piątek, 8 kwietnia 2016

Odpust to nie tylko kolorowy spektakl!

„Głupiemu z drogi-trzysta dni odpustu!”
      W dzieciństwie wielokrotnie słyszałem to ludowe przysłowie, które moja mama cytowała, gdy nie zgadzała się z jakimś absurdalnym stanowiskiem bądź głupim uporem w bronieniu nieprawdziwych racji.
Mnie w tym wszystkim intrygowała liczba : trzysta dni i to, że związana była z jakimś odpustem?
     Z dzieciństwa pamiętam jeszcze odpust, na który zabrali mnie krewni, u których spędzałem letnie wakacje.
W niedzielne przedpołudnie pojechaliśmy kilka kilometrów do Sanktuarium Maryjnego, którym opiekowali się Franciszkanie.
Tam odbywał się doroczny odpust, na który ściągali ludzie z okolicznych wsi, ale i dalszych zakątków.
Tego dnia to małe miasteczko zamieniło się w coś na kształt lunaparku, z karuzelami i niezliczonymi straganami, na których było wszystko, co dusza mogła zapragnąć: od kolorowych słodyczy, poprzez odlane gipsowe figurki świętych, po stoiska z garnkami i innym drobnym sprzętem kuchennym, a na kolorowych ciuchach kończąc!
     Po latach w pamięci pozostał mi tylko ten obraz i trochę mi wstyd, że nie zapamiętałem żadnych religijnych przeżyć i trudno mi nawet powiedzieć, z powodu jakiego patrona odbywał się ten kolorowy festyn!
Gdy byłem w seminarium, proboszcz z małej parafii niedaleko Gniezna załatwił grupie kleryków wyjazd do pomocy przy dorocznym odpuście. Za namową starszego kolegi zgłosiłem się jako chętny i pojechałem.
Wiejski kościółek pośród pól i lasów raz do roku[na dwa dni] zamieniał się w miejsce masowej pielgrzymki wiernych z różnych stron.
Od niepamiętnych czasów w drewnianej świątyni znajdował się mały obrazek Matki Boskiej, która właśnie w tym miejscu postanowiła obficie sypać łaskami.
Gdyby nie narosłe przez wieki przekonanie o wyjątkowości tego miejsca, proboszcz pewnie przymierałby głodem, bo duszyczek mało i do tego biedota, co dało się zauważyć choćby po skromnych zabudowaniach gospodarskich, rozsianych pomiędzy piaszczystymi polami wijącymi się pomiędzy leśnymi ostępami.
Dwa dni odpustowego szumu były jak ożywczy deszcz i przywracały znakomity humor u miejscowego duszpasterza.
Z powodu wielkiej liczby pątników, którzy przybyli z bagażami próśb, główna msza odbywała się na placu przed kościółkiem i wtedy klerycy ruszyli z wielkimi koszami, aby w tłumie zebranych nie zdarzył się nikt, kto byłby pozbawiony do złożenia należnej ofiary dla Matki Bożej za jej dobre serce!
Składka była zbierana systematycznie także wcześniej, gdy przez całą noc odprawiane były msze w kościółku i nic to, że w nich uczestniczyli ci sami wierni, którzy po krótkim odpoczynku zgromadzili się na przykościelnym placu, aby zaliczyć najważniejszą modlitwę:odpustową sumę!
     Minęło tyle lat od tamtego wydarzenia, aja nadal pamiętam roziskrzone oczka proboszcza, który po mszy dziękował nam, że kasę zbieraliśmy rzetelnie, co pilnie obserwował stojąc na podwyższeniu przy ołtarzu!
      Dzisiaj, gdy zbliża się doroczny Świętowojciechowy festyn[przepraszam-odpust!] w roku 1050 lecia chrztu Polski i na ulicach Gniezna przemaszeruje orszak zaproszonych na tę uroczystość dostojników kościelnych, może warto zauważyć w tym pochodzie relikwiarz zawierający szczątki świętego Wojciecha.
Srebrna ręka z uniesionymi palcami zdaje się wskazywać na tego, który w Odpustowym święcie jest najważniejszy!
Dalece ważniejszy od tego kolorowego tłumu.
      Po latach zrozumiałem, że Odpust, to drzwi do naszego zbawienia, które zapraszająco otwiera przed nami dobry Bóg i tylko potrzeba naszego kroku, decyzji, aby je przekroczyć!
Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz