wtorek, 16 września 2014

Poznałem Wielkiego Człowieka!

       Był dzieckiem szczęścia i tytanicznej pracy!
Najpierw studia, później przepustką do kariery stał się jego umysł, znajomość języków obcych i kilku ludzi, którym los podarował otwarte drzwi do karier politycznych.
      Wtedy i on miał swoje "pięć" minut, gdy przez kilka lat obrastał w podziw środowiska, realizował się w kluczowych resortach będąc od[powiedziałbym za przyszły obraz Polski.
Jeszcze długo można by wymieniać listę Jego osiągnięć, sukcesów, ale to można wszystko przeczytać w archiwalnych doniesieniach prasowych, gdy dociekliwi dziennikarze przypomnieli sobie o nim, gdy świat mu się zawalił.
Zasłabł przy biurku w ministerstwie, później działania lekarzy ratujące mu życie i diagnoza po rozległym wylewie nie dająca nadziei:Jeśli przeżyje, będzie rośliną!
Przez pół roku w śpiączce, później trzy lata bez mowy, z niedowładem prawej strony ciała.
Jak by tego było mało, pozostawia go żona zabierając prawie cały majątek jednego z najbogatszych Polaków tamtego czasu.
I tu trzeba by napisać, że od tego czasu Michał się narodził po raz wtóry i można by teraz rozpocząć kolejną wyliczankę sukcesów jego nowej aktywności, determinacji i uporu w tworzeniu nowego dzieła, które paradoksalnie z większą dozą prawdopodobieństwa sprawi, że będzie zapamiętany na długo! [niezależnie od tego, ile czasu dane mu będzie pokonywać słabnące, doświadczone cierpieniem ciało, aż przyjdzie kres, tak jak to dotyka każdego z nas]
Ciesze się, że los sprawił, że poznałem Michała, a stało się to krótko po mojej przeprowadzce do tej leśnej głuszy.
Wiedziałem co prawda, że za sąsiada będę miał twórcę idei Ryby III tysiąclecia, ojca Jana i to już może człowieka ekscytować.
Być sąsiadem medialnego zakonnika i może nawet go spotkać na porannym spacerze wśród szumiących pól.
Nie dane mi było jednak na  razie dostąpić "zaszczytu" takiego spotkania i po woli tracę nie tylko nadzieję, ale i ochotę na takowe[ale o tym później-może jutro!]
      Ciesze się że poznałem Michała i stało się to w okolicznościach trochę zaplanowanych[ nie przeze mnie]
Znajomy odwiedzając mnie pochwalił się, że zna mojego sąsiada: że jest to człowiek, który wiele może i warto byłoby, aby dostał twoją książkę"Zakochaną koloratkę"
.Zgodziłem się przekazać za jego pośrednictwem książkę z dedykacją i po dwóch dniach otrzymałem telefon od fundatora "Patrii"[fundacja na rzecz pomocy dzieciom dotkniętym kalectwem umysłowym i fizycznym, będącym jednocześnie mieszkańcami domów dziecka]
Pan Michał zaprosił mnie na kawę i rozmowę do siebie[i tu nie jestem ścisły w określeniu:"do siebie", bo spotkaliśmy się w budynku Fundacji, a nie w jego prywatnym domu!]
Od razu ujął mnie swoją osobą i skromnością człowieka wielkiej kultury, wiary i niezłomnych zasad!
O tym, że moje pierwsze wrażenie nie było tylko pozornym wnioskiem, przekonałem się już po dwóch kolejnych dniach, gdy zaprosiłem go do siebie z rewizytą.
Umówiliśmy się na czternastą u mnie.
Z obawy oto, że może mieć trudności z lokalizacją mojego wiejskiego siedliska, wyszedłem przed dom na droge, aby wskazać właściwy wjazd na posesję.
Nie nadjeżdżał jednak żaden samochód, choć zbliżała się wyznaczona godzina umówionego spotkania.
Poczułem niepokój, o słowność gościa, gdy w pewnej chwili przerodził się on w moje szczere zdumienie i zakłopotanie.
W oddali drogi majaczyła postać wolno krocząca w moim kierunku i gdy ten człowiek podszedł  dostatecznie blisko, zauważyłem z jakim trudem stawia kolejne kroki zmuszając oporną nogę, aby pokonywała kolejne metry szosy.
To był Michał, szedł pieszo ponad dwa i pół kilometra pokonując słabość kalectwa, które podarował mu los trzynaście lat temu!
Cdn!
Kryspin

  .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz