poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Mierna, ale wierna[swojej miernocie!]

     Na koniec kwietnia Biblioteka Raczyńskich w Poznaniu organizuje w ramach tzw: "Poznaniady" Kiermasz Wydawców Książek.
     Na tę imprezę, w trakcie której mieszkańcy tego szacownego grodu mogliby zapoznać się z dokonaniami literackimi rodzimych twórców, mój wydawca zaproponował mi udział. Decydującym w tej kwestii było to, że moje książki:"Zakochana koloratka" i "Zatroskana koloratka-pasterze i najemnicy" nieprzerwanie cieszą się zainteresowaniem czytelników i dlatego  Wydawca uznał, że dobrze byłoby, aby zainteresowani mogli w trakcie takiej imprezy poznać autora książek, które przypadły im do serca.
Bardzo ucieszyłem się i zgodziłem się wziąć udział w takim spotkaniu.
    No i po kilku dniach zimny prysznic, gdy przedstawiciel wydawnictwa z nietęgą miną i trochę zażenowany poinformował mnie, że jednak do takiego spotkania z czytelnikami niestety nie dojdzie, bo pani dyrektor Biblioteki Raczyńskich nie wyraziła zgody na mój udział!
Po tej informacji zadałem sobie retoryczne pytanie: Dlaczego?
Piszę retoryczne, bo pani "wielki cenzor" unika rozmowy ze mną i w tej kwestii odsyła mnie[przez sekretarkę] do działu promocji, a tam rozkładają ręce i informują grzecznie, że oni nic nie mogą, gdy szefowa powie:Nie!
    Zadałem sobie więc kolejny raz retoryczne pytanie, ale już trochę inne: Czy ta pani przeczytała moje książki i krytycznie uznała, że nie zasługują na popularyzację?
No ale wtedy obraża gust i ocenę tysięcy moich czytelników, którzy z wielkim entuzjazmem je przeczytali- czego mam dowody w niezliczonych mailach z podziękowaniami!
Dlaczego?- Kolejny raz pytam siebie   i aż boję się odpowiedzi, która mi się nasuwa!
     Pani Aniu [nazwisko pomijam] zachęcam do przeczytania fragmentu "Zatroskanej koloratki"-konkretnie o nauczycielu PO[przysposobienie obronne] w mojej szkole[tam, gdzie pracowałem]. Był to prymitywny karierowicz, który nieustannie węszył skąd dmucha wiatr historii i zgodnie z nim ustawiał żagielek swojej łódeczki, aby popłynąć zgodnie z obowiązującym aktualnie prądem.
Oślizły, mały człowieczek, który swoją osobę nieustannie rozmieniał na drobne w myśl zasady : "Mierny, ale wierny [ale tylko na jakiś czas]
A fe pani dyrektor! Nie godzi się być tak zastraszoną osobą, która nieustannie zmusza samą siebie do czynienia zwrotów w stronę wietrzyka historii.
A może nie nadaje się pani do zarządzania tą szacowną instytucją?
     Literaturze szkodzą grafomani, ale równie groźni są "cenzorzy", którzy uzurpują sobie prawo do decydowania, która książka winna trafiać do czytelników[znamy takich z naszej historii i z okresu, gdy na stosach palono  literaturę nieprzystającą do ideologii]
      Cieszę się, że za każdym razem literatura wychodzi z takich konfrontacji obronną ręką, a jej przeciwnicy prędzej czy później trafiają na śmietnik historii i nawet ich nazwisk nikt nie pamięta i dobrze!
Kryspin Krystek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz