sobota, 19 marca 2016

"Zaufana koloratka- konfesjonał krzywd"!

     Obecnie powstaje trzecia część Koloratki. Książka powstaje z relacji osób, które napisały do mnie po przeczytaniu dwóch pierwszych:"Zakochanej koloratki" i "Zatroskanej koloratki-Pasterzy i najemników".
To są świadectwa osób, które doznały krzywdy ze strony tych, którzy z Winnicy Pana uczynili swój prywatny folwark i zamiast pielęgnować własność, którą przekazał im Chrystus, zababrali ją fekaliami swoich niecnych uczynków.
Co tydzień będę publikował fragmenty mojej nowej książki: "Zaufana koloratka- konfesjonał krzywd"[książka ukaże się w połowie roku!], aby czytelnicy bloga jako pierwsi mogli poznać ciemne, prawdziwe strony pracy najemników w Kościele Chrystusowym.
Jeśli publikacja mojej książki uchroni choćby jedną osobę przed krzywdą duszy, to spełni moje pragnienie!
     Dzisiaj pierwszy fragment, który zatytułowałem:  
                               "Marta 1"

    Gdy zostaliśmy sami zadał mi pytanie, czy wiem dlaczego to właśnie mnie poprosił o tę przysługę?
Poczułam się wtedy nieswojo, ale i przyjemnie zarazem, gdy zbliżył się do mnie i delikatnie zaczął przesuwać swoją dłoń po moim ramieniu.
Po chwili zbliżył się jeszcze bardziej i wtedy mnie pocałował.
Nie wzbraniałam się.
Nie uciekłam z jego pokoju, a poddawałam się temu wszystkiemu, co on robił i było mi przyjemnie, cudownie nawet.
     Tego dnia Andrzej uczynił mnie kobietą i rozbudził we mnie pragnienie i sądzę, że także miłość.
Czułam się szczęśliwa, gdy tego dnia późnym popołudniem wracałam do rodzinnego domu.
Nie miałam wtedy jeszcze piętnastu lat.
Dopiero wchodziłam w dorosłość i byłam szczęśliwa, że zaczynała się ona od tak niesamowitego doznania.
Nie bałam się.
Nie zastanawiałam się nad tym, że jeszcze jestem na to za młoda, że Andrzej był przecież siedemnaście lat starszy ode mnie, że był księdzem.
Nie było dla mnie żadną przeszkodą to wszystko, także to, że do tej pory byłam inaczej związana z Kościołem.
     Nadal uczestniczyłam w niedzielnych mszach śpiewając przed ołtarzem i robiłam to z jeszcze większą przyjemnością, bo tam był on, mój kochany Andrzej.
     Przez kolejne dni i miesiące żyłam w cudownym świecie, który miał jego imię.
Każdy pretekst był dobry, abym mogła się tylko z nim spotkać.
A on.... ?
Dawał mi najpiękniejsze chwile.
    Spotykaliśmy się u niego na plebani, niekiedy zabierał mnie na kilkugodzinne wypady za miasto, obsypywał prezentami i choć często były to drobiazgi, cieszyły mnie niczym najcenniejsze skarby, bo były od niego...
I do tego wszystkiego zawsze opakowane były jego płomiennymi słowami o miłości.
     Od czasu, gdy Andrzej zawładnął moją duszą stałam się inną osobą.
Dziecięce zaufanie i prawda w postępowaniu gdzieś odeszły, a zaczęłam żyć chwilą, w której nie liczyło się nic, oprócz tego, co było związane z nim.
Nie miałam skrupułów, czy wyrzutów sumienia, gdy kłamałam najbliższych wymyślając coraz to nowe powody, aby być blisko mojej miłości.
Tak jak kiedyś lubiłam przebywać w kościele i udzielać się w niedzielnych mszach, gdy śpiewałam w zespole, tak od czasu, gdy pokochałam Andrzeja, pragnęłam być tam jak najczęściej, byleby być przy nim.
Nie zastanawiałam się nad tym, że kiedyś było inaczej, że przychodziłam tam z potrzeby wiary...... dla Jezusa!
Teraz byłam tam tylko dla niego.
A on...... ?
W trakcie jednego z naszych pierwszych intymnych spotkań zapytałam mojego ukochanego o sprawę grzechu, spowiedzi i niedzielnej komunii.
Wtedy odpowiedział mi, że to, co nas łączy nie jest niczym złym i przy spowiedzi nie muszę o tym wspominać.
Przez kolejne trzy lata trwałam w tym zakłamaniu uspakajając moje sumienie jego zapewnieniem.
     Trwałam w tym przez cały czas, gdy on był w naszej parafii i także w kolejnych latach, gdy został przeniesiony do pracy o kilkadziesiąt kilometrów od naszego miasta.
Jeździłam do niego raz w tygodniu, a on dodatkowo przyjeżdżał we wtorki, aby zabierać mnie do coraz to nowych miejsc.
Poznałam z nim przydrożne zajazdy, małe hoteliki i leśne ostępy.
Kiedyś w trakcie naszej kolejnej wyprawy zapytałam go, czy byłby gotów poświęcić dla naszej miłości swoją kapłańską karierę....?
Najpierw próbował mnie zbyć uśmiechem, ale później wyczułam w jego głosie poirytowanie, gdy odpowiedział mi pytaniem:
-A czy źle jest nam teraz, gdy kochamy się i widzimy częściej jak niejedno małżeństwo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz