piątek, 12 grudnia 2014

Grudniowa "gorączka"

     Połowa grudnia dotyka nas gorączką przedświątecznych przygotowań!
Przyznam, że gdy nadchodzi czas Bożonarodzeniowej bieganiny, to czuję się trochę jak na orientalnym bazarze, gdzie natarczywi kramarze donośnymi okrzykami zmuszają naiwnych turystów do zrobienia sobie przyjemności zakupów kiczowatych pamiątek z przeszłości lub wyrobów miejscowych cepeliarzy [cepelia- to pomysł na promowanie folklorystycznych pamiątek, który ma swoje odpowiedniki także w innych częściach świata!]
Póki co mamy jeszcze Czas Adwentu, co w prostym tłumaczeniu znaczy: Czas oczekiwania!
No właśnie; oczekujemy...
Ale na co czekamy, albo może na kogo czekamy...?
Wyobraźmy sobie, że w odwiedziny wybiera się bogaty krewny, który chce nas zaszczycić swoją obecnością....
Na to dopiero byłby powód do gorączkowych zabiegań:
Trzeba posprzątać mieszkanie, wyprać brudy, uszykować sobie odświętne odzienie, naszykować specjałów na odświętny stół i....
I to już wszystko, no może jeszcze dzieciakom raz po raz przypomnimy, jak ważne będą te odwiedziny dla całej naszej rodziny[przecież to wyjątkowy gość, bogaty krewny, który właśnie nam obiecuje, że podzieli się z nami swoim dostatkiem!]
      Przed nami Boże Narodzenie!
A mnie teraz przypomniał się Franciszek- ten z Asyżu.
    Może wspominam go dlatego, że to jemu właśnie zawdzięczamy tradycję urządzania bożonarodzeniowych szopek.
Ten młodzieniec, który żył już bardzo dawno temu, nie od początku był biedakiem odzianym w łachmany.
Pochodził z majętnej rodziny kupieckiej, miał przed  sobą cieplutką przyszłość, bo tatuś miał kasę i dobrze prosperujący interes i nic, tylko używać świata!
Ale ten "wariat" dostał chyba na głowę?
Piękne ciuchy oddał żebrakowi, kasę skwapliwie podzielił pomiędzy biedaków, a sam zamieszkał w pustelni, która nawet dla bydlątek byłaby obciachowa!
No i ta mania klecenia dziwacznych scenek z figurkami, aby upamiętniać historię z Betlejem!
Taka dziwna historia "Bożego wariata", jak go określali jego znajomi pukając się z politowaniem w czoło!
Święty Franciszek z Asyżu nie był szaleńcem i to doceniła historia i nagrodził On- ten Najważniejszy Gość, na którego czekamy także i my!
     On, choć mały jak nowo narodzone dzieciątko, jest ważniejszy od tych wszystkich zwałów skupowanych przez nas prezentów: słodkich figurek Mikołajów, wymarzonych zabawek,często wyprodukowanych daleko przez pracowite małe rączki człowieka, który nawet nie potrafi tego pojąć, że z okazji jakiś narodzin dziecka w stajni, ludzi ogarnia szał zakupów!
Idą święta i zaczniemy ucztować w rodzinnym gronie.
Karp zaskwierczy na masełku, stół będzie się uginał pod obfitością jadła, pod choinką spiętrzą się paczuszki
 z niespodziankami i....
I może teraz życzmy sobie tego, aby mały Jezus nie musiał tego czasu spędzić w......oddalonej stajni!
Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz