„Głupiemu z drogi-trzysta dni
odpustu!”
W dzieciństwie wielokrotnie
słyszałem to ludowe przysłowie, które moja mama cytowała, gdy
nie zgadzała się z jakimś absurdalnym stanowiskiem bądź głupim
uporem w bronieniu nieprawdziwych racji.
Mnie w tym wszystkim intrygowała
liczba : trzysta dni i to, że związana była z jakimś odpustem?
Z dzieciństwa pamiętam jeszcze
odpust, na który zabrali mnie krewni, u których spędzałem letnie
wakacje.
W niedzielne przedpołudnie
pojechaliśmy kilka kilometrów do Sanktuarium Maryjnego, którym
opiekowali się Franciszkanie.
Tam odbywał się doroczny odpust, na
który ściągali ludzie z okolicznych wsi, ale i dalszych zakątków.
Tego dnia to małe miasteczko zamieniło
się w coś na kształt lunaparku, z karuzelami i niezliczonymi
straganami, na których było wszystko, co dusza mogła zapragnąć:
od kolorowych słodyczy, poprzez odlane gipsowe figurki świętych,
po stoiska z garnkami i innym drobnym sprzętem kuchennym, a na
kolorowych ciuchach kończąc!
Po latach w pamięci pozostał mi
tylko ten obraz i trochę mi wstyd, że nie zapamiętałem żadnych
religijnych przeżyć i trudno mi nawet powiedzieć, z powodu jakiego
patrona odbywał się ten kolorowy festyn!
Gdy byłem w seminarium, proboszcz
z małej parafii niedaleko Gniezna załatwił grupie kleryków wyjazd
do pomocy przy dorocznym odpuście. Za namową starszego kolegi
zgłosiłem się jako chętny i pojechałem.
Wiejski kościółek pośród pól i
lasów raz do roku[na dwa dni] zamieniał się w miejsce masowej
pielgrzymki wiernych z różnych stron.
Od niepamiętnych czasów w drewnianej
świątyni znajdował się mały obrazek Matki Boskiej, która
właśnie w tym miejscu postanowiła obficie sypać łaskami.
Gdyby nie narosłe przez wieki
przekonanie o wyjątkowości tego miejsca, proboszcz pewnie
przymierałby głodem, bo duszyczek mało i do tego biedota, co dało
się zauważyć choćby po skromnych zabudowaniach gospodarskich,
rozsianych pomiędzy piaszczystymi polami wijącymi się pomiędzy
leśnymi ostępami.
Dwa dni odpustowego szumu były jak
ożywczy deszcz i przywracały znakomity humor u miejscowego
duszpasterza.
Z powodu wielkiej liczby pątników,
którzy przybyli z bagażami próśb, główna msza odbywała się na
placu przed kościółkiem i wtedy klerycy ruszyli z wielkimi
koszami, aby w tłumie zebranych nie zdarzył się nikt, kto byłby
pozbawiony do złożenia należnej ofiary dla Matki Bożej za jej
dobre serce!
Składka była zbierana systematycznie
także wcześniej, gdy przez całą noc odprawiane były msze w
kościółku i nic to, że w nich uczestniczyli ci sami wierni,
którzy po krótkim odpoczynku zgromadzili się na przykościelnym
placu, aby zaliczyć najważniejszą modlitwę:odpustową sumę!
Minęło tyle lat od tamtego
wydarzenia, aja nadal pamiętam roziskrzone oczka proboszcza, który
po mszy dziękował nam, że kasę zbieraliśmy rzetelnie, co pilnie
obserwował stojąc na podwyższeniu przy ołtarzu!
Dzisiaj, gdy zbliża się doroczny
Świętowojciechowy festyn[przepraszam-odpust!] w roku 1050 lecia
chrztu Polski i na ulicach Gniezna przemaszeruje orszak zaproszonych
na tę uroczystość dostojników kościelnych, może warto zauważyć
w tym pochodzie relikwiarz zawierający szczątki świętego
Wojciecha.
Srebrna ręka z uniesionymi
palcami zdaje się wskazywać na tego, który w Odpustowym święcie
jest najważniejszy!
Dalece ważniejszy od tego kolorowego
tłumu.
Po latach zrozumiałem, że
Odpust, to drzwi do naszego zbawienia, które zapraszająco otwiera
przed nami dobry Bóg i tylko potrzeba naszego kroku, decyzji, aby je
przekroczyć!
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz