niedziela, 12 października 2014

Czy można pokochać kolejny raz?

       Mam prawie 57 lat i nadal chce mi się żyć!
Ponad półtora roku minęło od chwili pożegnania mojej ukochanej i mam za sobą czas żałoby, jak zwykle określa się dni, tygodnie i miesiące, gdy nie dostrzega się słońca, a uśmiech na twarzy pojawia się jak maska skrywająca mrok beznadziei, że może być jeszcze pięknie.
      W "Zakochanej koloratce" opisywałem cudowne doświadczanie miłości, która przezwyciężała przygnębienie niepowodzeń, od których nikt przecież nie jest wolny. Życie nie obdarza nas tylko sukcesami, a wręcz przeciwnie; po słonecznych dniach daje nam czas chłodu nieudanych posunięć, przegranych szans, żalu utraconych nadziei w podejmowanych przez nas działaniach!
"Kochany mój, dzielmy smutki i mnóżmy radości pomiędzy sobą"- często do mnie  powracały w minionych miesiącach słowa mojej ukochanej, która potrafiła przywracać mi nadzieję, podnosić w czasie mojej słabości i tak było.
Ja także karmiłem ją moją siłą spokoju, gdy ona przeżywała swój czas mrocznej beznadziei, czy czas doświadczenia wyroku, który usłyszała w swoje 52 urodziny:"Ma pani raka......"
      To było nasze nieustanne doświadczanie miłości!
Mam prawie 57 lat i nadal pragnę żyć i kochać!
Nie mogę żyć tylko wspomnieniem minionego szczęścia, ale pragnę być na nowo szczęśliwym!
Czy mam do tego prawo?
Romeczka odchodząc powiedziała mi jedno zdanie, które wtedy mnie zabolało, a teraz?
-"Masz być szczęśliwy i masz żyć; dlatego proszę Cię, abyś ułożył sobie życie po moim odejściu!"
     Po odejściu mojej ukochanej, czarnym stanem  mojej duszy stała się samotność, ale jednocześnie dojrzewało we mnie pragnienie przeżycia na nowo Cudu Miłości!
     I tu zrodził się pierwszy, istotny problem:
Przez lata byliśmy z moją ukochaną  dla siebie wszystkim: najlepszymi przyjaciółmi, cudownymi kochankami i szczęśliwymi ludźmi żyjącymi w swego rodzaju "kapsule" i tak na prawdę nic, ani nikt nie był nam potrzebny do tego, abyśmy byli szczęśliwi!
Oboje kochaliśmy dom i jego otoczenie i życie towarzyskie ograniczyliśmy do okazjonalnych odwiedzin znajomych, czy dalszej rodziny.
Naturalnym następstwem tego było to, że mieliśmy owszem grono ludzi, których uważaliśmy za osoby bliskie, ale na pewno nie było  wśród nich przyjaciół!
     Teraz, gdy Jej zabrakło, poczułem samotność człowieka, który nie zbudował sobie czegoś na wzór "awaryjnego planu" i to teraz był mój problem!
Znaleźć i pokochać towarzyszkę wspólnej miłości!
Ale gdzie, jak....?
Ktoś podpowiedział mi:
-"Są portale randkowe, tam zaglądają samotni spragnieni powrotu szczęścia...."
Tak, to jest jakieś rozwiązanie, pomyślałem i zapisałem się na jednym z nich!
Nie do końca przekonywały mnie oferty pań ze stron tego swoistego targowiska, bo wszystkie, albo prawie wszystkie były niczym wytwór reklamowego szablonu: "miła odpowiedzialna, spragniona prawdziwej miłości, szukająca odpowiedzialnego partnera- najlepiej bez nałogów i do tego czułego i rozumiejącego czego najbardziej pragnie kobieta"!
A na końcu- rozwiedziona !
Takie kandydatki z odzysku, pomyślałem.
Małżeństwo, rodzina no i ten, który był przez lata drugą połową ich"miłości".A na koniec niespełnienie odczekiwań, sala sądowa, rozwód i.....samotne życie singielki!
Napisałem jednak kilka maili do pań, które swoim wyglądem i kilkoma sensownym słowami zachęciły mnie do podjęcia takiego dialogu
Nasza internetowa znajomość kończyła się jednak szybko, bo najczęściej im nie pasowało to, aby być kolejną w "łańcuchu "miłości faceta jakoś dziwnego:
Przez 30 lat kochał jedną kobietę i ona też go kochała, a teraz.....
No właśnie, czy potrafi żyć dniem dzisiejszym, pokochać kolejny raz, czy raczej będzie tworzył kopię tej Pierwszej? To dla każdej następnej kobiety byłoby czymś najgorszym!
   Po pewnym czasie zrozumiałem, że moja przeszłość, to że kochałem tak jak mało facetów potrafi, wcale nie budzi nadziei pań "skrzywdzonych" przez los [ mężów],dla których uczucie dorastało jedynie do pasa!
   A może jestem już wspomnieniem romantycznej przeszłości i nic już mnie w tym życiu nie spotka, pomyślałem ze smutkiem i pewnie dałbym sobie spokój z "idiotycznymi" moimi poszukiwaniami, gdyby nie zaczepny mail od kobiety, która otwarcie napisała:" że jest mężatką, i że czuje się niekochana, zaniedbana, oszukana przez męża, który przez 30 lat ich związku pewnie nigdy jej nie kochał!"
Do wiadomości dołączyła trzy zdjęcia i podpisała się imieniem!
   To był mój pierwszy kontakt z Beatą, z którą umówiłem się na niezobowiązującą kawę następnego dnia!
Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz