wtorek, 30 lipca 2019

Religiotyzm



No i oberwałem za próbę obiektywnej oceny działań zakonnicy z ulic Kalkuty, która dla świata już na zawsze będzie utożsamiała osobowość zarażoną wirusem miłości i współczucia wobec cierpienia, nad którym tak mało serca okazywali wolni od biedy mieszkańcy tego indyjskiego molocha.
Czytelnik, z pewnością reprezentujący obóz przeciwników wartości determinujących budzenie ducha współczucia wobec ludzkiego cierpienia, co jest jednym z filarów katolickiej wiary; wprost dokonał krytycznej oceny zachowań Matki Teresy, uważając ją za szkodliwy produkt chorej, kościelnej filozofii uznającej ludzkie cierpienie za coś istotnego w doskonaleniu naszego człowieczeństwa.
...”To jest wykładnia filozofii katolickiej, w mojej ocenie wybitnie szkodliwej społecznie”-pisze mój mailowy adwersarz i zaraz dodaje:
Korporacja, którą Pan reprezentuje, od kilkunastu wieków stoi w moralnym rozkroku, opierając się obłudnie, z jednej strony na fałszywej "dobroczynności", "miłości bliźniego" i.t.d,
a z drugiej strony gromadząc niezliczone dobra materialne, zapewniające jej władzę nad owieczkami i baranami.”
Wydaje mi się, że już gdzieś słyszałem podobne określenia o owieczkach i baranach zaganianych kościelnymi pastorałami?
Mój mailowy rozmówca poszedł dalej w swojej analizie, i dokonał medycznej diagnozy mojego skażenia wirusem Religiotyzmu, i tu wprawił mnie w zakłopotanie, bo pierwszy raz spotkałem się z tym określeniem i dlatego od razu rzuciłem się do komputerowej encyklopedii, by zrozumieć czym objawia się ta choroba, której i ja stałem się ofiarą:
Religiotyzm - rzadko diagnozowana (mimo to często występująca) forma upośledzenia umysłowego, spowodowana przez intensywną indoktrynację religijną, przede wszystkim w wieku dziecięcym.”
No i dowiedziałem się, że zostałem zainfekowany, a co za tym idzie, w moim organizmie buszuje ten wirus niszczący moje zdroworozsądkowe myślenie.
Pół biedy, gdyby ta choroba dopadła tylko mnie, ale z tego co widzę, ten problem dotyczy wielkiej rzeszy tych, którzy nie tylko z deklaracji, ale i z potrzeby serca uznają wartości chrześcijańskie za dobre drogowskazy do wewnętrznego rozwoju.
Czytelnik, ten który zdiagnozował nie tylko mój Religiotyzm, nie pozostawił nas z niepewnością, co mamy uczynić, by znów stać się „zdrowymi”.
Mam nadzieję, że młode pokolenie odejdzie w końcu od religii opartej o groby, truchła, trupie czaszki i piszczele, wyglądające z każdej bez wyjątku katolickiej świątyni, zza każdego rogu, i zajmie się realnymi problemami naszej planety – przeludnieniem, zalewającymi nas odpadami, dewastującymi środowisko naturalne, a nie problemami semickich plemion bliskiego wschodu sprzed wielu tysięcy lat.”
Przyznam, że przeszły mnie ciarki czytając ten manifest, który określiłbym mianem Antyreligiotyzmu, by nie użyć bardziej dosadnego określenia.
Przeraża mnie, że antidotum na wszelkie zło, to zniszczenie w ludziach wiary, wyrwanie korzeni, na których wyrosło tyle dobra stanowiącego kręgosłup naszej historii.
Już kiedyś próbowano budować ludzki raj wolny od „opium dla mas” i wtedy liczono, że nowe pokolenie rozprawi się z wszystkimi problemami:
  • Przeludnienie to żadne zmartwienie: pobudujemy kliniki z taśmową regulacją urodzeń, programową eutanazją ludzi chorych, starych.
  • Zalewające nas odpady nie będą problemem, bo nowi, światli obywatele będą dbali o czystość środowiska.
Jeżeli objawami Religiotyzmu są: wrażliwość na ludzkie cierpienie i współczucie wobec tych, których los, a niekiedy i źli ludzie, boleśnie doświadczyli, to ja chcę nadal być dotknięty tym „wirusem”.
Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz