Pewne wydarzenia, w których chcąc
nie chcąc ostatnio coraz częściej uczestniczymy, niosą w sobie
skrajne emocje w kwestiach odmiennych poglądów na rzeczywistość,
która co chwilę dostarcza pożywki do podsycania wzajemnych
konfliktów.
Z pewnością takim zatrutym
owocem, który wydostał się ostatnio z tej naszej współczesnej
„Puszki Pandory”, było zwolnienie w trybie natychmiastowym
pracownika dużej, międzynarodowej firmy, który manifestując
swoje poglądy w kwestiach obyczajowych i naraził tym na przykrość
współpracowników mających odmienne preferencje w kwestiach
intymnego życia .
Nieborak poczuł się skrzywdzonym,
zważywszy na to, że przez dotychczasowy okres kariery w tejże
firmie, zawsze starał się solidnie wypełniać postawione przed nim
zadania i w grupie współpracowników uchodził za solidnego i
unikającego konfliktów, które niekiedy zdarzały się wśród osób
tam zatrudnionych.
Aby było jeszcze ciekawiej, to jego
dobrą postawę zauważali także przełożeni, co skutkowało
systematycznymi dowodami uznania dla jego postawy, czyli dodatkowymi
premiami, czy innymi nagrodami, które tenże kolekcjonował niczym
dobry zawodnik w trakcie sportowej kariery.
No i to wszystko się posypało
przez jedno „Nie zgadzam się”, gdy w formie pisemnego zalecenia
przełożeni poinformowali pracowników o szczególnym traktowaniu
współtowarzyszy przynależnych do środowiska LGTB
W myśl tego postanowienia tacy
pracownicy także zasługują na szacunek, jak każdy inny w tym
zakładzie.
Pewnie nie tylko nasz bohater był
zdziwiony tym odgórnym rozporządzeniem, bo co by nie powiedzieć,
to jakoś do tej pory nikt się nie uskarżał na to, że w pracy
jest prześladowany za to, z kim śpi pod jedną pierzyną, albo
spędza romantyczne chwile we dwoje, jako homo, czy hetero.
To wszystko było dotąd poza
murami zakładu, w którym pracowali jedni i drudzy i nikt im nie
kazał w kwestionariuszach osobowych wypełniać rubryki z
preferencjami seksualnymi, bo niby po co?
Nieszczęściem ofiary
restrykcyjnej decyzji o rozwiązaniu stosunku pracy było także i
to, że tenże nie ograniczył się tylko do słownego sprzeciwu, ale
na swoje nieszczęście zapisał to w medium społecznościowym i
jakby tego było mało, swoje „Nie” uzbroił (jako człowiek
wiary) w stosowne cytaty ze Starego Testamentu, w których osoby
dzisiaj maszerujące pod tęczowymi sztandarami, określane są
epitetami, których nie będę przytaczał obawiając się o to, że
i mnie się by dostało od redakcji tygodnika, w którym mogę póki
co prowadzić dialog z czytelnikami „Księdza w cywilu”.
Nie dokonując oceny, kto miał
rację w opisanej powyżej sprawie, trzeba jednak zauważyć, że
dzisiejszy świat posunął się w świadomości i nie wszystko, co
spisali starożytni skrybowie w Świętej Księdze Narodu Wybranego,
można w prosty sposób przenieść w czasy nam współczesne, bo
mogli byśmy dojść do przekonania, że Bóg ze swoimi
restrykcyjnymi prawami przypominałby bardziej srogiego tyrana,
aniżeli miłosiernego ojca.
Chociaż Starty Testament jest
integralną częścią, i dla nas najważniejszej księgi naszej
wiary, to między innymi po to przyszedł na świat Jezus Chrystus,
by dostosować do naszych czasów zalecenia kodeksu Nowego
Testamentu, który wyczerpuje nauka i życie Mistrza z Nazaretu.
Tak sobie myślę, że każdemu z
nas: wierzącym, którzy wertują niekiedy pożółkłe od starości
stronice Pisma Świętego, które kiedyś ktoś przyniósł do domu
naszych dziadków i tych, którzy w otępiającym rytmie muzyki
techno przemierzają ulice naszych miast, by manifestować prawo do
swojej odmienności; przyda się chwila zatrzymania i
zastanowienia...
Tak sobie myślę, że pomimo
różnic(swoistego rowu podziału), przykazanie miłości, to
uniwersalny Kodeks- jedno prawo, które niweczy oręż zapiekłości
wszystkich uważających, że wokół nas jest zbyt mało miejsca,
aby pomieścić ludzi o skrajnie różnych poglądach.
Kryspin,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz