niedziela, 27 marca 2016

"Zaufana koloratka- konfesjonał krzywd"-Marta II

                                          Marta II 
.Byłam na drugim roku studiów, nadeszła wiosna.
17 kwietnia w trakcie wizyty u lekarza dowiedziałam się, że jestem w ciąży.
Miałam dwadzieścia lat, przed sobą sesję egzaminacyjną i …..?
No właśnie!
    Nie zmartwiła mnie ta sytuacja, a wręcz przeciwnie, odczuwałam radość, że będę matką naszego dziecka.
    Zapragnęłam jak najszybciej podzielić się swoją radością z nim i dlatego pobiegłam do kościoła.
Andrzej odprawiał wieczorną mszę.
Czekałam na niego przy bocznych drzwiach ze świątyni.
Gdy wyszedł na zewnątrz, zauważyłam, że nie ucieszył się na mój widok.
Jego oczy nie były zadowolone, ale wtedy nie myślałam o tym, bo mnie przepełniała radość, którą chciałam się z nim podzielić.
-Andrzeju.... Jestem w ciąży... będziemy mieli dziecko -wypaliłam z uśmiechem i …
Andrzej nie powiedział nic.
Stał przez chwilę w osłupieniu, aby po chili powiedzieć:
-Choć ze mną!
Skierował się w stronę plebani, a ja udałam się za nim.
Całą drogę milczał i dopiero w swoim pokoju oznajmił oschle:
-Dam ci pieniądze i musisz to załatwić!
Trudno mi pisać o tym, co wtedy przeżyłam.
Świat zawalił mi się na głowę.
Wstałam, a wszystko wokół wirowało. On w tym czasie stał w milczeniu tyłem do mnie i patrzył gdzieś w dal otwartego okna.
Po dłuższej chwili przerażającej ciszy wyszłam i skierowałam się do pobliskiego parku.
Była już noc, gdy powróciłam do siebie.
Wypłakałam morze łez  nie mogąc zrozumieć tego, co się stało.
     Zadzwonił do mnie dopiero po kilku dniach i zaproponował spotkanie, abyśmy porozmawiali o naszej sytuacji.
*
     Pojechaliśmy nad jezioro do małej kawiarenki.
Starał się być miły, ale nie było w nim dawnej radości gdy byliśmy blisko siebie.
Przeprosił mnie za ostatnie nasze spotkanie, wspomniał coś o zaskoczeniu, próbował kolejny raz zapewnić, że mu na mnie zależy i gdy już myślałam, że podejmie temat naszego dziecka, on zamilkł.
Po chwili położył na stoliku białą kopertę i powiedział:
-Tu są pieniądze, a ty wiesz na co masz je przeznaczyć...
-To jest mój warunek, abyśmy nadal mogli być razem....
      To, co przeżywałam przez kolejne dni, było moim piekłem.
Kochałam go, choć tak bardzo mnie krzywdził żądając ode mnie tak strasznej rzeczy.
Podjęłam jednak decyzję, która do końca moich dni będzie cierniem mojego sumienia.
7 maja zabiłam swoje dziecko, aby ratować miłość!
     Po tym wszystkim dotarło jednak do mnie, że nic nie mogłam uratować, bo Andrzej mnie nie kochał.
Tak do końca zrozumiałam to, gdy spotkałam się z nim pod koniec maja,
bo wcześniej nie miał dla mnie czasu....
A może tylko wyszukiwał powody uniemożliwiające nasze spotkanie?
     W trakcie krótkiej rozmowy, którą odbyliśmy w parku obok kościoła poinformował mnie, że dostał awans i wreszcie pójdzie na swoje, bo biskup mianował go proboszczem.
I na tym koniec.
     Potraktował mnie jak znajomą, z którą dzielił się swoim sukcesem. Może później powinno być jeszcze grzecznościowe:
-”Odwiedź mnie przy okazji...”
Mnie jednak nawet tego nie powiedział!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz