niedziela, 9 maja 2021

Wyjście awaryjne

 

Przyznaję się do tego, że łamiąc zalecenia pandemicznych ograniczeń, odwiedziliśmy wczoraj znajomych, z którymi nie widzieliśmy się już od dłuższego czasu.

Tegoroczna majówka nie sprzyjała spotkaniu w plenerze, więc czas spędziliśmy w domowym zaciszu, co nie przeszkodziło nam w prowadzeniu ożywionej dysputy na tematy, wśród których wiodącymi były nasze odmienne poglądy na sprawy cowidowej prewencji, bo gospodarze stanowczo zdeklarowali się jako zwolennicy anty szczepionkowego lobby, kiedy my już zaliczyliśmy pierwszą ochronną dawkę pfizera i z nadzieją oczekujemy dopełnienia tego zabezpieczenia.

Odmienność poglądów w tej sprawie nie stała się jednak powodem jakiegokolwiek zgrzytu w naszych relacjach, bo obie strony wyraziły aprobatę do przedstawionych stanowisk i mogliśmy uznać, że możemy się różnić bez animozji.

W trakcie naszego spotkania pojawił się także temat związany z przekonaniami religijnymi, choć wiedziałem, że gospodarz naszego spotkania będąc zdeklarowanym ateistą, w tych kwestiach będzie nieugięcie bronił swojego poglądu, że liczy się tylko tu i teraz i nie warto zawracać sobie głowy sprawami, które były mu zupełnie obce od wielu lat, a jednak?

Ku mojemu zaskoczeniu poinformował mnie w pewnej chwili, że przed kilkoma laty został ojcem chrzestnym dziecka swojej dalekiej kuzynki.

Aby było ciekawiej, to nie stało się to z jego inicjatywy, a na wyraźną prośbę matki maluszka, bo została zaskoczona niesolidnością wcześniej zaplanowanego rodzica chrzestnego, który zwyczajnie się nie pojawił na uroczystości i wtedy jego poprosiła, aby poratował ją w kłopocie.

Kobieta była tak zdesperowana, że nie przeszkadzało jej to, iż on ni jak nie spełniał kościelnego wymogu, aby dostąpić takiej godności, dlatego krótko stwierdziła:

-Nic to nie szkodzi, najważniejsze aby nie było obciachu wobec innych obecnych w kościele.

To było takie wyjście awaryjne, w którym on miał uratować niezręczność sytuacji, i dla obecnych spełnił je.

Na szczęście mój rozmówca nie drążył tego tematu i nie wyraził satysfakcji z tego, że ludzie wierzący kolejny raz stali się przyczynkiem do tego, aby utwierdzić go w przekonaniu o swoistej grze pozorów obnażających płyciznę ich przekonań; ale mnie było zwyczajnie wstyd, bo uświadomiło mi to, że w Kościele bardzo często spotykamy się z takimi wyjściami awaryjnymi, choć na szczęście już mija czas, kiedy dla utrzymywania pozorów ludzie związani z wiarą uciekaliby się do fikcji religijnej poprawności ze względu na to, co inni powiedzą.

Chrzciny z doborem rodziców chrzestnych przez pryzmat zasobności portfela, czy pospieszne sakramentalne tak, aby zdążyć przed narodzinami dziecka, już na szczęście należą do coraz rzadszych, i dobrze.

Mój przyjaciel opowiedział mi jeszcze jedną historię, która tym razem nieco zachwiała jego pewność niewiary.

Kiedyś spotkał się z Adwentystami i był świadkiem ich zaangażowania w kwestiach religijnych.

Jako obserwator uczestniczył w ich spotkaniu przeznaczonym dla młodzieży i kolejnym, kiedy w zborze zgromadzili się nieco starsi wyznawcy.

W pamięci pozostało mu ich autentyczne przeżywanie tych religijnych ćwiczeń i to w jaki sposób one rzutowały na ich codzienność, w której realizowali postawione przed nimi zadania dawania religijnego świadectwa.

Mój gospodarz, zdeklarowany ateista zaskoczył mnie kolejny raz, kiedy zakończył swoje wspomnienie związane z Adwentystami:

-”Wiesz, kiedy powracają mi tamte obrazy, to już nie jestem taki pewien mojej niewiary i chyba jestem raczej agnostykiem, który jeszcze nie do końca potrafi przyswoić sobie prawdę, że może jednak On istnieje?”

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz