny młodszy model, a ja zostałam sama z tym piętnem"!
Póżniej jeszcze inne gorzkie słowa konfliktu wiary i pragnienia:
"Jestem młoda, pragnę kochać i być kochaną, a wobec wiary, która jest dla mnie bardzo ważna, nie mogę"!
I wypełniają się nasze świątynie  wiernymi "wykluczonymi," dla których najgorsze są niedziele i uroczystości ich bliskich:
-Pierwsze komunie i dzieci zadające pytania: "a dlaczego mama  nie idzie do Stołu Pańskiego, a inni tak?
-Pożegnania w trakcie mszy pogrzebowej, gdy odprawiający mszę św. i kapłan zachęca, aby odwdzięczyć się zmarłemu komunią św.
I znowu można by wyliczać kolejne upokorzenia "wykluczenia", których doświadczają wierzący rozwodnicy.
Bardzo boli, gdy taki wykluczony katolik na mszy staje obok sąsiada, którego widzi codziennie, jak wraca do rodziny chwiejnym krokiem pijaka i staje się  mimowolnym świadkiem "atrakcji" fundowanej  za ścianą , ale nie słychać owacji, a zamiast tego krzyk przerażenia bitych dzieci i poniewieranej żony.
Bardzo boli gdy ten" katolik" ostentacyjnie pcha się do komunii i tylko wracając na swoje miejsce łypie z ironicznym uśmiechem w stronę sąsiada, rozwodnika!
      Co bardziej wytrwali nieszczęśnicy dotknięci "pułapką" sakramentu małżeństwa podejmują próbę uzyskania unieważnienia słów kiedyś wypowiedzianych w kościele.
Sąd diecezjalny rozpatruje takie "zażalenie" zawiedzionych nadziei i orzeka w sentencji:
Ślubu nie było- był nieważny od samego początku!
Jak to mamy rozumieć, jak mają rozumieć to  wszyscy ci, którzy byli świadkami uroczystości...?
Kościół  szczegółowo wylicza całą listę przyczyn, które przekreślają ważność sakramentu[ niedojrzałość psychiczna, zatajona istotna choroba, zatajony sprzeciw na dziecko itd]
W całym zestawie wykluczeń brakuje mi jednak najważniejszego powodu: braku miłości!!!
Zaraz to uzasadnię, a właściwie już to uczyniłem w jednym z poprzednich postów, w którym próbowałem przybliżyć fenomen Miłości!!!
Napisałem wtedy, że prawdziwa miłość nigdy nie umiera, nie odchodzi, nie krzywdzi{reszta przymiotów u św Pawła w Hymnie o miłości]
Aby zaistniał sakrament małżeństwa potrzeba Miłości x2 , bo obie strony to przyrzekają :"Ślubuję Ci miłość"
Jeśli nie mam prawdziwej miłości dla tej drugiej osoby, to jest to najbardziej ważki powód wykluczający sakrament!
Dlaczego więc tyle małżeństw się rozpada?
No właśnie, gdybyśmy poważnie zastanawiali się nad słowem :Kocham Cię! i wypowiadali je zgodnie z wewnętrznym przekonaniem, świadomie i odpowiedzialnie; pewnie na ślubnym kobiercu stawałoby mniej póżniejszych kościelnych rozwodników.
Niekiedy młodzi wzbraniają się przed kościelną ceremonią i używają wtedy argumentów:
-Po co mi papierek z urzędu, a w kościele nie ma rozwodów więc lepiej nie ryzykować, bo a nóż....?
No właśnie i tu paradoks:
Kiedyś nie chciałem nawet myśleć o takich "wolnych związkach" i miałem do nich zdecydowanie negatywny stosunek, ale dochodzę do wniosku, że ci ludzie mają wiele racji i samokrytycyzmu.
Sakrament małżeństwa to najpiękniejszy prezent, bo dobry Bóg daje go dwojgu ludzi, którzy kochają siebie prawdziwie i od tej chwili, gdy składają sobie wzajemną przysięgę dostępują cudu bycia jednym!
Ślub w Kościele, przy Bożym stole to szczególne wyróżnienie i jednocześnie pieczęć,którą On przystawia na naszej Miłości x2.
Nawet Bóg jej jednak nie może postawić, gdy nie ma na czym tego uczynić!
Nie ma sakramentu małżeństwa bez Miłości x 2 i nie ma i nie ma kościelnych rozwodników gdy ona w nich trwa[Miłość x2 ]!!!!!
Kryspin


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz