niedziela, 22 czerwca 2014

"Bądż ostrożniejszy"

      Bohater "Zakochanej koloratki" następnego dnia po telefonie z Kurii, udaje się na rozmowę z biskupem.
"W Gnieżnie jestem następnego ranka i nie muszę długo czekać na audiencję, gdyż sekretarz po chwili otwiera masywne drzwi i wskazuje mi kierunek, w którym mam się udać.
      Biskup siedzi za dębowym, masywnym biurkiem, trochę nawet za dużym dla suchej postaci tego starca.
Bez słowa pokazuje mi krzesło przed sobą; siadam i zamieniam się w słuch.
-Tedy jesteś w Inowrocławiu u świętego Józefa ?
Magiczne słowo"tedy" rozpoczyna każde jego zdanie i obrosło już legendą.
U niektórych wywołuje irytację; u mnie raczej rozbawienie, ale teraz nie mogę tego okazać, bo powaga gospodarza nie pozwala mi na to.
-Tak Ekscelencjo-n odpowiadam więc spokojnie.
-A masz rodzeństwo?- pada ;pytanie zadane beznamiętnym tonem Sfinksa, do którego w tej chwili jest niesamowicie podobny. Łypie jednocześnie na mnie znad okularów w złotych, delikatnych oprawkach.
-Mam dwóch braci i siostrę- odpowiadam rzeczowo, zastanawiając się jednocześnie, ku czemu zmierzają te pytania?
-Tedy odwiedzasz ich ?- kolejne dziwne pytanie.
-Tak, w miarę możliwości spotykamy się.
-A byłeś w Gnieżnie u brata w sylwestra ?- pada pierwsze konkretne pytanie, które zaczyna kierunkować naszą dalszą rozmowę.
-Tak, byłem kilka godzin w odwiedzinach w tym dniu - odpowiadam bez zbędnej przerwy i do tego krótko, oczekując na dalszy bieg wydarzeń.
-No widzisz- zawiesza głos na chwilę, jakby szukał w starej głowie dalszych słów.
-Wodzisz, a mnie doniesiono, że byłeś tam całą noc z kobietą i obtańcowywałeś inne kobiety aż do rana.- kończy i wzrok kieruje prosto w moje oczy.
W tej chwili rozumiem, że w gronie osób z sylwestra znalazły się "usłużne dusze", które skwapliwie doniosły!
Wiem, że nie mogę zaprzeczać, ani milczeć.
Przechodzę więc do wyjaśnień i ataku jednocześnie [w myśl zasady: że najlepszą obroną jest atak, a zarzuty trzeba wykorzystać do obrony, podważając je lub pomniejszając]
-Ekscelencjo: to prawda, byłem w Gnieżnie u brata na sylwestra, ale jednocześnie nie jest prawdą, że byłem tam z kobietą, a ze znajomą naszej rodziny, którą spotkałem przy wejściu, gdy przybyła zaproszona na ten sam wieczór.- odpowiadam pewnie i stanowczo, co nie uchodzi jego uwadze.
-Co do pobytu do rana: nieprawda!- ucinam krótko, obalając kolejny zarzut i na potwierdzenie dodaję:
-Od rana pracowałem w Inowrocławiu.
"Sfinks" nie poruszył nawet powieką, ale widzę, że słucha uważnie, a ja czuję się coraz pewniej.
-Na koniec Ekscelencjo: ja nie umiem i nie lubię tańczyć.
Chwila ciszy i wnikliwe badanie wzrokiem siły przeciwnika.
Nie obchodzi mnie jego reakcja, choć nadal nie spuszczam wzroku, czekając na dalszy ciąg spotkania.
Moje myśli kieruję jednocześnie do tych ludzi, którzy "załatwili" mi tę dzisiejszą wizytę.
W czasie rozmów w gronie gości sylwestrowej nocy jedna z  par chwaliła się bliskimi kontaktami ze znanym im proboszczem. Mówili, że są z nim nawet zaprzyjażnieni.
Teraz już wiem kto!
Szef nadal milczy i przez moment odnoszę wrażenie, że zasnął.
W tej chwili rozważam możliwość bardziej zdecydowanego odporu zarzutów, obnażając osobę, która mi się "przysłużyła".
Znam proboszcza, który doniósł i znam też wiele "kwiatków" z  życia tego człowieka.
Przecież powszechnie jest znany jako bawidamek, który systematycznie urządza sobie wypady do Poznania, aby tam anonimowo, a nawet bez zachowywania pozorów; systematycznie doskonalić się w roli bawidamka.
Powszechnie jest też jednak znany jako ulubieniec Kurii i osób decyzyjnych w tej instytucji.
Teraz przynajmniej wiem,w jaki sposób zaskarbia sobie tę przychylność!
Siedzę spokojnie i obmyślam dalszy scenariusz naszego dzisiejszego spotkania, nawet w myślach układam zdania, którymi zamierzam dokonać kontrataku, i pewnie nasza dalsza rozmowa nabrałaby nieco kolorytu, gdyby nie sam biskup.
-Tedy widzisz, ja powiem tak: uważaj na ludzi, bo oni nie t6ylko widzą, ale i donoszą.-przerwał na chwilę, zawieszając dalsze słowa, po czym dodaje:
-Tedy bądż na przyszłość bardziej ostrożny!
Siedzą i czekam na ciąg dalszy, może na stanowcze pouczenie, lub nawet naganę....
Ale dalej nie pada już żadne słowo, nic!
To mnie rozwala do końca.
Miecz zemst, który trzymam w dłoni, wypada,staje się nagle bezużyteczny.
Audiencja została zakończona i wychodzę oszołomiony.
Zatrzymuję się na schodach, przed moimi oczami majaczy monumentalna fasada Katedry, przy której gromadzą się kolejne grupy turystów.
A ja jeszcze długo stoję w bezruchu i jedynie w myślach powtarzają mi się jego słowa:
"Bądż na przyszłość bardziej ostrożny...."
Ten dzisiejszy fragment pozostawiam bez komentarza, który znajdziecie w "Zakochanej koloratce"
      Jutro pozwolę sobie jednak nawiązać do dzisiejszego fragmentu, gdy podzielę się z wami moimi odczuciami po krakowskiej konferencji dotyczącej pedofilii w Kościele [Wiem, że o tym problemie pisałem niedawno w poście o "trującym grzybie Kościoła" ] Sądziłem, ba nawet miałem nadzieję, że nie będę długo wracał do tego mrocznego moralnie tematu, a jednak muszę!
Kryspin


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz