poniedziałek, 9 czerwca 2014

Trzepakowy"Król życia" część II :" Król jabłek"!

        Z wypiekami zadowolenia rodzice Marianka czekali, aby Mariankowi, absolwentowi szacownej uczelni technicznej wręczyć bukiet kwiatów.
Ich synek został inżynierem!.
"Jestem dumny z ciebie, nie zawiodłeś nas i zrobiłeś wielki krok do tego, aby zrobić karierę mój synu"
Poklepał go po ramieniu i poprowadził w asyście najbliższych do lokalu, w którym rodzice zamówili uroczysty obiad.
"Teraz należy się tobie odpoczynek, a póżniej otrzymasz stanowisko w naszej firmie i będziesz robił karierę"
Oznajmił uroczyście tatuś podczas toastu, a wszyscy pozostali z uznaniem wznieśli kielichy za przyszłość Marianka.
       Janek w tym samym czasie rozkręcał coraz to nowe interesy , nie zawsze krystalicznie czyste, ale za to mnożące jego konto w tempie ekspresowym.
Nie mieszkał już z matką.
Ona pozostali w małym, starym mieszkanku, którego okna wychodziły na podwórko z trzepakiem.
Janek pobudował sobie domek z jedenastoma pokojami i basenem. .
"Starej " nie zapraszał, bo psułaby wizerunek człowieka sukcesu, na jaki pracował.
Trzeba jednak uczciwie przyznać, że nie zapominał o niej do końca, bo z regularnością dobrego zegarka, zawsze piątego dnia miesiąca.wysyłał do niej kierowcę z kopertą, a w niej pieniądze równe podwójnej pensji, jaką wypracowywała na etacie szkolnej sprzątaczki.
      Przed trzydziestą Pan Jan był już właścicielem kilku zakładów produkcyjnych w okolicy, a wśród nich i przetwórni owocowo -warzywnej, do której plantatorzy dostarczali świeże owoce, a one po zamrożeniu  podwajały zysk, dla właściciela.
Jan niekiedy pojawiał się na hali przetwórni, podchodził wtedy do taśmy, na której przechodziły kąpiel  rumiane owoce i wtedy robił co dziwnego.
Odwracał się na pięcie i podchodził do miejsca, w którym transporter opróżniał olbrzymie pojemniki pełne zerwanych jabłek dostarczanych bezpośrednio z sadów.
Sięgał do środka, wyjmował owoc i z uśmiechem zajadał.
Takie są najsmaczniejsze informował zdziwionych pracowników i odchodził z uśmiechem do swego biura.
"Król jabłek", tak mówili o nim prawie wszyscy: ci, którzy go znali, podziwiali i trochę zazdrościli.
       Marianek w tym samym czasie pilnie pracował na swój sukces i karierę i przed trzydziestką został kierownikiem działu.
Poznał dziewczynę, w której zakochał się bez pamięci i po kilku miesiącach narzeczeństwa pojął ją za żonę.
W banku załatwił kredyt dla młodych małżeństw i zamieszkali w nowym dwupokojowym mieszkanku niedaleko bloku rodziców.
Przyszłość wydawała się stabilna, więc zdecydowali się na dziecko, które od razu stało się oczkiem w głowie dziadków.
Z przyjemnością ofiarowali swoją pomoc w wychowaniu maluszka, gdy ich synowa zapisała się na studia podyplomowe, aby mieć kolejny papierek w ręku, bo czasy były niepewne.
       "Transformacja", magiczne słowo krążące po mediach budziło emocje wszystkich, łącznie z Mariankiem, który co rusz przynosił do domu nowiny z zakładu pracy, a z nimi niepewność jutra.
Filozofia ojca, który przepracował całe życie w tym samym zakładzie i słowa powtarzane przez niego jak zaklęcie:
"Zdobądż wykształcenie, pracuj i awansuj w stabilnej firmie, miej pewność jutra....", zdawały się teraz trochę chrypieć,aby nie powiedzieć, ze były drogą do ściany, muru.
Nie mylił się Inżynier Marian, gdy pełen obaw spojrzał w przyszłość.
Jego zakład zakupiła spółka zagraniczna i po roku z dnia na dzień postanowiła, że nie opłaci się już utrzymywać firmy i po prostu zlikwidowała fabrykę.
Marianek, młody jeszcze człowiek, z wykształceniem i ambicjami, podzielił los wielu- został bezrobotnym!.
W mieście nie było alternatyw i o nową pracę wcale nie było łatwo.
Mijały kolejne miesiące, które strawił na śledzeniu ofert pracy, rozsyłaniu  dziesiątek CV, odbywaniu rozmów kwalifikacyjnych przeprowadzanych przez napompowanych powagą rekrutorów i zawsze kończyło się tak samo:
"Ma pan kwalifikacje, nawet za wysokie w stosunku do naszych wymagań, ale musimy dokonać wyboru w spokoju i rozważnie,więc proszę czekać, a my oddzwonimy."
I telefon ....milczał....
Było wtorkowe przedpołudnie, gdy Marianek niespiesznie, ze zwieszoną głową powracał kolejny raz z pośredniaka.
Nie spieszył się, bo i po co.
Dzieciaka od dziadków miał odebrać dopiero o piętnastej.
Przy okazji zje u mamy obiad i będzie jak zwykle.
Nie chciało mu się wracać do domu, w którym małżonka powita go tym samym pytaniem, które zawierało jednocześnie odpowiedż:
-"Znowu nic?"
W zamyśleniu nie zauważył nawet świateł na krzyżówce i wszedł prosto pod koła luksusowej limuzyny.
Całe szczęście, że wóz miał super hamulce, a kierowca niebywały refleks.
"Człowieku, życie ci nie miłe!?"- usłyszał głos zza opuszczonej szyby, ale nie reagował i już zamierzał się oddalić, gdy właściciel wypasionego Bentleya odezwał się kolejny raz:
"Marianek, to jesteś ty?".....
CDN
Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz