wtorek, 2 lipca 2019

Puszka Pandory



Pewne wydarzenia, w których chcąc nie chcąc ostatnio coraz częściej uczestniczymy, niosą w sobie skrajne emocje w kwestiach odmiennych poglądów na rzeczywistość, która co chwilę dostarcza pożywki do podsycania wzajemnych konfliktów.
Z pewnością takim zatrutym owocem, który wydostał się ostatnio z tej naszej współczesnej „Puszki Pandory”, było zwolnienie w trybie natychmiastowym pracownika dużej, międzynarodowej firmy, który manifestując swoje poglądy w kwestiach obyczajowych i naraził tym na przykrość współpracowników mających odmienne preferencje w kwestiach intymnego życia .
Nieborak poczuł się skrzywdzonym, zważywszy na to, że przez dotychczasowy okres kariery w tejże firmie, zawsze starał się solidnie wypełniać postawione przed nim zadania i w grupie współpracowników uchodził za solidnego i unikającego konfliktów, które niekiedy zdarzały się wśród osób tam zatrudnionych.
Aby było jeszcze ciekawiej, to jego dobrą postawę zauważali także przełożeni, co skutkowało systematycznymi dowodami uznania dla jego postawy, czyli dodatkowymi premiami, czy innymi nagrodami, które tenże kolekcjonował niczym dobry zawodnik w trakcie sportowej kariery.
No i to wszystko się posypało przez jedno „Nie zgadzam się”, gdy w formie pisemnego zalecenia przełożeni poinformowali pracowników o szczególnym traktowaniu współtowarzyszy przynależnych do środowiska LGTB
W myśl tego postanowienia tacy pracownicy także zasługują na szacunek, jak każdy inny w tym zakładzie.
Pewnie nie tylko nasz bohater był zdziwiony tym odgórnym rozporządzeniem, bo co by nie powiedzieć, to jakoś do tej pory nikt się nie uskarżał na to, że w pracy jest prześladowany za to, z kim śpi pod jedną pierzyną, albo spędza romantyczne chwile we dwoje, jako homo, czy hetero.
To wszystko było dotąd poza murami zakładu, w którym pracowali jedni i drudzy i nikt im nie kazał w kwestionariuszach osobowych wypełniać rubryki z preferencjami seksualnymi, bo niby po co?
Nieszczęściem ofiary restrykcyjnej decyzji o rozwiązaniu stosunku pracy było także i to, że tenże nie ograniczył się tylko do słownego sprzeciwu, ale na swoje nieszczęście zapisał to w medium społecznościowym i jakby tego było mało, swoje „Nie” uzbroił (jako człowiek wiary) w stosowne cytaty ze Starego Testamentu, w których osoby dzisiaj maszerujące pod tęczowymi sztandarami, określane są epitetami, których nie będę przytaczał obawiając się o to, że i mnie się by dostało od redakcji tygodnika, w którym mogę póki co prowadzić dialog z czytelnikami „Księdza w cywilu”.
Nie dokonując oceny, kto miał rację w opisanej powyżej sprawie, trzeba jednak zauważyć, że dzisiejszy świat posunął się w świadomości i nie wszystko, co spisali starożytni skrybowie w Świętej Księdze Narodu Wybranego, można w prosty sposób przenieść w czasy nam współczesne, bo mogli byśmy dojść do przekonania, że Bóg ze swoimi restrykcyjnymi prawami przypominałby bardziej srogiego tyrana, aniżeli miłosiernego ojca.
Chociaż Starty Testament jest integralną częścią, i dla nas najważniejszej księgi naszej wiary, to między innymi po to przyszedł na świat Jezus Chrystus, by dostosować do naszych czasów zalecenia kodeksu Nowego Testamentu, który wyczerpuje nauka i życie Mistrza z Nazaretu.
Tak sobie myślę, że każdemu z nas: wierzącym, którzy wertują niekiedy pożółkłe od starości stronice Pisma Świętego, które kiedyś ktoś przyniósł do domu naszych dziadków i tych, którzy w otępiającym rytmie muzyki techno przemierzają ulice naszych miast, by manifestować prawo do swojej odmienności; przyda się chwila zatrzymania i zastanowienia...
Tak sobie myślę, że pomimo różnic(swoistego rowu podziału), przykazanie miłości, to uniwersalny Kodeks- jedno prawo, które niweczy oręż zapiekłości wszystkich uważających, że wokół nas jest zbyt mało miejsca, aby pomieścić ludzi o skrajnie różnych poglądach.
Kryspin, 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz