poniedziałek, 3 maja 2021

To był szczególny i ważny dla mnie dzień

 

Był słoneczny majowy dzień, kiedy spełniło się moje marzenie pierwszego spotkania z Chrystusem Eucharystycznym w trakcie uroczystej, pierwszej komunii.

21 maja 1967 roku dane mi było stać się uczestnikiem tego, jedynego w swoim rodzaju, przeżycia.

Już na kilka dni przed tym wydarzeniem przeżywaliśmy magiczny czas przygotowania z pierwszą spowiedzią, aby czystym sercem przygotować gościnę dla tego najważniejszego gościa, jakim był On.

Owszem, w mojej radości mieli być obecnymi także bliscy, bo za takich uważałem rodziców chrzestnych, którzy zamierzali uczestniczyć w tym wyjątkowym dla mnie dniu, ale to Eucharystyczny Chrystus cały czas zajmował moje myśli i sprawiał mi największą radość.

Po uroczystej liturgii, w trakcie której wszystko sprzyjało podniosłości tej chwili, udaliśmy się do domu, gdzie mama przygotowała pyszny obiad dla moich gości, a dla nas najmłodszych dodatkowo oczekiwała niespodzianka w postaci oranżady, którą zapijaliśmy się bez umiaru.

Od chrzestnych otrzymałem bombonierki ze słodkościami i życzenia w formie ozdobnych laurek, a tam były pieniążki, za które następnego dnia kupiłem sobie rower, pozostałą zaś kwotę oddałem mamie, wiedząc, że w domu się nie przelewało.

Wracając pamięcią do tamtych dni mogę bezsprzecznie powiedzieć, że największą zasługę takiego przeżywania pierwszej komunii zawdzięczałem mojemu księdzu katechecie, który przez długie tygodnie przygotowań wpajał nam jak ważnym elementem naszego dorastania w wierze miał być ten pierwszy raz naszego bezpośredniego spotkania z Chrystusem.

Mogę śmiało powiedzieć, że dzięki niemu i moim mądrym rodzicom w należyty sposób dorosłem do tej niezwykłej uroczystości.

Choć od tamtej niedzieli minęło ponad pięćdziesiąt lat i w moim życiu pojawiło się wiele zakrętów, to tamten dzień ukształtował moją wiarę i nadzieję po dzień dzisiejszy.

Trochę mi żal, że tamten czas odszedł już w niepamięć i pewnie dla wielu dzieciaków i rodziców także, moje wspomnienia wydają się tak dalece niedzisiejsze, że należałoby traktować je jak jakąś legendę, bo świat obecny na tyle się zmienił, że nie ma w nim już miejsca na idealizm, którym trącą moje wspomnienia.

Ale gdyby się tak na chwilę zatrzymać i zastanowić, to przecież nic takiego się nie zmieniło, bo ten, który w tym wszystkim powinien być najważniejszym, pozostał ten sam i nadal oczekuje na radość gościny w sercach dzieci i dorosłych także.

Byłem ostatnio świadkiem dyskusji młodych rodziców, których pociechy sposobią się do swojej pierwszej komunii i wtedy usłyszałem ich zaniepokojenie, jak mogliby poczynić przygotowania do godnego przeżycia tego dnia.

W ich zatroskaniu nie wybrzmiał niepokój o samą uroczystość w kościele, bo pomimo pandemii proboszcz zdecydował się na zorganizowanie tej ceremonii, jedynie sugerując, że maluchy będą musiały być podzielone na mniejsze grupy i całość przeciągnie się w czasie, ale dla do rosłych problemem stało się zorganizowanie przyjęcia po.

Lokale gastronomiczne póki co są zamknięte, a jeżeli nastąpi odmrożenie restrykcji, to co bardziej zapobiegliwi już z kilkuletnim wyprzedzeniem zarezerwowali sale dla swoich pociech.

Mniejszym zmartwieniem są prezenty, którymi krewni mogliby zaspokoić oczekiwania maluchów i rodziców tychże, bo markety są pełne laptopów i innych drogich gadżetów, którymi krewni mogą zabłysnąć przy okazji tego wyjątkowego, rodzinnego spotkania.

Przyznam, że żal mi tych małych bohaterów majowych uroczystości, bo w rozbudzonym (najczęściej przez dorosłych) nawale oczekiwań gdzieś na uboczu pozostał ten, który samym sobą powinien stać się najbardziej pożądanym i przeżywanym.

Może warto powrócić wspomnieniem do czasu naszej pierwszej komunii i odpowiedzieć sobie, czy wtedy On był tym najważniejszym.

Jeżeli odpowiedź będzie na tak, to sprawmy, by to samo stało się udziałem naszego dziecka.

Jeżeli w naszej pamięci nie pozostało jednak zbyt wiele z tamtego dnia, to jeszcze jest czas, byśmy nie powielili błędu naszych rodziców sprzed lat.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz