środa, 25 października 2023

 

Czy można być niewierzącym w Kościele?

W „Faraonie” Prusa pojawił się fragment, kiedy to egipscy kapłani, obawiając się gniewu ludu, wykorzystali swoją wiedzę z dziedziny astronomii i przewidując nadchodzące zaćmienie słońca, wykorzystali to zjawisko, aby wprowadzić w zgromadzonych paniczny strach, mówiąc, że to widomy znak gniewu bogów wobec ludzkiej niegodziwości.

Strażnicy tajemnic świątyni  posiadali wiedzę o świecie, ale czy mieli także wiarę w tego, którego kult szerzyli?

Trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi, ale jeżeli dla zachowania swojej pozycji posługiwali się kłamstwem, to w człowieku musi się rodzić wątpliwość co do ich religijnych przekonań.

Minęły całe tysiąclecia i wiara starożytnych jest dla nas co najwyżej religijną ciekawostką i nikt z trzeźwo myślących już nie wierzy w bóstwa powołane do życia przez kastę egipskich kapłanów.

Przez ponad dwa tysiące lat żyjemy w religijnej rzeczywistości, którą zapoczątkował niezwykły człowiek z galilejskich piachów, który za swoje przekonania nie wahał się poświęcić życia na drzewie krzyża, ale przed tym tragicznym epilogiem swojej misji nie tylko powołał do życia nową religijną wspólnotę, ale niejako legitymując swoją misję, obiecał, że będzie najważniejszą częścią swojego Kościoła także po osobistym triumfie nad śmiercią w akcie zmartwychwstania.

Dwadzieścia wieków trwania i wiele wichrów targających Kościół nie zniszczyło go. Bolesne podziały i ataki zwolenników rozumu na niewiele się zdały i ta wspólnota przetrwała do naszych czasów.

Walka o rząd dusz jednak nie ustaje i co chwilę Kościół musi się mierzyć z nowymi atakami. Niekiedy są to publikacje z literackiego podwórka, jak chociażby beletrystyka Dona Browna, który wykorzystując powściągliwość Watykanu do ujawniania tajemnic skrywanych w swoich archiwach, dołożył lekkość , by stworzyć poczytne sensacyjki, którym z wypiekami na twarzy sekundują rzesze czytelników, twierdzących, że musi być w tym coś na rzeczy, i literacka fikcja przybiera formę skrywanej prawdy.

Kolejną cegiełkę do tych spektakli sensacji dołożył ostatnio znany u nas trener wizerunku personalnego, a później bohater skandalu z pornografią dziecięcą, pan Tymochowicz, który obwieścił swoją przyjaźń z kardynałem Rysiem i powołując się na rzekomą rozmowę z hierarchą ujawnił, że ten otwarcie zadeklarował się jako ateista, a Kościół określił li tylko jako biznes.

Trzeba w tym miejscu powiedzieć, że jest to rzadko spotykana perfidna intryga, zważywszy na to, że jej autor czuje swoją bezkarność chroniąc się poza granicami naszego kraju.

Kuria diecezji łódzkiej od razu złożyła dementi wobec tego pomówienia, ale smrodek z pewnością się rozniesie i kolejni zwolennicy odzierania Kościoła z godności już zacierają ręce, przyjmując to za sensacyjną prawdę.

Pomijając te wszystkie wyżej wymienione przykłady ataków na Kościół, trzeba sobie jasno powiedzieć, że ta instytucja przeżywa głęboki kryzys, o czym mówił w ostatnim wywiadzie wspomniany powyżej Kardynał.

Katolicyzm polski przeżywa trudny czas i jasno wyzierają w nim oznaki braku wiary wśród tych, którzy go tworzą, i tu trzeba jasno stwierdzić, że winą za taki stan ponosimy my wszyscy, począwszy od rodzin, w których zatraciły się tradycyjne wartości.

Zaraz potem trzeba dołożyć i to, że wielu ludzi Kościoła odzianych w sutanny(i to we wszystkich kolorach) swoim życiem nie umacnia religijnej gorliwości w swoich owieczkach zachowując się tak, jakby sami byli niewierzącymi.

Chrystus kończąc swoją ziemską misję podzielił się ze swoimi uczniami gorzką refleksją stawiając ze smutkiem pytanie: „Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?”(Łk 18,8)

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz