wtorek, 25 listopada 2014

Bez tytułu

Gdy przyszedł czas, kiedy moja ukochana Romeczka była już bardzo chora, nie dopuszczałem do siebie, że kiedyś nadejdzie ten dzień, że śmierć mi ją zabierze.
Naiwnie sądziłem, że skoro kocham ją i ona darzy mnie równie wielkim uczuciem, to wbrew wszystkiemu, będziemy nieśmiertelni dla siebie....
Los jednak zdecydował inaczej....
A ja byłem jak ślepy i bezmyślnie łudziłem się jutrem, a ono nie było nam już dane!
Nie pamiętam naszych ostatnich wspólnych uniesień, kąpieli przy świecach, ostatniej lampki koniaku, wieczoru , gdy tliła się w nas nadzieja, gdy następnego poranka przebudziliśmy się niby tak samo, ale już nigdy nie było nam dane dostąpić naszych chwil ostatnich....
Teraz kocham bardziej świadomie i....?
Boję się tego, że jestem słaby, że nie potrafię uratować piękna, którego doświadczam...?
Boję się tego, że nie potrafię ....
Podli ludzie, którzy nawet mnie nigdy nie widzieli rozpowiadają, że Ona umarła przeze mnie, bo: "Nie potrafiłem zapewnić jej należytej opieki i  leków, po których choroba uwolniłaby ją ze śmiertelnej pętli..."
To bardzo boli, gdy ktoś do rany dosypuje soli nienawiści....
Teraz kocham świadomie i boję się, że nie potrafię zapewnić należytej opieki mojej miłości i.....
Najbardziej boję się poranka samotności.....
Kryspin





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz