poniedziałek, 15 lipca 2019

Założę partię polityczną, a co mi tam!

    Od dłuższego czasu starałem się trzymać z dala od polityki i jedynie, sporadycznie pozwalałem sobie na krótką polemikę w bezpośrednich rozmowach ze znajomymi, niekiedy rodziną. Udzielałem sobie swoistej dyspensy od sobie wcześniej danego słowa, że nie będę komentował bieżących wydarzeń politycznych, których profesjonalną oceną chwalili się zapraszani przez media spece od takowych ocen.
    Niekiedy jednak nasi wybrańcy politycznych salonów przekraczają granice absurdu, niekiedy dobrego smaku i nagminnie zwyczajną przyzwoitość wobec słuchaczy i samych siebie także.
I wcale nie myślę tu o "perełkach" wybrańców różnych maści elektoratów, jak chociażby pan P. nieco już przybladła persona specjalizująca się w święcie sześciu króli, czy pan B, który wymyślił sobie , że na wiosnę zdałoby się ogłosić nowy byt polityczny, w którym tęczowi wyborcy zapewnili by mu miejsce w Brukseli.
    Mam teraz  na myśli innych tuzów naszej tragikomicznej sceny, którzy co kilka godzin zaskakują nie tylko swoich politycznych klakierów, ale i szary motłoch, który przez miesiące był uczony nienawiści do tych drugich z hasłami obrony demokracji, a teraz nie wiedzą, czy program ich idola to jest żart, czy mowa szaleńca.
   Kiedyś, zupełnie niedawno, kilku czytelników moich felietonów napisało do mnie listy, apele, bym założył nową partię polityczną i stojąc na jej czele w bliżej nieokreślonej perspektywie został premierem z namaszczenia mojego elektoratu.
Z uśmiechem przyjąłem ten apel i listy od przyszłych członków wyrzuciłem do kosza.
Teraz tak sobie myślę, że może szkoda, iż do wielu spraw podchodzę z takim dystansem i filtruję pomysły na moją przyszłość odrzucając wszystko, co oceniam za absurdalne.
A może w Polsce trzeba brać życie na bezczela i poddać się nawet najbardziej absurdalnym pomysłom, bo z biegiem czasu każdy, nawet najbardziej chory pomysł może zaowocować niezrozumiałym powodzeniem, by nie użyć słowa sukcesem.
    Już Reymont ukazał w swojej powieści o robotniczej Łodzi, że do powodzenia nawet absurdalnego pomysłu nie potrzeba majątku, ale bezczelnego przekonania, że mnożone zera nie zawsze muszą skutkować finalną klapą (..."Ty nie masz nic, ja nie mam nic, więc razem mamy w sam raz, by zbudować fabrykę....")
    Aby nie przynudzać, będę zbliżał się do końca tych moich "myśli nieuczesanych".
    A może założę jednak nową partię.....?
    Nie mam co prawda pieniędzy z Fundacji Batorego, czy Szumana. Nie stoją za mną lobbyści, którzy mogliby załatwić mi przychylność biznesowych tuzów; ale przecież to nie jest najważniejsze.
   Tylko czy potrafię być bezczelny i pozbawiony do cna samokrytycyzmu wobec siebie i nie licząc się z tym, iż w życiu potrzeba choć w odrobinie być uczciwym, byłbym wstanie ludziom wciskać farmazony i zaklinać się, że to jest prawda?
A może można w polityce zachować się przyzwoicie?
Pewnie tak.....tak przynajmniej czuję.......
Czyli postanowione:
    Założę partię polityczną, a co!!!
Kryspin
   

1 komentarz: